Ani święte, ani odwieczne albo skłot pod świętym Ambrożym

„Nie jest to zgodne nawet z prawem natury. Natura bowiem wszystkie płody wydaje dla wszystkich do wspólnego użytku. (…) Z natury więc wywodzi się prawo wspólnej dla wszystkich własności. Prawo własności prywatnej jest wynikiem ludzkich uroszczeń”

Przemówienie księdza Okonia

Żołnierze, robotnicy i ty biedoto chłopska! Zaświtał wreszcie dla was wszystkich dzień wyzwolenia, swobody, porachunku za tyle krzywd doznanych, za tyle poniewierania twej godności.

Chciwość nie jest dobra

Bohater filmu „Wall Street” Oliviera Stone’a z 1987 r. przekonywał, że chciwość jest dobra (greed is good). Ta porada ochoczo została przyjęta w społeczeństwach Zachodu w ostatnich dwóch dziesięcioleciach

A gdyby papież zdradził

Rządy junty wojskowej (1976-1983) w Argentynie pozostają czarną kartą w dziejach tamtejszego Kościoła, ale również Kościoła powszechnego.

Po papieskiej wizycie w Brazylii. Papież na peryferiach

Od początku pontyfikatu Franciszek nawołuje do wyjścia na peryferia ludzkiej egzystencji, do osób wykluczonych ze społeczeństwa, postawionych na jego marginesie. W tym upatruje misję Kościoła, który prowadzi..

piątek, 30 listopada 2012

KONTAKT: Edukacja, katecheza i komunizm

Odkrycie „magazynu nieuziemionego KONTAKT” było dla mnie zaskoczeniem. Pismo wydawane przez młodych ludzi współtworzących warszawskie Koło Inteligencji Katolickiej przełamuje stereotypy związane z tzw. „katolicyzmem otwartym”, czy – jak to inni określają – katolewicą. Przede wszystkim, środowisko to wprost nawiązuje do tradycji lewicy społecznej, do tego nurtu myślenia o katolicyzmie i świecie, który nie określa swojej otwartości jedynie przez „liberalne” odczytanie posoborowych zmian w Kościele.

Na rynku dostępny jest od jakiegoś czasu dwudziesty numer „KONTAKTU”. Poprzedni, „ Po lewicy Ojca”, poświęcony relacjom między Kościołem a lewicą, wzbudził spore zainteresowanie i dyskusje. Dla porządku powiem, że od tamtego czasu, tj. późnej zimy/wczesnej wiosny 2012 r. datuje się moja współpraca z tym pismem. Podkreślam to, żeby czytelnik miał jasność, na ile subiektywna i „zaangażowana” będzie ta recenzja.

Temat przewodni aktualnego numeru pisma to „Kaganiec oświaty”. Otrzymujemy zatem blok tekstów poświęconych kwestiom edukacji – postrzeganych zarówno przez pryzmat założeń społeczno-ekonomicznych neoliberalnego porządku, jak i przez kwestie obecności Kościoła w przestrzeni szkoły, czyli – w skrócie – religii (katolickiej) w szkole. Największe wrażenie zrobił na mnie wywiad z prof. Tomaszem Szkudlarkiem, „Walka klas”. Czemu dałem wyraz w felietonie dla „Nowego Obywatela”, „Idę poboczem”. Równocześnie zrobiłem z profesorem wywiad dla rodzimej redakcji (ukaże się w kolejnym numerze „NO”).

Prof. Szkudlarek, kierownik Zakładu Filozofii i Wychowania i Studiów Kulturowych w Instytucie Pedagogiki Uniwersytetu Gdańskiego opisuje w rozmowie z Miszą Tomaszewskim i Pawłem Zerką skutki urynkowienia procesów zachodzących w obrębie systemu edukacyjnego, wprzęgnięcia go w neoliberalną praktykę i sposób myślenia o świecie. Walka klas w szkole? Bynajmniej, nie idzie o międzyuczniowskie spory, animozje czy przemoc. Ale o tę przemoc systemową, symboliczną i klasową, która jest dziś już naturalnym, choć kamuflowanym wyznacznikiem całego naszego życia społecznego. Interesujące zresztą w tym wywiadzie jest z jednej strony ukazanie zwycięstwa strategii indywidualistycznych, z drugiej strony pokazanie, że ten indywidualizm świetnie koresponduje z triumfem interesów klas wyższych. To daje asumpt do dyskusji, czym jest w gruncie rzeczy indywidualizm w społeczeństwach i kulturze dzisiejszego kapitalizmu:  niewykluczone, że przede wszystkim fetyszem stanowiącym zamaskowaną formę triumfu nowej burżuazji. Uważne rozważenie tej kwestii proponuję także ludziom tzw. nowej lewicy.

Z kolei Ignacy Dudkiewicz w tekście „Lekcja absolutu” rozważa na ile nauczanie religii w szkole mogłoby być czymś więcej, niż tylko znakiem „dziejowej sprawiedliwości”, jaka w III RP stała się udziałem Kościoła, po latach (bardzo) trudnej koegzystencji z instytucjami państwowymi w PRL. Temat religii w szkołach znów ma szanse wrócić do debaty publicznej, po podniesieniu przez hierarchów kościelnych sprawy matury z religii. Dudkiewicz stwierdza: „najwyższy już chyba czas, by przeprowadzić całościową i uczciwą ewaluację nauki religii na podstawie dwudziestu lat, które minęły od przywrócenia katechezy do szkół. Ewaluację, do której zaproszeni zostaliby na równych prawach biskupi, katecheci, naukowcy, politycy i rodzice. (…) Zbyt wiele istnieje wątpliwości wokół nauczania religii, zarówno jego ulokowania, jak i sposobu prowadzenia, by pozostawić ich rozstrzyganie wąskiemu gronu katechetów i biskupów”. Nie znam realiów dzisiejszej katechezy, domyślam się, że rozpiętość – co do sposobów prowadzenia i merytorycznej zawartości tych lekcji – musi być jednak znaczna i w dużej mierze zależeć też od jakości samej szkoły, jako „środowiska kulturowego/społecznego”. Bardzo mnie natomiast ciekawi, ile jest tam miejsca na przedstawianie Katolickiej Nauki Społecznej. Dla atakowanej zewsząd dogmatami realnego liberalizmu młodzieży mogłoby to być bardzo interesujące doświadczenie poznawcze...

Poza blokiem głównym polecam teksty z działu „Poza Europą”, poświęcone recepcji komunizmu i partiom komunistycznym w Azji Południowej. Po pierwsze  wywiad z Weroniką Rokicką, doktorantką na  Wydziale Orientalistycznym UW (dwa lata spędziła w Azji Płd.). Po drugie tekst Pawła Cywińskiego (orientalisty, kulturoznawcy, podróżnika), „Nadzieja zdycha ostatnia”, poświęcony m.in. Komunistycznej Partii Nepalu (Maoiści). O jej liderze, niegdyś charyzmatycznym przywódcy partyzanckim, później premierze Nepalu, Cywiński pisze: „Trudno go dziś poznać. Znacząco przytył, tracąc przy tym posturę bojownika, zamieszkał w wytwornej willi z basenem oraz otoczył się służbą kierowców, lokajów i sprzątaczek. I niby nic się nie stało, po prostu upodobnił się do reszty nepalskich polityków, wszedł w odwieczne buty elit rządzących. Jednakże w himalajskim powietrzu zawisło pytanie o to, jak prywatny basen może wpłynąć na świadomość klasową”. Cóż, takich bohaterów walki o losy robotników znamy z własnego podwórka. Rzadko kto majednak odwagę i ochotę zapytać dzisiaj, co stało się z ich „świadomością klasową”. Wymienili ją na tantiemy od swoich niegdysiejszych zasług, faktycznych i wyobrażonych. Ale tekst Cywińskiego – podkreślę – nie koncentruje się na personaliach. Polecam.

Warto także wyróżnić dział „»M« jak mieszkanie”, a w nim teksty Piotra Ciszewskiego (lewica.pl, Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów”) i Błażeja Lenkowskiego („Liberté!”). Skąd pomysł na ten – nomen omen – blok artykułów, dotyczących warszawskiego podwórka? Wyjaśnia Cyryl Skibiński z „KONTAKTU”: „choć kwestia uporządkowania skutków dekretu Bieruta jest niezwykle ważna, to problem z niewydolnością miejskiej polityki mieszkaniowej się nie kończy. [Piotr Ciszewski] musiał zmierzyć się z zarzutami kierowanymi pod adresem lewicy, jakoby kreśliła ona projekty całkowicie oderwane od rzeczywistości. [Błażej Lenkowski] odważył się podjąć temat, który z niejasnych powodów środowiska gospodarczych liberałów omijały dotąd szerokim łukiem, godząc się tym samym na zmonopolizowanie dyskusji nad polityką mieszkaniową przez swoich ideologicznych przeciwników”. Nieco złośliwie powiem, że powody tej strategii nie są wcale takie niejasne i można je w jakiejś mierze wyjaśnić, parafrazując znane zawołanie: dyskusje wasze, kamienice nasze...

Co jeszcze? Nie chcę pozbawiać czytelników i pożytku i satysfakcji z lektury dwudziestego numeru „KONTAKTU”.  Wiem, że jesteśmy dziś otoczeni i zachęcani do lektury mnóstwa prasy, książek, blogów, itd., itp. A niejednokrotnie nawał obowiązków, zawodowych i domowych odbiera nam możliwość i lektury i refleksji nad nią. Ale dla osób uczestniczących w intelektualnym życiu tzw. lewicy chrześcijańskiej „KONTAKT” jest lekturą obowiązkową, by znów nawiązać do edukacyjnej tematyki tego numeru. Trzeba znaleźć na nią czas, bo to właściwie jedyne tego rodzaju pismo w rodzimej przestrzeni idei. Tytuł tworzą ludzie bardzo młodzi. Pytanie, czy będą mieli czas, ochotę, intelektualną pasję by tworzyć to pismo/takie pismo za lat 5, 10, 15. Czy będzie im wtedy jeszcze po drodze z dzisiejszymi poglądami? A może stworzą projekt o wiele większy, ambitniejszy? To się okaże.

I jeszcze jedno. Koniecznie: artykuł „Wykluczeni mimo pomocy” Rafała Bakalarczyka i wywiad z ks. Tomášem Halíkiem, „Cierpliwość wobec tajemnicy”.

Krzysztof Wołodźko





środa, 28 listopada 2012

Apel chrześcijańskich organizacji przed negocjacjami klimatycznymi

Większa redukcja gazów cieplarnianych, finansowe wsparcie społeczeństw padających ofiarą zmian klimatycznych oraz opracowanie jasnego planu działania dla osiągnięcia światowego porozumienia klimatycznego do 2015 r. Takie są, zdaniem chrześcijańskich organizacji humanitarno-pomocowych, warunki sukcesu konferencji w Dausze. Dwutygodniowe spotkanie (26 listopada – 7 grudnia) rozpocznie się w stolicy Kataru jutro. W związku z tym wspólne oświadczenie złożyły Caritas Internationalis, Międzynarodowa Współpraca na rzecz Rozwoju i Solidarności CIDSE oraz federacja chrześcijańskiego wolontariatu FOCSIV.
Zdaniem tych instytucji, akcent w negocjacjach nad globalnym porozumieniem klimatycznym należy położyć na konkretnych propozycjach. O ile odpowiedzialność wobec zmian klimatu jest wspólna dla wszystkich, to do bardziej rozwiniętych gospodarek należy dawanie przykładu, gdy chodzi o redukcję emisji szkodliwych substancji.
Jedynym w tej dziedzinie dokumentem wiążącym na skalę światową jest protokół z Kioto, który, jak zauważają Caritas, CIDSE i FOCSIV, nie został jednak ratyfikowany przez większość globalnych trucicieli. Co więcej, tzw. Zielony Fundusz na rzecz Klimatu, ustanowiony w 2010 r. z przeznaczeniem dla krajów rozwijających się, grozi załamaniem. Potrzeba zatem nowego wysiłku na rzecz stworzenia niskoemisyjnej gospodarki, zwrócenia uwagi na los drobnych rolników na terenach mniej rozwiniętych oraz wyraźnego podjęcia przez Unię Europejską przewodnictwa w negocjacjach klimatycznych.
http://pl.radiovaticana.va/articolo.asp?c=642009

niedziela, 25 listopada 2012

Ewolucja chadecji boliwijskiej


Partia Chrześcijańsko-Demokratyczna (Partido Democrata Cristiano - PDC) jest jedną z młodszych partii Boliwii. Po raz pierwszy działacze polityczni kraju o chrześcijańskiej motywacji ideologicznej, zorganizowali się już na początku lat pięćdziesiątych. Nowopowstałe ugrupowanie przyjęło wtedy formalną nazwę Partii Socjaldemokratycznej - Partido Social Democrato (PSD). Partia ta była jednak zbyt słaba, zarówno ze względu na bazę społeczną jak i program. Brak wyraźnie postępowych akcentów w programie i działalności partii, profaszystowskie sympatie i słabość organizacyjna, doprowadziły do zaostrzenia sprzeczności wśród jej działaczy. Sprzeczności te z całą mocą ujawniły się w okresie przemian rewolucyjnych lat 1952-1953. Ich rezultatem był faktyczny rozpad partii. Najbardziej dynamiczni jej członkowie doprowadzili jednak już na początku 1954 roku do reaktywacji partii, ale pod zmienioną nazwą - Partii Społeczno-Chrześcijańskiej (Partido Social Cristiano - PSC). Partia, stosunkowo nieliczna, ze względu na słabość burżuazji narodowej w tym kraju, której interesy wyrażała przed wszystkim, była konglomeratem różnych sił społecznych. Na jej czele stanął profesor uniwersytetu w La Paz Remo di Natale. Głównymi hasłami programowymi z jakimi partia wyszła do społeczeństwa były hasła solidarnościowe i korporacyjne. Odrzucając kapitalizm i socjalizm głoszono teorię terceryzmu - trzeciej drogi - w rezultacie której miało powstać społeczeństwo oparte na komunach składających się z przedsiębiorców i robotników, rządzącymi się demokratycznymi zasadami spółdzielni produkcyjnych. Program ten okazał się jednak zbyt mało atrakcyjny dla ruchu robotniczego. Niektóre jego hasła znalazły poparcie u części inteligencji, studentów, chłopstwa i drobnej burżuazji miejscowej.
Partia ta pozostawała przez cały czas swej działalności w opozycji do rządów (MNR). Po przewrocie państwowym Parientosa Ortuno w 1964 roku oraz pod wpływem chadecji chilijskiej zjazd partii zmienił jej nazwę na - Partido Democrata Cristiano (PDC). Chodziło jednak nie tylko o zmianę nazwy, ale i o wypracowanie nowego programu, który będąc w swej istocie reformistyczno-nacjonalistycznym pozwolił określić go jako punkt zwrotu na lewo boliwijskiej chadecji. Okazało się, że zwrot ten był pozorny. W partii starły się rzeczywiście trendy radykalno-reformistyczny i prawicowy. Ujawniło się to jednak dopiero w okresie rządów Ovando Candii i Torresa Gonzalesa. Na tle stosunku partii do przemian gospodarczo-politycznych zainicjowanych przez te rządy, doszło w niej do rozłamu. W maju 1970 roku z partii wyszło lewe skrzydło, które przyjęło nazwę Rewolucyjna Partia Chrześcijańsko-Demokratyczna (PDCR). W lipcu tegoż roku przywódcy PDCR odrzucili koncepcję terceryzmu. Uznając się za chrześcijańskich rewolucjonistów rozpoczęli aktywne działania partyzanckie. Ten heroiczny zryw zakończył się tragicznie, gdyż zapłaciło za niego najwyższą cenę -  życie, ponad 70 partyzantów, pozostali zaś bądź weszli w skład MIR, bądź znaleźli się na wygnaniu, jeszcze inni zaniechali działalności. Walka nie poszła jednak na marne. W dużym stopniu właśnie dzięki temu radykalizmowi lewego skrzydła nastąpiło dalsze precyzowanie programu partii PDC w kierunku reformizmu nacjonalistycznego. Krytycyzm w stosunku do rządów Banzera Suareza oraz zwrot w kierunku radykalno-reformistycznego nacjonalizmu, pozwoliły PDC zbliżyć się do innych partii lewicowych. W sumie jednak PDC pozostała nadal partią o wpływach ograniczonych głównie do wąskiego grona elity intelektualnej, studentów i bardzo ograniczonej bazy proletariackiej.
Na podst.: W. Czyżowicz, Republika Boliwijska

piątek, 16 listopada 2012

Hiszpania: biskup przeciw eksmisjom

O podjęcie działań pozwalających uniknąć niesprawiedliwych eksmisji zaapelował do hiszpańskich władz bp Mario Iceta z Bilbao. Wysiedleniem jest zagrożonych w całym kraju blisko 400 tys. rodzin. Zdarza się, że wyrzucenie na bruk kończy się dla danej osoby tragedią samobójstwa. Tak było również 9 listopada.
Amaia Egaña skoczyła z balkonu, kiedy urzędnicy wchodzili, aby dokonać eksmisji. Bp Mario Iceta wyraził ból i solidarność z rodziną zmarłej. Ordynariusz diecezji Bilbao wezwał instytucje, aby pilnie „uruchomiły mechanizmy” i znalazły „skuteczne rozwiązania” w celu uniknięcia „tych niesprawiedliwych sytuacji”.
Eksmisje są ostatnio na porządku dziennym i wywołały alarm w społeczeństwie. Od 2006 r. złożono blisko 400 tys. wniosków. Oburzenie wywołuje fakt, że o eksmisję występują banki, które otrzymały pomoc z pieniędzy publicznych.
W tej sytuacji duże wsparcie rodzinom, które utraciły dom, niesie Caritas, zarówno parafialna jak i diecezjalna. Tutaj poszkodowani otrzymują najczęściej pierwszą pomoc.
http://pl.radiovaticana.va/articolo.asp?c=638171

czwartek, 15 listopada 2012

Lewica chrześcijańska w Polsce. Wyjaśnienie do hasła w wikipedii

Przedrukowujemy tekst Piotra z zaprzyjaźnionego bloga Chrześcijański Anarchista, poprzedzić jednak chcemy go komentarzem. W przypadku Lewicy Chrześcijańskiej już można mówić o ŚRODOWISKU. Współpracę z blogiem zadeklarowali Justyna, Krzysztof, Mariusz, Tomasz, Bogdan... Mamy nadzieję, że dołączać będą następni. Z Bogiem!

Dawno nic nie pisałem na blogu, w sumie to nie nowość, gdyż z konsekwencją u mnie bywa niekiedy krucho. Rzecz w tym, że wcviąż nie mam internetu na nowym mieszkaniu, gdyż ciągfle czekamy na najem, a w związku z tym nie ma kto podpisać umowy z dostawcą internetu. Także co jakiś czas korzystam z uprzejmości rodziny, tudzież przyjaciół. Jak tylko będzie najem, tak natychmiast zainstalujemy z Beatą internet i obiecuję regularność blogową - tako rzekłem, tak też się stanie.
Dzisiaj chciałem tylko zauważyć pewną nowość. Otóż jakiś czas temu odkryłem, że hasło w wikipedii "chrześcijańska lewica" zostało na nowo opisane. Zdecydowanie szerszy opis, znacznie dokładniejszy, dający rzut historyczny na zjawisko lewicy chrześcijańskiej. Na końcu krótko przedstawiono stan na Polskę: W Polsce ideologia ta nie odgrywa znaczącej roli. Elementy lewicy chrześcijańskiej można było dostrzec w działalności księży Stanisława Stojałowskiego (w początkowym okresie), Eugeniusza Okonia i Andrzeja Huszno, później w stowarzyszeniach katolików świeckich w PRL (Stowarzyszenie PAX, Chrześcijańskie Stowarzyszenie Społeczne). Obecnie ideologię lewicy chrześcijańskiej głoszą środowiska skupione wokół Lewicy Chrześcijańskiej i Chrześcijańskiego Anarchisty. I tu moja uwaga, dotycząca zwłaszcza "Chrześcijańskiego anarchisty": blog ten jest indywidualną inicjatywą i nie ma wokół niego żadnego środowiska, pod "Chrześcijańskim Anarchistą" kryje się tylko moja osoba, Piotrka z Poznania, byłego komunisty i socjalisty, niegdyś członka Związku Komunistów Polskich "Proletariat", współzałożyciela Komunistycznej Młodzieży Polski, Polskiej Partii Socjalistycznej, który rozczarowany dawnymi ideologiami, szukając alternatywy dla obecnegop systemu doszedł do anarchizmu, ale zabarwionego chrześcijańskim spojrzeniem na życie ludzkie, wierzącego w Boga Ojca, Syna Jezusa Chrystusa i Ducha świętego, daleki od uwielbienia wobec hierarchicznego Kościoła, jednak go nie porzucającego. Podobnie strona "Lewica Chrześcijańska" raczej nie kryje za sobą środowiska. Stronę tą również ja zakładałem, miała być w założeniu zwornikiem dla środowiska, ale dość szybko zarzucono ideę i przez prawie rok nie była aktualizowana. Ja założyłem "Chrześcijańskiego Anarchistę", ktoś się wycofał, komuś się nie chciało (głównie mnie). Teraz jest aktualizowana przez człowieka, który stworzył niegdyś stronę z tekstami poświęconymi chrześcijańskiej lewicy "O cywilizację miłości". Z tą ostatnią był również związany blog o tej samej nazwie, ale i to środowisko (w tym wypadku można faktycznie mówić o środowisku) się rozeszło (ja sam nie brałem w tym udziału). Przyznam, że lewica chrześcijańska w Polsce prawie nie istnieje, jest kilka osób (może trochę więcej), choć raczej nie powiązanych ze sobą (a szkoda,) podzielających mniej lub bardziej podobne idee. Jednak o żadnym zintegrowanym srodowisku mowy być nie może. Mam nadzieję, że to się zmieni, może mój skromny blog się do tego przyczyni? Zobaczymy. Dzisiaj kończę, ale wrócę. Bo idea, tak jak nadzieja, umiera ostatnia. Chrześcijański anarchista był jest i będzie. Do następnego razu.
 

środa, 7 listopada 2012

Stolica Apostolska popiera podatek Tobina

Biskup Mario Toso, sekretarz Papieskiej Rady Iustitia et Pax, wypowiedział się w wywiadzie dla radia watykańskiego, że Stolica Apostolska popiera podatek Tobina, czyli „obciążenie fiskalne transakcji finansowych”. Komentarz biskupa odnosi się do projektu wprowadzenia podatku od transakcji finansowych w Unii Europejskiej.
„Nie mogę zrozumieć, jak to jest możliwe, że na gospodarkę realną nakłada się poważne obciążenia podatkowe, podczas gdy główne sfery rynku finansowego, w szczególności te, które zajmują się dzikimi spekulacjami, miałyby być wolne od wszelkiego opodatkowania i nie wnosić wkładu w dobro wspólne? Dlatego Papieska Rada Iustitia et Pax proponuje opodatkowanie niektórych transakcji finansowych w imię sprawiedliwości społecznej” – oświadczył biskup, podkreślając równocześnie z satysfakcją, że do europejskiej inicjatywy przyłączył się również rząd włoski.
Biskup Toso podkreślił, że „szczęśliwe i dobre życie nie może zaistnieć bez gospodarki tworzącej miejsca pracy, bogactwo, nowe produkty i usługi, powiększając zakres możliwości i faktyczną wolność osobistą”.
Źródło: Lewica.pl

poniedziałek, 5 listopada 2012

Religia Himmlera

Decydujemy się dziś na publikację materiału kontrowersyjnego czy nawet bulwersującego - fragmentów przemówień Reichsführera SS Heinricha Himmlera. Czynimy tak, by pokazać rzeczywisty stosunek nazizmu do chrześcijaństwa. Bez względu na wstydliwe przypadki oportunistycznej kolaboracji niektórych ludzi Kościoła z faszyzmem uświadomić sobie musimy, że między hitleryzmem i chrześcijaństwem nie może i nigdy nie mogło być kompromisu.

Heinrich HIMMLER

KAZANIA

Musimy wychowywać, wychowywać i jeszcze raz wychowywać.
Heinrich Himmler


KOŚCIOŁY CHRZEŚCIJAŃSKIE
do generałów SS, 1937 r.

... Przechodzę teraz do kwestii religii i kościołów. Proszę was, byście nie popełnili tu żadnego błędu. Nie mamy najmniejszego zamiaru by produkować ludzi bez wiary i prawa, a w czasie wszystkich gwałtownych przewrotów społecznych istnieje takie ryzyko. Kościołowi aktualnie przytrafia się dokładnie to samo, co przydarzyło się komuś innemu 1500 lat temu. W owej epoce większość ludzi, którzy stali się chrześcijanami, nie uczyniła tego w zgodzie ze swoimi przekonaniami. Większość z nich uczyniła to z oportunizmu (byli to zdrajcy w łonie naszego ludu), inni znowóż pozwolili się ochrzcić będąc wcześniej prześladowanymi ogniem i żelazem, wybrali oni wiarę i światopogląd chrześcijański aby uniknąć prześladowań i tortur...
Ponieważ dzisiaj jeszcze ów proceder oburza nas tak samo, jak oburzał naszych przodków, nie chcę, byśmy czynili ten sam błąd. Nie dopuszczę, by dotknięto choćby jednej rzeczy, która jest świętością dla innych i żądam od was z całą mocą, byście nie pozwolili czynić tego swoim ludziom. Nasze święte drzewo, dąb było uświęcone przez naszych przodków, którzy oddawali mu cześć. Uznajemy za barbarzyństwo fakt zbeszczeszczenia owego świętego drzewa przez chrześcijan. Powtarzam - nie popełniajmy dzisiaj podobnego błędu.
Ktoś mógłby powiedzieć: to sprawiedliwa zemsta. Mój punkt widzenia jest jednak następujący: zemsta tak jak wszystko, co nie zgadza się z odwiecznym prawem, powraca zawsze do tego, kto się mścił, a zatem zemsta jest przerażająco krótka, a ja, rozumiecie to, myślę o tysiącu lat. Pewnego dnia powiedziałem mimochodem do jakiegoś wysokiego dygnitarza kościelnego - wasza epoka już się dokonała, teraz spotka was dokładnie to, co nas spotkało z waszej winy. Wy żyliście w Słońcu a my w Cieniu przez dwa tysiące lat. Przyszedł teraz czas, kiedy my będziemy żyli w Słońcu a wy w Cieniu. - Ale, towarzysze, my nie zakopiemy ziarna, nie zasiejemy ziarna, które sprowadziłoby nas znów w cień na dwa tysiące lat. Oto dlaczego nie zniszczymy, nie dotkniemy i nie zbeszcześcimy niczego, co jest uświęcone dla innych.

PRZERYWANIE CIĄŻY
do generałów SS, 1937 r.

Mamy w Niemczech 600 do 800 tysięcy skrobanek rocznie. Podaję tu cyfrę minimalną. Ale gorzej: z tego powodu 300 tysięcy kobiet staje się każdego roku bezpłodnymi. Zanika bezpowrotnie 300 tysięcy potencjalnych matek. Poza tym 30 do 40 tysięcy kobiet umiera każdego roku w Niemczech, w następstwie przerwania ciąży. Te cyfry są przerażające w swej nagości.
Ktoś mógłby powiedzieć: Dlaczego to my, członkowie SS i pan Reichsführer SS mamy się tym zajmować. Te sprawy nas nie dotyczą.
Nie dotyczą nas bezpośrednio, ale uświadomiłem sobie ich znaczenie, kiedy stanąłem na czele niemieckiej policji. I oto jaka jest moja opinia w punkcie wyjścia: zakazy i działania policyjne pozwolą mi wyeliminować tylko przestępstwa wyjątkowe, popełniane przez jednostki aspołeczne. Aparat policyjny nie pozwoli mi natomiast represjonować masowych tendencji, rozwiązywać wielkich problemów takich jak głód w źle kierowanej gospodarce, rozprzężenie seksualne, a także masowe dezercje. Przyszła pora na zastanowienie się nad tym, jaki jest podstawowy błąd, co trzeba zmienić, żeby zniknęły wady naszego ludu, który sam w sobie wydaje się odważny i lojalny.
Problem przerywania ciąży wygląda następująco. Kiedy poznałem cyfry, powiedziałem sobie: - Jeśli mam w Niemczech 800 tysięcy skrobanek, nic nie da przekazanie tych wszystkich kobiet sądom. Nawet jeśli zostaną skazane, to odejdą myśląc sobie: tym razem nie miałaś dość sprytu, dałaś się złapać. Na przyszły raz postarasz się być bardziej cwana. Problem nie byłby zatem w ten sposób wcale rozwiązany. Najgłębsza przyczyna przerywania ciąży przez kobiety zamężne, przyczyna niechęci do posiadania dziecka, leży moim zdaniem - mówiłem już o tym podczas ostatniego zebrania generałów - w fakcie, że lud niemiecki jest zatomizowany.
W niemieckich miastach żyją wyizolowane jednostki, które zlewają się w masę tylko w ataku psychozy, a kiedy zagrożenie mija, separują się, by znowu stać się izolowanymi jednostkami. Dla człowieka żyjącego przypadkiem w 1936 roku jest całkiem obojętne, czy będzie miał dzieci, czy nie. To jest dla niego sprawa osobistego wyboru. Jeden ma psa, a inny dziecko, albo też ma się dziecko po to, by przekazać mu w spadku swoje dobra, lub też, by znaleźć się pod jego opieką na starość. To wszystko są także motywy egoistyczne i tak będzie zawsze z człowiekiem zatomizowanym, z indywiduum izolowanym.
Człowiek liberalny jest właśnie grzechem śmiertelnym liberalizmu i chrześcijaństwa. Liberalizm i chrześcijaństwo umiały doskonale zniszczyć jego przeszłość. Jakim był człowiek przeszłości? Był włączony horyzontalnie w naturalną całość tworzoną przez klany, wspólnoty wiejskie, regiony, a wertykalnie był ogniwem długiego łańcucha przodków i następców, ogniwem podtrzymywanym przez wiarę w to, że jego klan wyda go ponownie na świat. Zauważcie, że u naszych przodków wnuk otrzymywał często imię swego dziadka. Modlono się zawsze, by niebo zesłało syna po to, by nie narodzić się ponownie w obcym klanie pod innym nazwiskiem.
Można filozofować przez długie godziny, starając się dociec, czy za wiarą w reinkarnację przemawia tyle samo argumentów, co za jakąkolwiek inną. Jest ona tak samo trudna do naukowego dowiedzenia, jak chrześcijaństwo, doktryna Zaratustry, Konfucjanizm, itp. Ale ta wiara przedstawia wielką zaletę: członkowie ludu, który wierzy w reinkarnację, szanują swoich przodków (a więc siebie samych) i będą zawsze mieli dzieci a zatem lud ten będzie żył wiecznie.

GROŹBA HOMOSEKSUALIZMU
do generałów SS, 1937 r.

... Niedawno powiedziałem pewnemu dygnitarzowi Młodzieży Hitlerowskiej: Ogólnie to jesteście mało chrześcijańscy, ale wasza postawa wobec kobiety jest tak chrześcijańska jak to tylko możliwe. Przed 500 laty na jednym z katolickich uniwersytetów broniono tezy zatytułowanej Czy kobieta posiada duszę? Już ten tytuł pokazuje dążenie chrześcijaństwa do zniszczenia kobiety i dowiedzenia jej niższości. Jestem zupełnie przekonany, że cały kler starał się stworzyć męskie stowarzyszenie erotyczne i tym samym ocalić ów istniejący od dwóch tysięcy lat bolszewizm, jakim było chrześcijaństwo. Kler kościoła chrześcijańskiego, który podporządkował sobie po nieskończenie długich bojach kościół aryjski, próbuje od najwcześniejszych wieków ustanowić celibat księży. Odwołuje się w tym celu do Świętego Pawła i pierwszych apostołów, którzy uznawali kobietę za symbol grzechu, a małżeństwo dopuszczali jedynie jako legalny środek uniknięcia wszeteczeństwa, jak to jest zapisane w Biblii. Kler szedł dalej tą samą drogą przez stulecia aż do roku 1139, kiedy to celibat księży stał się rzeczywistością. Jestem zresztą przekonany, że sakrament spowiedzi pozwala kapłanom, którzy nie chcą popaść w homoseksualizm, prokurować sobie kobiety i dziewczęta, których potrzebują. Dotyczy to w szczególności wiejskich proboszczów. Moim zdaniem większość z nich jest heteroseksualna, przeszło 50 procent; podczas gdy w klasztorach 90 do 95 procent to homoseksualiści.
Jeśli zaczęlibyśmy dziś przygotowywać procesy przeciw księżom homoseksualistom i jeśli traktowalibyśmy ich z punktu widzenia prawa jako obywateli niemieckich, mogę zagwarantować 200 albo i więcej wyroków w czasie trzech najbliższych lat. Jeśli nie przeprowadzamy tych procesów, to nie dlatego, że brakuje przypadków, ale po prostu nie dysponujemy jeszcze wystarczającą liczbą funkcjonariuszy i sędziów. Mam jednak nadzieję, że za cztery lata dostarczymy bardzo przekonujących dowodów na to, że Kościół tak na poziomie swych przywódców, jak i zwykłych kapłanów, konstytuuje stowarzyszenie erotyczne mężczyzn, które terroryzuje ludzkość od 1800 lat. Wymaga ono od ludzkości ogromnych ofiar a w przeszłości okazało się sadystyczne i perwersyjne. Wystarczy podać przykłady procesów czarownic i heretyków.
Poniżanie kobiety jest postawą typowo chrześcijańską i w naszej epoce - nawet jeśli jesteśmy narodowymi socjalistami - przejęliśmy to dziedzictwo mentalne. Także niektórzy niezachwiani w swoich poglądach poganie przejęli to dziedzictwo. Znam wielu towarzyszy z partii, którzy czując się zobowiązani do manifestowania swego zdecydowania i męskości, zachowują się wulgarnie i brutalnie w stosunku do kobiet. Mamy tendencję do wykluczania w miarę możności kobiet z naszych świąt i ceremonii, a później skarżymy się, że kobiety pozostają wierne Kościołowi, albo że nie są w stu procentach przekonane do Narodowego Socjalizmu. Nie mają prawa się skarżyć ci, którzy traktują kobiety jako istoty drugiej kategorii i trzymają je w oddaleniu od naszego wewnętrznego życia duchowego. Nie trzeba się zatem dziwić, że kobiety nie są do owego życia przekonane. Musimy dostrzec wyraźnie, że ruch, światopogląd narodowo-socjalistyczny nie może przetrwać bez kobiet, ponieważ mężczyźni postrzegają rzeczy jedynie w sposób świadomy, rozumieją je, podczas gdy kobieta obejmuje je swoim sercem; to kobiety niemieckie dostarczyły najwięcej ofiar w procesach czarownic i heretyków; kobiety a nie mężczyźni. Kler wie doskonale, dlaczego spalił 5 - 6 tysięcy kobiet. Właśnie dlatego, że one uczuciowo i intuicyjnie uchwyciły się pierwotnej nauki i doktryny. Uczucia i instynkt nie pozwoliły im się od niej odwrócić. Tymczasem mężczyzna w sposób logiczny i odpowiadający jego inteligencji przerzucał karabin z ramienia na ramię, zmieniał obóz i wiarę.

ŚWIĘTA PRZESILENIA SŁONECZNEGO
nieokreślona publiczność, Alt-Rehse, 1938 r.

Święta przesilenia słonecznego wyrażają o wiele więcej, niż jakieś sztuczne i arbitralne uznanie ludzi dla zbawczego działania Słońca. Przesilenie słoneczne zapowiada wielkie wydarzenie, także wydarzenie w szeregach SS - rytualną walkę światła. Najlepsi z każdego batalionu wystąpią w ten wielki dzień. Święta przesilenia pozwolą im stoczyć walkę i zdobyć nagrodę... Podobnie jak słoneczna droga, również bieg ludzkiego życia powinien być wieczny. To jedna z prawd, których powinniśmy ponownie nauczyć naszych ludzi. Trzeba dać naszym mężczyznom, żonom i dziewczętom pojęcie czegoś wiecznego, naturalnego cyklu, naturalnej wiary. Wierzę, że to pozwoli naszemu ludowi (w przeciwieństwie do wszystkich innych ludów świata za wyjątkiem ludów kolorowych) zrealizować następujący cud: zwrócić życie i płodność ludowi, który już umierał. W takim właśnie przekonaniu świętujemy letnie i zimowe przesilenie słoneczne w szeregach SS.

WIARA W BOGA
święto rolników Rzeszy, 1939 r.

W Niemczech wielu ludzi zdaje się kwalifikować nas, członków SS, jako ludzi bez Boga i bez religii. Należy powiedzieć, że jako Oddziały Ochrony zajmujemy się mniej niż ktokolwiek wyznaniem innych i tym, do jakiego Kościoła przynależą. Nasza wiara w Boga Wszechmogącego jest jednak skrajnie głęboka i odrzucamy możliwość przyjęcia w nasze szeregi ludzi pretensjonalnych, aroganckich i głupich, jakimi są ateiści. Przypuszczenie, że bez owej wiary zaryzykowalibyśmy wykonanie zadań, jakie przydzielił nam wódz oznaczałoby poważną nieznajomość naszych metod. Jeśli nie będziemy wierzyć w całej pokorze w autorytet boski umieszczony nad nami i w porządek stworzony przez Boga bądźcie pewni, że nie znajdziemy swego miejsca pomiędzy naszymi przodkami i potomkami, pomiędzy nieskończoną na skalę ludzką przeszłością, a wieczną przyszłością, przyszłością, która będzie istniała dla naszego ludu tak długo, jak długo przetrwa ta planeta zwana Ziemią.

KULT PRZODKÓW
do generałów i szefów służb SS i policji, Berlin 1942 r.

... Czwarte i ostatnie zadanie, jakie będzie nas czekało w czasach pokoju, to upowszechnienie kultu przodków. Musimy skończyć w sposób jeszcze bardziej zdecydowany z chrześcijaństwem, z tą dżumą, najcięższą chorobą jaka dotknęła nas w całej naszej historii i która uczyniła nas najsłabszymi we wszystkich konfliktach. Jeśli nie zdoła tego uczynić nasze pokolenie, będzie się to jeszcze ciągnęło bardzo długo. Musimy skończyć z tą zarazą od wewnątrz. Dzisiaj, w dniu pogrzebu Heydricha potwierdzam w sposób całkowicie świadomy moją głęboką wiarę w Boga, wiarę w przeznaczenie, starożytną Waraldę. Musimy stworzyć nową hierarchię wartości dla wszystkich rzeczy, hierarchię dla makrokosmosu i dla mikrokosmosu, dla gwiazd nad naszymi głowami i dla świata w nas, dla tego świata, który widzimy w soczewce mikroskopu. Postawa tych megalomanów chrześcijan, którzy mówią o zdominowaniu Ziemi przez człowieka musi się pewnego dnia zmienić. Ich pycha musi zostać sprowadzona do właściwych proporcji. Człowiek nie jest absolutnie niczym wyjątkowym. Jest zaledwie punktem na tej ziemi. Jeśli zdarzy się wystarczająco gwałtowna burza, on jest już bezsilny. Nie może jej zupełnie przewidzieć. Nie ma żadnego pojęcia o porządku, jaki reprezentuje sobą najmniejsza mucha - bo jakkolwiek brzydka by była uosabia ona cud. Żadnego pojęcia o porządku, jaki reprezentuje sobą kwiat rozkwitający na gałęzi drzewa. Trzeba, by ów dzisiejszy chrześcijanin zaczął znów odnosić się do świata z należytym respektem. Wówczas odnajdzie on właściwą miarę, która pozwoli mu ocenić to, co jest nad nami i dostrzec ruch planet, w który jesteśmy wprzęgnięci.

Heinrich HIMMLER


tłumaczył Marek Tabor

Teksty przemówień znalezione w archiwach osobistych adiutanta Himmlera przejętych przez armię USA w 1945 r. Geheimreden 1933 bis 1945 und andere Ausprachen, Frankfurt 1974

brulion nr 17/18