środa, 30 października 2013

KSIĄDZ, KTÓRY ZGINĄŁ Z KARABINEM W RĘKU

Ksiądz Jorge Camilo Torres Restrepo urodził się 3 lutego 1929 roku w Bogocie. Jego ojciec, Calixto Torres Umaña, był znanym profesorem medycyny na Narodowym Uniwersytecie Kolumbii, a w latach 1931 – 1934 był nawet kolumbijskim konsulem w Niemczech. Gdy w 1937 roku jego rodzice się rozeszli, Jorge Camilo zamieszkał w Bogocie z matką, Isabel Restrepo Gaviria Torres, i ze swoim bratem Fernando. Po skończeniu szkoły średniej w 1947 roku zaczął studiować prawo na Narodowym Uniwersytecie Kolumbii, ale już w 1948 r. przerywa te studia i wstępuje do seminarium duchownego w Bogocie, aby przygotować się do rzymskokatolickiego kapłaństwa. Po siedmiu latach studiów filozoficznych i teologicznych został wyświęcony na kapłana w 1954 roku i zaraz potem wysłany na studia socjologiczne na Uniwersytecie Katolickim w Lovaina, Belgia. Studia skończył w 1958 r. pracą, w której przeanalizował proletaryzację stolicy swojego kraju, Bogoty.
Po powrocie do Kolumbii w 1959 r. został mianowany kapelanem Uniwersytetu Narodowego, gdzie wraz z innymi utworzył Fakultet Socjologiczny, na którym przez jakiś czas nawet wykładał. Jednak szybko, już w 1961 r., zaczął mieć problemy ze swoim przełożonym, kardynałem Luisem Concha Cordobą, któremu nie podobała się społeczna działalność księdza Torresa. W końcu kardynał pozbawił go urzędu kapelana oraz funkcji wykładowczej i administracyjnej na uniwerystecie, mianując go proboszczem parafii na peryferiach Bogoty. Torres jednak nie zrezygnował ze swojej działalności społecznej, aż w końcu w 1965 r. zostaje zawieszony w obowiązkach kapłańskich, celebrując 27 lipca 1965 r. swoją ostatnią mszę.
Zwolniony ze swoich obowiązków kapłańskich ksiądz Torres zajął się teraz całkowicie działalnością społeczno-polityczną, tworząc „Zjednoczony Front Ludu”, który miał być odpowiedzią na „Narodowy Pakt” ustanowiony przez kolumbijskich liberałów i konserwatystów. Jeszcze w 1964 r., zaraz po tym jak rząd zbombardował napalmem region Tolima, starał się nawiązać kontakt z grupą partyzancką, która później, w 1966 roku przemieniła się w Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii (FARC), ale nic nie wyszło z tego kontaktu z marksistowską grupą. Łatwiej udało mu się nawiązać kontak z założoną w 1964 r. Armią Wyzwolenia Narodowego (ELN; o linii naśladującej przykład Che Guevary, niemarksistowskiej). Tymczasem jednak wzmacnia „Zjednoczony Front Ludu” i zaczyna publikować tygodnik „Zjednoczony Front”. Zaczyna nawoływać, aby ludzie wstrzymali się od uczestnictwa w przyszłych wyborach, co miało być postawą rewolucyjną. Rośnie jego popularność, ale również wywierane na niego naciski i groźby ze strony władz. Postanawia więc oddać się do dyspozycji komendantowi ELN.
Już po swoim przyłączeniu się do partyzantów z Armii Wyzwolenia Narodowego (ELN) ogłasza „Posłanie do chrześcijan”, w którym napisał: „Pozostawiłem przywileje i obowiązki klerykalne, ale nie przestałem być kapłanem. Wierzę, że oddałem się rewolucji z miłości do bliźniego. Przestałem celebrować mszę, aby realizować miłość do bliźniego na obszarze czasowym, ekonomicznym i społecznym. Kiedy mój bliźni nie będzie miał już nic więcej przeciwko mnie, kiedy dojdzie do rewolucji, powrócę do ofiarowania mszy, jeśli Bóg mi na to pozwoli. Wierzę, że w ten sposób spełniam przykazanie Chrystusa: ‘kiedy zabierzesz swoją ofiarę przed ołtarz i tam sobie przypomnisz, że twój brat ma coś przeciw tobie, zostaw twoją ofiarę na ołtarzu i pójdź pojednać się z bratem, i dopiero wówczas powróć i przedstaw swoją ofiarę’ (Mt 5,23-24). Po skończeniu rewolucji, jako chrześcijanie będziemy mieli świadomość, że ustanowiliśmy system, który będzie zorientowany na miłość do bliźniego”.
Przez resztę, ostatnie miesiące 1965 roku ksiądz Camilo Torres wysyłał posłania i listy skierowane do chrześcijan, wojska, chłopów i do Zjednoczonego Frontu Ludu. 15 lutego 1966 roku ma uczestniczyć w swojej pierwszej akcji zbrojnej jako partyzant, ale już z niej nie powrócił. Zginął z bronią w ręku. Do dzisiaj nie wiadomo, co wojsko uczyniło z jego zwłokami.
Ksiądz i socjolog Camilo Torres uważał, że charakter pokojowy lub pełen przemocy jakiegoś społeczeństwa określają nie klasy ludowe, ale klasy rządzące danego narodu. To dlatego zaproponował mężczyznom i kobietom Kolumbii „wyzwoleńczy projekt”, polegający na wyborze zwanym przez niego „miłością zdolną dla wszystkich”. Jego działania i sposób myślenia zamieniały się w ciągłe zaproszenie do walki, aby „przyszłe pokolenie nie było już pokoleniem niewolników, ale ludzi wolnych”.
Ksiądz Camilo już jako dziecko wyróżniał się swoją troską o bliźnich, rozdając np. darmowe lekarstwa swojego ojca pomiędzy pracowników znajdującej się w pobliżu jego domu fabryki ceramiki. Drobne sumy, jakie otrzymywał od swoich rodziców, aby np. pójść do kina, rozdawał dzieciom z faveli. Kiedy zrezygnował ze studiów prawniczych, aby wstąpić do seminarium, oświadczył, że „życie, takie jakim żył i je rozumiał, nie miało sensu”. To dlatego postanowił zostać księdzem, aby stać się sługą ludzkości”, ponieważ odkrył, że „chrześcijaństwo było drogą całkowicie skupioną na miłości do bliźniego”.
Już później, kiedy hierarchia kościelna go ucisza i zawiesza w jego kapłaństwie, ksiądz Camilo Torres oświadczył, że porzucił urząd kapłanski (ale nie kapłaństwo, gdyż to jest wieczne) z tego samego powodu, dla którego kiedyś je wybrał. Nie wierzył już jednak, że wystarczy jedynie praktykować dobroczynność, dzieła miłosierdzia i dawać jałmużnę, ponieważ byłoby to tak, jakby dawać poważnie choremu na gruźlicę picie, aby tylko przestał kaszleć. Torres chciał rewolucji, miłości do bliźniego i walki o lepsze życie dla większości społeczeństwa. Dlatego, uważał, trzeba wyrwać władzę z rąk oligarchii i przekazać ją ludowi. Jeśli oligarchia zechce przekazać ją w sposób pokojowy, to obędzie się bez przemocy, ale jeśli użyje przemocy, to lud również powinien odpowiedzieć przemocą, aby wyrwać tylko władzę z rąk panujących elit. Przedtem jednak trzeba wykorzystać wszystkie środki pokojowe, sam jednak nie wierzył, aby oligarchia przekazała władzę w sposób pokojowy. Chociaż Kościół nakazuje sprawdzić, jakie byłyby skutki użycia przemocy, to jednak, według niego, skutki rewolucji nie mogłyby być wiele gorsze, aniżeli istniejąca już sytuacja z dziećmi umierającymi z głodu, dziewczynkami oddającymi się prostytucji, z siłami zbrojnymi dokonywującymi masakr bezbronnej ludności, z ciemiężcą mniejszością związaną z USA i coraz bogatszą... . Ksiądz Torres często cytował fragment z Ewangelii Mateusza 25,31-46, w którym Chrystus przedstawia kryterium, jakie użyje podczas ostatecznego sądu: „Byłem głodny i daliście mi jeść...”. Dla Torresa tekst ten ma jedynie wartość, kiedy pytamy samych siebie, żyjąc w konkretnych okolicznościach naszego życia, w jaki sposób jesteśmy zdolni dać jeść głodującej większości, ubrać nagą większość, przyjąc większość nie posiadającą dachu nad głową... . Aby to jednak stało się rzeczywistością, to wpierw trzeba było przeprowadzić w Kolumbii prawdziwą, głęboką reformę na rzecz biednej większości ludności kraju i jeśli w celu zrealizowania jej, w celu zrealizowania miłości bliźniego trzeba było wpierw dokonać rewolucji, to chrześcijanin powinien zostać rewolucjonistą.
Dziennikarzom Camilo Torres powiedział: „Jestem rewolucjonistą jako Kolumbijczyk, jako socjolog, jako chrześcijanin i jako ksiądz. Jako Kolumbijczyk, ponieważ nie chcę trzymać się w oddali od walki mojego ludu. Jako socjolog, ponieważ moje naukowe intuicje w stosunku do rzeczywistości przekonały mnie, że niemożliwe jest dojście do skutecznych i odpowiednich rozwiązań bez rewolucji. Jako chrześcijanin, ponieważ miłość do bliźniego jest istotą bycia chrześcijaninem, a pomyślności większości nie można osiągnąć bez rewolucji. Jako kapłan, ponieważ oddanie się bliźniemu, którego domaga się rewolucja, jest wymogiem braterskiego miłosierdzia, nieodzownego do celebracji mszy, która nie jest ofiarą indywidualną, ale ofiarą całego ludu Bożego za pośrednictwem Chrystusa”.
Ksiądz Camilo Torres głosił słowem i czynem miłość skuteczną, daleką od pięknego, ale pustego pustosłowia, ponieważ dla niego „wiara bez czynów jest marta” (Jakub 2,17). Był gotowy dać swoje życie za innych i tak też się stało, kiedy zginął z bronią w ręku 15 lutego 1966 roku.

 
Mirosław Kropidłowski
 

0 komentarze:

Prześlij komentarz