Ani święte, ani odwieczne albo skłot pod świętym Ambrożym

„Nie jest to zgodne nawet z prawem natury. Natura bowiem wszystkie płody wydaje dla wszystkich do wspólnego użytku. (…) Z natury więc wywodzi się prawo wspólnej dla wszystkich własności. Prawo własności prywatnej jest wynikiem ludzkich uroszczeń”

Przemówienie księdza Okonia

Żołnierze, robotnicy i ty biedoto chłopska! Zaświtał wreszcie dla was wszystkich dzień wyzwolenia, swobody, porachunku za tyle krzywd doznanych, za tyle poniewierania twej godności.

Chciwość nie jest dobra

Bohater filmu „Wall Street” Oliviera Stone’a z 1987 r. przekonywał, że chciwość jest dobra (greed is good). Ta porada ochoczo została przyjęta w społeczeństwach Zachodu w ostatnich dwóch dziesięcioleciach

A gdyby papież zdradził

Rządy junty wojskowej (1976-1983) w Argentynie pozostają czarną kartą w dziejach tamtejszego Kościoła, ale również Kościoła powszechnego.

Po papieskiej wizycie w Brazylii. Papież na peryferiach

Od początku pontyfikatu Franciszek nawołuje do wyjścia na peryferia ludzkiej egzystencji, do osób wykluczonych ze społeczeństwa, postawionych na jego marginesie. W tym upatruje misję Kościoła, który prowadzi..

niedziela, 4 sierpnia 2013

A gdyby papież zdradził?


Tekst stanowi polemikę z tekstem Jerzego Szygiela „Papież Franciszek: ostateczny dowód?”
Rządy junty wojskowej (1976-1983) w Argentynie pozostają czarną kartą w dziejach tamtejszego Kościoła, ale również Kościoła powszechnego. W przeciwieństwie do postawy chilijskiego duchowieństwa i episkopatu w okresie rządów Pinocheta pomagającego opozycji i dokumentującego naruszenia praw człowieka, większa część hierarchii kościelnej w Argentynie obrała drogę współpracy z władzami wojskowymi, przeprowadzającymi – jak to określono – proces reorganizacji narodowej.
Ernesto Sábato, argentyński pisarz i działacz na rzecz praw człowieka, pisał w 1984 r.: „W imię bezpieczeństwa narodowego, tysiące tysięcy istnień ludzkich, zwykle młodych albo nawet nastoletnich, popadło w budzącą grozę, mroczną kategorię desaparecidos [zaginionych – przyp. M.K.], słowa (co jest smutnym przywilejem Argentyny), które w światowej prasie pozostawiano bez tłumaczenia”.
Kościół hierarchiczny stał w tym czasie u boku prawicowych generałów, zamykając oczy lub czynnie współuczestnicząc w denuncjowaniu porywanych działaczy partii lewicowych i związków zawodowych. Był Kościołem błogosławiącym zbrodnię z powodów ideologicznych, a nie religijnych. Wbrew Ewangelii nie stał po stronie krzywdzonych i więźniów.
Przedstawione przez Horacio Verbitsky’ego dowody na czynną współpracę ówczesnego prowincjała jezuitów, ojca Jorge Bergoglio z reżimem nie powinny szokować. Po pierwsze, podobnie jak w polskiej lustracji, ciężko dziś o ustalenie faktów: które notatki powstały naprawdę, które zostały sfabrykowane, by stać się narzędziem szantażu czy to ze strony esbecji (w Polsce) czy funkcjonariuszy junty (w Argentynie). Po drugie, tu też jest podobieństwo, przeszłość jest wykorzystywana do gry politycznej. Kwity i publikacje pojawiają się nagle, gdy osoba staje się niewygodna (jak był chociażby jeden z sędziów Trybunału Konstytucyjnego dla rządu PiS albo kard. Bergoglio dla Cristiny Fernandez Kirchner). Po trzecie, bez względu na wiarygodność wyciąganych dokumentów, wina ojca Bergoglio nie ulega wątpliwości, tak jak nie ulega wątpliwości wina każdego duchownego, który władzy krzywdzącej ludzi, nie powiedział wyraźnego „nie!”
Mam głębokie wrażenie, że Franciszek nosi tę właśnie winę w sobie, stąd tak wiele w jego nauczaniu mowy o obojętności, odrzuceniu, wykluczeniu. Jestem przekonany, że to tamta przemodlona wina uczyniła go papieżem bliskim ludzkich spraw, odrzucającym blichtr i światowość, świadomie wybierającym prostotę i ubóstwo. Gest umycia nóg więźniom, gest uniżenia jest powtórzeniem tamtego gestu, którego wtedy bał się lub nie chciał wykonać. Powiem więcej, wielkość papieża i jego świadectwo jest mocniejsze z tego powodu, że on sam doświadczył dramatu zdrady, winy i nocy. Nie przeszkadza mi, że to nie jest papież-heros, z żywotów świętych, który jako niemowlę pościł w piątki, cieszę się, że to jest papież-człowiek, ludzki papież.
Czy nie znajdujemy tego w niechęci Franciszka do osądzania innych? Wypowiadając się o ks. Ricca, w trakcie rozmowy z dziennikarzami w drodze powrotnej z Rio, papież mówił: „Jeśli osoba świecka, ksiądz lub siostra zakonna zgrzeszy a potem się nawróci, Bóg wybacza, a gdy Bóg wybacza to zapomina i to jest ważne dla naszego życia. Kiedy spowiadamy się, mówiąc „Zgrzeszyłem tym i tym”, Bóg zapomina o tym a my nie mamy prawa, by nie zapomnieć, bo ryzykujemy wtedy, że Bóg nie zapomni o naszych grzechach. To jest niebezpieczne”.
W polskich sporach o lustrację, o zdradę bardzo często używano argumentu: „na jego/ jej miejscu”. Patrzymy na ówczesną sytuację, przykładając nasze dzisiejsze miary. Uważamy, że heroiczność jest czymś banalnie prostym. Już w przypadku spraw arcybiskupa Wielgusa i księdza Czajkowskiego, pojawiło się przed nami pytanie: czy chrześcijanin może osądzać czyjąś przeszłość? Czy może przekreślać tą przeszłością czyjąś teraźniejszość?
Papież jest następcą Piotra, tego samego, który nie poszedł pod krzyż, ale trzykrotnie wyrzekł się torturowanego i uwięzionego Chrystusa. To Piotr jest skałą, na której buduje się Kościół, Piotr, którego dowód winy odczytujemy rok w rok w Wielki Piątek. W tym samym wywiadzie Franciszek, mówiąc o teologii grzechu, dopowiada „Tak często myślę o świętym Piotrze”.
Ks. Józef Tischner w swoich rekolekcjach jeszcze głębiej sięga do chrześcijańskiego dramatu winy. Pisze on następująco:
Jezus jest jeszcze dzieckiem, ale już teraz, już za kilka dni będą się wokół niego rozgrywać rzeczy straszne. Herod wydaje rozkaz wymordowania rówieśników Jezusa. Jezus nie zabija nikogo, to Herod zabija, niemniej… Możemy sobie łatwo wyobrazić zrozpaczoną matkę, która po stracie dziecka oskarża nie tylko Heroda, lecz także… Jezusa: „Po co się urodziłeś? Dlaczego prowokowałeś zbrodniarza?” Nie pytajmy o uprawnienia takich oskarżeń. Prawa rozpaczy są inne niż prawa rozsądku. Nie pytajmy także o to, czy takie oskarżenia padły naprawdę. Wystarczy, że były możliwe. Raczej spróbujmy wmyśleć się w świadomość już dorosłego Jezusa, któremu opowiedziano to wydarzenie. Nie wiemy, jakie etapy przechodziło w duszy Jezusa Jego ludzkie poczucie winy. Wiemy jednak, że nie było Mu ono całkiem obce. Nad Jordanem powiedziano Mu: jesteś Barankiem Bożym, jesteś żywym nosicielem ludzkich win. Będzie się o Nim powtarzać: „Winy całego świata nosił.” Z drugiej jednak strony sam mówi: „Kto z was dowiedzie mi grzechu?” Jezus ukazuje się nam jako święty i obwiniony zarazem. Z sytuacji granicznej, w której trzeba człowiekowi przyjąć winę lub winę odrzucić, Jezus wyjdzie z poczuciem najgłębszej świętości i najgłębszego obwinienia” (Miłość nas rozumie, Kraków 2000, ss. 31-32).
Chrześcijanin nie jest upoważniony do lustrowania. Potępia grzech, miłuje grzesznika. Nie sięga, choć nawet bardzo by chciał, do wnętrza ludzkiego serca, do uczuć innych, do ich poczucia winy. Chrześcijaństwo jest religią przebaczenia grzechów, nie resentymentu, tak jak chcieliby polscy poszukiwacze tajnych współpracowników służby bezpieczeństwa albo lustratorzy przeszłości papieża Franciszka.
Marcin Komosa

Po papieskiej wizycie w Brazylii. Papież na peryferiach


Od początku pontyfikatu Franciszek nawołuje do wyjścia na peryferia ludzkiej egzystencji, do osób wykluczonych ze społeczeństwa, postawionych na jego marginesie. W tym upatruje misję Kościoła, który prowadzi. Znacząca była wielkoczwartkowa liturgia odprawiona w rzymskim więzieniu dla młodocianych oraz pierwsza papieska wizyta na wyspie imigrantów – Lampedusie. Papież świadomie staje się „znakiem sprzeciwu” i rzeczywiście budzi sprzeciw. Oburzenie po Wielkim Czwartku można było wyczytać z części polskich stron internetowych. Z jednej strony zarzucano Franciszkowi odstąpienie od zasad liturgii (zgodnie z przepisami liturgicznymi obmywanie nóg dotyczy wyłącznie mężczyzn, a już z całą pewnością tylko katolików!), z drugiej – w środowiskach antyklerykalnych – puste gesty, zapominając, że Kościół żyje gestami i symbolami. Wizyta na Lampedusie wzbudziła jeszcze większe kontrowersje. Papież w imię chrześcijańskiej miłości i solidarności zakwestionował antyimigracyjną politykę państw europejskich, co spotkało się z negatywną reakcją części włoskiej prasy i polityków. Oburzenie wyrazili również katoliccy tradycjonaliści.
Wizyta Franciszka w Brazylii zbiegła się z falą niezadowolenia społecznego, stąd oczekiwano na to, co powie papież. Mimo zachodzących w Brazylii zmian społecznych, reform realizowanych przez rządy Luiza Luli de Silvy i jego następczyni Dilmy Rouseff, wreszcie awansu brazylijskiej gospodarki do grona czterech wschodzących mocarstw ekonomicznych (tzw. BRIC), problemy ubóstwa, wykluczenia społecznego, przemocy i korupcji wciąż pozostają nierozwiązane. Oprócz głębokich podziałów społecznych, palącą kwestią pozostaje traktowanie ludności rdzennej w Amazonii, której obszary są niszczone – za przyzwoleniem państwa – przez wielkich przedsiębiorców.
Papież ruszył na peryferie. Spotykał się z osobami uzależnionymi od narkotyków w szpitalu św. Franciszka, obejmował więźniów, nakładał indiański pióropusz i rozmawiał z mieszkańcami faweli. To wszystko nie umknęło uwagi mediów. Niemniej ważne, obok tych gestów, są słowa kierowane do ludzi wykluczonych, kierowane do rządzących państwem i Kościołem, wreszcie kierowane do świeckich chrześcijan. Wezwanie, by tak jak on wyruszyć na peryferia.
Odnosząc się do protestów społecznych w Rio de Janeiro i innych brazylijskich miastach, papież doceniał zaangażowanie młodzieży w sprzeciw wobec niesprawiedliwości: „Widzę, że bardzo wielu młodych w wielu częściach świata wyszło na ulice, żeby wyrazić pragnienie cywilizacji bardziej sprawiedliwej i braterskiej. Młodzi na ulicach. Są to młodzi, którzy chcą być twórcami przemian! Wy jesteście tymi, którzy mają przyszłość! Wy... Przez was przyszłość wkracza w świat. Proszę was, abyście byli twórcami tych przemian. Nie przestawajcie pokonywać apatii, ofiarując chrześcijańską odpowiedź na niepokoje społeczne i polityczne, jakie pojawiają się w różnych częściach świata. Proszę was, abyście byli budowniczymi świata, byście podjęli trud na rzecz lepszego świata. Droga młodzieży, proszę was: nie patrzcie na życie „z balkonu”, zaangażujcie się w nie – Jezus nie stał na balkonie, zanurzył się w życiu – nie patrzcie na życie „z balkonu”, zanurzcie się w nim jak Jezus.” Jakie możliwości przemian widzi Franciszek?
Solidarność
Rzeczywistość społeczna, którą opisuje papież, to rzeczywistość wykluczania pojedynczych osób i całych grup społecznych. Niesprawiedliwa polityka i gospodarka prowadzą do dzielenia społeczeństw na kategorie pod względem ich użyteczności dla działania systemu. Ten sam system wyrzuca „osoby nieprzydatne”, czy to będą imigranci, osoby uzależnione czy osoby w podeszłym wieku. „Kultura odrzucania” wydaje się dzisiaj nieodłącznie związana z konsumpcyjnym społeczeństwem („kulturą sukcesu”):
Nie ma miejsca ani dla starca, ani dla niechcianego dziecka. Nie ma czasu, aby zatrzymać się z ubogim w drodze.  Czasami wydaje się, że dla niektórych relacje międzyludzkie są regulowane przez dwa nowoczesne „dogmaty”: skuteczność i pragmatyzm”.
Papież nawołuje, by nie dopuścić, aby „kultura odrzucenia” zagościła w sercach, gdyż sprzeciwia się ona podstawowej zasadzie chrześcijaństwa, temu, że jesteśmy braćmi i siostrami:
Zachęcam do kontynuowania wysiłków czynionych przez społeczeństwo brazylijskie na rzecz integracji wszystkich swoich członków, w tym także tych, którzy cierpią najbardziej, którzy są w potrzebie poprzez walkę z głodem i wykluczeniem. Żaden pokój nie zostanie osiągnięty, żadna harmonia i szczęście, w społeczeństwie, które ignoruje, odpycha na margines lub wyklucza część siebie. (…) Nikt nie jest niepotrzebny!”
W czasie wizyty w Brazylii Franciszek wskazuje na solidarność jako kluczowy element kondycji ludzkiej. Tak jak w 1980 r. ks. Józef Tischner wskazywał, iż solidarność oznacza wzajemne dźwiganie brzemion, tak trzydzieści trzy lata później Franciszek dopowiada – solidarność to „wzięcie w objęcia potrzebujących”. W czasie mszy z udziałem duchowieństwa, papież mówił:
Spotkanie i otwarcie na wszystkich, solidarność – słowo zapomniane w tej kulturze, jakby było brzydkim słowem - solidarność i braterstwo to elementy, które czynią naszą cywilizację prawdziwie ludzką.”
Dialog
Po raz kolejny w czasie swojego pontyfikatu papież wskazuje na konieczność zmiany podejścia do ekonomii i polityki. Coś złego stało się przez ostatnie lata z demokracją, czego wyrazem są postępujące na całym świecie niepokoje społeczne. Grupy rządzące, grupy posiadające kapitał oderwały się od problemów ludzkich. Władza nie przedstawia realnych rozwiązań kwestii społecznych i dba wyłącznie o swój wizerunek medialny. Zarówno polityka, jak i gospodarka przestały opierać się na wartościach, przyjmując utylitarne cele: zdobycie i utrzymanie za wszelką cenę władzy, pomnożenie kapitału. Kryzys obnażył mechanizmy chciwości odarte z wszelkich skrupułów (weźmy pod uwagę np. spekulacje dokonywane na światowym rynku żywności). Franciszek napomina na spotkaniu z elitami rządowymi Brazylii.
Odpowiedzialność społeczna wymaga pewnego typu paradygmatu kulturowego, a w konsekwencji polityki. Jesteśmy odpowiedzialni za kształtowanie nowych pokoleń, za wspieranie ich, by potrafiły zajmować się dobrze gospodarką i polityką, a także zdecydowanie bronić wartości etycznych. Przyszłość wymaga dzisiaj dzieła rehabilitacji polityki – rehabilitacji polityki, która jest jedną z najwyższych form miłości. Przyszłość wymaga również humanistycznej wizji gospodarki oraz takiej polityki, w której  coraz pełniej i lepiej realizowałoby się uczestnictwo ludzi, unikającej elitaryzmów i eliminującej ubóstwo. Niech nikt nie będzie pozbawiony tego, co konieczne, i niech każdemu będzie zapewniona godność, braterstwo i solidarność – taka jest proponowana droga. (…) Także i dziś słychać krzyk ludzi domagających się sprawiedliwości”.
Słowa papieża mogą budzić zdziwienie. Powtarza on to, co znajduje się na transparentach protestujących w wielu krajach świata. Staje po stronie tych, którzy są pałowani i oblewani z armatek wodnych.
Między egoistyczną obojętnością a protestem odwołującym się do przemocy istnieje opcja, która jest zawsze możliwa – dialog. Dialog między pokoleniami, dialog z ludem, bo wszyscy jesteśmy ludem, umiejętność dawania i przyjmowania, pozostając otwartym na prawdę. Dany kraj się rozwija, kiedy jego różne bogactwa kulturowe podejmują konstruktywny dialog: kultura ludowa, kultura uniwersytecka, młodzieżowa, artystyczna i technologiczna, kultura gospodarcza i rodzinna oraz kultura mediów, gdy wchodzą w dialog. Nie można sobie wyobrazić przyszłości społeczeństwa bez wielkiego wkładu sił moralnych w demokrację, tak aby nigdy nie była ona zamknięta w czystej logice albo marnej równowadze reprezentowania tych, którzy mają ustalone interesy”.
Powrót do dialogu oznacza powrót do demokracji, w której uczestniczą wszyscy, nie tylko ci, którzy posiadają pieniądze, media i talenty godne Machiavellego.
Sprawiedliwe społeczeństwo
Solidarność, braterstwo i dialog: bez tych elementów nie da się – zdaniem papieża – budować uczciwego i sprawiedliwego społeczeństwa. Jednocześnie budowanie tego społeczeństwa jest misją chrześcijan. W swoich wypowiedziach papież wyraźnie podkreślił posłannictwo (misję) członków Kościoła, aby iść na peryferia.
W trakcie spotkania w fawelach Franciszek przywołał brazylijskie przysłowie, aby uzmysłowić istotę chrześcijańskiej solidarności, która jest obecna pomiędzy ubogimi a została zapomniana wśród osób, którym powodzi się lepiej.
Dobrze wiem, że gdy ktoś głodny zapuka do waszych drzwi, zawsze znajdziecie jedzenie, żeby się podzielić. Jak mówi przysłowie, „zawsze można dolać wody do zupy”. Czy da się dolać wody do zupy? Czy zawsze? A wy czynicie to z miłością pokazując, że prawdziwe bogactwo tkwi nie w rzeczach materialnych, ale w sercu”.
To dolewanie wody do zupy – proponuje Franciszek – może być nie tylko realizowane w małych społecznościach, ale również na poziomie całego społeczeństwa. Sprawiedliwa redystrybucja dóbr, dotarcie do potrzebujących jest tym, czego dzisiaj brakuje zarówno w Brazylii, jak i w całym świecie.
Apeluję do posiadających wielkie zasoby, do władz publicznych i wszystkich ludzi dobrej woli, działających na rzecz sprawiedliwości społecznej. Nie ustawajcie w wysiłkach na rzecz bardziej sprawiedliwego świata, naznaczonego większą solidarnością. Nikt nie może pozostać niewrażliwy wobec utrwalonych w świecie nierówności. Każdy, na ile może i na ile jest zobowiązany, powinien osobiście przyczyniać się do pokonania społecznej niesprawiedliwości. W przeciwieństwie do kultury solidarności, kultura egoizmu i indywidualizmu, która często dominuje w dzisiejszym społeczeństwie nie jest, powtarzam, nie jest tym, co je buduje i czyni świat bardziej zdatnym do życia. Kultura solidarności oznacza spoglądanie na innych nie jako na rywali lub statystyki, ale jako na braci i siostry”.
Dolewanie wody do zupy to także zachęta do własnego zaangażowania się w budowę solidarności. To także pytanie do nas, czytelników tego portalu w kraju nad Wisłą.
Marcin Komosa

Po papieskiej wizycie w Brazylii. Papież do biskupów


Komentarze pojawiające się w polskich mediach zarówno laickich, jak i katolickich wyraźnie nie radzą sobie z „rozgryzieniem” papieskiego przesłania z podróży do Rio de Janeiro. Najciekawszą analizę, niestety tylko skrótową, przedstawił Jarosław Makowski, stwierdzając, że pontyfikat Franciszka nie jest ani konserwatywny ani liberalny, tylko „rewolucyjny”. Współgra to z wypowiedzią na Twitterze Leonarda Boffa, który podkreślał, że „nie można zapomnieć, że to jest papież z Ameryki Łacińskiej, wierny latynoskiej teologii, co słychać pośrednio w jego przemówieniach”.
Polskie komentarze wiele miejsca poświęciły stosunkowi biskupa Rzymu do homoseksualizmu czy też kwestii posługi sakramentalnej dla osób rozwiedzionych. Wszystko przyćmiła oczywiście zapowiedź Światowych Dni Młodzieży w Krakowie w 2016 r. Tematy społeczne i eklezjalne (dotyczące działania Kościoła) znalazły się na marginesie relacji z Rio, do czego przykłada się zresztą watykański Sekretariat Stanu nie publikując do dzisiaj polskich tłumaczeń dwóch ważnych mów: skierowanej do brazylijskich biskupów oraz do przedstawicieli CELAM (konferencji episkopatu Ameryki Łacińskiej i Karaibów.)
1.
W przemówieniu do biskupów Brazylii papież zwraca szczególną uwagę na miejsce Kościoła w społeczności, tej na poziomie lokalnym oraz w społeczeństwie jako całości. Bardzo często w Polsce mówi się o potrzebach Kościoła, o problemach, jakie napotyka, o niesprzyjających mediach. Papież proponuje inną perspektywę. Przedstawia uczniów idących do Emaus, uciekających z Jerozolimy jako metafory tych, którzy Kościołem się zawiedli, od Kościoła odeszli, o nim zapomnieli. Dlaczego?
Może Kościół wydał im się za słaby? Może za daleki od ich potrzeb, zbyt biedny, by nimi się zająć, zbyt zimny, zbyt zajęty swoimi sprawami, uwięziony w swoich sztywnych formułach? A może wydaje się, że w dzisiejszym świecie jest jakimś reliktem przeszłości, nieprzygotowanym na nowe wyzwania? Może potrafi mówić do dzieci, ale nie umie do dorosłych?”
Papież wzywa do zastanowienia się nad powyższymi pytaniami, do zrozumienia jaka jest misja Kościoła wobec uciekających do innych wyznań lub tracących wiarę uczniów.
Potrzebujemy Kościoła niebojącego się iść w noc, Kościoła gotowego spotkać się z nimi w drodze, i gotowego rozmawiać. Potrzebujemy Kościoła otwartego na dialog z tymi z uczniów, którzy – opuściwszy Jerozolimę – błąkają się bez celu, sami, rozczarowani chrześcijaństwem.”
Tekst jest rewolucyjny, szczególnie gdy czyta się go w polskiej rzeczywistości. Kościół oblężonej twierdzy, zamknięty na dialog z innymi – to szczególne schorzenie, parę tygodni temu obserwowane na przykładzie sprawy ks. Lemańskiego. Kościół żądający, wskazujący i piętnujący jest bardzo daleki od papieskiej wizji Kościoła XXI wieku.
Franciszek opisuje wyzwania dla brazylijskiego episkopatu, na pierwszym miejscu stawiając troskę o lepszą formację biskupów i księży, o ich gotowość do wychodzenia poza utarte schematy. Jednocześnie papież wskazuje, że wzrastać powinna kolegialność i solidarność episkopatu a ograniczać jego centralna biurokracja. Dodatkowo zmieniać się w Kościele powinna rola kobiet (choć jak papież przyznał, w trakcie konferencji prasowej na pokładzie samolotu, nie oznacza to dopuszczenia kobiet do kapłaństwa). Jako główne problemy, których dotykać ma Kościół podkreślone zostały: edukacja, ochrona zdrowia i harmonia (spójność) społeczna.
2.
Jeszcze ważniejszą wypowiedzią papieską jest posłanie do biskupów CELAM. Komentując je Boff zwraca uwagę, że jest to „najbardziej poważne przesłanie” Franciszka, uznającego, że „Kościół nie nadąża z reformowaniem swoich struktur”. Odnosząc się do końcowego dokumentu CELAM z Aparecidy z 2007 r., papież stawia latynoamerykańskim hierarchom swoiste „pytania sprawdzające”. Należą do nich np. „Czy nasza praca i praca naszych księży jest duszpasterstwem czy administracją? Kto z niej korzysta: Kościół jako organizacja czy lud boży? Czy walczymy z pokusą reagowania na poważne problemy, tylko wtedy gdy już się pojawią? Czy nasza postawa jest proaktywna? Czy rady diecezjalne i parafialne, duszpasterskie bądź ekonomiczne, dają świeckim rzeczywistą możliwość udziału w konsultacji, organizowaniu i planowaniu duszpasterstwa? Czy wspieramy i towarzyszymy wiernym, wyrzekając się pokusy manipulowania nimi lub traktowania ich jak dzieci?”
Franciszek wskazuje na współczesne zagrożenia dla misji Kościoła. Ich katalog, dostrzeżony przez światowe media, nie dla wszystkich wydaje się oczywisty. Obok ideologizacji Ewangelii, czyli jej interpretowania bez uwzględniania tego, czym jest i co mówi o niej Kościół, biskup Rzymu zwraca uwagę na funkcjonalizm i klerykalizm. To ostanie sformułowanie pozostało niezrozumiane przez część polskich katolików. Dla papieża to właśnie klerykalizm odpowiada za „brak dojrzałości i chrześcijańskiej wolności u świeckich”.
Jeśli chodzi o zastępowanie Dobrej Nowiny ideologią, papież wymienia cztery pokusy: redukcjonizm socjologiczny (interpretowanie Ewangelii w duchu nauk społecznych, czy to liberalizmu, czy marksizmu), psychologizm (ukazywanie relacji z Jezusem jako sposobu budowy samoświadomości, prowadzące do skoncentrowania się na sobie), gnostycyzm (charakterystyczny, jak określa to papież, dla „oświeceniowych” katolików, zajętych swoją elitarną wiarą) oraz pelagianizm (szukający rozwiązań problemów Kościoła poprzez odbudowę przestarzałych i pozbawionych dziś celu form). Z kolei zagrożenie funkcjonalizmem wynika z próby opisywania Kościoła poprzez kryteria skuteczność, co może prowadzić do zredukowania Kościoła do rodzaju organizacji pozarządowej czy przedsiębiorstwa (jest to wątek często poruszany w papieskim nauczaniu).
W ostatniej części przemówienia, papież przedstawia wytyczne dla działalności duszpasterskiej.
Po pierwsze, papież mówi o konieczności skupienia się na dniu dzisiejszym: „Każdy utopijny (ukierunkowany na przyszłość) lub restoracjonistyczny (ukierunkowany na przeszłość) impuls jest niezdrowy duchowo. Bóg jest rzeczywistością i objawia się „dzisiaj””. Wzywa jednocześnie by Kościół wychodził na peryferia teraźniejszości, na peryferia egzystencji. Do tych uczniów – jak wskazywał biskup brazylijskim – którzy uciekają z Jerozolimy.
Po drugie, przypomina o konieczności odrzucenia pokusy przebudowy Kościoła na wzór przedsiębiorstwa, oparciu się na efektywności jako głównym kryterium, zatraceniu wymiaru duchowego: „Kościół przestaje być oblubienicą a staje się administratorem, przestaje być sługą a staje się inspektorem. Aparecida chce Kościoła-matki, oblubienicy i sługi, ułatwiającego a nie nadzorującego wiarę”.
Trzecia wskazówka zawarta w przemówieniu do CELAM odnosi się do dwóch wymiarów duszpasterstwa: bliskości i możliwości spotkania. Papież opowiada się przeciwko duszpasterstwu „zasad, regulaminów i procedur”, proponując w zamian „bliskość, delikatność i ciepło” jako podstawę życia kościelnego.
Wreszcie, po czwarte, Franciszek bardzo wyraźnie mówi o roli biskupa. Słowa z Rio są powtórzeniem i wzmocnieniem wcześniejszego przemówienia skierowanego do watykańskich dyplomatów:
Biskupi muszą być pasterzami, bliskimi ludziom, ojcami i braćmi, łagodnymi, cierpliwymi i miłosiernymi. Ludźmi miłującymi ubóstwo, zarówno wewnętrzne jako wolność przed Panem, jak i zewnętrzne jako prostotę i skromność życia. Ludźmi, którzy nie myślą i nie zachowują się jak książęta. Ludźmi, którzy nie są ambitni, ale są poślubieni jednemu kościołowi bez zwracania uwagi na inne rzeczy. (…) Biskup jest wśród ludzi na trzy sposoby: przed nimi, wskazując drogę; pośród nich, trzymając ich razem i chroniąc przed rozpierzchnięciem; za nimi, zapewniając by nikt nie pozostał z tyłu, ale też, przede wszystkim, by stado samo mogło wywęszyć nowe ścieżki”.
Marcin Komosa

piątek, 2 sierpnia 2013

Fidel Castro o chrześcijaństwie i prześladowaniu komunistów


Jezuici  wystawili mu opinię świadczącą o tym, że głęboko znają się na ludziach
Fragment księgi pamiątkowej klasy maturalnej szkoły jezuitów w Colegio de Belen :
FIDEL CASTRO RUZ (1942—1945)
Wyróżniał się zawsze we wszystkich przedmiotach humanistycznych. Doskonały kolega, był prawdziwym sportowcem broniącym, zawsze mężnie i dumnie sztandaru szkoły. Potrafił zaskarbić sobie podziw i sympatię wszystkich. Ma się poświęcić studiom na wydziale prawa i nie wątpimy, że wspaniale zapisze karty swego życia. Fidel ma talent i nie zmarnuje go.
Fidel Castro odznaczył się nie tylko na losach swego kraju ale także świata w tym na losie największego imperium XX wieku – USA.

XXX
Zmieniając się z nacjonalisty w komunistę pozostał niewątpliwie chrześcijaninem dystansując się od religii na tyle na ile wymagała tego realizacja jego ideałów wynikających z chrześcijaństwa poznanego przez niego w szkole jezuitów faktycznie  porzuconych przez kościoły z chwilą zawarcia sojuszu z cesarstwem rzymskim. Na pewno na jego poglądach odbiła się uzyskana u jezuitów wiedza o poglądach pierwszych chrześcijan i to pewnie one przypadły mu wbrew woli jego nauczycieli do serca i wytyczyły drogę zyciową.
Dobitnie wyraził to w czasie swej wizyty w 1971 roku w Chile Salvadora Alliende :
"tysiąckroć więcej jest zbieżności między chrystianizmem a komunizmem niż może być między chrystianizmem a kapitalizmem"
W 1996 roku Fidel Castro  odwiedził Papieża Jana Pawła II w Rzymie.
W 1999 roku Papież  Jan Paweł II odwiedził Kubę.
Fidel Castro będąc komunistą pozostał ideologiem chrześcijaństwa. Odpowiedział kościołowi  radykalnymi działaniami na tyle na ile stykał się z ze średniowiecznym  zachowaniem i brakiem elastyczności kościoła wobec potrzeb społecznych i proponowanego przez niego systemu na Kubie.
_________________________________________________________________________________________________
xxx
Do dziś świat pasjonuje się treścią dwudziestotrzygodzinnej rozmowy Fidela Castro z 1985 roku z brazylijskim dominikaninem  bratem Frei Betto. w którym Fidel Castro powiedział między innymi: "...Można, jak sądzę, być komunistą, nie przestając być chrześcijaninem"... .
x
-  Frei Betto ( Carlos Alberto Libari Christo )
Brazylijski duchowny katolicki urodzony w 1944 roku w Belo Horizonte, Od trzynastego roku życia związany z ruchem młodzieżowym , w latach 1962 – 1964 przewodniczący organizacji pod nazwą Studencka Młodzież Katolicka. Z wykształcenia dziennikarz, filozof i teolog. Wielokrotnie za panowania dyktatury wojskowej w Brazylii więziony. Od 1974 roku organizator podstawowych wspólnot kościelnych między innymi Duszpasterstwa Robotniczego. Związany z Międzynarodowym Stowarzyszeniem Ekumenicznym Teologów Trzeciego Świata. jeden z głównych głosów sprawiedliwości społecznej w Ameryce Łacińskiej. Autor kilkudziesięciu ksiązek tłumaczonych na wiele języków świata. Do dziś przyjaciel Fidela Castro.
Zapisem rozmowy jest książka Frei Beto "Fidel Castro i Religia ". Książka doczekała się wielu wydań w Europie Zachodniej i Ameryce Łacińskiej. Niżej zamieszczam wybrane fragmenty wywiadu w oparciu o wydanie w Polsce  przez Instytut Wydawniczy PAX Warszawa 1986 będące tłumaczeniem wydania na Kubie z 1985 roku.
FIDEL I RELIGIA    ( str 286 – 296 )
xx
FREI BETTO:....... Co pan sądzi o osobie Jezusa Chrystusa?
xx
FIDEL CASTRO: No cóż, opowiedziałem ci już historię mojej edukacji, moich kontaktów z religią, z Kościołem. Imię Jezusa Chrystusa było jednym z imion najbardziej mi znanych, swojskich, od czasu, gdy już zaczynałem coś rozumieć, słyszałem je w domu, w szkole, przez całe dzieciństwo i młodość. W ciągu całego mojego życia rewolucjonisty — nawet jeśli, jak już mówiłem, nie doszedłem do wiary religijnej, a cały mój wysiłek, moja uwaga skierowana była na ukształtowanie w sobie wiary politycznej, do której doszedłem poprzez własne przekonania; nie można zresztą własnymi siłami dojść do koncepcji religijnej, ale można własnymi siłami dojść do ugruntowania swoich przekonań politycznych   i rewolucyjnych — a więc w ciągu całego życia nigdy nie dostrzegałem na gruncie politycznym i rewolucyjnymi sprzeczności między ideami, które głosiłem, a ideami owego symbolu, owej nadzwyczajnej postaci, tak mi bliskiej od czasu, gdy zacząłem czynić użytek z rozumu. Zwracałem jednak uwagę raczej na rewolucyjne aspekty doktryny chrześcijańskiej i myśli Chrystusa; nieraz w ciągu tych lat miałem okazję mówić o związku, jaki istnieje między myślą chrześcijańską a myślą rewolucyjną.
Wielokrotnie przytaczałem różne przykłady. Wykorzystywałem na przykład takie zdanie Chrystusa: „Łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogaczowi wejść do Królestwa Niebieskiego". Zdarzało mi się słyszeć, jak niektórzy ludzie, wśród nich również duchowni, interpretując to zdanie usiłowali dowieść, że Chrystus, gdy to mówił, nie miał na myśli małej igły, jaką wszyscy znają, gdyż jest niemożliwe, aby wielbłąd przeszedł przez ucho igły, a więc musi to znaczyć coś innego, należy to interpretować w inny sposób.
xxx
FREI BETTO: Niektórzy bibliści mówią, że oznacza to wąski zaułek, jeden z tych, które do dziś są w Jerozolimie, w Palestynie, w centrum Bejrutu,  i że wielbłądy tylko z wielkim trudem mogły przez nie przejść. Dlaczego jednak nikt nie kwestionuje trudności, jakie bogacz ma z wejściem do Królestwa Niebieskie go? Jest to niezaprzeczalne. I nie znaczy to, Comandante, z teologicznego punktu widzenia, że Jezus dyskryminował bogaczy; znaczy to, że Jezus dokonał opcji na rzecz ubogich. Bóg postanowił się wcielić w Jezusa w społeczeństwie nacechowanym nierównością społeczną; mógłby On urodzić się w Rzymie, w rodzinie cesarskiej, mógłby urodzić się w rodzinie żydowskich obszarników, mógłby urodzić się wśród warstw średnich, ale wolał urodzić się wśród ubogich, jako syn cieśli, który z pewnością pracował przy budowie ówczesnej Brasilii czyli Tyberiady, miasta wzniesionego w hołdzie cesarzowi Tyberiuszowi, za panowania którego urodził się Jezus. Jest interesujące, że Tyberiada leży nad brzegiem jeziora Genezaret, gdzie Jezus spędził większość swego życia i gdzie przeważnie działał. Nie ma jednak ani jednej wzmianki w Ewangelii, że Jezus odwiedził to miasto. Cóż więc twierdzimy? Twierdzimy, że Jezus dokonał bezwarunkowej opcji na rzecz ubogich. Otóż przemawia On do wszystkich ludzi, bogatych i biednych, ze specyficznej pozycji społecz­nej, z pozycji interesów ubogich; innymi słowy, nie jest to mowa neutralna, uniwersalistyczna, abstrakcyjna, jest to mowa, która odzwierciedla interesy ówczesnych warstw uciskanych. A więc, aby bogacz znalazł miejsce u boku Jezusa, musi najpierw dokonać opcji na rzecz ubogich. W całej Ewangelii nie ma ani jednego przykładu, aby Jezus przyjął do swego otoczenia bogacza, nie postawiwszy mu warunku opowiedzenia się po stronie ubogich. Mógłbym przytoczyć trzy przykłady. Pierwszy przykład młodego bogacza, który był prawie święty, bo wypełniał wszystkie przykazania, ale Jezus ostatecznie mu powiedział: słuchaj, człowieku, czegoś, ci jeszcze brak. Idź i sprzedaj co masz, potem rozdaj ubogim, a potem pójdź za mną. Myślę, że wielu dzisiejszych księży powiedziałoby: jeśli pan wypełnia wszystkie przykazania, niech pan idzie z nami, niech pan pozostanie z nami, a z czasem pan się poprawi. Ale Jezus był trochę bardziej od nas radykalny, najpierw powiedział temu człowiekowi: idź, spełnij swój obowiązek wobec ubogich, a potem przyjdź. Drugi przykład dotyczy owego bogacza, który zaprosił Jezusa do swego domu. Jezus nie miał uprzedzeń, ale był konsekwentny przybył do domu Zacheusza nie po to, by wychwalać ewen­tualną ceramikę perską lub egipskie figurki, które ów z pew­nością miał, ale mu powiedział: Zacheuszu, jesteś złodziejem, okradłeś biednych. A Zacheusz, pragnąc żyć z Nim w zgodzie, oddał połowę swego mienia biednym i zwrócił w czwórnasób to, co ukradł. Czyli praktykowanie sprawiedliwości jest pierwszym warunkiem pójścia za Jezusem. Trzecim przykładem są kazania Jana Chrzciciela, który przygotowywał przybycie Chrystusa. Jego nauki zaczynają się od praktykowania sprawiedliwości. Ludzie chcą się nawrócić; nie pytają w co mają wierzyć, ale co mają robić, a Jan odpowia­da: ten, kto ma dwa płaszcze, niech da jeden temu, kto nie ma żadnego; ten kto ma talerz strawy, niech połowę odda temu, kto nie ma nic do jedzenia. Trzeba więc wyjaśnić, że uniwersalność nauki Jezusa jest uniwersalnością, której podstawą jest pewna opcja, pewna bardzo specyficzna pozycja polityczno-spoleczna, którą jest sprawa ubogich.
xxx
FIDEL CASTRO: Wysłuchałem z wielkim zainteresowaniem tego, co powiedziałeś, jest w tym głęboka myśl. Mógłbym jednak zgłosić pewne zastrzeżenie natury matematycznej: bogacz nigdy nie mógłby oddać cztery razy tyle co ukradł, gdyż wszystko to, co bogacz posiada, jest zazwyczaj ukradzione, a jeśli to nie on ukradł, ukradli jego rodzice lub dziadkowie, jest więc niemożliwe aby mógł — jeśli wszystko, co ma, jest kradzione — pomnożyć przez cztery, to, co ukradł i oddać, chyba że będzie musiał znów ukraść cztery razy więcej, aby dotrzymać tej obietnicy.
xxx
FREI BETTO: Powtarza pan zdanie świętego Ambrożego z pierwszych wieków.
xxx
FIDEL CASTRO: Miło mi, że się zgadzamy. No dobrze, co ja o tym myślę? Być może jest to złe tłumaczenie Biblii, być może to wina tłumaczy, którzy nie wzięli pod uwagę, co po hiszpańsku znaczy ucho igielne. Rozumiem, że wiele zdań w Biblii ma związek z otoczeniem, ze społeczeństwem, w którym się żyło, z obyczajami, ale nie wiem, jak tego można by w tym wypadku dowieść. W każdym razie ktoś dobrze znający się na religii, i języku musiałby przeanalizować, czy naprawdę chodziło  o ucho igielne, które wszyscy znają w naszym języku, choć w krajach mówiących po hiszpańsku nie znamy nawet wielbłądów, jakkolwiek mamy pojęcie, cer to jest wielbłąd. W każdym razie podoba mi się ta interpretacja owego zdania, jaką dali tłumacze i jak ja je rozumiem. Sądzę ponadto, że ta interpretacja absolutnie zgadza się z tym, co poza tym głosi Chrystus, jest utrzymana w, tym samym duchu: jak już mówiłeś, Chrystus nie wybrał bogatych, aby głosić swoją naukę, wybrał dwunastu ludzi pracy, ubogich i nieuczonych, to znaczy wybrał ówczesnych proletariuszy, lub w najlepszym razie skromnych ludzi pracujących na własny rachunek, bo niektórzy z nich byli rybakami. Byli to naprawdę ludzie ubodzy, wszyscy bez wyjątku, jak powiedziałeś. Czasem odwoływałem się też do cudów Chrystusa, mówiłem tak: Chrystus pomnożył ryby i chleb, aby nakarmić lud. I właśnie to samo  i chcemy uczynić dzięki Rewolucji i socjalizmowi: pomnożyć ryby i chleb, aby zapewnić ludowi wyżywienie; pomnożyć szkoły, nauczycieli, lekarzy; pomnożyć fabryki, uprawne pola, miejsca pracy; pomnożyć produkcję przemysłu i rolnictwa; pomnożyć ośrodki badań naukowych właśnie w tym samym celu.
Wspominałem też przypowieść o owym bogaczu zatrudniającym robotników; jednym zapłacił po denarze, bo pracowali cały dzień, drugim zapłacił po denarze, choć pracowali pół dnia, a pozostałym też zapłacił po denarze, choć pracowali pół popołudnia. Przypowieść zawiera krytykę tych, którzy nie zgadzali się z tym sposobem zapłaty. Sądzę, że jest to właśnie forma komunistyczna; idzie ona dalej niż to, co zakładamy   w socjalizmie, gdyż w socjalizmie istnieje zasada wynagradzania według zdolności i pracy, a w komunizmie — każdemu według jego potrzeb. Płacenie denara każdemu, kto pracował owego dnia, oznacza rozdzielenie środków według potrzeb, a więc jest to formuła typowo komunistyczna i Sądzę, że również wiele innych ustępów z nauk Chrystusa, jak na przykład Kazania na Górze, nie można interpretować inaczej, niż zgodnie z tym, co ty nazywasz opowiedzeniem się po stronie ubogich. Kiedy Chrystus powiedział: błogosławieni, którzy łakną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni; błogo sławieni, którzy cierpią, albowiem oni pocieszeni będą; błogosławieni cisi, albowiem, oni posiądą ziemię; błogosławieni ubodzy, albowiem ich jest Królestwo Niebieskie — nie obiecywał Królestwa Niebieskiego bogatym, lecz biednym, i nie sądzę, aby w tym kazaniu Chrystusa mógł również być popełniony błąd  w tłumaczeniu lub interpretacji. Uważam, że pod Kazaniem na Górze mógłby się podpisać Karol Marks.  
xx
FREI BETTO: W wersji świętego Łukasza mówi się nie tylko „Błogosławieni ubodzy", ale również: „Biada wam, bogacze" .
xxx
FIDEL CASTRO: Nie wiem, czy w jakiejś wersji tego kazania znajduje się to zdanie. Mówisz, że jest to wersja świętego Łukasza. Nie przypominam sobie takiego sformułowania.
xxx
FREI BETTO: Pan. zna na pewno wersję świętego Mateusza, ona jest bardziej znana.
xxx
FIDEL CASTRO: Być może ta wersja w owym czasie była odpowiedniejsza, by wychować nas w duchu bardziej konserwatywnym. Powiedziałeś coś bardzo głębokiego, powiedziałeś, że trudno zrozumieć, jak bogacz może wejść do Królestwa Niebieskiego, jeśli weźmie się pod uwagę cechy towarzyszące mentalności bogacza: brak solidarności, brak wrażliwości, egoizm, cały zespół grzechów popełnianych przez bogaczy w różnych dziedzinach. Sądzę, że rzeczywiście powiedziano bardzo jasno, co powinni robić bogacze, aby być dobrymi chrześcijaninami i aby osiągnąć Królestwo Niebieskie. To w naukach Chrystusa zostało wiele razy powtórzone.
Trzeba także wziąć pod uwagę, że jest wiele książek z zakresu historii   i literatury — jedne były napisane przez świeckich, inne przez duchownych — które przedstawiają męczeństwo, jakie ponosili chrześcijanie w pierwszych wiekach. Wszyscy mieli możność zapoznania się z tymi wydarzeniami i sądzę, że męczeństwo było jedną z rzeczy — pamiętam to dobrze z lat szkolnych — którymi Kościół najbardziej się szczycił: martyrologią nie tylko pierwszych lat, ale martyrologią w ciągu całych dziejów Kościoła.
 Sądzę, że nie ulega żadnej wątpliwości, ani nie jest kwestią zwykłej interpretacji to, że chrześcijaństwo było religią niewolników, uciskanych, ubogich, którzy żyli w katakumbach, byli skazywani na najokrutniejsze kary, pożerani w cyrkach przez lwy i inne dzikie bestie, którzy przez stulecia cierpieli wszelkie prześladowania i represje. Była to nauka uważana przez Cesarstwo Rzymskie za rewolucyjną, dlatego też stała się, obiektem najsroższych prześladowań. Zawsze widziałem w tym wiele podobieństwa do historii komunistów, którzy od czasu, gdy komunizm pojawił się jako doktryna polityczna i rewolucyjna, byli również obiektem okrutnych prześladowań, tortur i zbrodni. Wielką prawdą historyczną jest to, że ruch komunistyczny ma również cały legion męczenników poległych W walce o zmianę niesprawiedliwego systemu społecznego. Wszędzie, tak jak pierwsi chrześcijanie, komuniści byli ofiarami niegodziwych oszczerstw i zaciekłych represji. Jeśli chodzi o nowszą historię, to wiemy, co się działo w następstwie Komuny Paryskiej, która pod koniec ubiegłego wie­ku była próbą francuskich robotników ustanowienia socjalizmu w swej ojczyźnie. Napisano grube tomy, zgromadzono wiele dokładnie sprawdzonych faktów świadczących o bohaterstwie tych ludzi, pisano o tysiącach komunistów torturowanych i mordowa­nych przez burżuazję i klasy uciskające z pomocą Cesarstwa Niemieckiego, które właśnie dokonało inwazji na Francję. Historia pamięta również, ilu komunistów, socjalistów, bojowników lewicy zostało rozstrzelanych po wojnie domowej w Hiszpanii, i co działo się wielu krajach Europy pod okupacją nazistowską: zamordowano nie tylko miliony Żydów, kierując się niesłusznymi i nikczemnymi teoriami    o rzekomo wyższej rasie, oskarżeniami i nienawiścią pozbawionymi absolutnie wszelkich racjonalnych podstaw — moim zdaniem zrodziło się to z haniebnych przesądów istniejących na przestrzeni dziejów — każdego, kto tylko pachniał komunistą, wtrącano do więzienia, torturowano  i rozstrzeliwano. Bardzo niewielu z tych, którzy wpadli w ręce nazistów, udało się uratować życie, bardzo niewielu ocalało, ale wszyscy potrafili walczyć i umierać z wielkim heroizmem. W Związku Radzieckim naziści wymordowali miliony ludzi, nie wyłączając starców, kobiet i dzieci, tylko dlatego, że byli oby­watelami socjalistycznego państwa. Ale nie tylko maziści zabijali komunistów w" Europie. Kapitalizm represjonował, torturo­wał i zabijał komunistów, mężczyzn i kobiety, we wszystkich krajach, w Afryce Południowej, Korei Południowej, Wietnamie, w Chile, Argentynie, Paragwaju, Gwatemali, Salwadorze, Su­danie, Indonezji, na samej Kubie przed Rewolucją, w dziesiątkach krajów, wszędzie, gdzie w ciągu ostatnich 150 lat klasy panujące i wyzyskujące obawiały się utraty swoich przywilejów i postępowały dokładnie tak, jak postępowano z chrześcijanami w pierwszych wiekach naszej ery. Sądzę więc, że można przeprowadzić porównanie między prześladowaniem za przekonania religijne, które w gruncie rzeczy były też ideami politycznymi niewolników i ciemiężonych w Rzymie,   a systematycznymi i brutalnymi prześladowaniami, których ofiarami  w czasach nowożytnych byli nosiciele politycznych idei robotników   i chłopów, czyli komuniści. Tak jak obecnie najbardziej znienawidzonym przez reakcjonistów słowem jest „komunista", tak w tamtejszej epoce było nim słowo „chrześcijanin". 
xxx
FREI BETTO: Ja sam straciłem swego współbrata, dominikanina, brata Tito, który zmarł na wygnaniu na skutek okrutnych tortur, jakie mu zadano w Brazylii i dziś uważa się go za symbol wszystkich ofiar tortur. Oprawcy na zawsze utkwili mu w świadomości i we Francji widział wszędzie oprawców, aż po okrutnych cierpieniach powiesił się. W czasie tortur zachowy­wał całkowite milczenie. Jego kaci mówili mu: „Nie zabijemy cię, przez całe swoje życie będziesz płacił za swoje milczenie". Chciałbym pana o czymś poinformować: zostały już opublikowane książki o męczennikach w Ameryce Środkowej i Ameryce Południowej, zamordowanych przez dyktatury wojskowe. Są to nasi ludowi święci. W Brazylii byt nawet pewien robotnik, który przypadkiem nazywał się Santo Diaz *[ * Santo znaczy po hiszpańsku „święty", ale funkcjonuje też jako imię własne (przyp. tłum.).,] został zamordowany w czasie organizowania strajku i jego obraz znajduje się w wielu kościołach,.
xxx
FIDEL CASTRO: Opowiedziałeś mi historię dominikanina, który był torturowany i który z ogromnym męstwem zniósł wszystkie cierpienia. W rzeczywistości nie tylko w krajach Europy, Ameryki Łacińskiej   i Trzeciego Świata zdarzają się takie rzeczy, lecz także w samych Stanach Zjednoczonych: nie możemy zapominać o maccartyzmie, o prześladowaniach komunistów, którzy byli wyrzucani prawie z każdej pracy, którym uniemożliwiono działalność na bardzo wielu polach, którzy byli więzieni, represjonowani, prześladowani, obrzucani oszczerstwami, a w kilku przypadkach nawet posłani na krzesło elektryczne. Nie można też zapominać, że święto l Maja zostało ustanowione właśnie po zamordowaniu robotników z Chicago, którzy zorganizowali strajk w obronie interesów ludzi pracy. Jeśli chodzi o nowsze czasy, to cała świadoma ludzkość pamięta o odrażającym mordzie popełnionym na małżeństwie Rosenbergów.
W tym też sensie dostrzegałem zawsze tak wielkie podobieństwo między represjami, jakie spotkały nowoczesnych rewolucjonistów i pierwszych chrześcijan, nie widziałem nigdy różnicy między postępowaniem ciemiężycieli w tamtej i tej fazie historii. Odmienny był tylko moment rozwoju społeczeństwa ludzkiego": tamto było społeczeństwem niewolniczym, to — kapitalistycz­nym. Nie mogłem znaleźć żadnej sprzeczności między tamtymi naukami, które tak mocno' przyjęły się w owej epoce, a tym, co my głosimy w dzisiejszych czasach. Czuję wielką sympatię do owych idei, do owej epoki, podziw dla tego sposobu postępowania, dla historii owych chrześcijan i widzę, że postępowali oni podobnie jak komuniści w naszej epoce. Widziałem to, widzę i będę zawsze widział. Obserwując wasze wysiłki, obserwując twoją własną pracę, walkę, odczyty, oraz działalność wielu innych duchownych w całej Ameryce, utwierdzam się coraz bardziej w tym przekonaniu.
xxx
FREI BETTO: Powiedział pan kiedyś, że ten, kto się oddala od ubogich, oddala się od Chrystusa. Nie wiem, czy pan zdaje sobie sprawę z tego, możliwe, ze nie, iż jest to nie tylko bardzo znane zdanie, ale że stało się ono również fundamentem teologii wyzwolenia. Co więcej, to pana zdanie zbiega się ze słowami Jana Pawła II z encykliki Laborem Exercens, która traktuje o pracy ludzkiej i potwierdza raz jeszcze, że wierność Kościołowi Chrystusowemu sprawdza się w zaangażowaniu na rzecz ubogich.
xxx
FIDEL CASTRO: Powiedziałem to mniej więcej dwadzieścia pięć, a może dwadzieścia sześć lat temu. Pamiętam, że w pierwszym okresie Rewolucji, kiedy powstały te trudności, o których ci wspomniałem, gdy klasy uprzywilejowane chciały wykorzystać Kościół do walki przeciw Rewolucji, niejeden raz odwoływałem się do tych problemów i nauk chrześcijańskich. To jest w moich przemówieniach. Przy jakiejś okazji rzeczywiście powiedziałem to zdanie, które dziś mogę powtórzyć i potwierdzić: kto zdradza ubogiego, zdradza Chrystusa.
xxx
FREI BETO: Chciałbym, Comandante, przejść do następnego py­tania. W ruchu komunistycznym niektórzy ludzie posługiwali się w przeszłości zdaniem Marksa, które znajduje się w jego Przyczynku do krytyki heglowskiej filozofii prawa ż mówi, że religia to opium dla ludu. I to zdanie przekształciło się w defini­tywny, absolutny, metafizyczny dogmat, sprzeczny z jakąkolwiek dialektyką. W październiku 1980 roku, po raz pierwszy w historii, spra­wująca władzę partia rewolucyjna, sandinowski Front Wyzwo­lenia Narodowego, wydała dokument na temat religii, w którym przeprowadza się krytykę tego stwierdzenia traktowanego jako zasada absolutna. Oznajmia się tam dosłownie: „Niektórzy autorzy oświadczają, że religia jest instrumentem alienacji ludzi, służącym usprawiedliwieniu wyzysku jednej klasy przez drugą. To stwierdzenie ma oczywiście pewien walor historyczny, gdyż  w różnych epokach historycznych religia służyła za teoretyczną podporę panowania politycznego. Wystarczy przypomnieć rolą, jaką odegrali misjonarze w procesie opanowywania i kolonizacji rodzimej ludności     w naszym kraju. Jednakże my, sandinisci, oświadczamy, że nasze doświadczenia wykazują, iż kiedy chrześcijanie opierając się na wierze są w stanie odpowiedzieć na po­trzeby ludu i historii, ich wierzenia są bodźcem do działalności rewolucyjnej. Nasze doświadczenie wykazuje, że można być wierzącym, a jednocześnie konsekwentnym, rewolucjonistą i ze miedzy tymi dwiema rzeczami nie ma nieusuwalnej sprzeczności." Comandante, pragnę pana zapytać: czy uważa pan, że religia to opium dla ludu? 
xxx
FIDEL CASTRO: Wyjaśniłem wczoraj obszernie, w jakich okolicznościach historycznych pojawił się socjalizm, ruch socjalistyczny oraz idee naukowego socjalizmu, marksizmu-leninizmu, i jak w owym klasowym społeczeństwie okrutnego i nieludzkiego wyzysku, w którym przez całe stulecia Kościół i religia były wykorzystywane jako narzędzie dominacji, wyzysku i ucisku, pojawiły się te tendencje, pojawiła się ostra, uzasadniona krytyka Kościoła a nawet samej religii. Postaw się na miejscu rewolucjonisty, który uświadamia sobie, jaki jest ten świat i chce go zmienić. Wyobraź sobie z drugiej strony instytucje obywatelskie, obszarników, szlachtę, burżuazję, bogaczy, wielkich kupców, sam Kościół, wszystkich praktycznie sprzysiężonych, aby do zmian społecznych nie dopuścić. Było więc jak najbardziej logiczne, od kiedy religią posługiwano się jako narzędziem dominacji, iż rewolucjoniści reagowali na to antyklerykalizmem, a nawet postawą antyreligijną. Doskonale rozumiem okoliczności, w jakich powstało to zdanie.  Kiedy jednak Marks utworzył Międzynarodówkę robotników, to zakładam, że w owej Międzynarodówce robotników było wie­lu chrześcijan, zakładam też, że w Komunie Paryskiej, wśród tych, którzy walczyli i umierali za nią, było wielu chrześcijan. U Marksa nie ma jednego zdania wykluczającego chrześcijan z historycznej misji dokonania rewolucji społecznej. Jeśli pójdziemy trochę dalej i przypomnimy sobie wszystkie dyskusje, ja­kie trwały po uchwaleniu programu partii bolszewików; to nie znajdziemy ani jednego słowa, które by naprawdę wykluczało obecność chrześcijan w partii; główną kwestią jest zaakcepto­wanie programu partii jako warunku przynależności członkowskiej. A więc owo zdanie, hasło, czy postawienie sprawy, ma wartość historyczną i było całkowicie słuszne w określonym momencie. Nawet obecnie, w pewnych okolicznościach może ono odzwierciedlać rzeczywistość. Jeśli w jakimś kraju hierarchia katolicka, lub hierarchia jakiegokolwiek innego Kościoła, jest ściśle związana z imperializmem, neokolonializmem i wyzyskiem narodów oraz osób, jeśli jest ściśle związana z represjami, nie można się dziwić, że w tym konkretnym kraju ktoś powtórzy zdanie, że religia to opium dla ludu; całkowicie też jest zrozumiałe, że Nikaraguańczycy, opierając się na swych doświadczeniach i biorąc pod uwagę stanowisko zajęte przez duchowieństwo nikaraguańskie, doszli do wniosku, moim zdaniem bardzo słusznego, że inspirując się swoją wiarą ludzie wierzący mogą zająć stanowisko rewolucyjne i nie musi zachodzić sprzeczność między pozycją wierzących a pozycją rewolucjonistów. Ale oczywiście, jak ja to rozumiem, w żadnym, razie zdanie to nie ma i nie może mieć charakteru dogmatu czy prawdy absolutnej, to jest prawda do­stosowana do określonych, konkretnych warunków historycz­nych. Sądzę, że wyciągnięcie takiego wniosku jest w pełni dia­lektyczne i w pełni marksistowskie. Moim zdaniem, z politycznego punktu widzenia, religia sama przez się nie jest ani opium, ani cudownym lekarstwem. Może być opium lub cudownym lekarstwem zależnie od' tego, czy wy­korzystuje się ją do obrony ciemięzców i wyzyskiwaczy, czy dla obrony ciemiężonych i wyzyskiwanych; zależnie od sposo­bu, w jaki się podchodzi do politycznych, społecznych i mate­rialnych problemów człowieka, który niezależnie od teologii i wierzeń religijnych rodzi się i musi żyć na świecie.
Ze ściśle politycznego punktu widzenia — a myślę, że trochę się znam na polityce — można, jak sądzę, być komunistą, nie przestając być chrześcijaninem i pracować razem z komunistą — marksistą nad przeobrażeniem świata. Ważne jest, aby w obydwu wypadkach chodziło o szczerych rewolucjonistów zdecydowanych znieść wyzysk człowieka przez człowieka i walczyć o sprawiedliwy podział społecznego bogactwa, o równość, braterstwo i godność wszystkich istot ludzkich, to znaczy chodzi o to, aby mieć najbardziej rozwiniętą świadomość polityczną, ekonomiczną i społeczną, nawet jeśli jej punktem wyjścia — jak  w przypadku chrześcijan — jest koncepcja religijna.

Bogactwo w doktrynie liberalnej i chrześcijańskiej

Neoliberalizm zakłada, że człowiek oprócz wolności pragnie i dąży do bogacenia się [Th. Hobbes, Lewiatan]. Profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, Ferdynand Zweig (1896-1988) liberalizm zdefiniował jako ustrój, "w którym cele gospodarcze, a mianowicie cel niegraniczonego bogacenia się, wybija się na plan pierwszy. I wolność i własność służą celom utylitaryzmu materialnego tj. bogaceniu się jednostek w skali największej" Dalej wskazuje, że celem bogacenia się jest maksymalizacja dochodu. Nie chodzi w nim o dostarczanie poszukiwanych przez ludzi towarów, lecz o maksimum zysku właściciela [Liberalizm polskiej myśli ekonomicznej].
 
Zupełnie odmienne podejście odnajdujemy w chrześcijaństwie. Bożym jest zamysłem, by człowiekowi się dobrze powodziło także w wymiarze materialnym: (Pwt 14:26) "Kupisz tam za srebro wszystko, czego pragnie twoja dusza: większe i mniejsze bydło, wino, sycerę, wszystko, czego życzy sobie twoja dusza, i spożyjesz tam w obliczu Pana, Boga swego. Będziesz się cieszył ty i twoja rodzina.. Gdzie indziej (Pwt 6:10) Pan, Bóg twój, wprowadzi cię do ziemi, o której poprzysiągł przodkom twoim: Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi, że da tobie miasta wielkie i bogate, których nie budowałeś. Nie można więc utożsamiać ze złem posiadania bogactwa ani dążenia do gromadzenia dóbr materialnych. Bogactwo, będące owocem własnej pracy, jest przejawem bożej łaski i błogosławieństwa (Pwt 2:7). Bowiem, to Bóg jest stworzycielem świata materialnego i niematerialnego (Rdz 1:1-30). To On w swej dobroci i szczodrości ofiarował ludzkości nieprzebrane bogactwo, jakim jest nasza planeta - Ziemia i jej zasoby przyrody (Rdz 1:29). Pozornie więc chrześcijaństwo wydaje się być zbieżne z liberalizmem. Zbieżność ta jest jednak tylko powierzchowna. Bowiem bogactwo materialne jest wkomponowane w szerszy kontekst boskiej sprawiedliwości.
 
Boże źródło bogactwa implikuje, by nie było ono zdobywane w sposób niesprawiedliwy, sprzeczny z moralnością. Nawet jeśli jakieś praktyki są w pewien sposób ugruntowane, zalegalizowane, to nadużycie swojej pozycji, zatajone informacje (Kpł 19:14), wyzysk, ucisk (Kpł 19:13) i wszelka krzywda nie znajdują usprawiedliwienia przed Bogiem. Bowiem w Piśmie czytamy: (Kpł 25:14) Kiedy więc będziecie sprzedawać coś bliźniemu albo kupować coś od bliźniego, nie wyrządzajcie krzywdy jeden drugiemu. W powyższym wersecie nie chodzi tutaj li tylko o przemoc fizyczną, rabunek, oszustwo na cenie, wadze (Prz 20:10), lecz również (Kpł 19:13) "Nie będziesz uciskał bliźniego, nie będziesz go wyzyskiwał. oraz (Kpł 19:14): " Nie będziesz złorzeczył głuchemu. Nie będziesz kładł przeszkody przed niewidomym". Ostatni zacytowany werset interpretuje się jako zakaz dawania rad czy sprzedaży produktów lub usług, które mogłyby się okazać szkodliwe dla kontrahenta w wymiarze materialnym, jak i moralnym. Zakaz ten rozciąga się także na pracę najemną o czym jest mowa w innym rozdziale opracowania. Chrześcijaństwo wraz z judaizmem odrzuca zasadę, by to "kupujący miał się na baczności" oraz nakłada na sprzedawcę nakaz pełnej jawności.
 
Bogactwo i dążenie do niego nie powinno rywalizować z samym Bogiem. Napisane jest bowiem (Łk 16:13): "Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i mamonie. Rzeczywistość wszakże zdaje się kształotwać odmiennie. W przeciwnym razie nie przeczytalibyśmy przypowieści o bogatym młodzieńcu (Mt 19:16-24), zwięczonej brutalnym stwierdzeniem Chrystusa (Mt 19:23-24): "Zaprawdę, powiadam wam: Bogaty z trudnością wejdzie do królestwa niebieskiego. Jeszcze raz wam powiadam: Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego.
 
Choć bogactwo nie jest złem, to nie musi ono być jedynie wyrazem bożej łaski i błogosławieństwa ani efektem własnej pracy. Bóg, będac sprawiedliwością, daje swoją dezaprobatę dla nieetycznych spososóbów dochodzenia do bogactwa (Ha 2:9) Biada ciągnącemu dla domu swego zysk nieprawy, aby zbudować wysoko swe gniazdo i tym sposobem uniknąć nieszczęścia!. Jednocześnie przestrzega, że "kto ufa bogactwu - upadnie" (Prz 11:28). Boże przesłanie nie ogranicza się tylko do zakazów: (1 Tm 6:17-18) "Bogatym na tym świecie nakazuj, by nie byli wyniośli, nie pokładali nadziei w niepewności bogactwa, lecz w Bogu, który nam wszystkiego obficie udziela do używania, niech czynią dobrze, bogacą się w dobre czyny"

Widzimy, że chrześcijańskie bogactwo materialne wkomponowane jest w znacznie szerszy kontekst, jakim jest sprawiedliwe postępowanie.
Podsumowując, liberalizm traktuje bogacenie się jako jeden z celów życiowych, gdy tymczasem chrześcijaństwo traktuje je jako łaskę bożą, nagrodę doczesną za etyczne życie i wytrwałą pracę, wskazując jednocześnie na konieczność dzielenia się nim z ubogimi tego świata. Zdobywanie bogactwa przez chrześcijanina uregulowane jest licznymi normami moralnymi, podczas gdy liberał ograniczony jest jedynie do imperatywu generalnego "nie naruszaj wolności" oraz imperatywu szczegółowego "nie kradnij". Liberał, dążąc do bogactwa, nie jest związany sprawiedliwością w ujęciu chrześcijańskim, gdyż ta zakłada obowiązkowe dzielenie się swym dorobkiem, gdy tymczasem liberalizm odrzuca wszelkie obowiązki i powinności społeczne, twierdząc, że wszelki obowiązek, zwłaszcza prawny narusza wolność jednostki do dysponowania swoim majątkiem.

Tekst ten jest częścią większego opracowania pt "Ministudium nad antynomią liberalizmu i chrześcijaństwa"

Źródła podstawowe:
Biblia Tysiąclecia
ks. Stanisław Kowalczyk, Liberalizm i jego filozofia, Wydawnictwo Unia, 1995, Katowice
strona www zwolenników neoliberalizmu: "Strona prokapitalistyczna" - http://republika.pl/kapitalizm

Tomasz Ciborowski

http://ciborowski.host247.pl/liberalizm_chrzescijanstwo_bogactwo.htm

Peleryna niewidka

Amerykanie i Japończycy testują peleryny niewidki. Jak się taką coś lub kogoś przykryje lub zakryje, to ta pelerynka zakrzywia światło dobiegające do niej tak, że owo światło omija z dwu stron obiekt lekkim łukiem i ląduje sobie na obiekcie następnym, któren dajmy na to, takiej pelerynki nie używa. W rezultacie obserwator widzi obiekt następny a tego pierwszego nie.
Niebawem zobaczymy więc na deptakach np. same nogi dziewcząt, jeśli one uważają je za ładne a resztę tych pań nie. Mogą też chadzać sobie same głowy wysokich panów, iżby górowali wyraźniej nad innymi.
Samochody przekraczające szybkość będą niewidzialne nie tylko dla radarów, jak obecnie dzięki CB lub innym gadżetom, ale niewidzialne także dla oczu policji, tak samo jak bolid Jamesa Bonda.
Identycznie jest obecnie z pieniędzmi dla naszego biednego oczeń Państwa.
Leżą one na środku stołu w blasku świateł, ale luminarze jakoś ich nie zauważają, zapewne z powodu oślepienia przez owo światło.
W związku z tym serwują nam w tym zakresie jakiś bełkotliwy szum informacyjny nie na temat.
A teraz wymienimy po kolei łańcuch gór pieniędzy do wzięcia dla Państwa, które mogłoby być bogate, gdyby nie było tak durne albo przeżarte lobbingiem i radochą znęcania się nad obywatelami.
1. Wszyscy pracownicy najemni a także pracujący na umowę zlecenie płacą skladki ZUS-u wedle określonych stawek procentowych a biznes narzeka, że strasznie to jego obciąża, mimo,że połowę tych składek płaci pracownik.
Tymczasem 98% pracodawców płaci składki niewiele przewyższające poziom, jaki odlicza się od płacy minimalnej. Dla Kulczyka to jest mniej niż mikron a dla szewca lub nawet jednoosobowego wydawcy to jest stawka, ktora go zarzyna. Dlaczego pracodawcy oraz działający gospodarczo indywidualnie nie płacą wedle stawek ogólnie obowiazujących w stosunku do PIT? Zabawne, prawda? Państwo miałoby górę forsy a mali przedsiębiorcy przestaliby zdychać.
No i nie trzebaby dręczyć ludzi pracą na starość ponad siły a wnuczkom zabierać babci.
2. Kioskarz, cieć na placu parkingowym, taksówkarz itp. mają kasy fiskalne.
Ale lekarze, adwokaci i inne wolne zawody mające prywatne praktyki już nie.
Taki cieć zarabia jakieś 600 zł na rękę i oczywiście musi pracować także w nocy, bo przecież żaden pracodawca o zdrowych zmysłach nie przejmuje się kodeksem pracy. A dlaczego? No bo dzięki kasie fiskalnej jego szef ma mniejszy dochód i nie może mu zapłacić więcej, gdyżby mu zabrakło na nowego dżipa.
Taki lekarz natomiast zarabia nawet 600 zł netto za godzinę. Netto, bo kasy fiskalnej nie ma.
3. Ogromna ilość transakcji odbywa się bez faktur VAT, choć powinny one być wystawiane. Dlaczego? Otóż pierwsza stawka podatkowa wynosi w naszym oślepłym kraju aż 18%. Bez sensu. Stawka VAT natomiast na ogół aż 23%. Też bez sensu. W związku z tym obie strony transakcji mają potężny bodziec do tego, żeby sprzedać i zapłacić bez faktury. PKB jest w istocie znacznie wyższy, niż się podaje, ale Państwo z tego nie ma nic i w ślad za tym zwykli obywatele, którzy kupują tylko chleb, bułki, tenisówki i czasem odkurzacz, gdyż owo Państwo nie ma nic na tzw. spożycie zbiorowe.
Gdyby pierwsza stawka podatkowa wynosiła podobnie do krajów cywilizowanych jakieś 5 do najwyżej 10% a VAT 8%, wtedy skłonność do transakcji legalnych byłaby większa. Pod warunkiem wszakże, że aparat skarbowy nie zajmowałby się badaniem ilości przecinków na drukach oraz ściganiem opóźnień wpłat za wynajem kawalerek, ale rzadko, punktowo, na sposób amerykański, także poprzez prowokacje, sprawdzałby biznesmenów w pełnym tego słowa znaczeniu. I tak jak w USA w razie złapania, zakopywałby delikwenta do kopca mrówek i oblewał miodem.
To się nazywa metoda kija i marchewki. Zna ją każdy pijaczek spod budki z piwem. Ale nasze żonty nie.
4. To samo dotyczy tzw. bicza podatkowego. Tak wyciągnęła się z biedy kiedyś Szwecja. Jak inwestujesz (naprawdę a nie wirtualnie) i stwarzasz miejsca pracy, jesteś wolny jak ptaszek i jeszcze wybierzemy Cię kiedyś na burmistrza. Jak nie inwestujesz, to zabierzemy Ci 90% a jak się nie podoba, to leć do ciepłych krajów, skoro i tak nie mamy z Ciebie żadnej pociechy. Przecież za swą wielką forsę i tak kupujesz luksusowe towary zagraniczne i stwarzasz miejsca pracy tamże. U nas, dzięki podlizaniu się pięknej Zyty wielkiemu biznesowi i zniesieniu górnej stawki podatkowej, zapanował mechanizm odwrotny a Państwo straciło jakieś 8 miliardów. Pobożne zaklęcia PiS, że to napędziło rynek wewnętrzny, są po prostu tłumieniem wyrzutów sumienia tej patriotycznej przecież partii.
5. Skoro już jesteśmy przy pięknej Zycie (w której do dziś kocha się na zabój Jarkacz widząc ją na powrót u steru gospodarki i dlatego odrzuca zaloty Szczypińskiej) to mamy tu następną wysypaną górę pieniędzy, którą porwała burza piaskowa. Jesteśmy europejskim ewenementem, gdzie w pierwszej grupie pokrewieństwa nie ma żadnego podatku spadkowego oraz od darowizn b e z w z g l ę d u n a j e g o w a r t o ś ć. Dzięki temu w czasie rządów patriotycznej partii PiS gigantyczne fortuny czerwonej burżuazji zdobyte w sposób wiadomy, przepłynęły bezboleśnie do jej progenitury oraz inych krewnych w pierwszej grupie i ślad po tych fortunach zaginął na zawsze.
Podatek od spadków i darowizn powinien być darowany w pierwszej grupie tylko do pewnej wysokości – jak najbardziej sporej (np. 2-3 milionów), ale nie w nieskończoność!!
5. Skierowanie strumienia luki popytowej zamiast do banków – do ludności i przedsiębiorstw. Luka popytowa to różnica pomiędzy ilością towarów i usług a potencjałem ludności i firm. Jest ona bardzo duża, albowiem na niej pożywiają się hieny bankowe i inne pożyczkowe, drenujące nas na dziesiątki miliardów złotych rocznie lichwą i stwarzaniem sztucznego pieniądza (o tym nie teraz).
Wiktor Orban podniósł płacę minimalną o 100% i w ślad za tym podnieść się musiały i wyższe. Biedniejszi ludzie zaczęli kupować towary węgierskie i gospodarka ruszyła z miejsca rodząc także nowe zatrudnienie.
U nas panuje folozofia odwrotna – propaganda na usługach chciwej burżuazji głosi, że płace należy cały czas obniżać a w żadnym razie ich nie podnosić, bo wtedy zacznie rosnąć bezrobocie. Najlepiej byłoby nie płacić w ogóle a wtedy
Bezrobocie by znikło. Ludzie pracowali by z nudów albo za miskę ryżu.
Filozofia ekonomiczna węża, który zjada własny ogon.
Oczywiście ten zwiększony strumień pieniędzy nie likwiduje potrzeby zaciągnięcia kredytu na mieszkanie, samochód, rozwój firmy itp. W II RP kredytów takich udzielały Komunalne Kasy Oszczędności i ich odpowiedniki na wsi (które u nas już jakby są). Kasy te doskonale znały warunki ekonomiczne swego regionu, reputację starającego się o kredyt i jego uwarunkowania. Dlatego mogły udzielać tych kredytów mądrze. Zyski z procentów przeznaczane były na rozwój regionu, zaś płace kierownictwa banku były jak w każdym państwowym przedsiębiorstwie a nie niebotyczne jak teraz u nas. Płace zaś szeregowego personelu były zaś pozwalające na godne życie a nie głodowe jak teraz. Tak powinna wyglądać repolonizacja banków, jak powiada słusznie Prezes. Przez tydzień pobytu w Rzymie widziałem tylko jeden bank zagraniczny (francuski) za to często napis „banco regionale”. To samo na włoskiej prowincji. Połowa gospodarki niemieckiej finansowana jest w taki sposób. Teraz!!
Jak to przeprowadzić, wie jeden starszy facet. Nazywa się Stefan Bratkowski.
Proszę nie kręcić nochalem. Jasiński też był kiedyś w PZPR a potem ministrem skarbu w PiS. O ile wiem, zatrzymał łupieżczą prywatyzację.
6. Podatek Tobina od transakcji kapitałowych. Po wielu latach od pomysłu tego laureata Nobla wreszcie Europa przyciśnięta kryzysem bierze tę ideę na warsztat. 95% obrotu finansowego na świecie to właśnie ten obrót nie stwarzający żadnych dóbr. Nawet 1% od tego zapobiegłoby głodowi i brakowi wody na świecie. To jest taka skala! Tym bardziej podniósłby ten podatek nasz kraj z kolan finansowych.
7. Całkowita likwidacja raka zwanego dla żartu OFE. Od początku każdy, kto miał odrobinę oleju w głowie, wiedział, że to jest nonsens i grabież naszego Państwa. Dlatego sykofant burżuazji zagranicznej czyli smok Balceron tak zażarcie go broni. Na Węgrzech tego oszustwa już nie ma, tak samo jak w reszcie Europy, gdzie nigdy nie było z wyjątkiem Szwecji a i to tam tylko w drobnym zakresie.
Żeby uzmysłowić sobie idiotyzm tego sytemu, wyobraźmy sobie, że ludzie oszczędzają w OFE, które osiąga oszamiałające wyniki dzięki grze na giełdzie przy stałej hossie przez 30 lat oraz na funduszach inwestycyjnych bez kryzysu też przez 30 lat a także przy ograbianiu Polski z pieniędzy poprzez wykup obligacji, co robi cały czas na potęgę a także zmuszając ZUS do zaciągania kredytów komercyjnych jak jest teraz.
I ci ludzie dochodzą do wieku emerytalnego. Tymczasem w międzyczasie nie urodził się nikt i nie ma żadnych nowych pracowników. Cóż... ci dostatni emeryci mogą swoją forsę spalić w ognisku. Nic nie jest warta.
A teraz sytuacja mniej graniczna. Za plecami tych dostatnich emerytów mamy mimo 30 letnich rządów PO jednak jakieś 2 miliony pracowników.
Co się dzieje z forsą tych emerytów? Podlega ogromnej inflacji.
Jaka jest prawda ukryta za tymi przykładami. Otóż nigdy nie było inaczej i nigdy nie będzie, jak tak, że pracujący utrzymują niepracujących (starców i dzieci). Poprzez instytucje, bezpośrednio w swych domach lub poprzez jedno i drugie. Starcy mogą mieć emerytury a dzieci stypendia, ale w ostatecznym rachunku obie te grupy plus pracujący muszą się podzielić dobrami i usługami wytworzonymi przez siebie. Pieniądz jest tylko znakiem towaru lub usługi i niczym więcej. System repartycyjny czyli taki, gdzie pracujący utrzymują poprzez ZUS niepracujących a także płacą na dzieci poprzez sąd alimenty na przykład, jest systemem nie tylko jedynym logicznym ale także takim, który daje Państwu możliwość zastosowania sprawiedliwych regulacji. Jeżeli taki neoliberał jak Gwiazdowski z Instytutu Smitha w Gdańsku powiada, że na emeryturze mamy równe żołądki, to znaczy że nadszedł czas zerwania z oczu pajęczyny tej zabójczej ideologii. Na przykład należy natychmiast zatrzymać procentową waloryzację emerytur i rent a nawet przez jakiś czas prowadzić ją degresywnie, ponieważ procentowa niesamowicie rozwarstwiała stale naszych nestorów budząc skrajne poczucie niesprawiedliwości i zniechęcenie do pracy.
Stop. To nie jest tekst o sprawiedliwości, ale o górach forsy. A zatem OFE won do piekła. A Balcerona do pudła a potem wypuścić za kaucją 4 miliardów dolarów oraz 20 miliardów Euro. Reszta w innych walutach. Jego kumple bez trudu znajdą taki szmal.
8. Orban opodatkował zagraniczny wielki kapitał uchylający się sprytnie od podatków (w sumie wiadomo jak oni kombinują i można z tym zawalczyć), natomiast obniżył podatki przedsiębiorcom własnym i podniósł znacząco socjal, zwłaszcza prodemograficzny. W małym, zrujnowanym kraju poderwał ludzi z marszu nie bojąc się hien mięzynarododwej finasjery. Jak zrobi to duża Polska, pójdą tym tropem inne kraje Międzymorza tworząc razem synergię ekonomiczną dającą potężny bodziec wzmacniający wszystkich także finansowo.
9. System podatkowy. CIT metodą Lafarqua powolutku należy obniżać aż masa podatkowa przestanie się zwiększać, boć ona tylko winna być celem Państwa a nie stawki wydumane z głowy urzędnika.
Podatek VAT omówiliśmy. Podatek dochodowy od osób fizycznych winien mieć pierwszy próg obniżony do poziomu francuskiego, bo to te 18% stanowią hamulec rozwoju gospodarki a nie składki ZUS, ktore mogłyby spaść tylko wtedy, gdyby zastosowano racjonalny ich poziom względem przedsiębiorców, co zostało omówione wcześniej.
Podatki dochodowe od przedsiębiorców na tzw. działalności rejestrowanej w Urzędach a nie w sądach, tak samo jak podatki dochodowe osób w spółkach winny podlegać mechanizmowi opisanemu jako bicz podatkowy, oczywiście nie w takim drastycznym wymiarze. Niemniej nie powinny być liczone inaczej, niż podatki dochodowe pracowników najemnych czy pracujących na umowę o dzieło lub umowę zlecenie. Tylko nie liniowo, ale progresywnie. Być może aż tak jak we Francji, gdzie spora ilość biednych nie płaci podatku dochodowego w ogóle a następna stawka wynosi 5%. Odległości finansowe między stawkami powinny być duże, bo wtedy będzie się opłacać więcej pracować. Poziom procentowy bicza podatkowego winien być zwiększany wraz z poziomem dochodu, ponieważ bogatszy ma większą możliwość inwestowania po zaspokojeniu swych potrzeb osobistych.
Oczywiście należy dążyć do wymierzania podatków od dochodów osobistych nie od pojedynczych osób a od gospodarstw domowych, uwzględniając ich liczebność i strukturę, przy zachowywanie minimum socjalnego. Jeszcze raz – ludzie bez forsy dławią gospodarkę i masę podatkową. Jeśli ktoś tego nie rozumie jak nasz żont to znaczy, że ma skłonności sadystyczne przesłaniające mu zdolnośc liczenia.
10. Przesyłanie pieniędzy do rajów podatkowych winno być karane konfiskatą mienia oraz w razie dobrego stanu zdrowia delikwenta także ciupą, pierdlem czy jak to kto nazwie a po wyjściu obrączka na nóżkę z dżipiesem.
11. Zakaz sprzedawania spółek bez spłacenia przez dotychczasowego wlaściciela wszystkich swych zobowiązań wobec instytucji i pracowników oraz dostawców i innych kontrahentów. Upadłość jako jedyna forma likwidacji.W tej chwili zagrabiona forsa tych wierzycieli wpada w czarną dziurę.
12. Jeżeli obiekt handlowy lub przemysłowy ma jakiś czas zwolnienia podatkowego a potem przejmuje go ktoś inny, to ten ktoś nie ma już prawa do następnego zwolnienia. Tama dla walenia Polski przez markety.
13. Ostatnie media elektroniczne w polskich rękach rządowych giną z braku forsy czyli radio i TVP. Premier wzywa do niepłacenia abonamentu (nie było w historii świata premiera wzywającego do niepłacenia podatków). Ci, co chcą płacić wzywani rozpaczliwymi apelami na ekranach, nie wiedzą jak to zrobić. Dom wariatów. To już nie jest głupota. To świadoma dywersja.
Wystarczy dopisywać te opłaty do rachunków za prąd czy gaz i masa forsy wpłynie do tych mediów, które stanowią dobro narodowe. Będzie je stać na ograniczenie wściekłych reklam a przynajmniej na ich ściszenie, bo uszy od tego puchną, człek wpada w szał i rozbija się o ścianę.
Gospodarka traci wykwalifikoanego pracownika, bo niewykwalifikowany raczej telewizji nie ogląda.
14. Komornicy w jasnej roli jako pracownicy sądu z odpowiednim wykształceniem, pod kontrolą tegoż sądu. Marża taka, żeby dochód takiego gagatka wynosił nie więcej niż dwie średnie krajowe. Zakaz pobierania marży od pieniędzy państwowych zabranych np. szpitalowi.
15. Dekomercjalizacja usług publicznych.
Na początek służba zdrowia. Jak wprowadzano system kapitałowy eksperci obliczyli, że ma być na zdrowie 11%. Smok Balceron zmniejszył arbitralnie na 7%. Do dziś tych 11 nie ma. Ludzie płacą tylko niewielką cząstkę skladki, bo reszta odliczana jest od podatku dochodowego.
Należy zrobić referendum. Czy chcesz płacić dodatkowo 2% skladki na zdrowie, bez odliczania tego od podatku? W zamian dostaniesz taki a taki koszyk świadczeń bez żadnych limitów i w rozsądnym czasie. Wyposażenie medyczne na ogół jest, tylko szalony system biurokratyczny gwałci bodaj najważniejszy sektor życia publicznego. Trzeba go wyrzucić do kosza i stowrzyć o wiele prostszy, motywacyjny dla lekarzy a nie jak teraz, antymotywacyjny. Co to znaczy, że lekarz nie może przyjąć pacjenta, choć siedzi w pracy. Co to znaczy, że skierowanie na badania uszczupla dochody lekarza kierującego?
Można tak długo i robią to wszyscy ale tylko na dole.
Ratujmy się!
Maruszeczko



 W góry, w góry miły bracie!


Chodzi oczywiście o góry pieniędzy zasnute pelerynkami niewidkami, na które spozieramy brodząc i błądząc bagnami. Tak samo jak w poprzednim tekście na ten temat. A przecież chce sie na te góry wejść, aby kraj nie dyndał pustą kasą.
16. Przywileje emerytalne.
Żont i jego akolici bez przerwy trąbią, aby znieść „przywileje emerytalne”. Jednym tchem wymienia się różne zawody. Najbardziej wkurzające jest stawianie obok siebie górników i policjantów. Mordercza praca górnika nagradzana jest emeryturą po 25 latach. Natomiast policjant i wojskowy dostaje ją po 15 latach. Czy ich praca jest ciężka? Na pewno lżejsza, niż wielu zawodów, jakie wchodziły w skład grupy pozbawionej emerytur wcześniejszych, w momencie sławetnej akcji przemianowywania ich na pomostowe (o wiele niższe), którą to „reformą” chwali się żont bez przerwy.
Praca policjanta lub wojskowego jest niebezpieczną, ale nie ciężką. (skądinąd różne prace „cywilne są i ciężkie i niebezpieczne). Ale są oni funkcjonariuszami Państwa i z tego tytułu w razie śmierci lub inwalidztwa poniesionego na służbie winni oni (lub ich rodziny dostawać bardzo wysokie odszkodowania). Obecnie podniesiono im wiek emerytalny do 25 lat, ale w stosunku tylko do tych, którzy wkraczają do zawodu od teraz. Żadna inna grupa zawodowa nie ma takich super warunków po reformie wieku emerytalnego.
Ta łaskawość bierze się z okresu komunizmu, który opierał swą rację stanu na przemocy. Obecnie jest jawną niesprawiedliwością wobec innych. Funkcjonariusze (nie tylko policjanci i wojskowi, ale także np. celnicy) winni podlegać pod powszechnie obowiązujący system. To jest kilkaset tysięcy osób. Pieniądze zaoszczędzone w ten sposób winny pójść na powiększenie stanu osobowego służb i ich lepsze wyposażenie oraz na podwyżki płac.
17. Co jakiś czas obiegają kraj denerwujące prognozy o wprowadzeniu podatku katastralnego. W polskich warunkach społecznych rozwiązanie takie sprowadziłoby mnóstwo ludzkich dramatów. Natomiast ogromne, potencjalne źródło dochodów dla Państwa w postaci podatku od nieruchomości. Jest on lat bardzo niski. Jego wysokość w moim, zamożnym mieście, wynosi dla jednorodzinnego domu z działką prawie 700 m/2 i dwiema działalnościami gospodarczymi (co wpływa bardzo wzrostowo na wymiar tego podatku) około 50 zł miesięcznie. Oczywiście remonty obciążają właściciela, ale i tak wymiar tego podatku jest śmieszny. To samo dotyczy dzierżawy wieczystej. Od 16 lat podatek od dzierżawy wieczystej jaki opłacamy z sąsiadem od drogi dojazdowej do garaży wynosi stale 86 zł rocznie łącznie. Do tego w przypadku działek budowlanych bez domów istnieje taki bałagan prawny, że jedne gminy pobierają taki podatek i to dość spory a inne wcale nie.
Piszę zatem o różnych rezerwach podatkowych. Jesteśmy tak napompowani ideologią neoliberalną opartą na pojmowaniu świata wedle Hobbsa, że podatki traktujemy jako zło immanentne i oceniamy rządy pod katem czy je podnoszą czy obniżają uznając te drugie za lepsze. Tymczasem zawsze trzeba się pytać, komu się podnosi lub obniża podatki, jak się to ma do stratyfikacji dochodowej i motywacji do pracy a przede wszystkim, czy podatki wracają w widoczny sposób do społeczeństwa i dokąd kierują się ich powracające strumienie.
Czy istnieje równowaga pomiędzy motywacją dla aktywności gospodarczej ludzi a redystrybucją na rzecz osób nie dających sobie rady w życiu nie ze swej winy.
Jakoś Skandynawia ma bardzo wysokie podatki i nikt tam nie na to nie narzeka. Rozmawiałem kiedyś z konserwatystą norweskim, który zastrzegał się, że choć jest „niebieski” a nie „czerwony” to nie da nic złego powiedzieć na swój socjalizm.
18. Bezrobocie - kwadratura koła.
Dlaczego przedłuża się wiek emerytalny a nie oddaje się miejsc pracy osób starszych ludziom młodym? Proste. Emerytom trzeba płacić świadczenie a ludziom młodym bezrobotnym właściwie nie. Trzeba 2 lata przepracować na etacie, żeby dostać kuroniówkę. A i tak jest ona tylko przez kilka miesięcy i to w głodowym wymiarze. Ponadto ludzie młodzi jak dostaną pracę, zaraz będą chcieli rodzić może dziecko jakie i znowu trzeba coś na to płacić. Nie, stanowczo lepiej trzymać starych w robocie do grobowej deski.
Znowu wąż zjada własny ogon, bo zamiast podatków od rozwoju gospodarki ma autarkię z armią zniechęconych młodych.
Ludzie, którym przysługiwały emerytury wcześniejsze od 60 lat dla mężczyzn dostaną je teraz trochę lub trochę bardzo po 65 roku życia. A przecież młodzi są predestynowani do prac cięższych właśnie.
Obliczyli ekonomiści, że wzrost PKB 4% to granica, powyżej której bezrobocie spada a poniżej rośnie. Tymczasem, jak powiedział ktoś przenikliwy, przekonanie, że PKB może rosnąć bez końca, mogą żywić tylko idioci albo ekonomiści. Przecież to jest procent składany! Ziemia tego nie wytrzyma, a do najbliższej planety o możliwie podobnych warunkach mamy jakieś 20 lat świetlnych. Podobno od czasu doświadczenia z neutrino Amerykanie pracują nad szybkościami ponad świetlnymi (Musi być tam jakiś Zweisztein albo nawet Dreisztein) ale chwilunia – to trochu potrwa.
Skąd bierze się to magiczne 4%? Ano z rozwoju technologicznego oraz wyciskania większego i dłuższego wysiłku mózgów i rąk pracowników.
Skoro zatem nie możemy pędzić z tym wzrostem, to jak znieść bezrobocie. Otóż materię mamy skończoną i dlatego mówimy o granicach wytrzymałości Ziemi. Natomiast energia od czasu odkrycia znaczenia OZE jest nieskończona. Nieograniczone konto u Pana Boga.! Wszechstronne i na masową choć rozproszoną skalę pozyskiwanie tej energii da całą masę miejsc pracy. Gdy Tusk i Lech Kaczyński w 2008 roku godzili się na pakiet klimatyczny, Tusk powiedział, że to jest wielka szansa rozwojowa dla Polski. Jakoś potem o tym zapomniał i teraz forsuje nowe kopalnie węgla brunatnego polując zwłaszcza na Gopło, którą to kolebkę Państwa może szlag trafić przez kopalnie, tak jak szlag trafił kolebkę Solidarności. Obecnie luminarze kłócą się o to, kto przed kilku laty poddał nasz węgiel, zamiast myśleć jak ten węgiel zgazyfikować pod ziemią. (Wszak już Buzek dawno temu pracował nad tym). Tymczasem ludność prywatna nie pytając żadnych władz hurmem przechodzi na energię odnawialną właśnie.
Aby pobierać jak najmniej materii trzeba popierać tworzenie miejsc pracy, gdzie właśnie taki mały pobór jest stosowany. Masażysta potrzebuje tylko trochę olejków, bajkopisarz komputera i własnych myśli (a komputer i tak ma do innych celów), jasnowidz nie potrzebuje niczego. W tę niematerialną stronę zresztą usługi, jako najważniejszy już sektor gospodarki, pomału zdążają także poprzez oszczędne wzornictwo.
Mentalność klasy rządzącej pozostaje jednak wciąż w etosie komunistyczno-kapitalistycznego materializmu i na pobudzanie pracy ludzkiej w tym kierunku nie ma ochoty. A tam, gdzie poziom życia jest dość wysoki, ten nurt mógłby takie nowe miejsca pracy stwarzać.
Najważniejsze jest jednak coś innego. Otóż jeśli nie ma pracy dla wszystkich, trzeba się ją podzielić. Czyli skracać czas pracy – w tym kierunku podąża Francja. W okresie zbieracko-łowieckim ludzie pracowali po 5 godzin dziennie i bezrobocia nie było. Gdyby zlikwidować lukę popytową (o czym było wcześniej) zmniejszenie czasu pracy nie spowodowałoby obniżenia płac. Dla pracodawców też by to przyniosło korzyści. Zamiast 8 godzin pracy jednej osoby pracowałyby np. dwie – jedna po drugiej – po godzin 6. Mniej zmęczone, dłużej w sumie wykorzystujące potencjał przedsiębiorstwa.
Od lat 30-tych do 50-tych w USA było przedsiębiorstwo (duże), które za zgodą pracowników obniżyło czas pracy do godzin 6. Płaca została odpowiednio zmniejszona a mimo to ludzie byli bardzo zadowoleni mając więcej czasu na życie rodzinne i osobiste. Dzisiaj, przy takim tempie wzrostu wydajności, obniżać płacy nie trzebaby zwłaszcza gdy rezerwę mamy we wnętrznościach raka bankowego. Mało tego, mamy zrodzoną w Belgii teorię minimalnego dochodu gwarantowanego, który przysługiwałby każdemu tylko za to, że żyje. Jeśli chce mieć więcej to niech pracuje a jak nie, to nie musi - i tak jakoś na minimum socjalne starczy. Propagatorzy tej teorii udowadniają, że takie rozdawnictwo jest nim tylko pozornie i naprawdę przynosi gospodarce korzyść.
No tak – ale u nas zwłaszcza wobec młodych – pracodawcy wolą stosować metodę ciut inną – niech taki szczeniak pracuje po 12 godzin dziennie. Jasne- w ten miech dmie też projekt elastycznego czasu pracy. Wycisnąć jak cytrynę, ganiać do roboty jak psa na każde życzenie, ale nie dać podzielić się pracą z innymi, którzy stoją przed bramą, choć dziś ich nie widzimy, bo siedzą przed komputerami i wysyłają CV. Cofamy się przed rok 1918, kiedy to rząd Moraczewskiego ogłosił 8 godzinny czas pracy. W naszej Konstytucji jest coś takiego podobnego do minimalnego dochodu gwarantowanego. Chodzi o opiekę zdrowotną, która przysługuje każdemu w równym stopniu. Każdemu – a więc niezależnie czy jest ubezpieczony czy nie. Zauważył to Adam Sandauer.
19. Przetargi, konkursy ofert, korupcja.
Renta korupcyjna to zjawisko przede wszystkim wokół dużych przetargów publicznych. Aby je ukrócić postanowiono, iż wygrywa najniższa cena i koniec.
Straty wynikające ze złego lub przerwanego wykonywania robót przez firmy dumpingowe poszły i idą w miliardy a także poszły nieraz w niebyt lub w co najmniej w niezłe tarapaty firmy podwykonawcze. Wykonawca oferujący najniższe ceny rekompensował sobie interes poprzez... niepłacenie podwykonawcom.
Wcześniej był system punktowy, gdzie przyznawano punkty za różne ważne cechy oferty i oferenta. Wydaje się, że to było bardziej racjonalne pod warunkiem, że punktować będzie nie jedna osoba, ale kilka wedle krzyżujących się dziedzin technicznych i ekonomicznych w danym przedsięwzięciu. Finowie dodają do tego zasadę, że przed przystąpieniem do ocen wyklucza się ofertę najniższą i najwyższą. Eliminuje się wtedy dumping i skraca ewentualną wysokość korupcji. Bardzo sprytnie.
Wszystko można zamienić w fikcję, ale zapis, że decyduje najniższa cena i nic ponadto, jest zapisem szalonym i coraz to widać, jakie przynosi ogromne problemy i straty.
Niekiedy stosuje się zamiast przetargów konkursy ofert. Nie są ogłaszane publicznie, tylko Zleceniodawca zwraca się do kogo chce o podanie ceny.
Chodzi o to, żeby przy mniejszych zamówieniach skrócić czas załatwiania takich umów. W tym przypadku nie ma problemu, aby Zleceniodawca i „związany” z nim oferent ustalili kilku innych „zaprzyjaźnionych” oferentów i sprawa załatwiona. Tak rodzi się zjawisko kartelizacji rynku.
O wiele prościej i lepiej byłoby po prostu zezwolić Zleceniodawcy wybrać sobie kogo chce i tyle. Rentę korupcyjną można wtedy regulować ekonomicznie czyli wielkością przeznaczanych Zleceniodawcy środków na różne cele.
20. Deregulacja.
Pojęcie to wprowadzone zostało jako jedno z naczelnych w doktrynie neoliberalizmu. Miało stać się odtrutką na przebiurokratyzowanie przepisami gospodarki, podcinające jej skrzydła. Pojęcie to stało się nośne, atrakcyjne i budzące nadzieję.
Zapomniano jednak zapytać, czego ta deregulacja ma dotyczyć - jakich płaszczyzn, sfer, jakich grup pracowniczych i w ogóle społecznych i jakich dziedzin prawa.
Diabeł siedzi w szczegółach i to mocno.
Nie wchodząc w te skomplikowane, diabelskie szczegóły i sztuczki, mamy tu dwa ważne i całkowicie rozbieżne byty deregulacji.
Jeden (pozytywny) to taki, gdzie dostosowuje się przepisy, aby uczynić ludziom pracę i życie bardziej sprawnym prakseologicznie i wyeliminować jawne nonsensy. Np. wreszcie przedsiębiorcy nie muszą płacić VAT-u za faktury niezapłacone (chwała tym razem żontowi) Ponadto można stosować dla danego celu regulację skuteczną i mniej obciążającą z kolei urzędnika a zarazem obywatela. Tak jest w mym mieście z opłatą za śmieci. W 2600 mieszkaniach (miasto ma 40 tysięcy ludzi) nie zameldowany jest nikt i śmieci wyrzucano z nich do wspólnych kubłów za darmo. Teraz opłata za śmieci jest zależna od ilości zużytej wody i miasto bez trudu wie, ile właściciel lokalu ma zapłacić a ten nie musi kombinować z meldunkiem, bo i tak spod bata nie ujdzie.
Z kolei przypadek idiotyzmu nie rozwiązanego. Rencista prowadzący działalność gospodarczą płaci ZUS (dawniej nie płacił) prócz od renty także od działalności. Państwo mu ten ZUS zwraca poprzez Fundusz rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Kompletna paranoja.
Zupełnie inny przypadek to deregulacja dotycząca ograniczeń praw pracownika, praw człowieka, obywatela, mieszkańca, niepełnosprawnego, członka mniejszości itd.
Ta deregulacja to właśnie jądro deregulacji neoliberalnej. W wielu aspektach degraduje ono rozmaite prawa w/wspomnianych ludzkich kategorii i grup.
Z reguły dzieje się pod szantażem ekonomicznym. Przykładem najświeższym jest próba wprowadzenia tzw. elastycznego czasu pracy w wymiarze rocznym czyli pracodawca mógłby samodzielnie określać w danym tygodniu czy dniu dowolną ilość godzin pracy pracownika oraz porę i koniec czy początek tego czasu. Bo jak nie to wzrośnie bezrobocie – ryczy propaganda ze wszystkich tub. Tymczasem na kontach przedsiębiorców leży sobie spokojnie 190 miliardów i bynajmniej nikt z nich nie kwapi się do inwestowania. To co? Nie wytrzymają ludzkich warunków pracy czy ludzkiego wymiaru płac?
Dzięki temu szantażowi wypychają tysiące młodych za granicę, bo kto będzie chciał pracować za 1200 zł na rękę, podczas gdy w Anglii dostanie od razu 8 jako zwykły robotnik?
A potem Rzeczpospolita nie ma podatków i odpowiedniego potencjału gospodarczego.
21. Fiskus niszczy przedsiębiorstwa.
Istotnie. Jest wiele takich przypadków. Ogromne są z tego straty.
Przyczyny? Myślę, że głównie mętne, niejednoznaczne przepisy, pełne luk a nawet sprzeczności. Nadto ogromne! Co więcej, fiskus w jednym mieście wojewódzkim a nawet powiatowym interpretuje jakiś przepis tak a w innym inaczej. Na szczęście jest teraz „główny” NSA (przedtem była w tym zakresie anarchia).
Wydaje się, że całe prawo finansowe trzebaby napisać od nowa. Tego nie da się już ani uprościć ani ulepszyć ani ujednoznacznić ani ani cokolwiek.
Po drugie nie może być tak, że Państwo patrzy spokojnie jak umiera jakaś firma dająca miejsca pracy społecznie istotne w danej okolicy w sensie ilości czy jakości. Jeśli nawet właściciel zalega z daninami, to warto dać mu ponadnormatywny czas przy jednoczesnej bliższej obserwacji, co się tam dzieje u niego. Przecież daje się ulgi podatkowe zagranicznym podmiotom w na pewien okres.
Znam bardzo biedną gminę, gdzie powstał bardzo duży zakład – przechowalnia warzyw. Przy pomocy UE. Pracuje tam sporo ludzi, którzy wreszcie nie muszą dojeżdżać do pracy kilkadziesiąt km (gmina popegeerowska, mało rolników). Na terenie przechowalni – tzn. w obrębie terenu do niej przynależnego stosi piękny pojunkierski pałacyk, jakich wiele w tej okolicy – ten jest zrujnowany, więc właściciele przechowalni zaczęli go remontować. Zamiast dostać medal od konserwatora zabytków, fiskus doczepił się, że pieniądze idą na pałacyk a nie na przechowalnię. Tymczasem raz za razem powstaje nowoczesna następna hala i firma rozwija się. Szlus – szlaban, dochodzenie itp. Zrozpaczeni pracownicy przywożą ciężarówkę marchwi pod Urząd i wysypują. Nic to.
I jeszcze jedno. Premię, za odzyskane podatki od nieuczciwego podatnika pracownik fiskusa winien otrzymać dopiero po całkowitym uprawomocnieniu się nakazu. Jeśli zaś wymierzył podatek niesłusznie, to po całkowitym uprawomocnieniu się orzeczenia korzystnego dla podatnika, winien być ukarany finansowo.
No i najważniejsze. Nie może być tak, że nakaz podatkowy trzeba uregulować od razu a nie dopiero po uprawomocnieniu się trybu odwoławczego.
To właśnie najbardziej niszczy uczciwy biznes.
22. Polskie jest lepsze.
Przed wojną na kopertach listowych przybijano pieczątki „Kupuj polskie towary”. Zatem była świadomość, że nie jesteśmy tylko konsumentami ale także wytwórcami i jak przestaniemy sprzedawać nasze wytwory, to na konsumpcję nie będzie nas stać.
A jak jest dzisiaj. Od czasu do czasu można spotkać przejaw takiej świadomości, także w reklamach, kiedy np. SKOK reklamuje się jako czysto polski kapitał czy też personel w marketach zachęca do kupienia polskich artykułów technicznych bo są lepszej jakości niż chińskie (innych w zasadzie nie ma). Kiedy za komuny oglądałem na Targach Poznańskich polskie towary eksportowe to oczy wychodziły mi na wierzch ze zdumienia, jakie to jest super.
Wtedy a także przed wojną zdarzało się, że na polskie produkty przybijano za granicą obce pieczątki i szło to dalej lub...wracało z powrotem do nas, oczywiście po dużo większej cenie.
Promocja polskich towarów - intensywna i z sukcesem – zachodzi obecnie na Zachodzie w obszarze żywności. Historia nasza jednak poucza, że za długo nie można być tylko spichlerzem dla innych, trzeba nadążać technologicznie.
Nie jest to możliwe, jeśli się przeznacza 0,65% na naukę. Państwo winno wspierać finansowo prototypy powstające na uczelniach i w ośrodkach badawczych, zanim dojrzeją na tyle, aby wsparł je biznes. Co chwilę słyszymy o niesamowitych osiągnięciach polskiej mlodzieży na światowych konkursach technicznych, matematycznych, informatycznych. Wspieranie prototypów to droga do polskiej marki, której nie mamy. A to właśnie narodowa marka daje znaczny przypływ dochodu dla kraju a każde dziecko wie, że poziom zysku jest zawsze wyższy na towarze przetworzonym niż na surowcu.
23. Won ze słupami.
Co prawda Szymon Słupnik szczerze siedział na palu, ale w naszej gospodarce stanowczo za dużo jest „słupów”. Są to osoby, które prócz dowodu osobistego właściwie nie mają nic.
Wynajmują je typy spod ciemnej gwiazdy (także obcokrajowcy ze wschodu,, dalekiego wschodu, bliskiego wschodu i południowego wschodu). Taki słup rejestruje firmę, podpisuje pełnomocnictwo swemu „patronowi”, który go wymyślił i dostaje jakąś tam pensję nie musząc interesować się niczym.
Jak ma szczęście to przez jakiś czas będzie brał kasę a potem jego opiekun zniknie i firmę można będzie zamknąć. Gorzej jeśli opiekun zniknie i okaże się, że firma słupa ma zaległości w podatkach, jest dłużnikiem ściganym przez KRD, zajmowała się na boku handlem marychą a opiekuna poszukuje Interpol. Wtedy słup ma przechlapane. Najgorzej, jeśli opiekun zniknie a słupa znajdzie się w basenie portowym bez głowy (to taki regionalny obyczaj Rosjan podczas "wycieczek” zagranicznych biznesowych.
Myślę, że jak ktoś zakłada działalność to jednak trza na niego spojrzeć trochę czułym okiem . Wspomniana Komunalna Kasa Oszczędności przy udzieleniu kredytu na pewno by wiedziała, że on jest golec a nie biznesman.
Resztę winny załatwiać tajne służby ochrony Państwa, których jest multum, ale jakoś nie słychać, prócz jednostkowych, sporych sukcesów, aby eliminowano krok za krokiem zjawiska niezbyt efektowne jednostkowo, ale rozproszone i istniejące w sposób ciągły. Informowanie o takich sukcesach miałoby na pewno efekt odstraszający. Jak wiadomo, nie wysokość kary odstrasza, ale wysokie prawdopodobieństwo, że się ją otrzyma.


Maruszeczko