Przemówienie
ks. Eugeniusza Okonia, wygłoszone na wiecu
chłopskim 6 listopada 1918 r. pod pomnikiem Bartosza Głowackiego w
Tarnobrzegu
Żołnierze, robotnicy i ty biedoto chłopska!
Zaświtał wreszcie dla was wszystkich dzień wyzwolenia,
swobody, porachunku za tyle krzywd doznanych, za tyle poniewierania twej
godności, za tyle wyzysku ciebie, chłopie polski, który, jakkolwiek jesteś
krwią, siłą i mózgiem tej ziemi, poniewierany byłeś i poniżany. Już nie
będziesz się wysługiwał i krwawo mozolił dla obcej sprawy.
Żołnierzu wynędzniały w okopach, już nie będzie nad
tobą dzierżył władzy burżuj oficer, obcy i swój, i Tobie niech służą odtąd ci,
którzy wylegiwali się wygodnie poza frontem i robili na tobie interesa. Ty
broniłeś tej ziemi przed wrogiem, a skoro ją obroniłeś, ty masz prawo do tej
ziemi.
Precz z jaśnie wielmożnymi dziedzicami, precz z
utracjuszami, tyś powinien zamieszkać w tych pałacach, a do okopów wpędzić
tych, co się obojętnie przyglądali twej biedzie. Ta ziemia, której broniłeś,
tobie ma przypaść, a ty, chłopie, który pracowałeś w pocie czoła po dworach
pańskich za marne pomieszczenie po czworakach i garść soczewicy, który trząsłeś
się na widok pana rządcy, ty, którego widok oblicza jaśnie pana wprawiał w
drżenie i strach zarazem, tak że na nogach twych porcięta ze strachu latały jak
na wrzecionie.
Ty chłopie, ty robotniku, odetchnij dziś całą piersią,
bo odtąd tobie kłaniać się będzie twój ciemiężca, odtąd on drżeć będzie przed
tobą. Bóg tak sprawił, że poniżani będą wywyższeni.
Odwróciła się karta dziejów, już nie będą chłopskimi
ciałami wyrównywane drogi dla pojazdów carskich, jak to nieraz bywało w Rosji.
Będzie odwrotnie! Już nie będziesz się kłaniał i nie potrzebujesz się kłaniać
jaśnie wielmożnym hrabiom i dziedzicom, już się nie będzie więcej brukować ulic
czaszkami chłopskimi, właśnie takimi szlacheckimi czaszkami wybrukujesz, ty
chłopie, rynki miast i miasteczek.
Dość przez tyle wieków napracowałeś się dla panów, aby oni opływali we
wszystko, a ty, abyś gnił na barłogu. Pan Bóg nie stworzył tej ziemi, tych lasów jedynie dla nich. To twoja własność również. I
powinieneś korzystać z tego. Precz ze strażą leśną i łąkowa, precz z lizunami
hrabskimi, rządcami i leśnymi! Zeżryj, ty chłopie, choć raz do syta.
Strachem przejmowała cię dotąd myśl, gdy cię wezwano przed oblicze
starosty, sędziego, a choćby tylko egzekutora podatkowego. Już odtąd niczego
bać się nie potrzebujesz. Tyś opłacał podatki, z których panoszyli się
urzędnicy, tyś ich karmił i żywił, a oni cię traktowali jak bydło. Godzinami,
ba! dniami wyczekiwać musiałeś po biurach, nim się doczekali załatwienia twej sprawy, ale się już
skończyło panowanie urzędników. Masz prawo żądać, by ci zaraz sprawę załatwiono,
a nie zechcą, masz od tego pałę. Oni cię walili pałami dotąd, ty weź odwet za
dotychczasową poniewierkę.
Za twoje pieniądze pobudowano w miastach pałace, hotele, za twoje
pieniądze i pracę świecą olbrzymimi szybami kawiarnie, a w nich używają
burżuje, ty masz do tego prawo, a nie oni. Zechciej się tylko zabrać do tego.
Ten chłop Bartosz Głowacki, który z tego pomnika na was spogląda,
przeze mnie do was mówi, że od dziś
panem tej ziemi ty jesteś, chłopie, ty jesteś robotniku, a spogląda
ten Bartosz na rynek i gniewa go to, że tu dokoła (za) tyle pracy chłopskiej
używają dóbr tych ci, co kryli się w czasie wojny po Wiedniach i Berlinach,
gdzie robili interesy na tobie, robotniku i żołnierzu, a najwięcej na tobie,
chłopie.
Precz z tymi pasożytami, co nie orzą, nie sieją, a z chłopskiej
jedynie skóry buty szyją dla siebie. Twoje powinno być to miasto, robotniku,
mieszczaninie, i będzie! Przed nami widzimy klasztor dzikowski, ty chłopie, ty
robotniku, odbudujesz tę świątynię, ale (niech) nie poniewiera cię ni ksiądz,
ni zakonnik, bo oni wszyscy żyją z ciebie, ty jesteś ich chlebodawcą, a nie
przeciwnie. Darli z ciebie i drą skórę, pokaż im zęby i twoją pięść
silną.
Trzymali cię w ryzach jak dzikie bestie, i pastwili się nad tobą
austriaccy żandarmi. Wyrżnąć ich do nogi, wypędzić. Odtąd na czele żandarmerii
w powiecie stanie wasz rodak, wasz chłop, ten oto tu stojący porucznik Tomasz Dąbal,
syn chłopa ze Sobowa. Do niego odtąd zwracajcie się. w waszych bólach, w waszych
sprawach, bo on otrząsł się już dawno z burżujskich nawyczek i pójdzie z wami
na przebój do lepszego jutra, do lepszej przyszłości. Niech żyje komendant
Tomasz Dąbal! Wyszedł z wojska oberleutnantem, ale wy na dowód tego, ze już
rządzicie, mianujcie go majorem, niech żyje major Tomasz Dąbal!
Rządzili tu wami, oprócz starostów, i prezesi rad powiatowych,
lecz ci ostatni nie mieli władzy wykonawczej. Szlachecki ten przeżytek winien
raczej zginąć niż być nadal utrzymany. Władza cała przechodzi, chłopie, w twoje
ręce; jak będziesz rządził, taki
będziesz miał rezultat. Musisz tylko urzędników okiełznać i za mordę silnie
trzymać, to potrafisz tak pokierować nimi, jak twoim zaprzęgiem.
Właśnie dzwonią (w kościele), ale już nie
na "anioł pański", ale na twój "anioł chłopski", więc
oddajmy się w opiekę Matki Boskiej Dzikowskiej i zanućmy "Serdeczna Matko".
Według streszczenia podanego w pracy T. Spissa, Ze wspomnień c.
k. urzędnika politycznego.
Przemówienie posła ks. E. Okonia to sprawie reformy rolnej
Wysoki Sejmie!
"Dać ziemię chłopom polskim" - to hasło wielkie,
najrozumniejsze i najbardziej patriotyczne, rozbrzmiewa dzisiaj
coraz donośniej po wszystkich ziemiach Rzeczypospolitej Polskiej i okrzyk ten
potężny, płynący z głębiny zbolałych i wynędzniałych rzesz, nie zamilknie, aż
zaspokoimy zupełnie głód ziemi u ludowych mas, aż przeprowadzimy praktycznie i
szybko reformę rolną, po myśli naszej chłopskiej - a nie tylko w ustawie i na
papierze - i aż damy ziemię w ręce
chłopskie, w twarde ręce od
pługa, w ręce najpewniejszego i najrozumniejszego włodarza. Wierzę najmocniej,
że reforma rolna według życzeń naszych chłopskich przejdzie, bo przejść musi,
gdyż spełniły się realnie marzenia poety: "Chłop potęgą jest i
basta". Chłop po ciężkim boju dorwał się do głosu, przyszedł do znaczenia
i Polską rządzić będzie. A tej najżywotniejszej dla siebie kwestii utrącić
sobie w żaden sposób nie dozwoli, chociażby Panowie z prawicy jak najzłośliwsze
trudności na drodze stawiali. Reforma rolna jest dla chłopów kwestią "być
albo nie być", kwestią życia albo śmierci.
Pamiętajmy wszyscy o tym, że gdyby się, reformy rolnej takiej,
jakiej lud polski żąda, nie przeprowadziło, to Polska by istnieć nie mogła,
gdyż byłaby w samych fundamentach swych zagrożona. Jeżeli Polska ma być
naprawdę rzeczpospolitą ludową, jak ją powszechnie nazywamy, to musimy jej
fundamenta oprzeć przede wszystkim na ludzie, przede wszystkim na ludzie
wiejskim, bo jest go aż 80% w naszym państwie, więc lud w Polsce - to naród, a
naród - to lud. A ponieważ gruntowne, zupełne i radykalne przekształcenie
ustroju rolnego na rzecz mas chłopskich będzie pierwszym kamieniem węgielnym w
tym fundamencie budowy państwowej, przeto powinniśmy co rychlej dla dobra i
potęgi państwa ten kamień węgielny położyć i z całym zaufaniem ziemię, jako
najistotniejszą podwalinę państwa, powierzyć warstwie chłopskiej,
najliczniejszej, najpracowitszej, gdyż tylko ta warstwa daje gwarancję, że tej
ziemi nigdy z rąk swoich nie wypuści, nie zmarnuje, czego dała tysiączne w
historii dowody, a nade wszystko w Poznańskiem, na Śląsku i w b. Galicji. Toteż
Drzymałami byli polscy chłopi, a nie Hutten-Czapscy, Wodziccy czy
Radziwiłłowie. Słusznie więc powiedział p. prezes Witos, ze "ręce chłopa,
to ręce najpewniejsze".
Z tego więc
narodowego i patriotycznego punktu widzenia wychodząc, uważam reformę rolną nie
tylko za najdonioślejszy problemat gospodarczy, nie tylko za najważniejszy
problemat społeczny, lecz przede wszystkim
za najważniejszy problemat polityczny i państwowy; upatruję w oddaniu ziemi z
rąk lekkomyślnych, marnotrawnych, egoistycznych i leniwych obszarników i
szlachciców w twarde chłopskie ręce od pługa za zbawienie Polski, za jedyny
najskuteczniejszy środek stworzenia z Ojczyzny naszej silnego, zdrowego jak lud
i potężnego państwa, mogącego się oprzeć wszystkim burzom dziejowym, oraz za
zabezpieczenie świetnej przyszłości Polski na całe wieki.
Gdy oddamy ziemię chłopom
polskim, oprzemy Polskę na granicie niezniszczalnym i możemy być wówczas o losy
Ojczyzny naszej zupełnie spokojni. Bo chłop to granit, to skała, to mur, to
opoka, i na tej tylko opoce możemy wielkie i potężne państwo polskie zbudować,
gdyż żaden wicher, żadna burza, żaden piorun opoki tej nie przełamie!
Tak wielce podobnym jest nasz
chłop polski przez swoją niezniszczalność do onej wierzby polskiej, co to i w
miejscu najmarniejszym rośnie, każdy o nią zawadzi i piorun nieraz w nią uderzy
i w strzępy ją połamie, a przecież ona żyje i liście, i konary wypuszcza, i
życia odebrać sobie nie da. Twierdzę stanowczo, że i nasz chłop polski jest
niezniszczalny. On wszystko przetrzyma i wszystko, choćby najgorsze,
przezwycięży. Wszakżeż przetrzymał on już i przezwyciężył aż potrójne piekło.
Pierwsze piekło pańszczyzny z jej wszystkimi wiekowymi najohydniejszymi mękami
i gwałtami; drugie piekło prześladowań politycznych przy kolebce ruchu ludowego
w byłej Galicji, kiedy wszystkimi środkami, nadużywając niegodnie religii i
ambon, chciano zdusić chłopskiego olbrzyma, budzącego się z wiekowego snu, a na
pierwszego proroka chłopskiego, nieodżałowanego ś.p. księdza Stojałowskiego,
pierwszego budziciela ludowych mas, rzucano najohydniejsze potwarze i klątwy, i
zgniłe lochy więzienne, i całą diabelską wściekłość hrabiów Badenich i
obszarników. Pamięci tego wielkiego męża, męczennika i kapłana-patrioty,
jednego z największych miłośników ludu, w tym pierwszym polskim Sejmie
zjednoczonej zmartwychwstałej Polski składam z serca wzruszonego najgłębszą
cześć! Bracia posłowie chłopscy, dla uczczenia jego prochów powstańcie z miejsc
(Brawo! Posłowie chłopscy na lewicy powstają).
Trzecie wreszcie piekło
przeszedł chłop polski podczas szalejącej burzy tej wojny. Zaborcy przede
wszystkim jego wyniszczyć chcieli i rzucili go jako mięso na żer armatni. Jaką
przeszedł niedolę, ile w tych okopach ucierpiał, jakie zadawano mu tortury, ile
chłopskiego życia legło jak zboża na nieprzejrzanych łanach, na polach bitew
wśród lasów, pól i gór, to tylko jeden Pan Bóg policzy. A przecież nawet ta
okropna, największa ze światowych zmagań wojna, nie dała chłopu polskiemu rady,
bo go całkiem nie zniszczyła. Złamała ta wojna trony dumnych cesarzy, złamała
państwa potężne, a chłopa polskiego złamać nie potrafiła, bo chłop polski jest
niezniszczalny jak granit.
A chcąc okazać, że jest on
piastunem tej matki-ziemi, jej włodarzem, jej najwierniejszym synem, że ta
polska ziemia jemu się przynależy, kiedy starsza brać szlachecka opuściła tą
matkę-ziemię przed grozą wojny, mając tylko siebie na względzie, a więc ohydnie
ją zdradziła, chłop został bez lęku i trwogi na tej polskiej placówce, na
chłopskiej reducie i orał ją, i uprawiał wśród ryku armat i gradu kul, kochając
więcej ziemię ojczystą nad zdrowie i życie własne. Bo chłop kocha ziemię siłą
żywiołową, siłą nadludzkiej namiętności i przywiązania, jak ów chłop z "Placówki" Prusa, przeto
ziemia oddana w jego ręce - to święty, nienaruszalny, najpewniejszy depozyt.
Nie tylko jej nie straci, nie tylko nic z tego najdroższego skarbu nie uroni,
ale przeciwnie, w swej nieopisanej pracowitości i oszczędności jeszcze ją
pomnoży. Dlatego też dla mnie wyraz "chłop" jest wyrazem
najpiękniejszym, jest synonimem najlepszego Polaka i patrioty. Jeżeli, więc
panowie obszarnicy i ich obrońcy z prawicy, Polskę naprawdę kochacie, jeżeli
jej przyszłość leży wam na sercu, jeśli naprawdę patriotami jesteście, to
dajcie co prędzej ziemię w ręce chłopskie, a spełnicie czyn najbardziej patriotyczny
i narodowy.
Jeżeli w drugiej połowie XVI
wieku kanclerz Jan Zamojski wierzył w "naród szlachecki", w jego
zmysł polityczny, w jego niespożytą siłę, to my mamy tym większe prawo wierzyć
w "naród chłopski", w jego polityczny zmysł, w jego ukochanie i
zrozumienie idei państwowej, w jego zdolność kierowania nawą państwową, w jego
żelazne nerwy, niespożyte siły i duszę uczciwą. Dynastia chłopska Piastów
stworzyła i zbudowała historyczną Polskę, więc i w dzisiejszym pokoleniu
chłopskim, zdrowym, rozumnym i patriotycznym wszystkie nasze nadzieje państwowe
pokładamy.
W tym momencie wywiązuje się
następujący dialog:
Marszałek Trąmpczyński:
Proszę mówić tylko o dobrach duchowych!
Poseł ks. Okoń: To jest wstęp
(rozlega się śmiech na prawicy).
Marszałek: W takim razie mowa
długo trwać nie może, jeżeli to ma być wstęp.
Poseł ks. Okoń: To tylko dla
nas taka klauzura!
Marszałek: Dla wszystkich.
Poseł ks. Eugeniusz Okoń mówi
dalej:
Dla tych to przyczyn, z tych
to pobudek, pragniemy dać ziemię chłopu polskiemu nie tylko państwową, a więc
skarbową i majoracką, nie tylko ziemię b. arcyksiążąt i dynastii panujących
oraz Komisji Kolonizacyjnej pruskiej i rosyjskiego Banku Włościańskiego, nie
tylko ziemię lichwiarzy oraz ziemię wszystkich obszarników, zostawiając im co
najwyżej 300 morgów, ale i ziemię martwej ręki (Brawa. Głos na prawicy:
Dlaczego?).
Bo kościół i religia, a
rzeczy doczesne, materialne, to są rzeczy zupełnie odrębne. To dwa inne światy!
Majątek doczesny, ziemia, folwarki, lasy, to nie świętość, to nie relikwie,
lecz to mamona - to marność (Wrzawa). Majątki ziemskie nie należą wcale do
istoty kościoła katolickiego, gdyż przez wieki przeszło kościół istniał bez
majątków ziemskich, a nie upadł, lecz właśnie wtenczas, oddany wyłącznie idei
Chrystusowej, ukryty w katakumbach, jaśniał blaskiem największej moralnej
potęgi i chwały. My religię katolicką kochamy gorąco, może nawet goręcej niż
ci, co z niej monopol chcą dla siebie uczynić, my religię uważamy za najwyższą
świętość, ale też właśnie z tej przyczyny, z prawdziwej troski o naszą religię
nie dozwolimy mieszać świętości religii, kościoła i rzeczy nadnaturalnych z
majątkami ziemskimi, z mamoną. Ne misceantur sacra prophanis. Tutaj więc dadzą
się zastosować słowa ks. arcybiskupa ormiańskiego Teodorowicza, ale właśnie nie
pod adresem lewicy, lecz prawicy: "Nie rzucać pereł przed…".
Proszę Panów Posłów, skąd się
wzięły majątki kościelne? Nasz kościół katolicki powstał z ubóstwa i w
ubóstwie. Nasz Chrystus Pan był najuboższy, a kiedy przyszedł do Niego bogaty
młodzieniec, pytając o drogę do doskonałości, powiedział mu Chrystus: "Idź,
sprzedaj, co masz, a daj ubogim". Więc bardzo ubogim był nasz kościół
pierwotny i kochał ubóstwo, bo pamiętał słowa proroka: "Biada wam, którzy
przyłączacie dom do domu, a rolę do roli przydajecie".
Majątki i dobra kościelne
powstały z danin, z datków i z darowizn wiernych. Fundatorzy, dając te
darowizny na rzecz kościoła, mieli zawsze i wszędzie tę jedną, wspólną
intencję, ażeby z tych datków i zapisów utrzymywano biednych w kościele i
potrzebujących. Dlatego bogactwo kościoła katolickiego było bogactwem ubogich i
biednych. Z tego więc powodu pierwsze bractwa kościelne, jakie powstały, tj. 1)
bractwo ubogich braci i 2) bractwo pogrzebowe, tym tylko celom wzniosłym,
istotnie chrześcijańskim, wyłącznie służyły. Bractwa ubogich braci miały za
zadanie ratować biednych i głodnych, a bractwa pogrzebowe - pielęgnować chorych
i grzebać umarłych. Diakoni pierwszych wieków chrześcijaństwa, chodząc do
chorych, przynosili im nie tylko sanctissimum, ale zarazem i pożywienie za
darmo.
Ale ludzie potrafili i
najlepszą myśl spaczyć. Z biegiem wieków myśl i intencja fundatorów została
częstokroć nadużyta dla celów osobistych jednostek, dla celów bogacenia się. Po
otrzymaniu edyktu tolerancyjnego w roku 313, a zwłaszcza po zawarciu przymierza między
państwem a kościołem za Karola Wielkiego, kiedy dostojnicy duchowni poczęli się
stawać równocześnie i książętami świeckimi, rozpanoszyła się chciwość i
zamiłowanie do ziemskich bogactw.
W ciągu wieków doszło do
wzbogacenia duchowieństwa do tego stopnia, że wielki, natchniony i ascetyczny
zakonnik dominikański Savonarola musiał surowo gromić bogactwa i chciwość
współczesnego sobie kleru, głosząc, że bogactwa gubią kościół i wiarę. I chciwe
gromadzenie majątków stało się przyczyną rewolucji religijnych i powstawania
herezji, a lepsza część duchowieństwa widząc, jakie fatalne skutki dla idei
Kościoła przynosi to gromadzenie bogactw, poczęła tworzyć zakony, stawiając,
jako pierwszy punkt zasadniczy wszystkich swoich reguł, dobrowolne ubóstwo
(Głosy: A z czego się ksiądz tak spasł? Śmiech).
Polska nasza poszła też za
przykładem innych krajów. Darowizny i fundacje, dawane przez wiernych na rzecz
kościoła, służyły początkowo wzniosłym, świętym celom, ale po pewnym czasie
przerodziły się one w skupianie i gromadzenie bogactwa i nadmiernych majątków,
z których nie korzystał kościół ni religia, lecz familie i rody dygnitarzy
duchownych. Z grosza kościelnego wzbogaciły się przeogromnie rody szlacheckie:
Oleśniccy i Myszkowscy, których krewniak, biskup krakowski Piotr Myszkowski,
zwany plebanem całej Polski, posiadający w samym biskupstwie krakowskim aż 4
miasta i 300 wsi, pozostawił swojej familii po 14 latach biskupstwa 8 milionów
złotych polskich i ogromne dobra pińczowskie. Te pieniądze, zaczerpnięte z
majątku kościelnego, nie tylko nie wyszły kościołowi na korzyść, lecz owszem
tylko na zgubę, gdyż ród Oleśnickich, kuzynów kardynała, za te pieniądze
popierał Kalwinów, a ród Łaskich - Arianów, ród zaś Górków - dysydentów, samych
wrogów kościoła.
Tak nieuczciwie użyto
majątków, przeznaczonych przez fundatorów na cele religijne.
Majątki więc ziemskie, tym
bardziej duże, są wprost szkodliwe kościołowi.
Po pierwsze, są one kulą u
nogi duchowieństwa. Duchowny nie może bowiem równocześnie być dobrym
duszpasterzem i dobrym rolnikiem na wielkim obszarze, gdyż dla jednej sprawy
musi drugą poświęcić i obowiązki swe zaniedbać.
Następnie są one przyczyną i
okazją, ponieważ ludzie najbardziej nie umieją uszanować majątków duchownych
mówiąc, że: "ukraść księdzu - to nie grzech".
Wreszcie są one bardzo często zgubą dla
duchowieństwa. Widzieliśmy to na przykładzie jednego klasztoru. Majątek wielki
srodze go poniżył. Toteż misjonarze, idący w kraje dalekie na podbicie dusz
ludzkich, nie biorą ze sobą żadnych bogactw, pamiętni na słowa Zbawiciela: "Nie
bierzcie ze sobą laski ani mieszka". Są wśród duchowieństwa biedni i
pokrzywdzeni ciężko, a tymi są wikarzy, zdani na łaskę i niełaskę proboszczów i
strasznie nędznie wynagradzani, oraz księżą emeryci.
Należy więc i te kwestie uregulować w ten sposób,
żeby, zostawiwszy po kilka morgów proboszczom i klasztorom, resztę chłopom
rozparcelować, a duchowieństwu wyznaczyć odpowiednie przyzwoite pensje.
Jak z tego wynika, my nie chcemy majątków kościelnych
rabować, my chcemy tę ziemię kupić i chłopu polskiemu, katolickiemu, bezrolnemu
sprzedać, a przez to wskrzesić i przywrócić myśl i intencje fundatorów, gdyż ta
ziemia dana była kościołowi na cele ubogich kościoła.
Gdy oddacie ziemię najbiedniejszym i najuboższym
spośród wiernych, to spełnicie czyn najbardziej chrześcijański i katolicki.
Gdybyście zaś nie chcieli jej oddać, względnie ludowi zgłodniałemu sprzedać,
wychodząc z zasady samolubnej: noli me tangere, to byście ściągnęli na siebie
gorzki i bolesny wyrzut naszego Zbawiciela: "Byłem głodny, a nie
nakarmiliście mnie, byłem nagi, a nie przyodzieliście mnie, boście nie uczynili
tego jednemu z tych maluczkich".
Skądże więc ten upór duchowieństwa? Dlaczego ks.
arcybiskup Teodorowicz zarzuca groźnie aż świętokradztwo? Czyż ta okropna nędza
i niedola naszego proletariatu wiejskiego, bezrolnego i małorolnego, nie
powinny przejąć serc litością na widok zgrozy, ubóstwa zgłodniałych mas, czyż
nie powinny przyświecać naszemu duchowieństwu wielkie i piękne postacie
szlachetnych i ofiarnych dla ojczyzny kapłanów polskich, jak księdza
Kordeckiego, który z majątku klasztornego ratował nie tylko klasztor, ale i
ojczyznę całą, będąc w niebezpieczeństwie; jak księdza Staszica, który nie
zastanawiał się, nie wahał, nie prowadził dysput, lecz już przed przeszło 100
laty sam dobrowolnie rozdał pierwszy w Polsce swoją wieś chłopom; jak księdza
Bronisława Markiewicza z Miejsca Piastowego, który wszystkie grunta plebańskie
oddał sierotom, zakładając dla nich z własnego poświęcenia wspaniały zakład dla
opuszczonych sierot; jak ks. Stojałowskiego, który ojczyźnie i ludowi polskiemu
złożył nie tylko swój majątek, nie tylko zdrowie i trudy najmozolniejsze, ale i
życie swoje w ofierze?
Przeto wobec takich świetlanych i wielkodusznych
postaci patriotycznego naszego duchowieństwa jakże dziwnym, niezrozumiałym i
krającym serca wydać się musi to smutne, małostkowe stanowisko, jakie zajmują
księża posłowie siedzący na prawicy, broniący nie tylko swoich majątków, ale
najzażarciej ziemi wielkiej własności obszarniczej. Dlaczegóż znajdują się w
obozie obszarników ci, których Mistrz Boski najostrzej gromił jako bogaczy,
faryzeuszów, nazywając ich "rodzajem jaszczurczym", a litował się
tylko nad ubogimi, zgłodniałymi rzeszami ludu, mówiąc: "Żal mi tego ludu"
- i zaspokoił głód ludowych mas i te tysiączne rzesze nakarmił, gdy wołały: "Nie
mamy chleba!" - czyż możecie być głusi i obojętni na błagania rozpaczliwe
bezrolnego chłopa? (Brawa).
Szanowni księża, siedzący na prawicy! Szkoda Waszego
trudu, Waszych wysiłków, Waszych zdolności na obronę wielkiej własności.
Ginącej szlachty i obszarników nawet Wy nie uratujecie! Nemezis dziejowa
wypisała już nad nimi wyrok za nieprzeliczone krzywdy, wyrządzone ludowi i
narodowi polskiemu. Szlachetczyzna już się nie dźwignie, już nie wstanie!
Dzisiejsza Polska, którą Bóg dał - to Polska ludowa.
Więc czas najwyższy porzucić obóz obszarniczy. Wy powinniście się znaleźć na
lewicy, gdyż miejsce księdza, żyjącego przeważnie z chłopa, winno być po
stronie chłopskiej, a nie pańskiej. Posłami zostaliście dzięki głosom
chłopskim. Apeluję tedy najgoręcej do sumień Waszych kapłańskich, ażebyście
reformie rolnej żadnych nie czynili trudności, lecz abyście przy głosowaniu
razem znaleźli się z nami, ludowcami. Bo gdybyście stanęli przeciwko ludowi w
tej najczulszej i najdonioślejszej dla ludu kwestii - reformie rolnej - to ten
lud Was zmiecie i przy przyszłych wyborach prawie żadnego księdza nie wybierze
na zdradę interesów tego ludu.
Wiedzcie, kapłani polscy, o tym, że Polska już
stwarza się chłopska, już wkrótce będzie naprawdę chłopska i na chłopach
oparta, będzie naprawdę najpewniejsza i gospodarna, i najmocniejsza, a jako
taka przetrwa tysiące lat w blasku, potędze, świetności i chwale...
My, posłowie chłopscy, nie ustąpimy, my pójdziemy w
święty bój o prawa i o szczęście polskiego ludu, i będziemy walczyć oparci o
masy ludowe tak długo, aż wywalczymy chłopu polskiemu nie tylko należytą,
szybką, odpowiadającą potrzebom ludu reformę rolną, ale również i rządy w
państwie, ażeby chłop, prawdziwy piastun i włodarz tej ziemi, tą Rzeczpospolitą
zmartwychwstałą władał i kierował dla mocy i potęgi państwa oraz dla szczęścia
ludu, bo chłop polski do rządów już dorósł.
(Na lewicy brawa i
oklaski. Marszałek dzwoni).
Stenogram z 56 posiedzenia
sejmu, z 26 VI 1919 r., s. 32-39.
Przemówienie posła ks. E.
Okonia w dyskusji nad wnioskiem o przeniesienie prawa patronatu przy mianowaniu
proboszczów z właścicieli dóbr dworskich
na przedstawicieli mieszkańców parafii.
Wysoki Sejmie!
Prawo patronatu kościelnego, to prawo zwyczajowe,
którego początek sięga drugiej połowy wieku V, a które utrwaliło się w kościele
katolickim w wieku IX, któremu nadał ostateczny wyraz i formę Karol Wielki w
swoich kapitulariach, orzekając, że każdy z kościołów ma mieć swojego opiekuna,
czyli wójta, po łacinie: advocatusa; to prawo ma dla nas, chłopów, ogromne
znaczenie. Jak za czasów Karola Wielkiego urząd tego opiekuna, czyli
advocatusa, pozostawał przy fundatorze beneficji, czyli właścicielu ziemskim,
przy właścicielu własności tabularnych, tak prawo to niezmienione przechowało
się aż do naszych czasów, a synody nasze polskie, poznański i gnieźnieński,
nadały temu prawu szczególniejsze przywileje: przywilej prezenty, przywilej
aspiracji i przywilej ławki kolatorskiej. Tradycja sprawia, że te przywileje,
razem złączywszy się, osiągnęły ten skutek, że kolatorowie w zupełną swoją
zależność wzięli nasze duchowieństwo, a przede wszystkim proboszczów. Kolator,
mając proboszcza w swoim ręku, miał przez niego, za jego pośrednictwem, i lud w
swoim ręku. Dlatego prawo patronatu odegrało w historii budzącego się ruchu
politycznego ludowego, czyli chłopskiego, wielką rolę.
To prawo patronatu,
wykonywane przez kolatorów, właścicieli ziemskich czyli obszarników, było
krzywdą nie tylko dla ludu, który, pragnąc się wyzwolić z pęt pańszczyzny i
szukając opiekuna, bo nie mógł go znaleźć w proboszczu, bo ten był zależny od
obszarnika, bo obszarnik był panem jego życia i śmierci. Ale było krzywdą i dla
samej religii katolickiej, i kościoła katolickiego, było krzywdą przede
wszystkim dla duchowieństwa. Słyszymy głosy wielu księży, że raz powinny ustać
takie stosunki, ażeby człowiek, który skończył teologię, który ma za sobą pracę
i lata zasługi, szedł żebrać łaski o posadę.
Zdarzyło się, że człowiek
najzdolniejszy, najlepszego charakteru, najlepszych zasług dlatego, że nie
umiał zniżyć karku, że miał sztywny kark, że nie był układny i nie umiał się
pokłonić panu kolatorowi albo pani kolatorce, że nie umiał się spodobać, bo nie
miał zewnętrznych warunków po temu, całe życie był wikarym. Obszarnicy
obsadzali probostwa a nawet były wypadki, że zajmowali się tym lokaje książęcy.
Znajomy mój wikary starał się u ks. Lubomirskiego o posadę, pojechał więc do
jego dóbr i pyta się, kto ma największy wpływ na księcia. Powiedziano mu, że
największy wpływ na księcia ma lokaj. Idzie do lokaja, daje mu 25 reńskich i za
25 reńskich dostał probostwo. Nie dawno, przed kilku laty, gdy w naszym okręgu
starał się u hr. Tarnowskiego jeden z księży o probostwo, człowiek zacny i
uczciwy, hr. Tarnowski zażądał od niego, ażeby parę dni zamieszkał w jego
pałacu, ażeby mógł z nim odbyć konferencję i wybadać, jakich jest przekonań
politycznych. Gdy się pytałem, o co hrabia najwięcej pytał, to mówił, że
najwięcej pytał o jego przyszły stosunek do ludu, czy nie będzie zajmował
wrogiego stanowiska wobec dworu.
Nie tylko osoby z
duchowieństwa poniżały się przez takie wykonywanie patronatów, poniżała się także
religia sama. Znam przykład konkretny, że jedna z kolatorek chciała urządzać
nabożeństwa na swój sposób. Mówiła: księże proboszczu, dziś mamy mieć takie a
takie nabożeństwo, takie a takie nieszpory, o tej a o tej godzinie. Jedna
hrabina, żyjąca jeszcze dzisiaj, znam ją, sama opowiadała, że kiedy ks.
Stojałowskiego wyklinano z ambony, a proboszcz, jako rozumny człowiek, wiedząc,
że on niewinnie cierpi, nie chciał tej klątwy na cały głos odczytać, wówczas
ona, stojąc w kościele, krzyczała: księże proboszczu, masz odczytać tę klątwę,
bo ci tak biskup nakazał. Ale ksiądz był mądry i odpowiedział: kobiety niech
milczą w kościele, bo tak św. Paweł naucza. Widzimy więc, że to fatalnie odbiło
się na całym kościele.
Całe życie ks.
Stojałowskiego, największego męczennika o wolność ludu, największego naszego
bohatera ludowego, tego, który stworzył ten nasz Sejm, który pod Polskę ludową
podwaliny pierwsze położył, było tragedią właśnie na tle stosunku kolatora do
proboszcza. Ks. Stojałowski był proboszczem w Kulikowie pod Lwowem, człowiekiem
wielkich zdolności i wielkiej zasługi. Zaczął on wydawać gazetę tę, którą
dzisiaj endecja dalej wydaje, ale gdyby ks. Stojałowski powstał z grobu i
zobaczył ją, to by się powstydził tego wydawnictwa. Biskup Puzyna, przyjechawszy
wówczas do ks. Stojałowskiego na wizytację, obszedł się z nim po jezuicku,
całował się z nim, napił się dobrego wina, ale gdy odjechał, pozostawił na
stole list suspensyjny. Dlaczego to zrobił? Dlatego, że mu hr. Badeni tak
kazał, bo hr. Badeni był namiestnikiem Galicji. A tak, jak biskupowi kazał
Badeni, tak wszystkim księżom kazał biskup, jak te żaby, gdy jedna: rech-rech,
to wszystkie za nią: rech-rech (Wesołość). Z ambon poczęto ciskać klątwy na ks.
Stojałowskiego, zaczęto mówić ludowi wiernemu dla kościoła, dla religii, że ks.
Stojałowski - to buntownik, że chce wywrócić religię, że chce być Lutrem nowym,
a tymczasem ks. Stojałowski nie chciał być Lutrem, bo gdyby chciał, to by nim
był, bo miał lud za sobą i księża poszliby za nim, bo miał poparcie za sobą,
ale Stojałowski kochał wiarę i miał lepszą wiarę niż biskup Puzyna i wszyscy
księża proboszczowie.
Mówił do mnie ks. Stojałowski
przed śmiercią, w roku 1911: "Szanowny księże, najważniejszym
nieszczęściem dla 'kościoła i dla naszych księży jest to, że są w szponach
obszarników". Całe życie go męczono, a kto najbardziej mścił się na nim?
Księża sami. Dlaczego się mścili? Dlatego, że im tak kazali obszarnicy i
hrabiowie, których się bali.
W Małopolsce są stosunki
takiego niewolnictwa, takiego upodlenia, że w całej Polsce z pewnością
przykładu takiego drugiego nie było i nie ma. Dlatego księża trzymali się
pańskiej klamki i chcąc zrobić karierę w życiu, musieli się kłaniać, musieli
nieraz wbrew sumieniu postępować. Chociaż ksiądz był synem chłopa, musiał iść
wbrew interesom ludu. Byli jednakże i tacy księża, którzy ośmielili się
występować jako ludowcy. Ale dziś jeszcze, gdy występują jako piastowcy, choć
to partia dziś już konserwatywna, biskup Wałęga ich wyklina za to, że są tylko
ludowcami.
Dlatego też lud nasz cieszyć
się będzie ogromnie, gdy Sejm uchwali może pierwszą mądrą rzecz tutaj, bośmy
wiele rzeczy tu uchwalali, ale ta rzecz będzie bodaj jedną z najważniejszych
dla chłopów. Wtedy chłop zrzuci z siebie kajdany nie tylko obszarników, ale i kajdany
proboszczów. Dlatego nasz chłop będzie się cieszył, jeśli to prawo kolatorstwa
odbierzemy obszarnikom. Ale odbierając, nie można tak zrobić, jak radzi ksiądz
Sobolewski, nie możemy iść z deszczu pod rynnę, nie można oswobodzić chłopa
spod samowoli obszarnika, a poddawać go samowoli biskupów i konsystorza. Wielka
była samowola obszarników, ale przeogromna jest też samowola lub - jak (to)
dobrze nazwał poseł Putek - autokracja naszych biskupów.
Weźmy tylko przykład z
biskupem Łosińskim. Kiedy legioniści przyszli do Kielc, to nawet do kościoła
nie chciał ich puścić i pogrzebów im sprawić. Mam nazwisko jednego człowieka, który
do niego przyszedł i przyniósł na mszę za brata-legionistę, poległego w
bohaterskiej walce za Ojczyznę. Ale ksiądz prałat Okolski z rozkazu biskupa
Łosińskiego nie pozwolił odprawić mszy świętej za legionistę. Również do
szpitali nie puszczano legionistów.
Jeżeli my biskupom zostawimy
to prawo, to z pewnością dostaną probostwa tylko tacy księża, jak ten ksiądz,
który mnie chciał obrazić - nie znam jego nazwiska (Głos z sali: Chrzanowski),
Chrzanowski czy jakiś tam inny. Ale takich księży w Polsce będzie coraz mniej,
a księdzu Chrzanowskiemu, który jest z pewnością pachołkiem biskupim, powiem
tylko to, że "psie glosy nie idą w niebiosy" (Wesołość). Powiem tyle,
że z głosem chłopa dotąd biskupi nasi się nie liczyli. Kiedy chłopi z pewnej
parafii w ziemi lubelskiej pojechali do biskupa prosić, ażeby zły proboszcz
ustąpił i aby biskup dał im na proboszcza tego, którego lud polubił za pracę
dla ludu podczas epidemii, biskup odpowiedział im: "Chłopi, jedźcie do
domu i nie zawracajcie głowy, bo nie nadszedł jeszcze taki czas, żeby chłopi
mieli rządzić księżmi". Chłopi odjechali i dano im księdza, którego lud
nie życzył sobie.
Tymczasem historia kościelna,
bo p. Putek brał tylko to tylko ze strony prawniczej, mówi, że lud
chrześcijański miał, będzie miał i musi mieć prawo głosu przy wybieraniu
proboszczów, a nawet biskupów.
Proszę Panów, Klemens, ojciec
Kościoła, powiedział w liście do Koryntian, w rozdziale 44, że apostołowie i
uczniowie apostolscy, aczkolwiek swoją powagą sami mianowali biskupów i sami
mogli mianować innych duchownych, przecież zawsze liczyli się z głosem gmin
chrześcijańskich, liczyli się z głosem ludu, i tym głosem nie pomiatali. Nawet
apostołowie tak postępowali. A św. Cyprian w liście swoim do Efezów pisze, że
wybieranie biskupów i kapłanów przez lud razem z klerem jest prawem i zwyczajem
apostolskim. Na czym on polegał? Otóż na tym, że biskupi danej prowincji
zjeżdżali się z ludem katolickim, z ludem chrześcijańskim, i razem z nim
wybierali kandydatów na biskupów, a naczelny metropolita zapytywał, czy lud się
zgadza na danego kandydata. A więc tu była potrzebna aprobata i zgoda ludu. A i
Sobór Trydencki do dziś żąda, żeby nazwiska tych, którzy wstępują do stanu
kapłańskiego, były odczytywane wobec ludu z ambony, żeby lud wiedział, kto ma
być kapłanem.
Tylko w Kongresówce nie wolno
było tego czynić, ponieważ rząd rosyjski zakazał, i tego roku dopiero po raz
pierwszy z ambony, nawet tu w Kongresówce, rozlegnie się ten głos Soboru
Trydenckiego.
Ale w wieku V, kiedy poczęły
się tworzyć pierwsze parafie, kiedy biskupi musieli się liczyć z wolą
fundatorów kościoła, zaczęto odsuwać lud, a najwięcej w tym zawinił cesarz
Justynian I, który orzekł, żeby biskupów i proboszczów wybierali duchowni, ale
nie wspólnie z ludem, tylko z wybitniejszymi przedstawicielami tego ludu. Widzimy,
że to prawo istniało aż do wieku IX. Jeszcze w wieku IX w każdej gminie
chrześcijańskiej istniało 7 członków, którzy mieli nawet prawo nadzoru nad
proboszczami, prawo nadzoru nad życiem wewnętrznym chrześcijańskim danej
parafii chrześcijańskiej. Dopiero czasy feudalne, obskurantyzmu i zacofania,
odebrały ludowi ten głos. Dziś lud do tego głosu chce wrócić. Ks. referent Sobolewski
powiedział, że nie ma podstawy prawnej do tego, a nawet poseł Putek nie mógł
się jej doszukać. Otóż ja tę podstawę prawną znajduję. Prawo prezenty, prawo
ławki kolatorskiej itp. przysługiwały kolatorom dlatego właśnie, że oni budowali
ten kościół i utrzymywali go. Kto jest dziś fundatorem kościoła? Czy może nasi obszarnicy
dadzą co na kościół? Gdy przyjdzie ściągać konkurencję z dworu, to dwór tak
kręci, tak rekursuje do władz, że gdyby się na ten datek czekało, z pewnością
nic by się nie otrzymało. A co robi chłop? Kwestuje. Biedacy jadą w dalekie
krańce Polski, chodzą od domu do domu i żebrzą na kościół, zwłaszcza na
kościoły we Wschodniej Galicji, gdzie każdy kościół był fortecą narodową. Tam na
kresach, gdy byłem jeszcze wikarym, chcieliśmy z proboszczem budować kościół,
ale obszarnik nie chciał dać ziemi. Nazywał się Lewicki, sąsiad hr. Skarbka.
Jest świadek, który to może potwierdzić. Nie chciał dać ziemi, bo powiedział: "Jest
tu ruska cerkiew, więc nie potrzeba świątyni polskiej. Pan Bóg jest
jeden". Więc chłopi zbudowali kościół sami z własnego grosza, ciężko uciułanego,
w twardym znoju zapracowanego. Dlatego fundatorami kościoła nie są dziś obszarnicy,
lecz chłopi.
Niech Panowie zobaczą we wsi
Błażowej, pow. rzeszowskiego, bazylikę, którą chłopi postawili z własnych
składek. Kościoła tak cudownego, jak tam, w całej Polsce nie widziano. Spytacie
się, Panowie, kto go postawił? Chłopi, lud biedny. A postawił go sobie dlatego,
że on Boga i wiarę kocha całym sercem, nie obłudnie, on nie ma tej wiary tylko
na ustach, nie ma wiary faryzeuszowskiej, ale ma wiarę w sercu. Chłop dziś
kościół utrzymuje. On księdzu na mszę daje, za pogrzeb, za wszystko, chociaż
się tego chłopa obdziera, jak tu p. Putek wspomniał. W Kongresówce - to jeszcze
nic dziwnego, gdy proboszcz ma 6 morgów, ale w Małopolsce są proboszczowie,
którzy, jak np. proboszcz w Przeworsku, ma 1000 morgów. Jeżeli taki człowiek
śmie z biednego zdzierać, to już jest to postępowanie bez serca i bez litości.
Powinno być tak, żeby od biednego nic nie brać, wtenczas lud będzie wiedział,
że ten ksiądz nie jest chciwy i pracuje dla idei i dla miłości Chrystusa, i
Boga. Tak jednak nie jest, inaczej się dzieje. Dlatego też dziś nasz lud ma
prawo do tego, żeby dostać to prawo patronatu, bez przywilejów, bo chłopu na
przywilejach nie zależy.
Powiedział ks. Sobolewski
dalej, że jeśli się to prawo przeniesie z właścicieli włości tabularnych na
parafie, to będzie wielkim niebezpieczeństwem dla samej parafii. Dziwię się,
skąd ta bojaźń i trwoga u ks. Sobolewskiego?
Sami przedstawiciele
kościoła, sam Watykan zawiera konkordaty, czyli układy polityczne, nawet z
państwami heretyckimi, z Rosją, z Prusami, z Austrią, która była rzeczywiście
podłym państwem. Umyślnie wziąłem sobie konkordat austriacki z r. 1855,
ratyfikowany w 1856, zawarty pomiędzy cesarzem austriackim Franciszkiem Józefem
a papieżem Piusem IX. Cóż tam powiedziano? Powiada się, że układ zawarty
pomiędzy Jego Świątobliwością Piusem IX a jego Apostolską Mością, królem i
cesarzem austriackim - nazywa się "Jego Apostolską Mością" tego
staruszka - ma na celu, żeby wzrastała wiara i pobożność w Austrii. Myśmy
widzieli tę wiarę i pobożność w Austrii. Art. 24 i 25 wyraźnie oddaje nawet
mianowanie proboszczów cesarzowi, czyli jego zastępcom - namiestnikom i
starostom.
Proszę Panów! Kiedy tu byli
Rosjanie, Prusacy i Austriacy, wtenczas nie wychodził głos oburzenia z ust
biskupa ani z ust księży, siedzieli wtenczas jak myszy w dziurze, a arcybiskup
jechał do Berlina i kłaniał się Wilusiowi. A dziś, kiedy chcemy dać prawo
ludowi polskiemu, ludowi katolickiemu, powiadają, że to jest niebezpieczeństwo
dla gmin chrześcijańskich. Czy to nie obelga, rzucona w twarz ludowi polskiemu?
Czy to prawo dajemy heretykowi, czy Wilusiowi, czy staremu Franciszkowi
Józefowi, który był skrytym wrogiem religii katolickiej? Dajemy je ludowi,
chcemy je dać temu ludowi podlaskiemu, temu ludowi od Siedlec, i temu biednemu
chłopu, którego w ciemnocie trzymano, który krew przelewał za religię. Nie
proboszcz cierpiał, nie obszarnik, oni nic nie cierpieli, tylko chłop cierpiał
i krwią swoją zadokumentował, że jest najlepszym synem kościoła. Proszę Panów,
opowiadał mi to jeden z duchownych, że kiedy przyjechali nasi chłopi do Rzymu,
pobożność ich była tak wielka, że kardynałowie rzymscy biegli za naszym chłopem
i podziwiali jego pobożność i religijność. Kardynałowie rzymscy podziwiali
religijność chłopa polskiego! A my temu chłopu balibyśmy się oddać to prawo? On
będzie je kochał, jak matka kocha swoje dzieci, jak ten najdroższy skarb, on
tego nie nadużyje jak obszarnik dla polityki, on nie będzie nim frymarczył ani
oddawał lokajowi tylko lud będzie miał sobie za wielki zaszczyt i wielkie
szczęście, jeżeli wybierze proboszcza takiego, który będzie według jego serca i
życzeń.
Dlatego
ja się dziwię, że trzeba o tym aż przekonywać Wysoką Izbę. Tutaj argumenty są
tak mocne, że one same mówią do ducha, mówią do rozumu każdego człowieka,
trzeba tylko trochę dobrej woli i nie uprzedzać się tak, jak niektórzy panowie
z prawicy, że gdy wychodzi na trybunę poseł z lewicy, zaraz ruszają się jak
gniazdo os, w które się kij włoży. Gdy mówicie Wy z prawicy, my się nie
oburzamy. Każdego zdanie trzeba wysłuchać i uszanować. To, co Wam śmiechem się
wydaje, może za lat 50 będzie bardzo mądre i historia powie, że było mądre, a
Wasze było nierozumne. (Głos: Historia o Okoniu nie będzie wspominała).
Dlatego
też my nie boimy się dziś oddać chłopu prawo mianowania proboszczów, my
będziemy nawet żądali prawa mianowania biskupów, a kto się tego boi, ten jest
wrogiem nie tylko ludu, ale wrogiem Ojczyzny i państwa polskiego. Fundamentem
państwa jest chłop. Dziś chłop nasz w naszym państwie i w naszym Rządzie ma
słaby głos, bo cóż ten głos chłopa jeszcze znaczy? Chłop nie przyszedł z tą
siłą, z jaką powinien był przyjść, z jaką przyjdzie w przyszłym sejmie, dlatego
że chłopa bałamucono, że dotąd trzymano go w ciemnocie, ale gdy chłop zdobędzie
oświatę, to będzie rządził, będzie miał głos, jako gospodarz, decydujący.
Proszę
Panów, w państwie naszym chłop nie ma dziś głosu i nie ma najmniejszego głosu w
kościele naszym. Znam przykład, jak chłopi z parafii tysznickiej, ze wsi
Jaskowice, przyjechali do biskupa prosić za księdzem. 30 chłopów pojechało
wtedy w mroźny styczeń, w największy mróz. Było to 3 lata temu. Cała gmina
złożyła się na tę podróż, a była to biedna gmina, na piaskach. I pojechali ci
chłopi, przejęci myślą, że jadą do biskupa jako do ojca swego, że pogada z
nimi, a może i wykrzyczy, ale jak ojciec. Gdzież tam, tylko na dole doszli do
kapelana biskupiego, a ten powiada: "Gospodarze, ksiądz biskup nie
przyjmuje, bo nie ma czasu". Oni powiadają: "Księże kapelanie, tyle
mil jechaliśmy w taki mróz, taka podróż uciążliwa, zlitujcie się, powiemy tylko
parę słów, mamy prośbę". Ale biskup dla chłopa nie miał czasu, bo na
audiencję dla chłopa on za wysoki, chodzi na koturnach. Ale gdy przyjechał
obszarnik, to dla obszarnika ksiądz kapelan na wysługi: "Proszę naprzód,
proszę bardzo, pan dobrodziej pozwoli". Tak to się chłopa traktuje. Chłop
w kościele nie ma żadnego głosu. Z chłopem nie liczą się nawet wtenczas, kiedy
nawet jest taki proboszcz, jak np. pod Rzeszowem. w gminie Swilczy, który jest
znienawidzony przez całą parafię, że modlą się w Rzeszowie do Matki Boskiej,
ażeby tego proboszcza Pan Bóg wziął. Jeżdżą, piszą, ale to głos wołającego na
puszczy, to rzucanie grochu o ścianę, bo biskup lekceważy sobie głos chłopów.
My
jako posłowie chłopscy musimy żądać, ażeby duchowieństwo szanowało chłopa,
liczyło się z chłopem, żeby duchowieństwo wiedziało, że musi nastąpić reforma i
nowa era w kościele polskim, że musi się usunąć wszystko, co złe, wszystko, co
przeżyte, wszystko, co pańszczyzną trąci. My wiary nie obalamy, my religię
umacniamy, ale chcemy z tej religii wyrzucić te śmiecie, które służą interesom
klik, które służą jaśnie wielmożnym, kapitałowi i bogaczom. Lud biedny nie
żąda, ażeby księża byli biedni, niech im niczego nie brakuje, ale żąda, żeby
się nie panoszyli, żeby byli braćmi dla chłopa, żeby mu serce otworzyli, żeby
mu byli pomocni w nieszczęściu i skóry z niego nie zdzierali. Dlatego wierzcie,
Panowie, może wy nie wierzycie, ale ja wierzę, że w krótkim czasie, kiedy
oświata roztoczy nad nim swoje skrzydła, gdy dojdzie do każdej chaty, i na
Podlasiu do kochanego ludu polskiego, i koło Białegostoku, i na Pomorze do
Kaszubów, i do górali, kiedy oświatę ten chłop polski zdobędzie, to Polska będzie
musiała być Polską chłopską, ale sprawiedliwą, ale postępową, i w tej Polsce
ksiądz nie będzie satrapą, tylko będzie z chłopem współdziałał, księże Kaczyński,
a nie będzie tak, jak jest obecnie, gdy Wy obiecujecie robotnikom złote góry, a
kamieniczników popieracie! Proszę Panów, musi nastąpić reforma w naszym
kościele. Tego się domaga duch czasu, domagają się tego stosunki. Jeśli chcemy
nasze państwo uzdrowić, jeśli chcemy, ażeby powstało na nowo, to musimy
postawić je na nowych podwalinach. Niech ta wiara będzie piękna, jasna, niech
będzie wiarą dla Boga, a nie dla polityki. Nikt nie wyrządził kościołowi takiej
szkody, jak ten ksiądz, który przy wyborach agitował, ażeby za ludowcami nie
głosować, bo: "ludowcy to są diabły z piekła rodem". Szanowni księża
posłowie, którzyście może też (w ten sposób) agitowali, Wasza agitacja na nic
się nie zdała, bo wierzcie, że chłop się przekonał, że ludowiec to jest porządny
człowiek, jedyny obrońca interesów chłopskich, a Wy jesteście obrońcami kapitalistów
i obszarników ziemskich. Dzisiaj już chłop się na Was poznał i dlatego Wy
przeciwko chłopom nie idźcie, idźcie pod wolę chłopską, ugnijcie się, ten chłop
Wam pokaże swoją siłę, on Wam pokaże, że się Wam deptać ani za narzędzie używać
nie da. Głos ludu, to głos Boga - i dlatego też, życząc naszemu ludowi
zwycięstwa, wierzę, że lud nasz wyzwoli się nie tylko z pęt obszarniczych, pańszczyźnianych,
ale wyzwoli się z tej niewoli duchowej, którą narzucili mu nasi biskupi
autokraci i nasi niedobrzy proboszczowie. Bo są i dobrzy proboszczowie, ale są
zduszeni i boją się podnieść śmielszy głos. Dlatego wierzę w to, że choć Wasz
głos będzie krakaniem kruka, to głosu sokoła on nie przekracze, bo chłop to
sokół; chłop potężny, 24-milionowy, pokaże, że ksiądz musi się z głosem chłopa
liczyć poważnie, bo gdy się nie będzie liczył, to kiepsko na tym wyjdą księża,
a będzie to niedobre także dla kościoła katolickiego (P. Gdyk: A robotnik?).
Panie Gdyk, takie stworzenie, co małpuje, zawsze jest nieprzyjemne. Szkoda, że
Pan jest przedstawicielem robotników. Niech się ci robotnicy wstydzą za Pana. (Głos:
To nie jest przedstawiciel robotników). Ale przynajmniej podaje się za takiego.
Pozwalam
sobie zgłosić następującą rezolucję:
Sejm
wzywa Rząd, ażeby w najkrótszym czasie opracował projekt ustawy o mianowaniu
proboszczów w tym duchu, iżby w miejsce obecnych patronów wprowadzono obszerne
parafialne komitety kościelne, wybrane przez ogół wiernych z powszechnych
wyborów, które by w porozumieniu z władzą kościelną wykonywały obsadzanie
probostw.