niedziela, 4 sierpnia 2013

A gdyby papież zdradził?


Tekst stanowi polemikę z tekstem Jerzego Szygiela „Papież Franciszek: ostateczny dowód?”
Rządy junty wojskowej (1976-1983) w Argentynie pozostają czarną kartą w dziejach tamtejszego Kościoła, ale również Kościoła powszechnego. W przeciwieństwie do postawy chilijskiego duchowieństwa i episkopatu w okresie rządów Pinocheta pomagającego opozycji i dokumentującego naruszenia praw człowieka, większa część hierarchii kościelnej w Argentynie obrała drogę współpracy z władzami wojskowymi, przeprowadzającymi – jak to określono – proces reorganizacji narodowej.
Ernesto Sábato, argentyński pisarz i działacz na rzecz praw człowieka, pisał w 1984 r.: „W imię bezpieczeństwa narodowego, tysiące tysięcy istnień ludzkich, zwykle młodych albo nawet nastoletnich, popadło w budzącą grozę, mroczną kategorię desaparecidos [zaginionych – przyp. M.K.], słowa (co jest smutnym przywilejem Argentyny), które w światowej prasie pozostawiano bez tłumaczenia”.
Kościół hierarchiczny stał w tym czasie u boku prawicowych generałów, zamykając oczy lub czynnie współuczestnicząc w denuncjowaniu porywanych działaczy partii lewicowych i związków zawodowych. Był Kościołem błogosławiącym zbrodnię z powodów ideologicznych, a nie religijnych. Wbrew Ewangelii nie stał po stronie krzywdzonych i więźniów.
Przedstawione przez Horacio Verbitsky’ego dowody na czynną współpracę ówczesnego prowincjała jezuitów, ojca Jorge Bergoglio z reżimem nie powinny szokować. Po pierwsze, podobnie jak w polskiej lustracji, ciężko dziś o ustalenie faktów: które notatki powstały naprawdę, które zostały sfabrykowane, by stać się narzędziem szantażu czy to ze strony esbecji (w Polsce) czy funkcjonariuszy junty (w Argentynie). Po drugie, tu też jest podobieństwo, przeszłość jest wykorzystywana do gry politycznej. Kwity i publikacje pojawiają się nagle, gdy osoba staje się niewygodna (jak był chociażby jeden z sędziów Trybunału Konstytucyjnego dla rządu PiS albo kard. Bergoglio dla Cristiny Fernandez Kirchner). Po trzecie, bez względu na wiarygodność wyciąganych dokumentów, wina ojca Bergoglio nie ulega wątpliwości, tak jak nie ulega wątpliwości wina każdego duchownego, który władzy krzywdzącej ludzi, nie powiedział wyraźnego „nie!”
Mam głębokie wrażenie, że Franciszek nosi tę właśnie winę w sobie, stąd tak wiele w jego nauczaniu mowy o obojętności, odrzuceniu, wykluczeniu. Jestem przekonany, że to tamta przemodlona wina uczyniła go papieżem bliskim ludzkich spraw, odrzucającym blichtr i światowość, świadomie wybierającym prostotę i ubóstwo. Gest umycia nóg więźniom, gest uniżenia jest powtórzeniem tamtego gestu, którego wtedy bał się lub nie chciał wykonać. Powiem więcej, wielkość papieża i jego świadectwo jest mocniejsze z tego powodu, że on sam doświadczył dramatu zdrady, winy i nocy. Nie przeszkadza mi, że to nie jest papież-heros, z żywotów świętych, który jako niemowlę pościł w piątki, cieszę się, że to jest papież-człowiek, ludzki papież.
Czy nie znajdujemy tego w niechęci Franciszka do osądzania innych? Wypowiadając się o ks. Ricca, w trakcie rozmowy z dziennikarzami w drodze powrotnej z Rio, papież mówił: „Jeśli osoba świecka, ksiądz lub siostra zakonna zgrzeszy a potem się nawróci, Bóg wybacza, a gdy Bóg wybacza to zapomina i to jest ważne dla naszego życia. Kiedy spowiadamy się, mówiąc „Zgrzeszyłem tym i tym”, Bóg zapomina o tym a my nie mamy prawa, by nie zapomnieć, bo ryzykujemy wtedy, że Bóg nie zapomni o naszych grzechach. To jest niebezpieczne”.
W polskich sporach o lustrację, o zdradę bardzo często używano argumentu: „na jego/ jej miejscu”. Patrzymy na ówczesną sytuację, przykładając nasze dzisiejsze miary. Uważamy, że heroiczność jest czymś banalnie prostym. Już w przypadku spraw arcybiskupa Wielgusa i księdza Czajkowskiego, pojawiło się przed nami pytanie: czy chrześcijanin może osądzać czyjąś przeszłość? Czy może przekreślać tą przeszłością czyjąś teraźniejszość?
Papież jest następcą Piotra, tego samego, który nie poszedł pod krzyż, ale trzykrotnie wyrzekł się torturowanego i uwięzionego Chrystusa. To Piotr jest skałą, na której buduje się Kościół, Piotr, którego dowód winy odczytujemy rok w rok w Wielki Piątek. W tym samym wywiadzie Franciszek, mówiąc o teologii grzechu, dopowiada „Tak często myślę o świętym Piotrze”.
Ks. Józef Tischner w swoich rekolekcjach jeszcze głębiej sięga do chrześcijańskiego dramatu winy. Pisze on następująco:
Jezus jest jeszcze dzieckiem, ale już teraz, już za kilka dni będą się wokół niego rozgrywać rzeczy straszne. Herod wydaje rozkaz wymordowania rówieśników Jezusa. Jezus nie zabija nikogo, to Herod zabija, niemniej… Możemy sobie łatwo wyobrazić zrozpaczoną matkę, która po stracie dziecka oskarża nie tylko Heroda, lecz także… Jezusa: „Po co się urodziłeś? Dlaczego prowokowałeś zbrodniarza?” Nie pytajmy o uprawnienia takich oskarżeń. Prawa rozpaczy są inne niż prawa rozsądku. Nie pytajmy także o to, czy takie oskarżenia padły naprawdę. Wystarczy, że były możliwe. Raczej spróbujmy wmyśleć się w świadomość już dorosłego Jezusa, któremu opowiedziano to wydarzenie. Nie wiemy, jakie etapy przechodziło w duszy Jezusa Jego ludzkie poczucie winy. Wiemy jednak, że nie było Mu ono całkiem obce. Nad Jordanem powiedziano Mu: jesteś Barankiem Bożym, jesteś żywym nosicielem ludzkich win. Będzie się o Nim powtarzać: „Winy całego świata nosił.” Z drugiej jednak strony sam mówi: „Kto z was dowiedzie mi grzechu?” Jezus ukazuje się nam jako święty i obwiniony zarazem. Z sytuacji granicznej, w której trzeba człowiekowi przyjąć winę lub winę odrzucić, Jezus wyjdzie z poczuciem najgłębszej świętości i najgłębszego obwinienia” (Miłość nas rozumie, Kraków 2000, ss. 31-32).
Chrześcijanin nie jest upoważniony do lustrowania. Potępia grzech, miłuje grzesznika. Nie sięga, choć nawet bardzo by chciał, do wnętrza ludzkiego serca, do uczuć innych, do ich poczucia winy. Chrześcijaństwo jest religią przebaczenia grzechów, nie resentymentu, tak jak chcieliby polscy poszukiwacze tajnych współpracowników służby bezpieczeństwa albo lustratorzy przeszłości papieża Franciszka.
Marcin Komosa

0 komentarze:

Prześlij komentarz