środa, 11 września 2013

ANARCHISTA

Rzecz o ks. Okoniu


Pierwszy "odziedziczył po ojcu straszny nałóg". Drugi był demagogiem i dziwkarzem", choć nosił sutannę. Trafili do podręczników szkolnych. Tomasz Dąbal - komunista i chłopski radykał - ksiądz Eugeniusz Okoń. W listopadzie 1918 r. Założyli Republikę Tarnobrzeską, enklawę w widłach Wisły i Sanu, gdzie przez kilka miesięcy przynajmniej część władzy trzymali chłopi i robotnicy rolni.

Postać Dąbala, wkrótce emigranta do ZSRR, działacza Międzynarodówki Komunistycznej pojawia się często w pracach historyków. O księdzu - "bolszewiku" pisano i mówiono znacznie mniej.

Dziś w Tarnobrzegu jeśli popytać o ks. Okonia młodzi powiedzą, że nie słyszeli o takim, a nieliczni starsi, że owszem - był, żył, działał. Szczegółów nie znają.

Na akademiach z okazji kolejnych rocznic Republiki mówiono zazwyczaj tylko o Dąbalu. Ma swoją ulicę, szeroką, przez nowe osiedle, i tablicę pamiątkową na jednym z domów. Ba, z dawnych czasów na szpitalu, dziś wojewódzkim i zespolonym, przetrwał napis "Szpital Powszechny im. Zofii z hr. Zamoyskich hr. Tarnowskiej", choć przeciw hrabiom Tarnowskim, Lasockim, Lubomirskim, Dolańskim była ta rewolucja. Śladów księdza Okonia nie dostrzeżesz, bo pod świetlane schematy trudno go podciągnąć.

Choć posłem na Sejm Galicyjski w 1913-14 został z ramienia endecji, szybko okazał się zbyt radykalny dla narodowych demokratów i przestali się do niego przyznawać. 2 listopada 1918 r. nadszedł czas działania. Monarchia habsburska rozpadła się z dnia na dzień, więc to w rodzinnym Radomyślu zorganizował wiec. Na starych fotografiach, które pokazuje nauczyciel historii z Radomyśla, Stanisław Myszka, widać tłum ludzi i orkiestrę; ktoś wykopuje słupy graniczne, które rozdzielały Kongresówkę od Galicji. Obok stoi postać w sutannie.

Tam nad Sanem ks. Okoń wezwał chłopów, by tłumnie stawili się cztery dni później na wiec ludowy w Tarnobrzegu. 6 listopada z okolicznych powiatów przyjechało 30 tysięcy ludzi.

Dlaczego tak wielu? Sądzili, że wreszcie przyjdzie czas ich władzy. Nędza galicyjska była tu okrutna. Kronikarz notował, że "wiele rodzin jada bez soli, kupiec powiada, że rzadko kiedy sprzedaje całe pudełko zapałek. Kupują na sztuki". Połowa ziemi należała w powiecie tarnobrzeskim do 14 rodzin, reszta - przeszło 10 tys. gospodarstw.

Ziemia - to był pierwszy motyw.

Rewolucyjnej agitacji sprzyjała tradycja samorządu wiejskiego i nie najgorszy poziom oświaty ludowej. Spora już była kadra inteligencji wywodzącej się z chłopstwa. Na Uniwersytecie jagiellońskim przed I wojną światową 16 proc. studentów pochodziło z rodzin chłopskich, więcej niż kiedykolwiek potem.

- Żołnierze, robotnicy i ty, biedoto wiejska! - przemówił ksiądz Okoń - Zaświtał wreszcie dla was dzień wyzwolenia... Ty chłopie, ty robotniku odetchnij dziś całą piersią, bo odtąd tobie kłaniać się będzie twój ciemiężca, odtąd on drżeć będzie przed tobą... Właśnie dzwonią, ale już nie na "anioł pański", ale na twój "anioł chłopski".

- Umiał mówić, trafić do chłopa jak nikt - powiada dziś Józef Nieradka, lat osiemdziesiąt i cztery, z Jeziórska.

- Dlaczego był popularny? - zastanawia się Karol Słomka, działacz ludowy. - Ludzie chcieli słuchać o sprawiedliwości społecznej. Osoby duchownej - tym bardziej. Wyłamał się Okoń od tych, którzy w obcęgach trzymali ciemnotę wiejską - obrazowo mówi Słomka.

Wówczas urzędnik, a gdy upadła republika - starosta tarnobrzeski, Tomasz Spiss, pisał z przerażeniem: "Wygłosił ksiądz Okoń mowę płomienną grozę budzącą, zapowiadającą ogólną rzeź i rozlew krwi".

Relacje świadków i zapiski historyków są sprzeczne. Nie wiadomo do końca, czy Komitet Rewolucyjny z Okoniem, Gruszczyńskim i Dąbalem powstał nieco wcześniej, czy powołano go na wiecu. Faktem jest, że nastał okres dwuwładzy. Z jednej strony komitet zrewolucjonizowanych robotników i chłopstwa, wiejskiej biedoty i zdemobilizowanych żołnierzy. Z drugiej - władza podległa krakowskiej Komisji Likwidacyjnej, a potem rządowi warszawskiemu.

Dąbal organizował milicję ludową. Jedni mówili "czerwoną gwardię", inni - "bandy bolszewickie". Ksiądz Okoń jeździł z wiecu na wiec, podgrzewał nastroje. Spiss wspomina, że "mówiło się w całej Polsce dużo o wiecach, to jednak, co się tu działo, przechodzi wszelkie pojęcie. Każda sposobność wykorzystywana była dla odbycia wiecu. W każdy dzień targowy, w środowisku największego skupienia ludzi powstawał niespodziewanie mówca i wiec już był gotów".

- Miałem osiem lat - powiada Leon Korga - ale pamiętam, że ludzie byli zadowoleni, bo kończyło się panowanie szlachty.

Na kolejnym wiecu Dąbal "rozpalił namiętności chłopskie", a potem krzyknął: "Odbierzcie im broń" i zgromadzeni chłopi rozbroili patrol, który pojawił się w mieścinie.

W listopadzie i grudniu zaczęli zabierać pańskie bydło, pustoszyć spichlerze, wywozić drzewo z lasów. Pamiętnik Gruszczyńskiego zawiera informacje o przypadkach spontanicznej parcelacji, która polegała na zaprzestaniu płacenia czynszu dzierżawnego właścicielom okolicznych dóbr.
           
Hrabiostwo uciekało

Chłopski, ale prawicowy "Piast", pismo Witosa, pisał: "Powiat tarnobrzeski przyniósł zaiste wstyd ludowi polskiemu w Galicji".

Okoń i Dąbal są ścigani. Pierwszego żandarmeria aresztuje, drugi skutecznie ukrywa się w Sandomierskiem.

Gruszczyński wezwany na posterunek w Tarnobrzegu zapisuje potem taką rozmowę:

- Nie zaaresztujecie mnie - przerwałem mu - bo się boicie, żeby chłopi nie rozwalili więzienia (...) czy użyje pan broni, jeśli chłopi napadną na Tarnobrzeg?

- Naturalnie - mówi bez namysłu oficer - każę strzelać w łby i sam będę strzelał.

- A jeśli chłopi będą szli spokojnie, to też będzie pan strzelał? - zwracam się wprost do oficera.

- Jak pan starosta rozkaże, to będę strzelał.

- A więc strzelalibyście do niewinnych?

- Niewinni siedzą w domu - odciął się policjant.

- Tak i umierają z głodu.

Wobec groźby marszu chłopów na Rzeszów, który zaczynał organizować Gruszczyński, uwięziony tam ksiądz Okoń wychodzi na wolność.

26 stycznia w wyborach do Sejmu Ustawodawczego w republice zwycięża lista PSL-Lewicy, na której znaleźli się Okoń i Dąbal. Okoń jest jedynym lewicowym deputowanym w Warszawie wśród 37 przedstawicieli kleru. Po kolejnych wystąpieniach kuria przemyska kilkakrotnie suspenduje go.

Stary wiciowiec, Karol Słomka, powie, że księża zawsze trzymali z obszarnikami. Także i zaraz po drugiej wojnie, "kiedy rękę trzeba było wyciągnąć po oświatę, chleb, pracę, to tę rękę kler obcinał".

- Teraz też, coś mi się wydaje - mówi Słomka - duchowieństwo za bardzo zaczyna się mieszać do polityki, a jak przewodzi duchowieństwo, to dziać się dobrze nie może.
Słomka komunistą nie jest, tylko ludowcem i w latach pięćdziesiątych swoje za PSL, niewinnie, ale odsiedział.

Metoda na rozbicie powiatowej rewolucji jest prosta: wziąć 5 kompanii wojska i spacyfikować chłopów. Niepokornych rozstrzelać, pokorniejszych - a było ich 350 - aresztować i do więzienia. Jeszcze innych wychłostać na miejscu i puścić wolno. Michał Krajewski w swoich wspomnieniach pisze, że tak to się odbywało: "Teraz żołnierze i żandarmi ścigają chłopaków z furmanek, wywlekają z półkoszków i popychają do szkoły, gdzie odbywa się "śledztwo" i od razu egzekucja. Żołnierze rozciągają "pana brata" na wysokiej ławie szkolnej i odmierzają mu wyciorem kilkadziesiąt uderzeń niżej krzyża".

- Mojego wujka - mówi pan Karol - biło trzech, ale liczyło się, że jeden, więc dostał nie zwykłe 25, a 75 kijów.


- Naszego Adama Stadnika zastrzelili, bo nie chciał broni oddać - wspomina Nieradka - Ja w więzieniu w Rzeszowie siedziałem. Więzienie jak więzienie ale nie znęcali się. Dlaczego Republika upadła? No, jak zamknęli przywódców, to kto miał prowadzić?


Ksiądz Okoń interpeluje w Sejmie, podaje przykłady używania przemocy: "gospodarza z Wólki Sokołowskiej również pobili żandarmi i pastwili się nad nim przez 7 godzin, a kiedy mdlał, oblewali go wodą, a cuciwszy bili dalej (...). W innej wsi żołnierze - nie żandarmi - złapali człowieka i pod pozorem, że znaleziono u niego karabin, chociaż człowiek ten był idiotą i nic nie słyszał, wymierzono mu 50 plag".

W ciągu 4-letniej kadencji ks. Okoń składa 20 różnych interpelacji, 16 wniosków, przemawia 43 razy. Walczy o zaniechanie kar cielesnych i budowę dróg, o mosty i zwalnianie chłopów - żołnierzy na żniwa, domaga się reklamowania z wojska jedynych żywicieli rodzin. Jest jednym z nielicznych, którzy w czerwcu 1920 r. żądają nie Rady Obronnej, lecz rokowań pokojowych z Rosją Sowiecką.

Na jego nagrobku w Radomyślu można dziś przeczytać napis: "Ksiądz Eugeniusz Okoń, trybun ludowy, poseł na Sejm".

Z Janem Prawicą w tarnobrzeskim Wojewódzkim Komitecie ZSL rozmawiamy o życiu chłopów dziś i tutaj. Bez wahania mówi, że chłopa teraz, w listopadzie 1982 r., nie interesują związki zawodowe, lecz dobra władza. Tak jak w Republice, chłop oczekuje, żeby nie był obywatelem drugiej kategorii, żeby był godnie traktowany. Ale kiedy pytam Prawicę, dlaczego do dziś nie ma obiecanej już przecież przez partię i stronnictwo gwarancji dla rolnictwa indywidualnego, odpowiada dopiero po namyśle, jakby niechętnie.

-Trzeba przełamać bariery myślowe u niektórych. To potrwa.

Niedługo szli wspólną drogą Okoń i Dąbal.

- Okoń miał czysto demokratyczne, a nie komunistyczne podejście - mówi Słomka - Dąbal skrajnie lewicowe, wzorować się chciał na rewolucji radzieckiej.

 W sejmie Okoń niezadługo miał już przeciwko sobie dokładnie wszystkich. Jedni uważali go ciągle za bolszewika, inni ludowcy - za demagoga rozbijającego ruch chłopski, choć przecież sami zaciekle kłócili się między sobą i przez wiele lat nie doszło do zjednoczenia wszystkich ludowych partii i stronnictw.

Rzeczywiście, niejasny i zmienny był program polityczny Okonia i jego Chłopskiego Stronnictwa Radykalnego, ale jednego nie można mu odmówić - zawsze domagał się reformy rolnej, wywłaszczenia dóbr dworskich i kościelnych, całkowitego, za niewielkim odszkodowaniem.
           
- Musimy sobie powiedzieć: niech zginą obszarnicy, byle tylko ocalić naszą kochaną Polskę - wołał z trybuny sejmowej.

W sprawozdaniu zapisano w tym miejscu: wrzawa na prawicy, poseł Sawicki protestuje. Ksiądz Okoń pod adresem Sawickiego:

- Ja z pańskiego gadania nic sobie nie robię, bo pan jesteś echem zza grobu, pan do nieboszczyków należysz (wesołość) (...) Pan służysz panom i grasz marną rolę zdrajcy ludu!

Marszałek Trąmpczyński:

- Muszę przywołać posła ks Okonia do porządku za użycie słów "zdrajcy ludu".

Poseł ks. Okoń mówi dalej:

- Owszem, ale mu się to słusznie należało! (wesołość)

A jednak w wyborach w 1922 r. Okoniowe stronnictwo sromotnie przegrało w Tarnobrzeskiem. Lewica była rozbita, agitacja piastowców skuteczna. Zdobył natomiast mandat gdzie indziej i wraz z nim jego trzech współpracowników. W kilka lat później partia chłopskich radykałów rozleciała się...

Surowy historyk ruchu ludowego pisał o nim w 1947 r., że zawsze frondował, że autorytetu nie uzyskał nigdy, że "zasłynął jako nieprzeciętny typ demagoga. Choć pokłócił się ze swoją władzą kościelną, cieszył się mimo to niebywałym powodzeniem u bab na odpustach, które swoimi przemówieniami doprowadzał do łez i histerii". W kilkanaście lat później ten sam historyk w biografii księdza-anarchisty przyznawał, że zbyt surowe wystawił i zbyt jednostronne oceny.

Grzechów Okoń miał sporo na sumieniu; ciążyły na nim zarzuty łapówkarstwa, choć prawdopodobnie obiecując pomoc interesantom, przyjmował pieniądze tylko jako dobrowolną ofiarę na swoją partię i gazetę; w każdym razie majątku się nie dorobił, cały czas żył w długach. Na początku lat dwudziestych pięciokrotnie został uniewinniony, ale gdy w 1927 r. zbliżyły się kolejne wybory, zmuszono go - grożąc szóstym i następnymi procesami -do rezygnacji z kandydowania. Pozbawiony środków do życia poddał się także po przeszło 8-letniej wojnie z kurią.

"Niniejszym oświadczam - składał samokrytykę - że w miłości Pana Boga oraz przywiązaniu, wierności, posłuszeństwie dla świętego katolickiego Kościoła, potępiam wszystkie moje czyny, którymi przez cały szereg lat dawałem zgorszenie".

Przeprasza, przyrzeka, obiecuje naprawić zło. Pokutuje w dukielskim klasztorze bernardynów i do życia politycznego już więcej nie wraca. Służy kościołowi w parafii w Radomyślu.

Niewysoki, pękaty, dobroduszny, bezpośredni. Miał swoje słabości. Satyryczna "Mucha" drukowała taki oto rysunek: drzwi z tabliczką "Eugeniusz Okoń, poseł". Uchyla je młoda wiejska dziewczyna. Od strony zewnętrznej stoi starsza kobieta:

- Czy można się widzieć z posłem Okoniem?

- Nie.

- Dlaczego?

- Boś pani za stara.

O córki jak mógł, tak dbał - dyskretnie zaznacza biograf.
           
Piłsudski pisał o nim "dziwkarz", ale w Radomyślu starsi, którzy dobrze Okonia pamiętają, nie mają mu za złe trybu życia. 74-letnia kobieta, którą zagaduję, gdy żwawo spieszy na wieczorne nabożeństwo, śmieje się, opowiada anegdoty, mówi z uznaniem:

- Był z niego taki prawdziwy chłopski ksiądz.

Proboszcz Brzuszek z Radomyśla, gdy pytam, czy przydałby się znowu chłopom ksiądz Okoń, odpowiada: A jak pan myśli? Chłop zawsze był sam i jest sam. Rolnicy ciągle niepewni przyszłości, produkcja mało opłacalna. No i najważniejsze: potrzebne jest, żeby wreszcie w urzędzie zaczęli chłopa szanować.

Wojnę przeżył ks. Okoń w Radomyślu; wkrótce po wyzwoleniu, gdy w okolicy było niespokojnie, przyszli do niego prosić o pomoc ludzie z bezpieczeństwa w Rzeszowie. Nie odmówił. Wspomina Edward Gronczewski: "Proboszcz wygłosił tak patriotyczne kazanie, jakiego nigdy jeszcze nie słyszeliśmy. Ludzie płakali ze wzruszenia".

Mówił żeby nie popierać tych, którzy występują przeciwko władzy ludowej.

Podobno widywano go po wojnie na galerii dla publiczności w czasie obrad Krajowej Rady Narodowej i Sejmu Ustawodawczego, ale czy to prawda...?

Przez kilka lat był duszpasterzem na ziemiach zachodnich. Tam zmarł w 1949 r. Kiedy w kilkanaście miesięcy później przewieziono go do Radomyśla i tu pochowano, znowu ściągnęli się chłopi z okolicy. Kondukt pogrzebowy miał 6 kilometrów długości.

Cmentarz położony jest na wzgórzu, które nazywa się "Zjawienie".

Pan Myszka, nauczyciel, proponował, żeby na domu, w którym mieszkał, umieścić jakąś skromną tabliczkę, ale pomysł został pomysłem tylko.

Słomka mówi, że gdyby teraz pojawił się ksiądz Okoń i o roli chłopa gadał, to byłby jednym z odnowicieli, a Stanisław Myszka powiada:

- Takich kilku Okoni przydało by się, żeby ludzie zawierzyli. Pracuję w szkole i wiem, jak trudno wskazać autorytet.

Piotr Aleksandrowicz

1 komentarze:

  1. 26 year old Health Coach I Esta Whitten, hailing from North Vancouver enjoys watching movies like Laissons Lucie faire ! and hobby. Took a trip to Durham Castle and Cathedral and drives a Ferrari 375 MM Berlinetta. na stronie internetowej

    OdpowiedzUsuń