czwartek, 20 grudnia 2012

NARÓD I LUD

W teatrzyku „Zielona Gęś” Gałczyńskiego jest taka scena, kiedy to Naród woła kilka razy „Ustroju!” a Ustrój nie odpowiada. Autor omija komunistyczną cenzurę wykorzystując dwuznaczność zdania: „Ustrój Narodowi nie odpowiada”. Przez chwilę wydaje się to zabawne, ale uśmiech zamiera nam na ustach, kiedy uświadomimy sobie, co dla nas oznaczały przez prawie pół wieku po wojnie te słowa.

Ja chcę napisać tutaj o relacji Narodu z Ludem. Zawierała ona w naszej historii od 250 lat zbyt często potężną dawkę napięcia. Gdy napięcie to było lekceważone, albo nie wyciągano z niego racjonalnych wniosków, skutki bywały z reguły tragiczne i trwające bardzo długo.

A zatem Naród i Lud. Jest połowa XVIII wieku. Zwycięża rewolucja amerykańska a pierwsze dwa słowa jej republikańskiej Konstytucji brzmią „We, the people”. Tłumaczymy je jako „My, Naród”. Lecz czy ci koloniści byli Narodem? Oczywiście, że nie. Byli ludem wyzyskiwanym przez angielską Koronę. I ten wyzysk uświadomił im wspólnotę interesów. Stali się armią wolnych i równych wojowników. Minie dokładnie 200 lat od wyboru ich pierwszego Prezydenta, gdy USA jako najpotężniejsze państwo świata pokona Imperium Zła a jeszcze Amerykanie nie staną się w pełni Narodem, bo napływ rozmaitych imigrantów, w tym przymusowych sprawi, że będą konstelacją różnych nacji spojonych raczej świadomą więzią państwową, niż wątkiem narodowym. Siła i energia tego społeczeństwa bierze się z mixu tej konstelacji oraz z ludowych źródeł osiemnastowiecznej, walecznej rewolucji.

Nauka szkolna przekazuje nam podobny wysiłek republikański we Francji i w Polsce. We Francji, choć płynie przy tym morze krwi wojny domowej i europejskiej a potem zachodzą rozmaite wstrząsy ustrojowe, to jednak mimo klęski Republiki spowodowanej po części przez nią samą – pojawiają się nowe słowa: „OBYWATEL” i „Konstytucja” a pewne tego echa przedostają się do Kodeksu Napoleona. Gdyby Francuzi nie doceniali tego faktu, nie czciliby dnia zburzenia Bastylii, jako swego najważniejszego święta. Gdyby nie odczuwali na tym tle swej dumy, całe to zdarzenie z Bastylią, gdzie chyba najgroźniejszym przestępcą był syn zamożnego mieszczanina, którego ojciec wsadził tam za hulaszczy tryb życia, stałoby się zaledwie pożywką dla kabaretów.

Republika francuska przegrywa w sporym stopniu także dlatego, że podzielony jest LUD. Lud miasta jest za nią, LUD wsi przeciw. We Francji poczucie narodowe już jest ukształtowane. Gdy sfery wyższe też się podzieliły na kręgi monarchistycznej arystokracji oraz rewolucyjne kręgi intelektualne, można było powiedzieć, że cały Naród pękł na pół wzdłuż pionowej osi stratyfikacji. Nie mogło to się dobrze skończyć.

A teraz nasz kraj. Sytuacja najcięższa. Druga połowa XVIII wieku. Rosyjskie wojska panoszą się po Polsce. Król Leszczyński po raz drugi wygnany mimo walecznej obrony Ludu Gdańska. Zagrożona już nie tylko Niepodległość, ale także państwowość. Skoro tak, to budzi się NARÓD. Słudzy Maryi – Konfederacja Barska. Szlachta i magnacka milicja. Struktura społeczna kraju nieco inaczej ukształtowana niż we Francji, nie mówiąc już o USA. Chłopi zapomnieli już dawno, że byli kiedyś, przed wiekami, wolnymi kmieciami. Mieszczan mniej, niż we Francji i do tego sporo tu cudzoziemców. Szlachty 16% społeczeństwa (najwięcej w Europie), ale czy to może wystarczyć przeciw potędze Rosji? Nawet, jeśli płynie broń z Francji i Turcji? Jest zaledwie 4 lata przed pierwszym rozbiorem i 23 lata przed Konstytucją 3 Maja. Jakie cele formułuje BAR? Zachowanie religijnej supremacji dla katolicyzmu oraz supremacji społecznej katolickiej szlachty. Mijają dwa wieki, kiedy to w dobie największej potęgi Polski Zygmunt August wypowiedział pamiętne słowa do protestantów: „Nie jestem panem waszych sumień”.

Co by się stało, kiedy pierwszą myślą Baru byłoby zdobycie znacznych sum pieniędzy? W tym czasie w Polsce mieszka połowa Żydów całego świata, w całkowitej izolacji, podatki też zbierają tylko dla siebie mimo nakazu Sejmu Konwokacyjnego. Aż prosi się o negocjacje z nimi – w zamian za pieniądze częściowe prawa obywatelskie (pełnych Żydzi nie chcą, bo pragną pewnej odrębności). 20 lat potem takie negocjacje podejmie z nimi Lelewel, ale będzie już za późno i II rozbiór przerwie te rozmowy. 20 lat przedtem mogły się udać i wtedy Berek Joselewicz zjawiłby się może wcześniej w walce z Rosją - nie tylko sam ale i z innymi żydowskimi dowódcami. Przecież Żydzi wiedzą, że Rosja moskiewska nienawidzi ich od samego początku swego istnienia. Pomysł z uczynieniem Żydów normalnymi obywatelami udał się potem Napoleonowi i byli oni dlań wsparciem.

A co z mieszczanami? Niewielu ich, ale przykład 3 tygodniowej obrony Berdyczowa mimo rosyjskiej nawały (700 konfederatów i 800 mieszczan) pokazuje jak potrafią walczyć.

No a chłopi, niby uśpieni wiekami poddaństwa i pańszczyzny zaledwie ćwierć wieku potem staną pod wodzą Kościuszki. Może gdyby ich pociągnięto podczas powołania Baru, dałoby to wzmocnienie powstania. No ale takie rzeczy nie mogą dziać się za darmo. Trzeba dać mieszczanom i chłopom odpowiednie prawa czyli wziąć się za Konstytucję już wtedy. Zaledwie 22 lata temu chłopi doświadczyli przecież jak poszczuci na szlachtę przez Austrię niczego od Cesarza nie uzyskali. Nie można było?

Tak to Naród ostał się bez Ludu a jeżeli mimo to przez 4 lata walczył, to przecież wraz z Ludem mógłby zwyciężyć. A tak Słudzy Maryi ulegają Partii Białej Flagi - bo przecież część polskiego wojska walczy po stronie Rosji – oraz tej ostatniej. Na domiar złego powstanie staje się pretekstem dla Austrii do czynnego wdrożenia kroków rozbiorowych (rok 1772).

Sławna w świecie Konstytucja III Maja otwierająca bramy Narodu w kierunku Ludu stanie się dumnym oparciem prawodawstwa II RP, ale wcześniej jest morze cierpień ponad wiek. Brzmią w uszach słowa Norwida o czynie, co przychodzi za wcześnie a myśl za późno. Podczas brnięcia przez to morze udręki i hańby jeden moment jest szczególnie obciążony paradoksem nonsensu i nieszczęścia. Chodzi o wyjęcie przez cara zza pleców Powstania Styczniowego chłopstwa - za pomocą uwłaszczenia. Pobrzmiewają echa ograniczeń Baru.

I wreszcie nie ma już mowy o zatrzaśnięciu Ludowi drzwi przed Narodem. Druga połowa XIX wieku przynosi zespolenie narodowe całego społeczeństwa. Każda jego część formuje swoje przedstawicielstwo polityczne i razem wszyscy odbijają swe Niepodległe Państwo. Mówi się o wyjątkowo sprzyjającym wyniku I wojny, ale drugim, niemniej ważnym elementem była waleczna energia wojskowa i energia pracy Narodu, który wobec okupantów był jednocześnie wyzwalającym się Ludem, tak jak kiedy koloniści amerykańscy wyzwalali się od brytyjskiej Korony (struktura społeczna była w Polsce bardziej skomplikowana, ale to nie ma tutaj nic do rzeczy).

W kluczowym momencie dla przetrwania Państwa (sierpień 1920) premierem był Witos. To nie pomogło jednak chłopstwu w II RP. Mimo znakomitych wysiłków na rzecz budowy przemysłu, Polska była krajem zdecydowanie rolniczym i ogromna większość ludności mieszkała na wsi. Jakiż był przemysł na wielkich wschodnich połaciach kraju poza Borysławiem? Zasobność ekonomiczną trzeba więc było brać w większości z rolnictwa. No ale reforma rolna ledwo musnęła strukturę wsi i bardzo wielu rolników z małymi gospodarstwami (nie mówiąc już o bezrolnych) naprawdę cienko przędło. Do tego sporo majątków ziemian zarządzanych było kiepsko, przez nieudolnych właścicieli lub nieuczciwych rządców. LUD wiejski został odepchnięty od bram Narodu. Musiało to bardzo zaciążyć na sile ekonomicznej Państwa.

Leszek Moczulski w swej świetnej książce „Wojna Polska” analizuje Wrzesień 39 dzień po dniu. Udowadnia, że nie jest prawdą, iż zachodni alianci z góry porzucili myśl o pomocy dla nas. Pod potężnym naciskiem opinii publicznej i parlamentu Anglii Francja (mimo degrengolady sfer rządowych i sabotażu komunistów) rozpoczęła planową akcję wojenną. Jednakowoż jej schemat wzięty z I wojny, przewidywał bardzo wolną szybkość tej przygotowawczej operacji. Uderzenie bezpośrednie miało nastąpić ok. 15 września. Tymczasem już po 8 - 9 dniach wojny Niemcy ogłosili fałszywą wiadomość o zdobyciu Warszawy, gdy połowa polskiej armii jeszcze nie weszła do walki. Paryż dowiaduje się o tym ok. 11 września. Wtedy operacja francuska została wstrzymana.

A teraz załóżmy, że po I wojnie reforma rolna przeprowadzona jest śmiało. Energia chłopska bardzo wzrasta a tym samym zasobność Państwa (w II RP nie oszukiwano na podatkach tak jak dziś). Mamy pieniądze na czołgi i samoloty. Opóźniamy znacznie udatniej natarcie niemieckie, gdzieniegdzie przechodząc do przeciwnatarcia, bo walki na bagnety Niemcy w ogóle nie podejmują, tak są słabi w tej opcji (takie przeciwnatarcie na odcinku łódzkim miało miejsce mimo braku czołgów i samolotów). Kończymy mobilizację. Nie ma mowy o komunikacie o zdobyciu Warszawy i walec francuski się toczy. 15 uderza w Niemcy i wtedy muszą oni walczyć na dwa fronty. Rosjanie zastanowiliby się 3 razy, czy wykonywać pakt z Ribbentropem a nawet jeśliby na to poszli, to ich dziadowską armię Polacy odciążeni od sporej części armii niemieckiej, łatwo by odrzucili.

Ale zamiast czołgów mieliśmy tankietki a Łosiów jak na lekarstwo. Kiedy do Paryża dobiega wieść, że Warszawa broni się a połowa wojska naszego jest jeszcze przed frontem, mamy 15-16 września. Zanim ociężała machina francuska zdąży się zastanowić, uderzają sowieci.

A potem jest 6 lat nieopisanej gehenny, likwidacja lub usunięcie z kraju elity Narodu – każdej – i tej walczącej i tej intelektualnej i tej politycznej a potem 45 lat wasalstwa. Powtarza się ten nieszczęsny paradoks z czasów Powstania Styczniowego – car wyjmuje zza pleców Narodowi pokaźną część Ludu – w krótkim czasie po wojnie do PPR wstępują 2 miliony ludzi (nie tylko z oportunizmu czy żądzy kariery). W czasie wojny elity polityczne i intelektualne były przekonane o konieczności reform społecznych na rzecz Ludu po wojnie, ale żaden konkretny i nośny program sformułowany nie został. Car miał wolną rękę i zrobił to po swojemu – totalitarnie, ale w przełomowym okresie skutecznie.

Walka z przepotężnym carem przed którym nie można uciec tak, jak pod zaborami i który dysponuje ogromną siecią agentów i podsłuchów, jest bardzo trudna. Tylko spontaniczne wystąpienia Ludu dają jakąś szansę. W 56 roku resztki patriotycznej inteligencji jednają się z Ludem i jakiś dobry skutek z tego jest. Przez mgnienie oka pojawia się Naród. Car nieco się cofa. W drugiej połowie lat 70-tych pozbierana z nicości nowa patriotyczna inteligencja łączy się z Ludem. Tym razem LUD będący całym NARODEM z ogromną energią odrzuca cara na odległość dającą szansę ku gospodarce Jugosławii i statusowi politycznemu Finlandii.

Maleńka, ale wpływowa Partia Białej Flagi ukręca temu łeb. Tak czuły na wewnętrzną demokrację zorganizowany Naród zostaje przechytrzony. Widać tej demokracji było jednak za mało. To, że można walczyć przy pełnej demokracji pokazuje początek 1919 roku, kiedy to wybory parlamentu odbyły się podczas Powstania Wielkopolskiego a posłowie tej ziemi dołączyli do władzy ustawodawczej potem. LUD został wyłączony z gry. Na chwilę, ale tę decydującą (marzec 81). Wtedy car obezwładnia cały Naród.

Mija kilka lat i pojawia bezmyślna fascynacja ekonomią neoliberalną, na gruncie której spotyka się niekompetentna społeczno-ekonomicznie elita aspirantów do władzy z czeredą namiestników cara, którzy pragną eleganckiej konsumpcji dostępnej w neoliberalnym ustroju. Wycieńczony w sporym stopniu LUD zostaje odesłany do rogu a ta część dawnego jego powstańczego przywództwa, która się na to odesłanie nie godzi, zostaje odsunięta w niebyt jakby działał tutaj „grób pamięci” Orwella. Czy nie czujecie tutaj podziału na „białych i czerwonych” w Powstaniu Styczniowym? LUD zarówno miejski jak i wiejski ponosi ogromne ciężary ekonomiczne, traci też podmiotowość nawet bardziej, niż w stanie wojennym.

Lata 2000-ne przynoszą daleko idące zmiany społeczno-ekonomiczne, dochodzi do wielkiego rozczłonkowania interesów, rzeczywistość ekonomiczna staje się wielce zaszyfrowana, niby znika jeden pracodawca jakim było państwo-partia za komuny, ale jedno staje się bardzo widoczne – ogromna (największa w Europie) stratyfikacja dochodowa. W rzeczywistości jest ona jeszcze większa niż w statystyce, ponieważ dosłownie cały biznes zaniża przychody i zawyża koszty a ponadto ten biznes najbardziej zamożny posiada różne bonusy nie wyrażane w pieniądzu oraz powiązania zagraniczne. W pewnym stopniu warstwy uboższe też mają się lepiej, niż w statystyce, bo pracują nieraz na czarno i na szaro (część wypłaty „pod stołem”).

Czy Wam to czegoś nie przypomina? Bo mnie XVIII wiek z wysoką konsumpcją indywidualną i pustym skarbem państwa. (pusty on jest także z powodu zabójczej neoliberalnej doktryny ale to już inna historia).

Jest 14 grudnia 2012 roku. Partie Białej Flagi działają już jawnie i ostentacyjnie – polski Minister Spraw Zagranicznych składa publiczny hołd Niemcom w Berlinie, nikt od niego nie jest obecny na obchodach Rodła i nie czyni nic, aby układ Mazowiecki – Kohl wypełnić jakąś treścią z tamtej strony (choć wołają o to polskie organizacje zza Odry) czy ucywilizować Jugensamdty. Ogranicza kasę Polonii na wschodzie a BBN ogłasza reorientację polityki obronnej Polski na oparcie się o Moskwę. To tylko niektóre incydenty z ostatniego okresu. Jest wiele środowisk „Białej Flagi” na różnych polach - politycznych, ekonomicznych, mentalnych. Cała sprawa smoleńska to po prostu hańba poddaństwa wobec Rosji. Wojska rosyjskie nie hasają po Polsce, ale zależność energetyczna działa podobnie. Niemka została w XVIII wieku słynną carycą a teraz kanclerz Niemiec jest dyrektorem Gazpromu.

Rząd polski prowadzi konsekwentnie i narastająco neoliberalną politykę społeczno-gospodarczą uderzając mocno cięciem wydatków oraz „reformami” w ubogie warstwy. Dla tych warstw praktycznie odcięty został dostęp do specjalistów medycznych oraz coraz bardziej następuje to w odniesieniu do szpitali, które poprzez finansowy szantaż za chwilę w niejednym miejscu staną się komercyjnymi spółkami. Gdy zostaną wprowadzone polisy na leczenie, Konstytucja zostanie złamana, lecz doktrynalna komercjalizacja wszystkich usług publicznych musi przecież być doprowadzona do końca. Likwiduje się terenowe koleje i PKS-y i jeśli ktoś jest bez samochodu, to musi jechać „na łebka”. Zlikwidowano 80% środków na przeszkalanie bezrobotnych. Mocno obcięto zwrot ZUS-u dla inwalidów i niepełnosprawnych prowadzących działalność gospodarczą. Zlikwidowano emerytury wcześniejsze wylewając przy tym dziecko z kąpielą poprzez skazanie szeregu grup zawodowych na pracę w starszym wieku ponad siły i zdrowie. Teraz przedłuża się wiek emerytalny pod pozorem braku pieniędzy w ZUS, podczas gdy 98% przedsiębiorców nie płaci, tak jak wszyscy inni- składek wedle obowiązujących procentów, tylko wedle kwoty mniej więcej takiej jaką obciążona jest płaca pracownika zarabiającego minimalne prawnie wynagrodzenie. Przy okazji ledwo zipiące małe jednoosobowe firemki nie dają rady tego płacić i plajtują.

Gdyby przedsiębiorcy płacili składki normalnie wedle PIT, pieniędzy byłoby w systemie bardzo dużo i nawet procenty tych składek mogłyby spaść a ZUS nie brałby komercyjnych pożyczek. Tymczasem zamiast tego pomstuje się na KRUS nie analizując efektywnej dochodowości gospodarstw rolnych. Takich przykładów jest wiele, ale nie chcę dekomponować tego tekstu.

Wróćmy jeszcze do analogii z XVIII wiekiem.

A zatem z powodu pustki w skarbie i narastających długów większość logistyki jest w stanie upadku. Armia co prawda razem z trzema tysiącami (!!!) rezerwy ma tyle, ile chciał Sejm 4-letni, ale nastawiona jest raczej nie na obronę swego terytorium, tylko na „ misje” ćwicząc sztukę walki z partyzantami, podczas gdy winna ćwiczyć coś dokładnie odwrotnego. Policja jest likwidowana w terenie, podobnie jak sądy, za to w dużych miastach, jakby w przewidywaniu efektów ulicznych kryzysu, dostaje super sprzęt (np. foniczne środki rozpędzania demonstracji). Kolej doprowadzono do skrajnej rozpaczy, polityka prorodzinna nie istnieje (chyba w UE tylko u nas) i mamy 209 miejsce na 220 państw we współczynniku dzietności. Polska ma (obok Belgii) najgorszy bilans wodny w Europie, ale nie zrobiono prawie nic, aby zapobiec jego skutkom. Podczas gdy w całej prawie Europie działa tani transport śródlądowy, u nas jego nie ma. Sieć energetyczna sypie się na całego, nie ma żadnej państwowej inwencji w kwestii OZE (natomiast wśród ludności jest aż hej!) poza ulgami kredytowymi .

Za chwilę mamy sprzedać ostatnie „rodowe srebra” a za nie podobno zbudować nowe (kradzioną wodkę pradali a diengi prapili), zaś w Szczecinie już są demonstracje przeciw ukrytemu sprzedawaniu polskiej ziemi, zanim prawo europejskie za chwilę na to pozwoli. Cóż, jak sprzedamy i ziemię, trzeba będzie sprzedać także ludność – np. w jasyr. Pewnie odwiedzi nas wtedy profesor Woland z „Mistrza i Małgorzaty” i powie: „Co to za dziwny kraj, czego się dotknąć, tego nie ma”. Nie ma życia. Aktywność Polaków w tworzeniu małych i mikrofirm jest niebywale intensywna, ale gdy zawiedzie logistyka Państwa, ta aktywność nie utrzyma się.

Jest 14 grudnia 2012 roku. Na ulice Warszawy wychodzi, tak jak w XVIII wieku – BAR. Co słychać? Wolność i Niepodległość. Tak jak wtedy. Słusznie, bo obie te wartości są zagrożone na sposób pełzający. Tak jak wtedy. Lecz co BAR ma do powiedzenia LUDOWI? SOLIDARNOŚĆ? To słowo już tak wiele razy zostało w praktyce napełnione pustką lub zgoła swym przeciwieństwem. Całe 23 lata usuwano skrzętnie w cień prawdę, czym ona naprawdę 30 lat temu była. Przywódcy BARU też mają w tym swój udział. To słowo nie zadziała już – przykro mi. Zwłaszcza, że BAR nie ma pojęcia o społecznej psychologii czyli tak zwanym PR.

Aby zainteresować LUD, aby wziąć w siebie jego siłę i dać mu podmiotowość, trzeba skutecznie zrobić tak, jak nie zrobiono dotąd nigdy od 250 lat, z wyjątkiem początku 20 wieku i roku 80-tego. Realna, twórcza, trwała i patriotyczna władza nie płynie od góry, lecz od dołu. A przynajmniej musi mieć na dole uzasadnione przekonanie, że zapomniane interesy LUDU NARÓD w chwili doniosłej weźmie pod uwagę na pierwszym miejscu.

 Mariusz Muskat

0 komentarze:

Prześlij komentarz