niedziela, 15 września 2013

Przemówienia księdza Okonia


Przemówienie ks. Eugeniusza Okonia, wygłoszone na wiecu chłopskim 6 listopada 1918 r. pod pomnikiem Bartosza Głowackiego w Tarnobrzegu

Żołnierze, robotnicy i ty biedoto chłopska!
Zaświtał wreszcie dla was wszystkich dzień wyzwolenia, swobody, porachunku za tyle krzywd doznanych, za tyle poniewierania twej godności, za tyle wyzysku ciebie, chłopie polski, który, jakkolwiek jesteś krwią, siłą i mózgiem tej ziemi, poniewierany byłeś i poniżany. Już nie będziesz się wysługiwał i krwawo mozolił dla obcej sprawy.

Żołnierzu wynędzniały w okopach, już nie będzie nad tobą dzierżył władzy burżuj oficer, obcy i swój, i Tobie niech służą odtąd ci, którzy wylegiwali się wygodnie poza frontem i robili na tobie interesa. Ty broniłeś tej ziemi przed wrogiem, a skoro ją obroniłeś, ty masz prawo do tej ziemi.      

Precz z jaśnie wielmożnymi dziedzicami, precz z utracjuszami, tyś powinien zamieszkać w tych pałacach, a do okopów wpędzić tych, co się obojętnie przyglądali twej biedzie. Ta ziemia, której broniłeś, tobie ma przypaść, a ty, chłopie, który pracowałeś w pocie czoła po dworach pańskich za marne pomieszczenie po czworakach i garść soczewicy, który trząsłeś się na widok pana rządcy, ty, którego widok oblicza jaśnie pana wprawiał w drżenie i strach zarazem, tak że na nogach twych porcięta ze strachu latały jak na wrzecionie.

Ty chłopie, ty robotniku, odetchnij dziś całą piersią, bo odtąd tobie kłaniać się będzie twój ciemiężca, odtąd on drżeć będzie przed tobą. Bóg tak sprawił, że poniżani będą wywyższeni.

Odwróciła się karta dziejów, już nie będą chłopskimi ciałami wyrównywane drogi dla pojazdów carskich, jak to nieraz bywało w Rosji. Będzie odwrotnie! Już nie będziesz się kłaniał i nie potrzebujesz się kłaniać jaśnie wielmożnym hrabiom i dziedzicom, już się nie będzie więcej brukować ulic czaszkami chłopskimi, właśnie takimi szlacheckimi czaszkami wybrukujesz, ty chłopie, rynki miast i miasteczek.

Dość przez tyle wieków napracowałeś się dla panów, aby oni opływali we wszystko, a ty, abyś gnił na barłogu. Pan Bóg nie stworzył tej ziemi, tych lasów jedynie dla nich. To twoja własność również. I powinieneś korzystać z tego. Precz ze strażą leśną i łąkowa, precz z lizunami hrabskimi, rządcami i leśnymi! Zeżryj, ty chłopie, choć raz do syta.

Strachem przejmowała cię dotąd myśl, gdy cię wezwano przed oblicze starosty, sędziego, a choćby tylko egzekutora podatkowego. Już odtąd niczego bać się nie potrzebujesz. Tyś opłacał podatki, z których panoszyli się urzędnicy, tyś ich karmił i żywił, a oni cię traktowali jak bydło. Godzinami, ba! dniami wyczekiwać musiałeś po biurach, nim się doczekali załatwienia twej sprawy, ale się już skończyło panowanie urzędników. Masz prawo żądać, by ci zaraz sprawę załatwiono, a nie zechcą, masz od tego pałę. Oni cię walili pałami dotąd, ty weź odwet za dotychczasową poniewierkę.

Za twoje pieniądze pobudowano w miastach pałace, hotele, za twoje pieniądze i pracę świecą olbrzymimi szybami kawiarnie, a w nich używają burżuje, ty masz do tego prawo, a nie oni. Zechciej się tylko zabrać do tego.

Ten chłop Bartosz Głowacki, który z tego pomnika na was spogląda, przeze mnie do was mówi, że od dziś panem tej ziemi ty jesteś, chłopie, ty jesteś robotniku, a spogląda ten Bartosz na rynek i gniewa go to, że tu dokoła (za) tyle pracy chłopskiej używają dóbr tych ci, co kryli się w czasie wojny po Wiedniach i Berlinach, gdzie robili interesy na tobie, robotniku i żołnierzu, a najwięcej na tobie, chłopie.

Precz z tymi pasożytami, co nie orzą, nie sieją, a z chłopskiej jedynie skóry buty szyją dla siebie. Twoje powinno być to miasto, robotniku, mieszczaninie, i będzie! Przed nami widzimy klasztor dzikowski, ty chłopie, ty robotniku, odbudujesz tę świątynię, ale (niech) nie poniewiera cię ni ksiądz, ni zakonnik, bo oni wszyscy żyją z ciebie, ty jesteś ich chlebodawcą, a nie przeciwnie. Darli z ciebie i drą skórę, pokaż im zęby i twoją pięść silną.

Trzymali cię w ryzach jak dzikie bestie, i pastwili się nad tobą austriaccy żandarmi. Wyrżnąć ich do nogi, wypędzić. Odtąd na czele żandarmerii w powiecie stanie wasz rodak, wasz chłop, ten oto tu stojący porucznik Tomasz Dąbal, syn chłopa ze Sobowa. Do niego odtąd zwracajcie się. w waszych bólach, w waszych sprawach, bo on otrząsł się już dawno z burżujskich nawyczek i pójdzie z wami na przebój do lepszego jutra, do lepszej przyszłości. Niech żyje komendant Tomasz Dąbal! Wyszedł z wojska oberleutnantem, ale wy na dowód tego, ze już rządzicie, mianujcie go majorem, niech żyje major Tomasz Dąbal!

Rządzili tu wami, oprócz starostów, i prezesi rad powiatowych, lecz ci ostatni nie mieli władzy wykonawczej. Szlachecki ten przeżytek winien raczej zginąć niż być nadal utrzymany. Władza cała przechodzi, chłopie, w twoje ręce; jak będziesz rządził, taki będziesz miał rezultat. Musisz tylko urzędników okiełznać i za mordę silnie trzymać, to potrafisz tak pokierować nimi, jak twoim zaprzęgiem.

Właśnie dzwonią (w kościele), ale już nie na "anioł pański", ale na twój "anioł chłopski", więc oddajmy się w opiekę Matki Boskiej Dzikowskiej i zanućmy "Serdeczna Matko".

Według streszczenia podanego w pracy T. Spissa, Ze wspomnień c. k. urzędnika politycznego.



Przemówienie posła ks. E. Okonia to sprawie reformy rolnej

Wysoki Sejmie!

"Dać ziemię chłopom polskim" - to hasło wielkie, najrozumniejsze i najbardziej patriotyczne, rozbrzmiewa dzisiaj coraz donośniej po wszystkich ziemiach Rzeczypospolitej Polskiej i okrzyk ten potężny, płynący z głębiny zbolałych i wynędzniałych rzesz, nie zamilknie, aż zaspokoimy zupełnie głód ziemi u ludowych mas, aż przeprowadzimy praktycznie i szybko reformę rolną, po myśli naszej chłopskiej - a nie tylko w ustawie i na papierze - i aż damy ziemię w ręce chłopskie, w twarde ręce od pługa, w ręce najpewniejszego i najrozumniejszego włodarza. Wierzę najmocniej, że reforma rolna według życzeń naszych chłopskich przejdzie, bo przejść musi, gdyż spełniły się realnie marzenia poety: "Chłop potęgą jest i basta". Chłop po ciężkim boju dorwał się do głosu, przyszedł do znaczenia i Polską rządzić będzie. A tej najżywotniejszej dla siebie kwestii utrącić sobie w żaden sposób nie dozwoli, chociażby Panowie z prawicy jak najzłośliwsze trudności na drodze stawiali. Reforma rolna jest dla chłopów kwestią "być albo nie być", kwestią życia albo śmierci.

Pamiętajmy wszyscy o tym, że gdyby się, reformy rolnej takiej, jakiej lud polski żąda, nie przeprowadziło, to Polska by istnieć nie mogła, gdyż byłaby w samych fundamentach swych zagrożona. Jeżeli Polska ma być naprawdę rzeczpospolitą ludową, jak ją powszechnie nazywamy, to musimy jej fundamenta oprzeć przede wszystkim na ludzie, przede wszystkim na ludzie wiejskim, bo jest go aż 80% w naszym państwie, więc lud w Polsce - to naród, a naród - to lud. A ponieważ gruntowne, zupełne i radykalne przekształcenie ustroju rolnego na rzecz mas chłopskich będzie pierwszym kamieniem węgielnym w tym fundamencie budowy państwowej, przeto powinniśmy co rychlej dla dobra i potęgi państwa ten kamień węgielny położyć i z całym zaufaniem ziemię, jako najistotniejszą podwalinę państwa, powierzyć warstwie chłopskiej, najliczniejszej, najpracowitszej, gdyż tylko ta warstwa daje gwarancję, że tej ziemi nigdy z rąk swoich nie wypuści, nie zmarnuje, czego dała tysiączne w historii dowody, a nade wszystko w Poznańskiem, na Śląsku i w b. Galicji. Toteż Drzymałami byli polscy chłopi, a nie Hutten-Czapscy, Wodziccy czy Radziwiłłowie. Słusznie więc powiedział p. prezes Witos, ze "ręce chłopa, to ręce najpewniejsze".

Z tego więc narodowego i patriotycznego punktu widzenia wychodząc, uważam reformę rolną nie tylko za najdonioślejszy problemat gospodarczy, nie tylko za najważniejszy problemat społeczny, lecz przede wszystkim za najważniejszy problemat polityczny i państwowy; upatruję w oddaniu ziemi z rąk lekkomyślnych, marnotrawnych, egoistycznych i leniwych obszarników i szlachciców w twarde chłopskie ręce od pługa za zbawienie Polski, za jedyny najskuteczniejszy środek stworzenia z Ojczyzny naszej silnego, zdrowego jak lud i potężnego państwa, mogącego się oprzeć wszystkim burzom dziejowym, oraz za zabezpieczenie świetnej przyszłości Polski na całe wieki.

Gdy oddamy ziemię chłopom polskim, oprzemy Polskę na granicie niezniszczalnym i możemy być wówczas o losy Ojczyzny naszej zupełnie spokojni. Bo chłop to granit, to skała, to mur, to opoka, i na tej tylko opoce możemy wielkie i potężne państwo polskie zbudować, gdyż żaden wicher, żadna burza, żaden piorun opoki tej nie przełamie!

Tak wielce podobnym jest nasz chłop polski przez swoją niezniszczalność do onej wierzby polskiej, co to i w miejscu najmarniejszym rośnie, każdy o nią zawadzi i piorun nieraz w nią uderzy i w strzępy ją połamie, a przecież ona żyje i liście, i konary wypuszcza, i życia odebrać sobie nie da. Twierdzę stanowczo, że i nasz chłop polski jest niezniszczalny. On wszystko przetrzyma i wszystko, choćby najgorsze, przezwycięży. Wszakżeż przetrzymał on już i przezwyciężył aż potrójne piekło. Pierwsze piekło pańszczyzny z jej wszystkimi wiekowymi najohydniejszymi mękami i gwałtami; drugie piekło prześladowań politycznych przy kolebce ruchu ludowego w byłej Galicji, kiedy wszystkimi środkami, nadużywając niegodnie religii i ambon, chciano zdusić chłopskiego olbrzyma, budzącego się z wiekowego snu, a na pierwszego proroka chłopskiego, nieodżałowanego ś.p. księdza Stojałowskiego, pierwszego budziciela ludowych mas, rzucano najohydniejsze potwarze i klątwy, i zgniłe lochy więzienne, i całą diabelską wściekłość hrabiów Badenich i obszarników. Pamięci tego wielkiego męża, męczennika i kapłana-patrioty, jednego z największych miłośników ludu, w tym pierwszym polskim Sejmie zjednoczonej zmartwychwstałej Polski składam z serca wzruszonego najgłębszą cześć! Bracia posłowie chłopscy, dla uczczenia jego prochów powstańcie z miejsc (Brawo! Posłowie chłopscy na lewicy powstają).

Trzecie wreszcie piekło przeszedł chłop polski podczas szalejącej burzy tej wojny. Zaborcy przede wszystkim jego wyniszczyć chcieli i rzucili go jako mięso na żer armatni. Jaką przeszedł niedolę, ile w tych okopach ucierpiał, jakie zadawano mu tortury, ile chłopskiego życia legło jak zboża na nieprzejrzanych łanach, na polach bitew wśród lasów, pól i gór, to tylko jeden Pan Bóg policzy. A przecież nawet ta okropna, największa ze światowych zmagań wojna, nie dała chłopu polskiemu rady, bo go całkiem nie zniszczyła. Złamała ta wojna trony dumnych cesarzy, złamała państwa potężne, a chłopa polskiego złamać nie potrafiła, bo chłop polski jest niezniszczalny jak granit.

A chcąc okazać, że jest on piastunem tej matki-ziemi, jej włodarzem, jej najwierniejszym synem, że ta polska ziemia jemu się przynależy, kiedy starsza brać szlachecka opuściła tą matkę-ziemię przed grozą wojny, mając tylko siebie na względzie, a więc ohydnie ją zdradziła, chłop został bez lęku i trwogi na tej polskiej placówce, na chłopskiej reducie i orał ją, i uprawiał wśród ryku armat i gradu kul, kochając więcej ziemię ojczystą nad zdrowie i życie własne. Bo chłop kocha ziemię siłą żywiołową, siłą nadludzkiej namiętności i przywiązania, jak ów chłop z "Placówki" Prusa, przeto ziemia oddana w jego ręce - to święty, nienaruszalny, najpewniejszy depozyt. Nie tylko jej nie straci, nie tylko nic z tego najdroższego skarbu nie uroni, ale przeciwnie, w swej nieopisanej pracowitości i oszczędności jeszcze ją pomnoży. Dlatego też dla mnie wyraz "chłop" jest wyrazem najpiękniejszym, jest synonimem najlepszego Polaka i patrioty. Jeżeli, więc panowie obszarnicy i ich obrońcy z prawicy, Polskę naprawdę kochacie, jeżeli jej przyszłość leży wam na sercu, jeśli naprawdę patriotami jesteście, to dajcie co prędzej ziemię w ręce chłopskie, a spełnicie czyn najbardziej patriotyczny i narodowy.

Jeżeli w drugiej połowie XVI wieku kanclerz Jan Zamojski wierzył w "naród szlachecki", w jego zmysł polityczny, w jego niespożytą siłę, to my mamy tym większe prawo wierzyć w "naród chłopski", w jego polityczny zmysł, w jego ukochanie i zrozumienie idei państwowej, w jego zdolność kierowania nawą państwową, w jego żelazne nerwy, niespożyte siły i duszę uczciwą. Dynastia chłopska Piastów stworzyła i zbudowała historyczną Polskę, więc i w dzisiejszym pokoleniu chłopskim, zdrowym, rozumnym i patriotycznym wszystkie nasze nadzieje państwowe pokładamy.

W tym momencie wywiązuje się następujący dialog:

Marszałek Trąmpczyński: Proszę mówić tylko o dobrach duchowych!

Poseł ks. Okoń: To jest wstęp (rozlega się śmiech na prawicy).

Marszałek: W takim razie mowa długo trwać nie może, jeżeli to ma być wstęp.

Poseł ks. Okoń: To tylko dla nas taka klauzura!

Marszałek: Dla wszystkich.

Poseł ks. Eugeniusz Okoń mówi dalej:

Dla tych to przyczyn, z tych to pobudek, pragniemy dać ziemię chłopu polskiemu nie tylko państwową, a więc skarbową i majoracką, nie tylko ziemię b. arcyksiążąt i dynastii panujących oraz Komisji Kolonizacyjnej pruskiej i rosyjskiego Banku Włościańskiego, nie tylko ziemię lichwiarzy oraz ziemię wszystkich obszarników, zostawiając im co najwyżej 300 morgów, ale i ziemię martwej ręki (Brawa. Głos na prawicy: Dlaczego?).

Bo kościół i religia, a rzeczy doczesne, materialne, to są rzeczy zupełnie odrębne. To dwa inne światy! Majątek doczesny, ziemia, folwarki, lasy, to nie świętość, to nie relikwie, lecz to mamona - to marność (Wrzawa). Majątki ziemskie nie należą wcale do istoty kościoła katolickiego, gdyż przez wieki przeszło kościół istniał bez majątków ziemskich, a nie upadł, lecz właśnie wtenczas, oddany wyłącznie idei Chrystusowej, ukryty w katakumbach, jaśniał blaskiem największej moralnej potęgi i chwały. My religię katolicką kochamy gorąco, może nawet goręcej niż ci, co z niej monopol chcą dla siebie uczynić, my religię uważamy za najwyższą świętość, ale też właśnie z tej przyczyny, z prawdziwej troski o naszą religię nie dozwolimy mieszać świętości religii, kościoła i rzeczy nadnaturalnych z majątkami ziemskimi, z mamoną. Ne misceantur sacra prophanis. Tutaj więc dadzą się zastosować słowa ks. arcybiskupa ormiańskiego Teodorowicza, ale właśnie nie pod adresem lewicy, lecz prawicy: "Nie rzucać pereł przed…".

Proszę Panów Posłów, skąd się wzięły majątki kościelne? Nasz kościół katolicki powstał z ubóstwa i w ubóstwie. Nasz Chrystus Pan był najuboższy, a kiedy przyszedł do Niego bogaty młodzieniec, pytając o drogę do doskonałości, powiedział mu Chrystus: "Idź, sprzedaj, co masz, a daj ubogim". Więc bardzo ubogim był nasz kościół pierwotny i kochał ubóstwo, bo pamiętał słowa proroka: "Biada wam, którzy przyłączacie dom do domu, a rolę do roli przydajecie".

Majątki i dobra kościelne powstały z danin, z datków i z darowizn wiernych. Fundatorzy, dając te darowizny na rzecz kościoła, mieli zawsze i wszędzie tę jedną, wspólną intencję, ażeby z tych datków i zapisów utrzymywano biednych w kościele i potrzebujących. Dlatego bogactwo kościoła katolickiego było bogactwem ubogich i biednych. Z tego więc powodu pierwsze bractwa kościelne, jakie powstały, tj. 1) bractwo ubogich braci i 2) bractwo pogrzebowe, tym tylko celom wzniosłym, istotnie chrześcijańskim, wyłącznie służyły. Bractwa ubogich braci miały za zadanie ratować biednych i głodnych, a bractwa pogrzebowe - pielęgnować chorych i grzebać umarłych. Diakoni pierwszych wieków chrześcijaństwa, chodząc do chorych, przynosili im nie tylko sanctissimum, ale zarazem i pożywienie za darmo.

Ale ludzie potrafili i najlepszą myśl spaczyć. Z biegiem wieków myśl i intencja fundatorów została częstokroć nadużyta dla celów osobistych jednostek, dla celów bogacenia się. Po otrzymaniu edyktu tolerancyjnego w roku 313, a zwłaszcza po zawarciu przymierza między państwem a kościołem za Karola Wielkiego, kiedy dostojnicy duchowni poczęli się stawać równocześnie i książętami świeckimi, rozpanoszyła się chciwość i zamiłowanie do ziemskich bogactw.

W ciągu wieków doszło do wzbogacenia duchowieństwa do tego stopnia, że wielki, natchniony i ascetyczny zakonnik dominikański Savonarola musiał surowo gromić bogactwa i chciwość współczesnego sobie kleru, głosząc, że bogactwa gubią kościół i wiarę. I chciwe gromadzenie majątków stało się przyczyną rewolucji religijnych i powstawania herezji, a lepsza część duchowieństwa widząc, jakie fatalne skutki dla idei Kościoła przynosi to gromadzenie bogactw, poczęła tworzyć zakony, stawiając, jako pierwszy punkt zasadniczy wszystkich swoich reguł, dobrowolne ubóstwo (Głosy: A z czego się ksiądz tak spasł? Śmiech).

Polska nasza poszła też za przykładem innych krajów. Darowizny i fundacje, dawane przez wiernych na rzecz kościoła, służyły początkowo wzniosłym, świętym celom, ale po pewnym czasie przerodziły się one w skupianie i gromadzenie bogactwa i nadmiernych majątków, z których nie korzystał kościół ni religia, lecz familie i rody dygnitarzy duchownych. Z grosza kościelnego wzbogaciły się przeogromnie rody szlacheckie: Oleśniccy i Myszkowscy, których krewniak, biskup krakowski Piotr Myszkowski, zwany plebanem całej Polski, posiadający w samym biskupstwie krakowskim aż 4 miasta i 300 wsi, pozostawił swojej familii po 14 latach biskupstwa 8 milionów złotych polskich i ogromne dobra pińczowskie. Te pieniądze, zaczerpnięte z majątku kościelnego, nie tylko nie wyszły kościołowi na korzyść, lecz owszem tylko na zgubę, gdyż ród Oleśnickich, kuzynów kardynała, za te pieniądze popierał Kalwinów, a ród Łaskich - Arianów, ród zaś Górków - dysydentów, samych wrogów kościoła.

Tak nieuczciwie użyto majątków, przeznaczonych przez fundatorów na cele religijne.

Majątki więc ziemskie, tym bardziej duże, są wprost szkodliwe kościołowi.

Po pierwsze, są one kulą u nogi duchowieństwa. Duchowny nie może bowiem równocześnie być dobrym duszpasterzem i dobrym rolnikiem na wielkim obszarze, gdyż dla jednej sprawy musi drugą poświęcić i obowiązki swe zaniedbać.

Następnie są one przyczyną i okazją, ponieważ ludzie najbardziej nie umieją uszanować majątków duchownych mówiąc, że: "ukraść księdzu - to nie grzech".

Wreszcie są one bardzo często zgubą dla duchowieństwa. Widzieliśmy to na przykładzie jednego klasztoru. Majątek wielki srodze go poniżył. Toteż misjonarze, idący w kraje dalekie na podbicie dusz ludzkich, nie biorą ze sobą żadnych bogactw, pamiętni na słowa Zbawiciela: "Nie bierzcie ze sobą laski ani mieszka". Są wśród duchowieństwa biedni i pokrzywdzeni ciężko, a tymi są wikarzy, zdani na łaskę i niełaskę proboszczów i strasznie nędznie wynagradzani, oraz księżą emeryci.

Należy więc i te kwestie uregulować w ten sposób, żeby, zostawiwszy po kilka morgów proboszczom i klasztorom, resztę chłopom rozparcelować, a duchowieństwu wyznaczyć odpowiednie przyzwoite pensje.

Jak z tego wynika, my nie chcemy majątków kościelnych rabować, my chcemy tę ziemię kupić i chłopu polskiemu, katolickiemu, bezrolnemu sprzedać, a przez to wskrzesić i przywrócić myśl i intencje fundatorów, gdyż ta ziemia dana była kościołowi na cele ubogich kościoła.

Gdy oddacie ziemię najbiedniejszym i najuboższym spośród wiernych, to spełnicie czyn najbardziej chrześcijański i katolicki. Gdybyście zaś nie chcieli jej oddać, względnie ludowi zgłodniałemu sprzedać, wychodząc z zasady samolubnej: noli me tangere, to byście ściągnęli na siebie gorzki i bolesny wyrzut naszego Zbawiciela: "Byłem głodny, a nie nakarmiliście mnie, byłem nagi, a nie przyodzieliście mnie, boście nie uczynili tego jednemu z tych maluczkich".

Skądże więc ten upór duchowieństwa? Dlaczego ks. arcybiskup Teodorowicz zarzuca groźnie aż świętokradztwo? Czyż ta okropna nędza i niedola naszego proletariatu wiejskiego, bezrolnego i małorolnego, nie powinny przejąć serc litością na widok zgrozy, ubóstwa zgłodniałych mas, czyż nie powinny przyświecać naszemu duchowieństwu wielkie i piękne postacie szlachetnych i ofiarnych dla ojczyzny kapłanów polskich, jak księdza Kordeckiego, który z majątku klasztornego ratował nie tylko klasztor, ale i ojczyznę całą, będąc w niebezpieczeństwie; jak księdza Staszica, który nie zastanawiał się, nie wahał, nie prowadził dysput, lecz już przed przeszło 100 laty sam dobrowolnie rozdał pierwszy w Polsce swoją wieś chłopom; jak księdza Bronisława Markiewicza z Miejsca Piastowego, który wszystkie grunta plebańskie oddał sierotom, zakładając dla nich z własnego poświęcenia wspaniały zakład dla opuszczonych sierot; jak ks. Stojałowskiego, który ojczyźnie i ludowi polskiemu złożył nie tylko swój majątek, nie tylko zdrowie i trudy najmozolniejsze, ale i życie swoje w ofierze?

Przeto wobec takich świetlanych i wielkodusznych postaci patriotycznego naszego duchowieństwa jakże dziwnym, niezrozumiałym i krającym serca wydać się musi to smutne, małostkowe stanowisko, jakie zajmują księża posłowie siedzący na prawicy, broniący nie tylko swoich majątków, ale najzażarciej ziemi wielkiej własności obszarniczej. Dlaczegóż znajdują się w obozie obszarników ci, których Mistrz Boski najostrzej gromił jako bogaczy, faryzeuszów, nazywając ich "rodzajem jaszczurczym", a litował się tylko nad ubogimi, zgłodniałymi rzeszami ludu, mówiąc: "Żal mi tego ludu" - i zaspokoił głód ludowych mas i te tysiączne rzesze nakarmił, gdy wołały: "Nie mamy chleba!" - czyż możecie być głusi i obojętni na błagania rozpaczliwe bezrolnego chłopa? (Brawa).

Szanowni księża, siedzący na prawicy! Szkoda Waszego trudu, Waszych wysiłków, Waszych zdolności na obronę wielkiej własności. Ginącej szlachty i obszarników nawet Wy nie uratujecie! Nemezis dziejowa wypisała już nad nimi wyrok za nieprzeliczone krzywdy, wyrządzone ludowi i narodowi polskiemu. Szlachetczyzna już się nie dźwignie, już nie wstanie!

Dzisiejsza Polska, którą Bóg dał - to Polska ludowa. Więc czas najwyższy porzucić obóz obszarniczy. Wy powinniście się znaleźć na lewicy, gdyż miejsce księdza, żyjącego przeważnie z chłopa, winno być po stronie chłopskiej, a nie pańskiej. Posłami zostaliście dzięki głosom chłopskim. Apeluję tedy najgoręcej do sumień Waszych kapłańskich, ażebyście reformie rolnej żadnych nie czynili trudności, lecz abyście przy głosowaniu razem znaleźli się z nami, ludowcami. Bo gdybyście stanęli przeciwko ludowi w tej najczulszej i najdonioślejszej dla ludu kwestii - reformie rolnej - to ten lud Was zmiecie i przy przyszłych wyborach prawie żadnego księdza nie wybierze na zdradę interesów tego ludu.

Wiedzcie, kapłani polscy, o tym, że Polska już stwarza się chłopska, już wkrótce będzie naprawdę chłopska i na chłopach oparta, będzie naprawdę najpewniejsza i gospodarna, i najmocniejsza, a jako taka przetrwa tysiące lat w blasku, potędze, świetności i chwale...

My, posłowie chłopscy, nie ustąpimy, my pójdziemy w święty bój o prawa i o szczęście polskiego ludu, i będziemy walczyć oparci o masy ludowe tak długo, aż wywalczymy chłopu polskiemu nie tylko należytą, szybką, odpowiadającą potrzebom ludu reformę rolną, ale również i rządy w państwie, ażeby chłop, prawdziwy piastun i włodarz tej ziemi, tą Rzeczpospolitą zmartwychwstałą władał i kierował dla mocy i potęgi państwa oraz dla szczęścia ludu, bo chłop polski do rządów już dorósł.

(Na lewicy brawa i oklaski. Marszałek dzwoni).

Stenogram z 56 posiedzenia sejmu, z 26 VI 1919 r., s. 32-39.


Przemówienie posła ks. E. Okonia w dyskusji nad wnioskiem o przeniesienie prawa patronatu przy mianowaniu proboszczów z właścicieli dóbr  dworskich na przedstawicieli mieszkańców parafii.

Wysoki Sejmie!

Prawo patronatu kościelnego, to prawo zwyczajowe, którego początek sięga drugiej połowy wieku V, a które utrwaliło się w kościele katolickim w wieku IX, któremu nadał ostateczny wyraz i formę Karol Wielki w swoich kapitulariach, orzekając, że każdy z kościołów ma mieć swojego opiekuna, czyli wójta, po łacinie: advocatusa; to prawo ma dla nas, chłopów, ogromne znaczenie. Jak za czasów Karola Wielkiego urząd tego opiekuna, czyli advocatusa, pozostawał przy fundatorze beneficji, czyli właścicielu ziemskim, przy właścicielu własności tabularnych, tak prawo to niezmienione przechowało się aż do naszych czasów, a synody nasze polskie, poznański i gnieźnieński, nadały temu prawu szczególniejsze przywileje: przywilej prezenty, przywilej aspiracji i przywilej ławki kolatorskiej. Tradycja sprawia, że te przywileje, razem złączywszy się, osiągnęły ten skutek, że kolatorowie w zupełną swoją zależność wzięli nasze duchowieństwo, a przede wszystkim proboszczów. Kolator, mając proboszcza w swoim ręku, miał przez niego, za jego pośrednictwem, i lud w swoim ręku. Dlatego prawo patronatu odegrało w historii budzącego się ruchu politycznego ludowego, czyli chłopskiego, wielką rolę.

To prawo patronatu, wykonywane przez kolatorów, właścicieli ziemskich czyli obszarników, było krzywdą nie tylko dla ludu, który, pragnąc się wyzwolić z pęt pańszczyzny i szukając opiekuna, bo nie mógł go znaleźć w proboszczu, bo ten był zależny od obszarnika, bo obszarnik był panem jego życia i śmierci. Ale było krzywdą i dla samej religii katolickiej, i kościoła katolickiego, było krzywdą przede wszystkim dla duchowieństwa. Słyszymy głosy wielu księży, że raz powinny ustać takie stosunki, ażeby człowiek, który skończył teologię, który ma za sobą pracę i lata zasługi, szedł żebrać łaski o posadę.

Zdarzyło się, że człowiek najzdolniejszy, najlepszego charakteru, najlepszych zasług dlatego, że nie umiał zniżyć karku, że miał sztywny kark, że nie był układny i nie umiał się pokłonić panu kolatorowi albo pani kolatorce, że nie umiał się spodobać, bo nie miał zewnętrznych warunków po temu, całe życie był wikarym. Obszarnicy obsadzali probostwa a nawet były wypadki, że zajmowali się tym lokaje książęcy. Znajomy mój wikary starał się u ks. Lubomirskiego o posadę, pojechał więc do jego dóbr i pyta się, kto ma największy wpływ na księcia. Powiedziano mu, że największy wpływ na księcia ma lokaj. Idzie do lokaja, daje mu 25 reńskich i za 25 reńskich dostał probostwo. Nie dawno, przed kilku laty, gdy w naszym okręgu starał się u hr. Tarnowskiego jeden z księży o probostwo, człowiek zacny i uczciwy, hr. Tarnowski zażądał od niego, ażeby parę dni zamieszkał w jego pałacu, ażeby mógł z nim odbyć konferencję i wybadać, jakich jest przekonań politycznych. Gdy się pytałem, o co hrabia najwięcej pytał, to mówił, że najwięcej pytał o jego przyszły stosunek do ludu, czy nie będzie zajmował wrogiego stanowiska wobec dworu.

Nie tylko osoby z duchowieństwa poniżały się przez takie wykonywanie patronatów, poniżała się także religia sama. Znam przykład konkretny, że jedna z kolatorek chciała urządzać nabożeństwa na swój sposób. Mówiła: księże proboszczu, dziś mamy mieć takie a takie nabożeństwo, takie a takie nieszpory, o tej a o tej godzinie. Jedna hrabina, żyjąca jeszcze dzisiaj, znam ją, sama opowiadała, że kiedy ks. Stojałowskiego wyklinano z ambony, a proboszcz, jako rozumny człowiek, wiedząc, że on niewinnie cierpi, nie chciał tej klątwy na cały głos odczytać, wówczas ona, stojąc w kościele, krzyczała: księże proboszczu, masz odczytać tę klątwę, bo ci tak biskup nakazał. Ale ksiądz był mądry i odpowiedział: kobiety niech milczą w kościele, bo tak św. Paweł naucza. Widzimy więc, że to fatalnie odbiło się na całym kościele.

Całe życie ks. Stojałowskiego, największego męczennika o wolność ludu, największego naszego bohatera ludowego, tego, który stworzył ten nasz Sejm, który pod Polskę ludową podwaliny pierwsze położył, było tragedią właśnie na tle stosunku kolatora do proboszcza. Ks. Stojałowski był proboszczem w Kulikowie pod Lwowem, człowiekiem wielkich zdolności i wielkiej zasługi. Zaczął on wydawać gazetę tę, którą dzisiaj endecja dalej wydaje, ale gdyby ks. Stojałowski powstał z grobu i zobaczył ją, to by się powstydził tego wydawnictwa. Biskup Puzyna, przyjechawszy wówczas do ks. Stojałowskiego na wizytację, obszedł się z nim po jezuicku, całował się z nim, napił się dobrego wina, ale gdy odjechał, pozostawił na stole list suspensyjny. Dlaczego to zrobił? Dlatego, że mu hr. Badeni tak kazał, bo hr. Badeni był namiestnikiem Galicji. A tak, jak biskupowi kazał Badeni, tak wszystkim księżom kazał biskup, jak te żaby, gdy jedna: rech-rech, to wszystkie za nią: rech-rech (Wesołość). Z ambon poczęto ciskać klątwy na ks. Stojałowskiego, zaczęto mówić ludowi wiernemu dla kościoła, dla religii, że ks. Stojałowski - to buntownik, że chce wywrócić religię, że chce być Lutrem nowym, a tymczasem ks. Stojałowski nie chciał być Lutrem, bo gdyby chciał, to by nim był, bo miał lud za sobą i księża poszliby za nim, bo miał poparcie za sobą, ale Stojałowski kochał wiarę i miał lepszą wiarę niż biskup Puzyna i wszyscy księża proboszczowie.

Mówił do mnie ks. Stojałowski przed śmiercią, w roku 1911: "Szanowny księże, najważniejszym nieszczęściem dla 'kościoła i dla naszych księży jest to, że są w szponach obszarników". Całe życie go męczono, a kto najbardziej mścił się na nim? Księża sami. Dlaczego się mścili? Dlatego, że im tak kazali obszarnicy i hrabiowie, których się bali.

W Małopolsce są stosunki takiego niewolnictwa, takiego upodlenia, że w całej Polsce z pewnością przykładu takiego drugiego nie było i nie ma. Dlatego księża trzymali się pańskiej klamki i chcąc zrobić karierę w życiu, musieli się kłaniać, musieli nieraz wbrew sumieniu postępować. Chociaż ksiądz był synem chłopa, musiał iść wbrew interesom ludu. Byli jednakże i tacy księża, którzy ośmielili się występować jako ludowcy. Ale dziś jeszcze, gdy występują jako piastowcy, choć to partia dziś już konserwatywna, biskup Wałęga ich wyklina za to, że są tylko ludowcami.

Dlatego też lud nasz cieszyć się będzie ogromnie, gdy Sejm uchwali może pierwszą mądrą rzecz tutaj, bośmy wiele rzeczy tu uchwalali, ale ta rzecz będzie bodaj jedną z najważniejszych dla chłopów. Wtedy chłop zrzuci z siebie kajdany nie tylko obszarników, ale i kajdany proboszczów. Dlatego nasz chłop będzie się cieszył, jeśli to prawo kolatorstwa odbierzemy obszarnikom. Ale odbierając, nie można tak zrobić, jak radzi ksiądz Sobolewski, nie możemy iść z deszczu pod rynnę, nie można oswobodzić chłopa spod samowoli obszarnika, a poddawać go samowoli biskupów i konsystorza. Wielka była samowola obszarników, ale przeogromna jest też samowola lub - jak (to) dobrze nazwał poseł Putek - autokracja naszych biskupów.

Weźmy tylko przykład z biskupem Łosińskim. Kiedy legioniści przyszli do Kielc, to nawet do kościoła nie chciał ich puścić i pogrzebów im sprawić. Mam nazwisko jednego człowieka, który do niego przyszedł i przyniósł na mszę za brata-legionistę, poległego w bohaterskiej walce za Ojczyznę. Ale ksiądz prałat Okolski z rozkazu biskupa Łosińskiego nie pozwolił odprawić mszy świętej za legionistę. Również do szpitali nie puszczano legionistów.

Jeżeli my biskupom zostawimy to prawo, to z pewnością dostaną probostwa tylko tacy księża, jak ten ksiądz, który mnie chciał obrazić - nie znam jego nazwiska (Głos z sali: Chrzanowski), Chrzanowski czy jakiś tam inny. Ale takich księży w Polsce będzie coraz mniej, a księdzu Chrzanowskiemu, który jest z pewnością pachołkiem biskupim, powiem tylko to, że "psie glosy nie idą w niebiosy" (Wesołość). Powiem tyle, że z głosem chłopa dotąd biskupi nasi się nie liczyli. Kiedy chłopi z pewnej parafii w ziemi lubelskiej pojechali do biskupa prosić, ażeby zły proboszcz ustąpił i aby biskup dał im na proboszcza tego, którego lud polubił za pracę dla ludu podczas epidemii, biskup odpowiedział im: "Chłopi, jedźcie do domu i nie zawracajcie głowy, bo nie nadszedł jeszcze taki czas, żeby chłopi mieli rządzić księżmi". Chłopi odjechali i dano im księdza, którego lud nie życzył sobie.

Tymczasem historia kościelna, bo p. Putek brał tylko to tylko ze strony prawniczej, mówi, że lud chrześcijański miał, będzie miał i musi mieć prawo głosu przy wybieraniu proboszczów, a nawet biskupów.

Proszę Panów, Klemens, ojciec Kościoła, powiedział w liście do Koryntian, w rozdziale 44, że apostołowie i uczniowie apostolscy, aczkolwiek swoją powagą sami mianowali biskupów i sami mogli mianować innych duchownych, przecież zawsze liczyli się z głosem gmin chrześcijańskich, liczyli się z głosem ludu, i tym głosem nie pomiatali. Nawet apostołowie tak postępowali. A św. Cyprian w liście swoim do Efezów pisze, że wybieranie biskupów i kapłanów przez lud razem z klerem jest prawem i zwyczajem apostolskim. Na czym on polegał? Otóż na tym, że biskupi danej prowincji zjeżdżali się z ludem katolickim, z ludem chrześcijańskim, i razem z nim wybierali kandydatów na biskupów, a naczelny metropolita zapytywał, czy lud się zgadza na danego kandydata. A więc tu była potrzebna aprobata i zgoda ludu. A i Sobór Trydencki do dziś żąda, żeby nazwiska tych, którzy wstępują do stanu kapłańskiego, były odczytywane wobec ludu z ambony, żeby lud wiedział, kto ma być kapłanem.

Tylko w Kongresówce nie wolno było tego czynić, ponieważ rząd rosyjski zakazał, i tego roku dopiero po raz pierwszy z ambony, nawet tu w Kongresówce, rozlegnie się ten głos Soboru Trydenckiego.

Ale w wieku V, kiedy poczęły się tworzyć pierwsze parafie, kiedy biskupi musieli się liczyć z wolą fundatorów kościoła, zaczęto odsuwać lud, a najwięcej w tym zawinił cesarz Justynian I, który orzekł, żeby biskupów i proboszczów wybierali duchowni, ale nie wspólnie z ludem, tylko z wybitniejszymi przedstawicielami tego ludu. Widzimy, że to prawo istniało aż do wieku IX. Jeszcze w wieku IX w każdej gminie chrześcijańskiej istniało 7 członków, którzy mieli nawet prawo nadzoru nad proboszczami, prawo nadzoru nad życiem wewnętrznym chrześcijańskim danej parafii chrześcijańskiej. Dopiero czasy feudalne, obskurantyzmu i zacofania, odebrały ludowi ten głos. Dziś lud do tego głosu chce wrócić. Ks. referent Sobolewski powiedział, że nie ma podstawy prawnej do tego, a nawet poseł Putek nie mógł się jej doszukać. Otóż ja tę podstawę prawną znajduję. Prawo prezenty, prawo ławki kolatorskiej itp. przysługiwały kolatorom dlatego właśnie, że oni budowali ten kościół i utrzymywali go. Kto jest dziś fundatorem kościoła? Czy może nasi obszarnicy dadzą co na kościół? Gdy przyjdzie ściągać konkurencję z dworu, to dwór tak kręci, tak rekursuje do władz, że gdyby się na ten datek czekało, z pewnością nic by się nie otrzymało. A co robi chłop? Kwestuje. Biedacy jadą w dalekie krańce Polski, chodzą od domu do domu i żebrzą na kościół, zwłaszcza na kościoły we Wschodniej Galicji, gdzie każdy kościół był fortecą narodową. Tam na kresach, gdy byłem jeszcze wikarym, chcieliśmy z proboszczem budować kościół, ale obszarnik nie chciał dać ziemi. Nazywał się Lewicki, sąsiad hr. Skarbka. Jest świadek, który to może potwierdzić. Nie chciał dać ziemi, bo powiedział: "Jest tu ruska cerkiew, więc nie potrzeba świątyni polskiej. Pan Bóg jest jeden". Więc chłopi zbudowali kościół sami z własnego grosza, ciężko uciułanego, w twardym znoju zapracowanego. Dlatego fundatorami kościoła nie są dziś obszarnicy, lecz chłopi.

Niech Panowie zobaczą we wsi Błażowej, pow. rzeszowskiego, bazylikę, którą chłopi postawili z własnych składek. Kościoła tak cudownego, jak tam, w całej Polsce nie widziano. Spytacie się, Panowie, kto go postawił? Chłopi, lud biedny. A postawił go sobie dlatego, że on Boga i wiarę kocha całym sercem, nie obłudnie, on nie ma tej wiary tylko na ustach, nie ma wiary faryzeuszowskiej, ale ma wiarę w sercu. Chłop dziś kościół utrzymuje. On księdzu na mszę daje, za pogrzeb, za wszystko, chociaż się tego chłopa obdziera, jak tu p. Putek wspomniał. W Kongresówce - to jeszcze nic dziwnego, gdy proboszcz ma 6 morgów, ale w Małopolsce są proboszczowie, którzy, jak np. proboszcz w Przeworsku, ma 1000 morgów. Jeżeli taki człowiek śmie z biednego zdzierać, to już jest to postępowanie bez serca i bez litości. Powinno być tak, żeby od biednego nic nie brać, wtenczas lud będzie wiedział, że ten ksiądz nie jest chciwy i pracuje dla idei i dla miłości Chrystusa, i Boga. Tak jednak nie jest, inaczej się dzieje. Dlatego też dziś nasz lud ma prawo do tego, żeby dostać to prawo patronatu, bez przywilejów, bo chłopu na przywilejach nie zależy.

Powiedział ks. Sobolewski dalej, że jeśli się to prawo przeniesie z właścicieli włości tabularnych na parafie, to będzie wielkim niebezpieczeństwem dla samej parafii. Dziwię się, skąd ta bojaźń i trwoga u ks. Sobolewskiego?

Sami przedstawiciele kościoła, sam Watykan zawiera konkordaty, czyli układy polityczne, nawet z państwami heretyckimi, z Rosją, z Prusami, z Austrią, która była rzeczywiście podłym państwem. Umyślnie wziąłem sobie konkordat austriacki z r. 1855, ratyfikowany w 1856, zawarty pomiędzy cesarzem austriackim Franciszkiem Józefem a papieżem Piusem IX. Cóż tam powiedziano? Powiada się, że układ zawarty pomiędzy Jego Świątobliwością Piusem IX a jego Apostolską Mością, królem i cesarzem austriackim - nazywa się "Jego Apostolską Mością" tego staruszka - ma na celu, żeby wzrastała wiara i pobożność w Austrii. Myśmy widzieli tę wiarę i pobożność w Austrii. Art. 24 i 25 wyraźnie oddaje nawet mianowanie proboszczów cesarzowi, czyli jego zastępcom - namiestnikom i starostom.

Proszę Panów! Kiedy tu byli Rosjanie, Prusacy i Austriacy, wtenczas nie wychodził głos oburzenia z ust biskupa ani z ust księży, siedzieli wtenczas jak myszy w dziurze, a arcybiskup jechał do Berlina i kłaniał się Wilusiowi. A dziś, kiedy chcemy dać prawo ludowi polskiemu, ludowi katolickiemu, powiadają, że to jest niebezpieczeństwo dla gmin chrześcijańskich. Czy to nie obelga, rzucona w twarz ludowi polskiemu? Czy to prawo dajemy heretykowi, czy Wilusiowi, czy staremu Franciszkowi Józefowi, który był skrytym wrogiem religii katolickiej? Dajemy je ludowi, chcemy je dać temu ludowi podlaskiemu, temu ludowi od Siedlec, i temu biednemu chłopu, którego w ciemnocie trzymano, który krew przelewał za religię. Nie proboszcz cierpiał, nie obszarnik, oni nic nie cierpieli, tylko chłop cierpiał i krwią swoją zadokumentował, że jest najlepszym synem kościoła. Proszę Panów, opowiadał mi to jeden z duchownych, że kiedy przyjechali nasi chłopi do Rzymu, pobożność ich była tak wielka, że kardynałowie rzymscy biegli za naszym chłopem i podziwiali jego pobożność i religijność. Kardynałowie rzymscy podziwiali religijność chłopa polskiego! A my temu chłopu balibyśmy się oddać to prawo? On będzie je kochał, jak matka kocha swoje dzieci, jak ten najdroższy skarb, on tego nie nadużyje jak obszarnik dla polityki, on nie będzie nim frymarczył ani oddawał lokajowi tylko lud będzie miał sobie za wielki zaszczyt i wielkie szczęście, jeżeli wybierze proboszcza takiego, który będzie według jego serca i życzeń.

Dlatego ja się dziwię, że trzeba o tym aż przekonywać Wysoką Izbę. Tutaj argumenty są tak mocne, że one same mówią do ducha, mówią do rozumu każdego człowieka, trzeba tylko trochę dobrej woli i nie uprzedzać się tak, jak niektórzy panowie z prawicy, że gdy wychodzi na trybunę poseł z lewicy, zaraz ruszają się jak gniazdo os, w które się kij włoży. Gdy mówicie Wy z prawicy, my się nie oburzamy. Każdego zdanie trzeba wysłuchać i uszanować. To, co Wam śmiechem się wydaje, może za lat 50 będzie bardzo mądre i historia powie, że było mądre, a Wasze było nierozumne. (Głos: Historia o Okoniu nie będzie wspominała).

Dlatego też my nie boimy się dziś oddać chłopu prawo mianowania proboszczów, my będziemy nawet żądali prawa mianowania biskupów, a kto się tego boi, ten jest wrogiem nie tylko ludu, ale wrogiem Ojczyzny i państwa polskiego. Fundamentem państwa jest chłop. Dziś chłop nasz w naszym państwie i w naszym Rządzie ma słaby głos, bo cóż ten głos chłopa jeszcze znaczy? Chłop nie przyszedł z tą siłą, z jaką powinien był przyjść, z jaką przyjdzie w przyszłym sejmie, dlatego że chłopa bałamucono, że dotąd trzymano go w ciemnocie, ale gdy chłop zdobędzie oświatę, to będzie rządził, będzie miał głos, jako gospodarz, decydujący.

Proszę Panów, w państwie naszym chłop nie ma dziś głosu i nie ma najmniejszego głosu w kościele naszym. Znam przykład, jak chłopi z parafii tysznickiej, ze wsi Jaskowice, przyjechali do biskupa prosić za księdzem. 30 chłopów pojechało wtedy w mroźny styczeń, w największy mróz. Było to 3 lata temu. Cała gmina złożyła się na tę podróż, a była to biedna gmina, na piaskach. I pojechali ci chłopi, przejęci myślą, że jadą do biskupa jako do ojca swego, że pogada z nimi, a może i wykrzyczy, ale jak ojciec. Gdzież tam, tylko na dole doszli do kapelana biskupiego, a ten powiada: "Gospodarze, ksiądz biskup nie przyjmuje, bo nie ma czasu". Oni powiadają: "Księże kapelanie, tyle mil jechaliśmy w taki mróz, taka podróż uciążliwa, zlitujcie się, powiemy tylko parę słów, mamy prośbę". Ale biskup dla chłopa nie miał czasu, bo na audiencję dla chłopa on za wysoki, chodzi na koturnach. Ale gdy przyjechał obszarnik, to dla obszarnika ksiądz kapelan na wysługi: "Proszę naprzód, proszę bardzo, pan dobrodziej pozwoli". Tak to się chłopa traktuje. Chłop w kościele nie ma żadnego głosu. Z chłopem nie liczą się nawet wtenczas, kiedy nawet jest taki proboszcz, jak np. pod Rzeszowem. w gminie Swilczy, który jest znienawidzony przez całą parafię, że modlą się w Rzeszowie do Matki Boskiej, ażeby tego proboszcza Pan Bóg wziął. Jeżdżą, piszą, ale to głos wołającego na puszczy, to rzucanie grochu o ścianę, bo biskup lekceważy sobie głos chłopów.

My jako posłowie chłopscy musimy żądać, ażeby duchowieństwo szanowało chłopa, liczyło się z chłopem, żeby duchowieństwo wiedziało, że musi nastąpić reforma i nowa era w kościele polskim, że musi się usunąć wszystko, co złe, wszystko, co przeżyte, wszystko, co pańszczyzną trąci. My wiary nie obalamy, my religię umacniamy, ale chcemy z tej religii wyrzucić te śmiecie, które służą interesom klik, które służą jaśnie wielmożnym, kapitałowi i bogaczom. Lud biedny nie żąda, ażeby księża byli biedni, niech im niczego nie brakuje, ale żąda, żeby się nie panoszyli, żeby byli braćmi dla chłopa, żeby mu serce otworzyli, żeby mu byli pomocni w nieszczęściu i skóry z niego nie zdzierali. Dlatego wierzcie, Panowie, może wy nie wierzycie, ale ja wierzę, że w krótkim czasie, kiedy oświata roztoczy nad nim swoje skrzydła, gdy dojdzie do każdej chaty, i na Podlasiu do kochanego ludu polskiego, i koło Białegostoku, i na Pomorze do Kaszubów, i do górali, kiedy oświatę ten chłop polski zdobędzie, to Polska będzie musiała być Polską chłopską, ale sprawiedliwą, ale postępową, i w tej Polsce ksiądz nie będzie satrapą, tylko będzie z chłopem współdziałał, księże Kaczyński, a nie będzie tak, jak jest obecnie, gdy Wy obiecujecie robotnikom złote góry, a kamieniczników popieracie! Proszę Panów, musi nastąpić reforma w naszym kościele. Tego się domaga duch czasu, domagają się tego stosunki. Jeśli chcemy nasze państwo uzdrowić, jeśli chcemy, ażeby powstało na nowo, to musimy postawić je na nowych podwalinach. Niech ta wiara będzie piękna, jasna, niech będzie wiarą dla Boga, a nie dla polityki. Nikt nie wyrządził kościołowi takiej szkody, jak ten ksiądz, który przy wyborach agitował, ażeby za ludowcami nie głosować, bo: "ludowcy to są diabły z piekła rodem". Szanowni księża posłowie, którzyście może też (w ten sposób) agitowali, Wasza agitacja na nic się nie zdała, bo wierzcie, że chłop się przekonał, że ludowiec to jest porządny człowiek, jedyny obrońca interesów chłopskich, a Wy jesteście obrońcami kapitalistów i obszarników ziemskich. Dzisiaj już chłop się na Was poznał i dlatego Wy przeciwko chłopom nie idźcie, idźcie pod wolę chłopską, ugnijcie się, ten chłop Wam pokaże swoją siłę, on Wam pokaże, że się Wam deptać ani za narzędzie używać nie da. Głos ludu, to głos Boga - i dlatego też, życząc naszemu ludowi zwycięstwa, wierzę, że lud nasz wyzwoli się nie tylko z pęt obszarniczych, pańszczyźnianych, ale wyzwoli się z tej niewoli duchowej, którą narzucili mu nasi biskupi autokraci i nasi niedobrzy proboszczowie. Bo są i dobrzy proboszczowie, ale są zduszeni i boją się podnieść śmielszy głos. Dlatego wierzę w to, że choć Wasz głos będzie krakaniem kruka, to głosu sokoła on nie przekracze, bo chłop to sokół; chłop potężny, 24-milionowy, pokaże, że ksiądz musi się z głosem chłopa liczyć poważnie, bo gdy się nie będzie liczył, to kiepsko na tym wyjdą księża, a będzie to niedobre także dla kościoła katolickiego (P. Gdyk: A robotnik?). Panie Gdyk, takie stworzenie, co małpuje, zawsze jest nieprzyjemne. Szkoda, że Pan jest przedstawicielem robotników. Niech się ci robotnicy wstydzą za Pana. (Głos: To nie jest przedstawiciel robotników). Ale przynajmniej podaje się za takiego.

Pozwalam sobie zgłosić następującą rezolucję:

Sejm wzywa Rząd, ażeby w najkrótszym czasie opracował projekt ustawy o mianowaniu proboszczów w tym duchu, iżby w miejsce obecnych patronów wprowadzono obszerne parafialne komitety kościelne, wybrane przez ogół wiernych z powszechnych wyborów, które by w porozumieniu z władzą kościelną wykonywały obsadzanie probostw.



0 komentarze:

Prześlij komentarz