Co pozostaje dzisiaj z marksizmu?
Tak sformułowane - przyznajmy, nieco
prowokacyjnie - pytanie postawili sobie oraz czytelnikom redaktorzy EXODO,
hiszpańskiego dwumiesięcznika ukazującego się w Madrycie. I odpowiedzi na nie
poświęcili w całości jeden z numerów swojego pisma, który ukazał się w
pierwszej połowie 1997 r.
EXODO wydaje grupa lewicujących
duchownych oraz osób świeckich związanych z Centro Evangelio y Liberación
(dosłownie: Centrum Ewangelii i Wyzwolenia), od lat działającego w hiszpańskiej
stolicy. Skupia ono m.in. zwolenników teologii wyzwolenia oraz Stowarzyszenia
Teologów im. Jana XXIII, które rokrocznie organizuje w Madrycie swoje kongresy.
Każdorazowo bierze w nich udział ponad tysiąc osób przybyłych z całego świata:
głównie z Europy, w tym przede wszystkim z Hiszpanii, ale również m.in. z
Ameryki Łacińskiej i Afryki.
* * *
W redakcyjnym komentarzu otwierającym
omawiany specjalny numer EXODO czytamy m.in.:
„Jeśli niepodobna zaprzeczyć, iż na
przestrzeni ostatnich 150 lat marksizm oznacza najpoważniejszą próbę podjętą w
celu przekształcenia społeczeństwa zbudowanego na bazie wolnej konkurencji,
eksploatacji człowieka przez człowieka oraz dążenia do maksymalnego zysku, w
społeczność solidarną i sprawiedliwą, gdzie praca ma być traktowana jako
czynnik determinujący - od razu łatwo zrozumieć dlaczego stawiamy dziś pytanie:
co obecnie pozostaje z idei sformułowanych ongiś przez Marksa.
Jest to kwestia o wyjątkowej
aktualności. Z jednej bowiem strony upadek realnego socjalizmu, z drugiej zaś
żelazna dyktatura poglądów neoliberalnych, prezentowanych jako jedynie słuszne,
dały początek zjawisku, które już dziś określane bywa mianem globalizacji
ekonomii. Ale istotą problemu nie jest ani upadek komunizmu, ani też lawinowy
triumf kapitalizmu, lecz realna rzeczywistość, która istniała przed Marksem, w
jego czasach i nadal istnieje obecnie. Chodzi o biedotę, o warunki jej życia,
które się gwałtownie pogarszają właśnie dzisiaj, kiedy to niektórzy chcieliby
uroczyście obchodzić koniec (triumfalne zwieńczenie) historii.
Idee Marksa były obecne na
Zachodzie i pozostawiły tam głęboki ślad w wielu dziedzinach nauki. Były one
politycznie wykorzystywane w licznych krajach. Służyły mobilizowaniu
świadomości mas oraz wielokrotnie wspierały ich walkę. Wielu społecznościom
pomogły - prawda, ze nie zawsze z tym samym rezultatem - eliminować nędzę,
analfabetyzm i upowszechniać zdobycze socjalne. W jakimś sensie marksizm był
czynnikiem ożywiającym i dynamizującym nadzieje na zmiany społeczne. Obawiali
się go ci, którym marzyło się utrzymanie dotychczasowych porządków.
Dzisiaj, kiedy to ogłasza się
koniec marksizmu, inkwizytorzy oraz fundamentaliści spod różnych znaków
kolportują - ich zdaniem - dobrą nowinę o ostatecznym zwycięstwie. Odtąd
historia ludzkości ma mieć już przed sobą jasną przyszłość, a chmury
zwiastujące możliwość zmian (ekonomicznych, społecznych, politycznych,
kulturalnych) rzekomo zostały szczęśliwie rozproszone.
Ale organizowane z tej okazji radosne
uroczystości nie są w stanie zamazać konturów rzeczywistości, w jakiej nadal
przychodzi żyć biedocie (wydziedziczonym).
To prawda, że socjalizm miał swoje
błędy i wypaczenia, że szereg przewidywań Marksa się nie spełniło. Ale
równocześnie trafność wielu dokonanych przezeń analiz społeczno-ekonomicznych,
główna rola przypisywana przez Marksa człowiekowi w procesach produkcyjnych,
próba położenia kresu wyzyskowi, nierównościom społecznym, a także dążeniu do
maksymalnego zysku za wszelką cenę - a więc naukowe dociekania podjęte przez
Marksa po to, aby wskazać drogę do zbudowania społeczeństwa bezklasowego, w
którym każdy miałby zabezpieczone swoje podstawowe potrzeby - wszystko to są
nadal cele, które podkreślają żywotność marksizmu i słuszność prowadzonej
przezeń walki. I czy to się podoba lub nie tym, którzy chcieliby nas zamknąć w
klatce konsumpcjonizmu, wspomniane cele nakreślone przez marksizm, nic nie
straciły ze swej żywotności. Przeciwnie: dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek,
pozostają one aktualne.
Marks był wielkim teoretykiem
rewolucji ściśle powiązanej z najszlachetniejszymi aspiracjami ludzkości, która
to rewolucja - nie zamykając oczu na jej meandry wymuszane przez historię -
może być przewodnikiem w przyszłość”.
Do rozpoczętej zacytowanym komentarzem
dyskusji o aktualności we współczesnym świecie tez sformułowanych ongiś przez
Karola Marksa, redakcja dwumiesięcznika EXODO zaprosiła grupę intelektualistów:
profesorów wyższych uczelni, filozofów, socjologów, znanych teologów
wyzwolenia. Znaleźli się wśród nich duchowni oraz osoby świeckie wywodzące się
z Europy, w tym przede wszystkim z Hiszpanii, ale również z Ameryki Łacińskiej.
Chciałbym obecnie zaprezentować niezwykle interesujące - jak sądzę - wypowiedzi
przynajmniej części z nich.
Marks: jego niezbędność we
współczesnym świecie
Tak właśnie zatytułował swoją obszerną
wypowiedź ceniony hiszpański filozof Carlos París, któremu jako pierwszemu
EXODO udzieliło swych łamów. Carlos París stwierdził m.in.:
„Obecna przemożna ofensywa
neokonserwatyzmu usiłuje już nie tylko ulokować imię Marksa w historycznym
panopticum, ale najlepiej w ogóle zepchnąć je w stan absolutnego zapomnienia.
Podobnie jak w świecie opisywanym przez Orwella, z Marksa i Engelsa chce się
uczynić postacie-widma, które należy wymazać z dokumentów historycznych, tak
jakby one nigdy nie miały istnieć. I choć próby te nie przynoszą równie
skrajnych rezultatów, to jednak pewien skutek osiągają.
Choć jednocześnie można udowodnić,
że w oczywistej sprzeczności z intencjami autorów wspomnianych poczynań,
również obecnie nie brakuje kongresów naukowych poświęconych Marksowi,- że
wymienię choćby kongres, który zupełnie niedawno miał miejsce w Stanach
Zjednoczonych, albo też ten, który zwołano dla upamiętnienia 150 rocznicy
opublikowania Manifestu Komunistycznego - a także nadal nie brakuje publikacji
poświęconych temu myślicielowi. Jest jednak prawdą, że na tego rodzaju dowody
utrzymującego się zainteresowania marksizmem - nic nie ujmując im na znaczeniu
- natknąć się dziś można przede wszystkim w środowiskach naukowych. W świecie
polityki, na przestrzeni kilku ostatnich dekad, w pierwszym rzędzie partie
socjaldemokratyczne odżegnały się od marksizmu. Z kolei po upadku realnego
socjalizmu, w wielu rejonach świata liczne partie komunistyczne, z natury
marksistowskie, zaczęły przeżywać kryzys. Także wiele innych środowisk
lewicowych, zdemoralizowanych sukcesami osiąganymi przez znajdującą się w
ofensywie prawicę, wydaje się obecnie rezygnować ze swego historycznego
arsenału intelektualnego o inspiracji marksistowskiej, który uprzednio stanowił
podstawę dla podejmowanych przez nie krytycznych analiz, ukierunkowywał
działalność, wyraźnie określał ich ideową tożsamość. Usiłuje się nawet na nowo
zdefiniować pojęcie lewicy, rezygnując z jej dotychczas głównego zadania, za
jakie uznawano obalenie kapitalizmu. W to miejsce ograniczając się jedynie do
obrony Państwa Opiekuńczego - ulubionego obecnie celu ataku neokonserwatystów.
A także do traktowania odtąd przede wszystkim w kategoriach etycznych kwestii obrony
praw człowieka, ochrony środowiska naturalnego, doskonalenia warunków życia.
Oczywiście, są to wszystko bardzo ważne zadania. Tyle, że kiedy oderwie się je
od analizy w kategoriach ekonomicznych (kwestii dominacji oraz władzy
ekonomicznej, zysku oraz wyzysku człowieka przez człowieka) natychmiast tracą
one wiele ze swej społecznej ostrości i stają się nieporównanie mniej groźne
dla zwolenników idei neokonserwatywnych.
Tą drogą znikają z języka
politycznego i z analiz pozaakademickich, dokonywanych w środkach (najszerzej
pojmowanego) masowego przekazu kategorie-pojęcia podstawowe dla analiz
przeprowadzanych przez Marksa i jego kontynuatorów. Znika cała terminologia,
którą chciałaby skazać na zapomnienie współczesna inkwizycja: prawicowy
fundamentalizm. Ma to miejsce w przypadku takich kategorii-pojęć jak: walka
klasowa, wyzysk kapitalistyczny, imperializm, wartość dodatkowa, skład
organiczny kapitału.
Jakże jednak można zaniechać
posługiwania się pojęciem walki klasowej, skoro masowe ruchy strajkowe raz po
raz dają dziś o sobie znać na ogromnym obszarze od Korei po Europę Zachodnią.
Jakże można negować istnienie
kapitalistycznego wyzysku, kiedy - właśnie po to, aby go móc zintensyfikować -
przenosi się zakłady przemysłowe do krajów Trzeciego Świata?
Jakże można unikać terminu
imperializm po wojnie w Zatoce Perskiej; kiedy się prześladuje głodem kraje
nieposłuszne; kiedy manipuluje się pożyczkami oraz pomocą gospodarczą, aby
wspierać spolegliwe partie polityczne oraz uległe rządy; kiedy usiłuje się podporządkować
Organizację Narodów Zjednoczonych polityce USA; kiedy północnoamerykańskie
służby specjalne interweniują w skali globalnej w świecie kontrolowanym przez
satelity.
A czyż masowe dziś stosowanie
nowych technologii nie powinno być analizowane w świetle marksowskiej koncepcji
organicznego składu kapitału? I traktowane jako najwyższy współcześnie przejaw
tendencji do powiększania kapitału stałego 1 kosztem kapitału zmiennego wydatkowanego na
siłę roboczą, to jest na pracę żywą.
Czyż możemy utrzymywać w
nieskończoność sprzeczność istniejącą pomiędzy bolesną rzeczywistością
współczesnego świata a 'zakazem' stosowania dla jej opisu kategorii-pojęć,
których ten opis niezbędnie wymaga? Zwłaszcza, że problem nie w tym, iż owe
kategorie-pojęcia straciły dziś na wartości, lecz że zaciągnięto na nie zasłonę
dymną, świadomie skazując niemałą część lewicy na niepewność i krążenie po
omacku. Cel jest tu oczywisty: utwierdzenie istniejącego porządku rzeczy i
rozmontowanie wszelkiej działalności, która by zmierzała do jego zmiany”.
W poszukiwaniu alternatywy dla
kapitalizmu
Franz J. Hinkelammert jest z
pochodzenia Niemcem. Doktoryzował się z ekonomii na Wolnym Uniwersytecie w
Berlinie. Następnie przez 10 lat był profesorem na Uniwersytecie Katolickim w
Santiago de Chile. Po wojskowym zamachu stanu z 1973 r. powrócił do Berlina i
otrzymał profesurę w macierzystej Alma Mater. Wykładał również na
uniwersytetach w Hondurasie i Kostaryce.
W wywiadzie, który został opublikowany
w omawianym numerze hiszpańskiego dwumiesięcznika EXODO, profesor Franz J.
Hinkelammmert mówi m.in.:
„Kapitalizm, który w latach
pięćdziesiątych i sześćdziesiątych usiłował zaprezentować się jako 'kapitalizm
z ludzką twarzą' obecnie nie musi już tego czynić. Dzisiaj znowu może śmiało
paradować bez 'ludzkiego oblicza'.
Kapitalizm poczuł się obecnie w
sytuacji, którą można określić jednym słowem: 'zwyciężyliśmy'. Departament
Stanu USA lansuje pogląd, który mówi o 'końcu historii' i obiecuje przyszłość,
w której nie będzie już zasadniczych konfliktów, a tzw. Pierwszy Świat
odnajdzie dla siebie spokój, zaś Trzeci Świat nie będzie się już liczył.
W świecie, który nam się obecnie
jawi, istnieje jeden tylko pan i obowiązuje jeden tylko system. Jest to świat
zdominowany wyłącznie przez jedno imperium, którego macki sięgają wszędzie.
Nagle staje się jasnym, że nie ma już w nim miejsca na żaden azyl. Imperium
jest wszędzie. Osiągnęło pełnię władzy i dobrze o tym wie. Tzw. 'społeczeństwo
otwarte' staje się pierwszym społeczeństwem zamkniętym, z którego nie ma
ucieczki.
Oznacza to, że Trzeci Świat po raz
pierwszy znalazł się sam. W konflikcie z głównymi krajami kapitalistycznymi nie
może już znikąd liczyć na pomoc. Nie może się już o nią zwrócić do Drugiego
Świata (grupującego ongiś kraje
socjalistyczne - przyp. mój Z.M.), który w jakimś sensie byłby z nim
solidarny. Drugi Świat - w takiej postaci, w jakiej on obecnie istnieje -
wycofał się bowiem z pozycji solidarności z Trzecim Światem, aby stać się
częścią Północy skonfrontowanej z Południem. Jak mówią w Ameryce Łacińskiej,
Drugi Świat nie może się pomyślnie rozwijać bez dopuszczenia go przez Pierwszy
Świat do udziału w bankiecie, na którym pożerany jest Trzeci Świat.
Równocześnie gubi się świadomość
istnienia alternatywy. Kiedy w latach pięćdziesiątych Kołakowski stawiał czoła
stalinizmowi, argumentował, iż 'szantażem ze strony stalinizmu jest
przedstawianie się przezeń, jako rzekomo jedyna alternatywa'. Dzisiaj - zauważa
prof. Franz J. Hinkelammmert - znaleźliśmy się w sytuacji, kiedy podobnego
rodzaju szantaż narzucony został całej naszej planecie. Obecnie Trzeci Świat,
po kryzysie obozu socjalistycznego, nie może się doń odwołać nawet w wyobraźni.
Nie może się już posłużyć obozem socjalistycznym, aby wykazać, że w
rzeczywistości istnieje jednak alternatywa, choćby nawet miała być ona równie
niedoskonałą.
Według Marksa, podążanie drogą
wytyczoną przez kapitalizm prowadzi do fatalnych konsekwencji. Zarówno dla
ludzi, jak i dla środowiska naturalnego. Jest to bowiem proces, który wiedzie
do zbiorowego samobójstwa ludzkości. Z tego rodzaju poglądem zgadza się
większość tych, którzy analizują współczesny kapitalizm: obojętnie, czy wywodzą
się z lewicy, czy z prawicy. W całym współczesnym piśmiennictwie łatwo odnaleźć
obawę, że podobna diagnoza może okazać się prawidłową.
Dzisiaj, istotnie, przydajemy
większe - niż niegdyś Marks - znaczenie obawom o los środowiska naturalnego.
Ale nie ma wątpliwości, że również Marks miał świadomość istnienia wynikających
stąd zagrożeń.
Gdy Marks poszukuje alternatywy dla
kapitalizmu, czyni to dlatego, że dostrzega konieczność powstrzymania i
przezwyciężenia procesu destrukcji, o którym przed chwilą była mowa. Cała
marksowska refleksja obraca się wokół tej kwestii. Dla Marksa poszukiwanie
alternatywy jest czymś pilnym i niezbędnym, jeśli ludzkość nie chce ulec
kapitalizmowi i destrukcyjnym tendencjom, które on niesie ze sobą. Dlatego też
Marks poszukuje sposobu ich przezwyciężenia, uznając to zadanie za kwestię
życia lub śmierci. I znajduje go, nazywając: socjalizmem.
Jeśli nie chcemy dopuścić do
zbiorowego samobójstwa ludzkości, problem alternatywy dla kapitalizmu staje się
dziś dla nas bodaj pilniejszy - i kto wie, czy nie ważniejszy - niż dla samego
Marksa”.
Niewyczerpana jest marksowska
spuścizna
Kolejny hiszpański filozof, Manuel
Ballesteros, którego wypowiedź publikuje EXODO, uważa marksizm za „wielki
system teoretyczny, który jego wrogowie tylekroć ogłaszali za 'przestarzały i
już martwy, najczęściej formułując podobne sądy w momentach, kiedy obiektywnie
prezentował on największą siłę i kiedy życie w całej rozciągłości potwierdzało
jego centralne tezy: o gigantycznej koncentracji kapitału, przybierającej dziś
postać oligarchiczno-finansową (Maastricht), czy o barbarzyńskim
podporządkowywaniu procesów społecznych wymogom 'rentowności i akumulacji
kapitału', czy też o bezlitosnym kryzysie historycznym systemu (masowe strajki,
masowe zubożenie, marginalizacja całych kontynentów i całych narodów: Ruanda,
Zair itp.)
Dzięki poziomowi teoretycznemu
rozważań Karola Marksa oraz przeprowadzonej przez niego dialektycznej analizie
zjawisk ekonomicznych, a także zdumiewającej trafności jego diagnoz w
odniesieniu do teraźniejszości, z pomocą marksizmu możemy sformułować
realistyczną strategię wyjścia z obecnego kryzysu. Mówiąc bardziej precyzyjnie
- konkluduje Manuel Ballesteros - chodzi o dokonanie kroku naprzód w
konstruowaniu formacji społecznej (socjalizmu) opartej o społeczną własność
głównych środków produkcji”.
Marksizm a opcja na rzecz
uciśnionych
W dyskusji o aktualności marksizmu,
opublikowanej na łamach hiszpańskiego dwumiesięcznika EXODO, zabrał również
głos Giulio Girardi: włoski duchowny urodzony w Kairze w 1926 r. Przez 21 lat
profesor w Papieskim Uniwersytecie Salezjańskim w Rzymie, a następnie
wykładowca w paryskim Instytucie Katolickim oraz na uniwersytecie w Sassari na
Sardynii. Były doradca II Soboru Watykańskiego i przez wiele lat sekretarz
watykańskiego Sekretariatu do spraw Niewierzących. Giulio Girardi pisze m.in.:
„Rozpad europejskiego komunizmu i
ustanowienie nowego jednobiegunowego porządku świata pozostawiły dramatycznie
otwartym problem nędzy i marginalizacji dużej części ludzkości zamieszkującej
naszą planetę. A nawet więcej - one zaostrzają ten problem każdego dnia i
każdej nocy. Ci, którzy w euforii świętują 'śmierć marksizmu', powinni uczciwie
przyznać, że problem ów, który marksizm z całą świadomością podjął i usiłował
rozwiązać, jest dzisiaj bardziej palący niż kiedykolwiek. A ponadto obecnie
wydaje się on jeszcze trudniejszy do rozwiązania. Ponieważ nowy neoliberalny
porządek światowy rujnuje fundamenty naszej historycznej nadziei oraz wiarę w
czołową rolę, jaką mają do odegrania uciśnione masy.
Jako punkt wyjścia dla moich refleksji
- podkreśla Giulio Girardi - obrałem
doświadczenia nas, chrześcijan i teologów, którzy w epoce naznaczonej przez
zimną wojnę i głębokie przeciwieństwa dzielące chrześcijaństwo od marksizmu,
odczuwaliśmy potrzebę dokonania waloryzacji udziału marksizmu w
chrześcijańskiej wizji świata oraz w historii. Dochodząc do tego, że (o
paradoksie!) zaczęliśmy się określać jako 'chrześcijanie-marksiści'. Potrzebę
zwrotu w naszych stosunkach z marksizmem i marksistami podyktowała nam
intuicja: marksizm, teorię opracowaną 'z punktu widzenia proletariatu'
charakteryzują głębokie zbieżności z chrześcijaństwem, które traktują opcję na
rzecz uciśnionych, jako istotę początkowego przesłania Jezusa.
Najbardziej zabójczym aspektem
neoliberalizmu oraz nowego porządku światowego jest zdolność do wykorzeniania
wiary pokładanej dotychczas w ubogich. A nawet więcej: niszczenie zaufania,
jakie oni sami żywili dotąd do siebie.
Ściśle mówiąc, neoliberalizm nie
kwestionuje opcji na rzecz ubogich w takim sensie, w jakim oznacza ona
świadczenie im pomocy (prowadzenie na ich rzecz działalności charytatywnej).
Natomiast neoliberalizm kwestionuje opcję na rzecz ubogich oraz ludów
uciskanych, która widzi w nich podmioty historii. Krótko mówiąc, neoliberalizm
kwestionuje możliwość odgrywania przez ubogich oraz ludy uciskane jednej z
głównych ról w historii, ich zdolność do efektywnego przeciwstawiania się
poczynaniom grup i narodów dominujących, do osiągnięcia niezależności, do
wypracowania nowych modeli ekonomicznych i społecznych; słowem, do prowadzenia
skutecznej walki.
Jedna z fundamentalnych różnic,
która dzieli dwie wspomniane opcje - tę pomocowo-charytatywną i tę dążącą do
upodmiotowienia ubogich oraz ludów uciskanych - stanowi fakt, że pierwsza z
nich znakomicie wkomponowuje się w nowy porządek światowy, a nawet wzmacnia
jego stabilność. Natomiast druga radykalnie go kwestionuje i jawi się jako
wezwanie do oporu oraz poszukiwania dlań alternatywy.
Ta druga opcja posiada dziś
zupełnie szczególne znaczenie. Otóż wraz z rozpadem wschodnioeuropejskiego
komunizmu ruchy wyzwoleńcze zostały pozbawione swoich dotychczasowych
najważniejszych sojuszników i znalazły się w osamotnieniu, oko w oko z
północnoamerykańskim kolosem oraz wielonarodowym blokiem imperialnym
wzmocnionym przez odniesione triumfy.
W tym samym czasie wystąpił w skali
światowej kryzys wiarygodności organizacji grupujących ludzi pracy, w
szczególności partii komunistycznych. Obecnie ludziom pracy coraz trudniej
uwierzyć, że mogą stać się podmiotem rozgrywających się wydarzeń, zwłaszcza
kiedy nie widzą żadnej organizacji politycznej zdolnej do wiarygodnego
interpretowania ich interesów oraz ich ideałów.
Równocześnie rozszerzanie się
światowego imperium pociąga za sobą postępującą koncentrację w niewielu rękach
władzy politycznej, ekonomicznej oraz władzy nad mediami. Rozpad
wschodnioeuropejskiego komunizmu determinuje przejście od wielobiegunowości do
jednobiegunowości świata, a więc zwrot o zasadniczym znaczeniu. Jak w tym
kontekście ubodzy i narody z peryferii świata mogą aspirować do roli podmiotów?
Kryzys marksizmu wydaje się wręcz
dyskwalifikować opcję na rzecz uciśnionych oraz wysiłki mające na celu ich
podmiotowe traktowanie. Stąd krytyka teologii wyzwolenia (formułowana m.in.
przez watykańską Kongregację Doktryny Wiary), stąd traktowanie teologii
wyzwolenia jako przejawu emanacji marksizmu, już szczególnie w przypadku opcji
na rzecz ubogich, głównego źródła jej inspiracji. Dlatego też 'śmierć
marksizmu' ma pociągać za sobą 'śmierć teologii wyzwolenia' (ogłoszoną uroczyście
przez Jana Pawła II na początku jego drugiej pielgrzymki do Ameryki Środkowej),
jak również śmierć opcji, która ją inspiruje.
Czy prawdą jest, że opcja na rzecz
uciśnionych, ich podmiotowe traktowanie, to jedno z pryncypiów marksizmu?
Rzeczywiście, marksizm pomógł wielu
chrześcijanom odkryć sedno opcji na rzecz uciśnionych: nie to o nastawieniu
charytatywnym, lecz to ukierunkowane na walkę.
Wielu chrześcijan zaakceptowało
opcję na rzecz uciśnionych, ich podmiotowe traktowanie, głównie nie pod wpływem
marksizmu, lecz w wyniku refleksji nad przesłaniem Jezusa. Dopiero później
odnaleźli oni w marksizmie wskazówki, jak tę opcję konkretyzować w sensie
ekonomicznym i politycznym.
Aktualnie najbardziej dramatycznym
wyrazem opcji na rzecz uciśnionych oraz ich podmiotowego traktowania jest
uaktywnienie się ludów indiańskich na całym świecie. Jego spektakularnym
przejawem jest powstanie zapatystów (rozpoczęte
w 1994 r. - przyp. mój Z.M.) na południu Meksyku. Biorący w nim udział
indiańscy chłopi nie ograniczają się do demaskowania kolonializmu i rasizmu
zachodniej cywilizacji, chętnie określanej jako 'chrześcijańska'. Oni odważnie
lansują jej alternatywę.
My, zwolennicy teologii wyzwolenia,
optujemy na rzecz podmiotowości ludu ponieważ wierzymy, że triumf Dawida nad
Goliatem jest możliwy, choć nie mamy co do tego całkowitej pewności.
Dla nas optować na rzecz
podmiotowości uciśnionych oznacza wierzyć w nich nawet wtedy, gdy oni sami w
siebie nie wierzą.
Tak rozumiana opcja na rzecz
podmiotowości ubogich, przez niektórych krytykowana jako 'populistyczna', ma
cechy utopii-ideału, który dotyczy społeczeństwa radykalnie różniącego się od
wszystkich istniejących i którego możliwość urzeczywistnienia wcale nie jest
pewna; w każdym razie, gdyby nie istniała perspektywa przełamania barier
systemu kapitalistycznego.
Warto w tym miejscu przypomnieć
myśl sformułowaną przez Bakunina: 'ci, którzy przezornie ograniczali się do
tego, co wydawało się im możliwe, nigdy nie uczynili kroku naprzód'.
Opcja na rzecz upodmiotowienia
uciśnionych - zdaniem teologów wyzwolenia - pozwala rozróżnić w marksizmie to,
co nadal pozostaje w nim żywe, od tego, co już przebrzmiałe. Uważamy, że w
dalszym ciągu jest w marksizmie aktualne to wszystko, co stanowi wyraz
wspomnianej opcji. Przebrzmiałe zaś to, co pozostaje z nią w sprzeczności. Nic
więc nie stracił ze swej aktualności wątek krytyczny, humanistyczny i
libertyński zawarty w marksizmie. Zdeprecjonował się za to marksizm
dogmatyczny, ekonomistyczny i biurokratyczny.
Spośród aspektów marksizmu, które
zachowały pełną akatualność, szczególnie chciałbym wskazać na następujące:
Po pierwsze - poznanie, nie
wyłączając naukowego, nigdy nie jest neutralne. W znacznym stopniu ulega ono
wpływom podyktowanym przez interes ekonomiczny oraz zależy od usytuowania
podmiotu poznania (indywidualnego lub zbiorowego) w ramach walki klas.
Dominujące grupy społeczne widzą swój interes w ukrywaniu przemocy, która
cechuje dany system ekonomiczny i polityczny, podczas gdy jego ofiary
(wyzyskiwani) na odwrót: dostrzegają go w ujawnianiu i demaskowaniu tej
przemocy. Dla tego samego powodu dominująca kultura rodzi zakłamaną i
zafałszowaną rzeczywistość. Podczas gdy spojrzenie na tę samą rzeczywistość z
punktu widzenia wyzyskiwanych pozwala zbliżyć się do prawdziwego stanu rzeczy.
Po drugie - kwestią fundamentalną
dla kultury alternatywnej jest analiza społeczeństwa demaskująca pełen
sprzeczności i gwałtu charakter systemu kapitalistycznego oraz ideologii
liberalnej, która go legitymizuje.
Po trzecie - religie są uwikłane w
istniejący konflikt i nie mogą uchylać się od wzięcia w nim udziału: albo po
stronie wyzyskiwaczy, albo po stronie wyzyskiwanych. Na przestrzeni dziejów
sojusz z potężnymi ciemiężcami był niezwykle często charakterystyczny dla
religii, szczególnie dla chrześcijaństwa.
Po czwarte - wyzyskiwani zdolni są
do wyzwolenia się, prowadząc wspólną walkę o zasięgu międzynarodowym po to, aby
zbudować społeczeństwo ekonomicznie i politycznie alternatywne, w którym
położony zostanie kres stosunkom dominacji, a wczorajsi wyzyskiwani odgrywać
będą główną rolę.
Po piąte - kryterium historycznego
postępu stanowi możliwość realizowania się ludzi i narodów jako podmiotów w
życiu ekonomicznym, politycznym i kulturalnym.
Jeśli rzeczywiście jest prawdą, że
humanistyczny marksizm, głęboko odnowiony, powinien stać się jednym ze
składników kultury alternatywnej, to jest również prawdą, że zakłada to
uczciwą, a zarazem surową krytykę niektórych tendencji dominujących na lewicy,
szczególnie tych z podręczników 'marksizmu-leninizmu'. Chodzi o krytykę, która
pozwoli nam również zrozumieć przyczyny naszych historycznych porażek.
Jeśli siła oraz historyczne
znaczenie marksizmu bazują na jego zdolności do wyrażania punktu widzenia
uciśnionych, to równocześnie jego ograniczenia wynikają z nielojalności wobec
tej fundamentalnej opcji.
W chwili, gdy przygotowujemy się do
stworzenia alternatywy dla neoliberalnej 'jedynie słusznej prawdy', lewica nie
może zapominać, iż wielokrotnie sama ulegała podobnej pokusie, przedstawiając
'marksizm-leninizm' jako jedyną realną alternatywę. Marksizm pretendujący do
tego, aby sformułowane przezeń praktyczne wskazówki uważać za obowiązujące w
każdej sytuacji historycznej, nazbyt często funkcjonował jako uniwersalny
system, który aplikowano w sposób dedukcyjny. To właśnie dlatego duża część
partii komunistycznych, szczególnie w Trzecim Świecie, była postrzegana przez
jego mieszkańców jako ciało obce wobec narodowych tradycji. Z tego też powodu
nie odegrały one znaczącej roli w procesach wyzwolenia narodowego i
społecznego.
Ta surowa samokrytyka powinna pomóc
nam w odpowiedzi na niektóre dramatyczne pytania: dlaczego, pomimo że szczerze
jesteśmy po stronie większości, niemal zawsze pozostajemy mniejszością?
Dlaczego lewicy, która pretenduje do tego, aby stać po stronie ubogich, nie
zawsze udaje się być uznawaną przez ubogich za reprezentantkę ich interesów?
Dlaczego marksizmowi, choć zdecydowanie identyfikującemu się z punktem widzenia
proletariatu, nigdy nie udało się osiągnąć dobrowolnej akceptacji ze strony
większości tego proletariatu?
Obecnie nie chodzi o mechaniczne
potwierdzenie trwałości zjawiska, jakim jest walka klasowa, ale o analizę tego
zjawiska w jego nowej złożoności, a także w wymiarze światowym, uznając w tym
kontekście wagę, tak w sensie historycznym, jak i politycznym, konfliktu
Północ-Południe. I opowiedzenie się w tym konflikcie po stronie uciśnionych
grup społecznych oraz uciśnionych narodów.
Buntuję się więc jestem. To zasada
ważna zarówno w historii poszczególnych jednostek, jak i całych narodów.
Przyjąć punkt widzenia zepchniętych
na margines oraz podmiotowe ich traktowanie oznacza dziś analizowanie historii
i problemów społecznych właśnie z punktu widzenia Trzeciego Świata. Oznacza
odejście od europocentryzmu, który prowadzi do uznawania 'najbardziej
zaawansowanych demokracji zachodnich' za punkty odniesienia i kryteria postępu.
Oznacza branie pod uwagę, w nieporównanie większym niż dotychczas stopniu, analiz
społecznych i projektów przezwyciężenia obecnego kryzysu światowego
opracowanych przez ofiary naszej cywilizacji. Równoznaczne jest także z
ponownym odkryciem fundamentalnej roli etyki w polityce, ekonomii, nauce oraz
technice. A przez to w definiowaniu postępu historycznego”.
Teologia może się wiele nauczyć od
marksizmu
W relacjonowanej dyskusji, EXODO
zamieściło także wypowiedź jednego z najwybitniejszych teologów wyzwolenia,
Enrique Dussela: Argentyńczyka, który doktoryzował się z filozofii na madryckim
uniwersytecie Complutense (1959 r.), a z historii na paryskiej Sorbonie (1967
r.). E. Dussel w latach 1959-1961 pracował w Nazarecie jako cieśla. Obecnie
mieszka w Meksyku i na tamtejszym stołecznym Uniwersytecie Narodowym (UNAM)
wykłada etykę. Jednocześnie jest profesorem historii Kościoła i metodologii
teologii w meksykańskim Instytucie Wyższych Studiów Teologicznych;
przewodniczącym Komisji Studiów Historycznych nad Kościołem w Ameryce
Łacińskiej, koordynatorem w ekumenicznym Stowarzyszeniu Teologów Trzeciego
Świata.
W swojej wypowiedzi E. Dussel
podkreśla m.in.:
„Teologia musi krytykować
istniejący system widząc nędzę, w jakiej przychodzi żyć jego ofiarom. Musi
kontynuować tę krytykę, m.in. formułowaną przez Marksa, jeśli nie chce zagubić
się wyłącznie pośród dobrych intencji, którymi - jak powiada ludowe przysłowie
- 'piekło jest wybrukowane'. Marks podjął próbę analizy mechanizmów kapitalizmu
jako takiego, nie po to, aby go usprawnić, ale aby wyjaśnić przyczyny nędzy
człowieka pracy, robotnika w warunkach kapitalizmu. I 'wyjaśnienie' dokonane w
tym względzie przez Marksa spełnia wszelkie naukowe kryteria, jakich wymagają
np. Popper, Kuhn, Feyarabend czy Lacatos.
Po latach wytężonej pracy
intelektualnej Marks odkrył mechanizm wykorzystywania człowieka pracy w
kapitalizmie, który nazwał 'tworzeniem wartości dodatkowej' i obarczył go winą
za robotniczą nędzę.
Teologia musi wziąć na serio pod
uwagę nie tyle wnioski formułowane przez 'oficjalne nauki społeczne' - które de
facto ograniczają się do usprawiedliwiania mechanizmów powodujących nędzę mas
ludowych - ale rezultaty badań podjętych przez nauki społeczne krytycznie
nastawione wobec zastanej rzeczywistości. Choćby dlatego, że zasadniczym
kryterium etycznym już od pięciu tysięcy lat (poczynając od staroegipskiej
Księgi Zmarłych, poprzez Proroka Izajasza, a kończąc na Ewangelii Apostoła
Mateusza) jest 'jak dać jeść głodnym'.
Głód, jako negatywna rzeczywistość,
stanowi efekt niezamierzony. I mogłoby się wydawać, że za taki 'niezamierzony
efekt' nikt bezpośrednio nie ponosi winy. Najczęściej nie poszukuje się więc
jego głębszych przyczyn. Jedynie krytycznie nastawione - w rozumieniu Karola
Marksa - nauki społeczne mogą je ujawnić.
Teologia powinna korzystać z
dorobku nauk społecznych krytycznie nastawionych do zastanej rzeczywistości.
Teologia, która w dobrej wierze podejmuje jej krytykę, ale równocześnie odrzuca
rezultaty naukowych dociekań, często popada w uproszczenia i naiwności. Nawet
najlepsze intencje Matki Teresy z Kalkuty mogą nie wystarczyć dla ujawnienia
źródeł nędzy ludności Indii. Trzeba leczyć chorych nędzarzy. Ale czyż nie
przyniosłoby lepszych, a przede wszystkim bardziej trwałych rezultatów,
usunięcie przyczyn tragicznej sytuacji, w jakiej ci ludzie się znaleźli? Tyle,
że do tego trzeba czegoś więcej niż jedynie szlachetnych intencji. Po prostu
niezbędna tu jest współpraca z krytycznie nastawionymi naukami społecznymi,
korzystanie z dorobku ekspertów, którzy podjęli naukowe badania, stając po
stronie pokrzywdzonych. W tym względzie Marks jest nie do zastąpienia. W każdym
razie dopóty, dopóki żyjemy w systemie kapitalistycznym. Sądzić, że jego
dorobek został zdezaktualizowany w rezultacie załamania się realnego socjalizmu
w Europie Wschodniej, oznacza w praktyce akceptację kapitalizmu i zignorowanie
przyczyn (cóż z tego, że nie zamierzonych świadomie) nędzy dużej części
ludzkości zamieszkującej nie tylko peryferie współczesnego świata, ale także
żyjącej w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych.
Teologia rzeczywiście musi wiele
nauczyć się od Marksa”.
Nie wszystkie oceny i
przewidywania K. Marksa się sprawdziły
Kilku intelektualistów zabierających
głos na łamach EXODO w dyskusji o aktualności marksizmu, zwróciło uwagę, że nie
wszystkie oceny i przewidywania K. Marksa się sprawdziły.
„Uprzednio stwierdziłem - pisze cytowany już hiszpański filozof Carlos París - że
kategorie marksistowski bynajmniej nie utraciły dziś swojej wartości i
znaczenia. Ale jest również prawdą, iż świat, w którym Marks formułował swoje
tezy, prezentował oblicze zgoła odmienne od aktualnego. Oczywistym jest także,
iż przewidywania Marksa co do upadku kapitalizmu, obecnie - sto lat po jego
śmierci - nadal się nie sprawdziły.
Naturalnie, Marks mógł popełniać
błędy. Ale nie ma nic bardziej sprzecznego z istotą marksizmu jak próba
uczynienia zeń - systemu filozoficznego głęboko krytycznego, ożywianego
nieustannym dążeniem do samoodnowy - zamkniętego zbioru pojęć i prawd
ustalonych raz na zawsze. To właśnie zobowiązuje nas do aktualizowania dorobku
Marksa, do stałego analizowania nie tylko jego osiągnięć, ale i błędów.
Marks uważał na przykład - kontynuuje swoje rozważania Carlos París - że o dynamice
przejścia do socjalizmu przesądzą dwa czynniki: proletariat w krajach
uprzemysłowionych - traktowany przezeń jako rewolucyjny podmiot walki klasowej
oraz rozwój sił wytwórczych wchodzący w sprzeczności z kapitalistycznymi
stosunkami produkcji. Nie ulega wątpliwości, że obydwa wymienione czynniki nie
zadziałały tak, jak to przewidywał Marks. Z jednej strony proletariat w krajach
uprzemysłowionych został albo poddany silnej presji - np. w Europie w okresie
pomiędzy dwoma wojnami światowymi - albo też zintegrowany z systemem, a jego
walka zredukowana do żądań o charakterze rewindykacyjnym. Z drugiej strony
rozwój sił wytwórczych - które w wielu przypadkach nabrały cech
niszczycielskich - przebiegał w sposób, jaki bynajmniej nie sprzyjał kryzysowi
kapitalizmu, lecz umacniał w jego ramach stosunki dominacji jednych nad
drugimi. Wzajemne oddziaływanie przemysłu zbrojeniowego, bloków polityczno-wojskowych
i tendencji do kreowania wspólnego wroga w postaci krajów komunistycznych oraz
szermowanie zagrożeniem nuklearnym z ich strony, ułatwiło wykształcenie się
oportunistycznej płaszczyzny integrującej społeczności Zachodu. Jak to genialnie
wyraził Marcuse, zaczęły się przeplatać i wzajemnie wspierać Państwo Opiekuńcze
(Welfare State) z Państwem Wojny (Warfare State).
Niespełnienie się niektórych
marksowskich przewidywań wcale nie oznacza, że rewolucyjne ideały zostały
obecnie pozbawione sensu. Stawia natomiast na porządku dnia podwójne wyzwanie.
Po pierwsze, konieczność nowego spojrzenia na kwestię: kto dziś może być główną
siłą (podmiotem) rewolucji? Prawidłowa odpowiedź na to pytanie wymaga
przewartościowania obowiązującego dotychczas poglądu, że jest nią przede
wszystkim wielkoprzemysłowa klasa robotnicza w krajach najwyżej rozwiniętych
gospodarczo. Po drugie, wyłania się potrzeba opracowania nowego modelu rozwoju,
który byłby bardziej koherentny ze współczesnymi potrzebami ludzkości. Marks
chyba w sposób nazbyt uproszczony oceniał pozytywną rolę sił wytwórczych w
historii. Istnieją inne jeszcze modele rozwoju. Ten, który obowiązuje
współcześnie, nie przeciwstawia się, lecz wręcz umacnia alienację i zależność”.
Z kolei profesor Franz J. Hinkelammert
zwrócił uwagę, że Marks chyba nie docenił w pełni roli rynku oraz znaczenia
praw rynkowych w gospodarce. Pisze on:
„Marks zakłada, że niemożliwe jest
przezwyciężenie kapitalizmu inną drogą niż poprzez zastąpienie rynku w jego
obecnej postaci jakąś inną formą społecznej koordynacji pracy. Marks zakłada,
że stosunki rynkowe z samej swej istoty prowadzą do kapitalizmu. A nawet
więcej: do pogłębienia zawartych w kapitalizmie tendencji destrukcyjnych. Dla
Marksa problem polega na przezwyciężeniu tych destrukcyjnych tendencji, a nie
na zlikwidowaniu rynku w ogóle. Jednak według Marksa jest to niewykonalne bez
wyeliminowania stosunków rynkowych.
Historycznie rzecz biorąc,
socjalizmowi nigdy nie udało się zlikwidować stosunków rynkowych. W swoich założeniach
ideologicznych socjalizm uznał to za zadanie do zrealizowania w bliżej
nieokreślonej przyszłości, a mianowicie dopiero w komunizmie.
Dotychczasowe doświadczenia
budownictwa socjalistycznego dowodzą, że jakiejkolwiek alternatywy wobec
kapitalizmu należy poszukiwać w ramach stosunków rynkowych, że w praktyce nie
istnieje perspektywa nawet ich późniejszego wyeliminowania. Marks tego nie
przewidywał. I dlatego w jego pracach nie znajdziemy żadnej wskazówki, która by
dotyczyła tej kwestii.
Pogląd Marksa, wedle którego każda
alternatywa wobec kapitalizmu musi zakładać istotne zmiany w obecnej postaci
rynku (chociaż nie jego całkowite wyeliminowanie), a przede wszystkim musi
zakładać zlikwidowanie stosunków rynkowych, jest dziś stanowiskiem, które (paradoksalnie!)
zbliża nas do pozycji zajmowanych przez prawicę neoliberalną. Ona bowiem także
głosi, że nie ma alternatywy wobec kapitalizmu, w takim samym stopniu, w jakim
nie ma (w istocie!) również alternatywy wobec rynku jako takiego i wobec
stosunków rynkowych. Prawica neoliberalna (nie bez schadenfreude) dodaje, że
logicznie wynika to przecież z dotychczasowych doświadczeń socjalizmu.
Ale obecnie coraz częściej mówi się
o alternatywnych rozwiązaniach, w ramach których stosunki rynkowe niekoniecznie
nosiłyby wyłącznie kapitalistyczny charakter. Miałyby to być stosunki rynkowe
regulowane w taki sposób, aby nie dopuścić do ich destrukcyjnego oddziaływania
na losy ludzkie oraz środowisko naturalne”.
Refleksje na zakończenie
„W przeciwieństwie do Marksa - zauważa cytowany już kilkakrotnie hiszpański filozof Carlos
París, w swojej wypowiedzi wydrukowanej w EXODO - może z wyjątkiem ostatnich
lat jego życia, kiedy Marks zaczął przewidywać możliwość wybuchu rewolucji w
Rosji, na marginesie świata grupującego kraje wysoko rozwinięte przemysłowo,
dokonały się wielkie rewolucje, które zwyciężywszy, rozpoczęły w sposób mniej
lub bardziej udany, ale zawsze w wyjątkowo niesprzyjających warunkach, proces
budowy socjalizmu. Tym samym urzeczywistniała się teza Lenina o pękaniu w
pierwszej kolejności najsłabszych ogniw kapitalistycznego łańcucha.
Naturalnie, wyzwoleńcza dynamika
procesu budowy socjalizmu we wspomnianych krajach nie mogła być tą, jaką
zapowiadał Marks. Zwłaszcza, że kraje te, kiedy tylko wyłamały się z porządku
światowego zdominowanego przez kapitalizm, natychmiast znalazły się w stanie
oblężenia: stały się celem bezpośrednich ataków wojskowych i działań podjętych
przez służby specjalne, zastosowano wobec nich izolację ekonomiczną i
polityczną, w środkach masowego przekazu podjęto przeciwko nim nieustającą
kampanię oszczerstw.
Równocześnie czołówka
kapitalistycznego świata, dysponująca najbardziej zaawansowanymi technologiami,
narzucała krajom socjalistycznym rywalizację na wyjątkowo niedogodnym dla nich
gruncie. Podjęty w okresie zimnej wojny wyścig zbrojeń, którego kulminacją były
'gwiezdne wojny', stał się skuteczną bronią, która doprowadziła do wyczerpania
się zasobów gospodarki Związku Radzieckiego.
Nie wchodząc w szczegółową analizę
tzw. realnego socjalizmu, chciałbym jednak
- pisze Carlos París - skrótowo zasygnalizować dwa odmienne jego aspekty. Z
jednej strony, że w konsekwencji wewnętrznych ograniczeń, a także
kapitalistycznego okrążenia, przyniósł on, generalnie rzecz biorąc, bardzo
niedoskonałe rezultaty. Okazał się socjalizmem zepchniętym do nieustannej
defensywy, jakże odmiennym od wizji 'społeczeństwa zrzeszonych wytwórców', o
którym myślał Marks. Występujące w nim braki były następnie szeroko i
skwapliwie wykorzystywane przez kapitalistyczną propagandę.
Z drugiej jednak strony, postęp
odnotowany przez narody krajów, które wkroczyły na drogę socjalistycznego
rozwoju, fakt, że masy ludowe w tych krajach zostały wyzwolone z dziedzictwa
głodu i analfabetyzmu, stworzył przeciwwagę, która ograniczała wynaturzenia
kapitalizmu. Na obszarze tzw. Trzeciego Świata ruchy wyzwoleńcze mogły się
rozwijać dzięki pomocy i solidarności ze strony krajów realnego socjalizmu,
szczególnie Związku Radzieckiego. I jeśli w krajach wysoko rozwiniętych
przemysłowo zmieniły się warunki życia ludzi pracy, to w dużym stopniu stało
się tak dlatego, że chciano zapobiec 'zagrożeniu komunistycznemu'.
Wraz z upadkiem muru berlińskiego
kapitalizm znowu odsłonił swoje prawdziwe 'dzikie' oblicze, atakując już nie
tylko sam socjalizm, ale również Państwo Opiekuńcze. Kapitalizm podjął ten atak
pod fałszywym hasłem neoliberalizmu, który nie widzi nic zdrożnego w
opróżnianiu zasobów państwowych po to, aby równoważyć poniesione straty i
wspomagać jednocześnie rozwój własnych przedsiębiorstw. Uspołecznienie strat, a
zarazem prywatyzacja zysków, oto jego nacechowana hipokryzją rzeczywista
formuła.
W tym nowym światowym porządku
ekonomicznym kapitalizm 'rodem z kasyna' znacznie bardziej zorientowany jest na
spekulacje finansowe, niż na produkcję. Jest to kapitalizm wykorzystujący nowe
technologie dla ograniczenia dotychczasowej roli ludzi pracy, zamiast dla
poprawy jakości ich życia. Jednocześnie pobudza on zjawisko masowej
marginalizacji.
Kontynuowanie postępu
technologicznego, połączone z rozwojem robotyzacji - zgodnie zresztą z
tendencją sygnalizowaną przez Marksa - doprowadziło we współczesnym świecie do
wręcz rewolucyjnego powiększania się kapitału stałego kosztem kapitału
zmiennego. W konsekwencji wywołało to kryzys na rynku pracy, wyrażający się
szybko rosnącą nadwyżką niewykorzystywanej siły roboczej, jednym słowem -
strukturalnym bezrobociem.
Istotę takiego stanu rzeczy - zauważa Carlos París - profesor Franz J. Hinkelammert
zawarł w dramatycznym stwierdzeniu: "Dzisiaj być eksploatowanym, (a
więc posiadać pracę - przyp. mój Z.M.) już samo przez się oznacza
uprzywilejowanie”.
Carlos París w dalszym ciągu cytuje
profesora Franza J. Hinkelammerta, który stwierdził, że „Upokarzająca
rzeczywistość współczesnego świata, zwłaszcza kiedy porówna się ją z wizją
zawartą przez Marksa w Krytyce Programu Gotajskiego, stanowi obelgę dla jutra
ludzkości. Powszechna sprawiedliwość nie jest nieosiągalnym ideałem. Na odwrót:
ideały społecznej sprawiedliwości powinny zostać przetworzone we wzorce adekwatne
dla osiągnięć technologicznych świata, w którym żyjemy. I to właśnie
oznaczałoby triumf rozumu w historii ludzkości”.
Wyższość marksistowskich ideałów - podkreśla Carlos París - jawi się dziś jako jeszcze
bardziej oczywista. Nawet w obliczu nieprzewidywalnych zakrętów historii i
napawającej troską przyszłości, jaka oczekuje świat. Dylemat jest następujący:
socjalizm albo barbarzyństwo" - kończy swoje rozważania hiszpański
filozof.
Wybrał, opracował i przetłumaczył:
ZDZISŁAW MARZEC