poniedziałek, 11 listopada 2013

CHRZEŚCIJAŃSKA KOMUNISTYCZNA REPUBLIKA GUARANI (I)



                                      ORGANIZACJA POLITYCZNA

W znanej pracy zatytułowanej "Les jesuites et le secret de leur puissance" (Jezuici i tajemnica ich potęgi) organizacja polityczna Republiki Guarańskiej scharakteryzowana została następująco: "To indiańskie państwo odpowiadało najnowocześniejszym wymogom demokracji, gdyż nie było w nim mas ciemiężonych przez wszechpotężne rzesze urzędnicze, ale swoboda obywateli ograniczona była jedynie interesem ogółu; w republice tej wyłoniony z wolnych wyborów tubylczy urzędnik był urzędnikiem służbie dobra ogółu, niemającym na względzie interesów egoistycznych."

Dla ścisłości dodajemy tu, że demokracja guarańska z formalnego punktu widzenia nie była może tak daleko posunięta, jak by to wynikało z powyższego cytatu. Tym niemniej była ona realniejsza od naszych demokracji burżuazyjnych. Kiedy wyzysk człowieka przez człowieka dokonywa się przy zachowaniu pozorów demokracji, prawa polityczne mają raczej złudny charakter; natomiast w prawdziwej demokracji gospodarczej pewne formy praw politycznych przestają niekiedy mieć istotne znaczenie.

Najczęściej o przystąpieniu plemion do osiedli redukcyjnych decydowali kacykowie. Byłoby rzeczą nierozsądną, a w praktyce nawet niemożliwą znieść z dnia na dzień ustaloną od dawna formę władzy, która w całym szeregu dziedzin okazała się pożyteczna w tym trudnym okresie, kiedy ojcowie nie zdążyli jeszcze zgłębić psychologii Indian. Kacykowie objęli chwilowo funkcje kierowników dzielnic.

Bardzo szybko jednak odrębne plemiona zlały się w nową większą społeczność, jaką stanowiły osiedla redukcyjne. Administrowanie i wprowadzanie określonych regulaminów wymagało stworzenia licznych funkcji, które niebawem usunęły władzę kacyków w cień, a następnie doprowadziły do jej zniknięcia. Wykonywanie tych różnorodnych czynności społecznych wytworzyło elitę nie opartą o dziedziczenie i zupełnie niezależną od dawnych grup rządzących.

Instytucja dziedzicznych kacyków, chroniona przez niektórych misjonarzy, przekształciła się w rodzaj drobnej szlachty, służącej raczej celom dekoracyjnym. W każdym osiedlu było od trzydziestu do pięćdziesięciu kacyków. Tylko w San Ignacio liczba ich dochodziła do pięćdziesięciu siedmiu. Jezuici chętnie patrzyli na rozpowszechnianie się tego tytułu, gdyż gmina wolna była od płacenia podatków za kacyków. Doblas twierdzi, że jezuici nie powierzali żadnych stanowisk kacykom. Pogląd ten nie jest słuszny. Kacykowie - zupełnie podobnie, jak w naszych społeczeństwach potomkowie rodów arystokratycznych - mieli zależnie od swych zdolności dostęp do wszelkich funkcji na równi z wszystkimi innymi obywatelami. W czasie likwidacji Republiki w roku 1768 tylko około piętnastu kacyków zajmowało na całym jej terytorium poważniejsze stanowiska wiceprzewodniczących rad (tenientes ), ochmistrzów itp. Okupanci hiszpańscy natknęli się wszędzie na rady gromadzkie wybrane przez lud zgodnie z tradycją sięgającą pierwszych lat. Już ojciec Mastrilli wspomina o cabildo, czyli radzie z wyboru, złożonej z alkadów, urzędników skarbowych i innych dostojników.

Wybory oraz pełnienie funkcji publicznych były tym właśnie czynnikiem, dzięki któremu Guaranowie nabrali tak żywego poczucia samodzielności narodowej oraz odpowiedzialności za dobro społeczne. Całe wykonawstwo administracyjne spoczywało w ich rękach. Guaranowie troszczyli się o należyty ład w swej społeczności i sami podejmowali pożyteczne inicjatywy. Sami organizowali roboty publiczne i kierowali nimi. Sami też zarządzali składami i wymierzali sprawiedliwość.

Na czele każdego siedli stał corregidor, czyli przewodniczący, zwany też nieraz kacykiem, któremu podlegali: alguacil czyli komisarz, teniente czyli wiceprzewodniczący oraz dwóch alkadów, będących zarazem "sędziami w sprawach karnych"; dwóch innych alkadów, pełniących funkcję oficerów policji i kierujących strażą uliczną i polną; urzędnik skarbowy i jego zastępca, prowadzący między innymi rejestry stanu cywilnego, wreszcie czterech regidores czyli radców, mających pieczę nad różnymi działami usług, a ponadto w miarę potrzeby kilku asesorów "których liczba proporcjonalna jest do ilości mieszkańców".

Poszczególne dzielnice osiedli miały kierowników "wybieranych spośród najgorliwszych chrześcijan". W czasie, gdy podróż swą odbywał Florentin de Bourges, wiceprzewodniczący pełnił obowiązki inspektora szkół. Tenże wiceprzewodniczący lub też jeden z alkadów ponosił ogólną odpowiedzialność za młodzież do lat siedemnastu. Chorążym osiedla był alferez czyli podporucznik.

Choć wiadomo, że korregidor i wszyscy funkcjonariusze wybierani byli "przez samych Indian" w czasie dorocznych wyborów, niewiele powiedzieć można o szczegółach stosowanej przy tym procedury.

Głosowanie odbywało się w ostatnich dniach grudnia lub też w sam Nowy Rok. Ustępująca rada sporządziła listę kandydatów. Misjonarz miał prawo skontrolować tę listę przed ujawnieniem jej na ogólnym zgromadzeniu. Czynił on uwagi, "do których radcy zazwyczaj stosowali się". Zgromadzenie publiczne przypominało dawne helweckie Landsgemeinden. Głosowanie nie było tajne. Mimo to opinia społeczna ujawniała się zupełnie swobodnie, skutecznie i ze znajomością sprawy. Najczęściej, jak powiada Cardiel, zgadzano się na wszystkich kandydatów wpisanych na listę. Nikt jednak nie mógł zostać jednogłośnie wybrany, jeśli nie cieszył się szacunkiem i sympatią współobywateli.

Nie istniały żadne stronnictwa. Panująca koncepcja dobra społecznego uznawana była przez wszystkich z wolnej i nieprzymuszonej woli. W żadnym okresie dziejowym na terenie żadnego osiedla nie ujawniły się, najsłabsze choćby nastroje antykomunistyczne, czy też skłonność do przyjęcia ustroju ekonomicznego, którego najrozmaitsze przykłady Indianie mieli przed oczami, począwszy od zwykłego prywatnego majątku ziemskiego wykrojonego z gruntów zdobytych, czy też kupca i wędrownego kramarza, a kończąc na wielkich kampaniach żeglugowych, czy prowadzących handel niewolnikami. Walki wyborcze, ograniczające się do spraw personalnych toczyły się zawsze, jak się zdaje, w atmosferze pełnej powagi. "Wszystko odbywa się w wielkim spokoju" - dodaje jeszcze Cardiel. Ludzie młodzi, a nawet bardzo młodzi, lecz wyróżniający się wykształceniem, dopuszczani bywali do godności publicznych. Regulamin z 1689 r. zabraniał jednak wybierać młodych ludzi na stanowiska sędziów.

Nowi urzędnicy otrzymali z rąk proboszcza oznaki swych dostojeństw. Kapłan wygłaszał przy tym mowę, w której podkreślał wagę ciążącej na nich odpowiedzialności.

Jednocześnie mianowano oficerów sił zbrojnych, urzędników politycznych i gospodarczych, organistów oraz zakrystianów.

Na zakończenie ceremonii wyborczych odprawiana była uroczysta msza św. . Radni zajmowali zarezerwowane ławki w pobliżu prezbiterium.

Wybrani utrzymali nadal ścisły kontakt z ludem. Dość często w roku następnym byli wybierani powtórnie. Korregidor natomiast, jeżeli potrafił zaskarbić sobie uznanie ogółu, utrzymywał się na tym stanowisku przez czas nieograniczony. W zasadzie korregidora wyznaczano na pięć lat. Złożyć go z urzędu mógł tylko superior generalny Republiki.

Posiedzenia rady odbywały się bardzo regularnie i zabierały wiele czasu. Ponadto co rano korregidor i obaj główni alkadowie przeprowadzali krótką naradę z proboszczem, zwanym Cura. Wszystko, co dotyczyło politycznych i gospodarczych przejawów życia osiedla, postanawiane było conferenciando, a więc zbiorowo, na posiedzeniach z udziałem proboszcza, korregidora i członków rady. Z "Zapisków dla pamięci przyszłych pokoleń", ułożonych przez pewnego Guarana z Yapeyu wynika, że zakonnicy ograniczają się do "asystowania". Poddają od czasu do czasu jakąś myśl, jak na przykład założenie nowych "estencji". Korregidor zajmuje się sam wraz z radą studiami przygotowawczymi, poprzedzającymi realizację projektu. Do niego należy decyzja, on też przewiduje szczegóły wykonania.

Każde z osiedli tworzyło zatem w zakresie administracji wewnętrznej coś w rodzaju małej niezależnej republiki.

Osiedla natomiast zależały od konfederacji we wszystkich sprawach związanych z ustawodawstwem cywilnym, karnym i wojskowym. Rozwojem osiedli redukcyjnych kierował superior generalny, w okresie jednak początkowym te zwierzchnie funkcje sprawowało dwóch superiorów, z których jeden przebywał na terenie Parany, w Candelaria lub San Ignacio, drugi zaś rezydował w Yapeyu nad Urugwajem.

Superior wizytował regularnie wszystkie osiedla. Za powrotem z objazdów formułował dyrektywy, które uważał za korzystne dla całości. Na tym właśnie polegała jego rola: miał ustanawiać i utrzymywać jedność, a nawet jednolitość, la uniformitad en todo, en todas las reducciones. Do zarządzeń superiora stosowano się ściśle.

Handel zagraniczny zależał również do kompetencji konfederacji.

Republika Guarańska wcielała wtedy w życie na małą skalę zasadę międzynarodowego federalizmu przyszłości: autonomiczny zarząd każdej wspólnoty oraz swobody miejscowe ugruntowane w ramach jednolitego ustroju politycznego i gospodarczego.

Najpiękniejsze tradycje wzajemnej pomocy i przyjaźni panowały w stosunkach między poszczególnymi osiedlami i rejonami.

Opierając się jedynie na wpływie moralnym, który zawdzięczali swemu oddaniu sprawie i wykazywanym zdolnościom, jezuici utrzymywali w sposób pokojowy, aż do chwili odejścia, kontrolę nas stworzonym przez siebie organizmem. Korzystali oni z prawa veta. W razie jakichkolwiek zatargów czy nadużycia władzy ze strony funkcjonariuszy Indianie zawsze uciekali się do misjonarzy jako do autorytetu uznanego przez wszystkich i niepodlegającego dyskusji.

"We wszystkich swoich sprawach, tak cywilnych jak i karnych, szukają oni pomocy u ojców" - powiada ojciec Mastrilli.

Misjonarze jednak od początku pozostawiali Guaranom, całą pełnię odpowiedzialności. "Jeśli powstaje wśród nich jakikolwiek spór, zostaje on natychmiast przecięty przez ostateczny wyrok alkadów, którzy nie znają ani odwlekania spraw w nieskończoność, ani też łapownictwa". Wszystko odbywa się "bez adwokatów", "oskarżycieli i notariuszów". Na swoje szczęście "nie znają oni matactw ni krętactwa". Superior generalny pełnił rolę najwyższej instancji odwoławczej, nawet w razie potrzeby przeciw samym zakonnikom. Zwracać się do niego można było bądź też na miejscu w terenie, w czasie dorocznej wizyty. Prowincjał ze swej strony odwiedzał każde osiedle redukcyjne raz jeden w ciągu trzyletniej swojej kadencji.

Zatargi graniczne pomiędzy poszczególnymi redukcjami rozstrzygał trybunał, w którym w sprawach dotyczących osiedli parańskich zasiadało trzech zakonników Urugwaju; w sprawach zaś związanych z osiedlami urugwajskimi trzech zakonników Parany. Najwyższą instancją w tych wypadkach był prowincjał. W każdej miejscowości wywieszono mapę, na której zaznaczone były granice w celu zapobiegania sporom i rozstrzygania powstałych wątpliwości. Spory prywatne zdarzały się niezmiernie rzadko, a to dzięki żarliwości religijnej neofitów, obowiązującej organizacji gospodarczej oraz ścisłemu określeniu zakresu zajęć każdego mieszkańców. "Sumienie zastępowało ustawy - powiada Funes. - Kodeks cywilny nie istniał, ponieważ Indianie, prawdę mówiąc, nie znali prawa własności". Kolejno wydawane zarządzenia wytworzyły jednak z czasem dosyć rozwinięte ustawodawstwo. Regulaminy, prawa i zwyczaje zebrane były w "Libre de Ordones", której jeden egzemplarz przechowywany był dla użytku ogółu w każdym z osiedli.

Policja przestrzegała stosowania praw i utrzymywania ładu, posługując się zwłaszcza metodami zapobiegawczymi. Najczęściej podobno wystarczyło ostrzeżenie, aby powstrzymać grożące wykroczenia. Chodniki znajdujące się na poziomie mieszkań ułatwiały dokonywanie obchodów i kontrolę. Wieczorem, z chwilą dania sygnału do gaszenia świateł, wszelkie nieusprawiedliwione opuszczenie domu było zakazane. Straż nocną pełniły patrole, zmieniane co trzy godziny. Miały one także zapobiegać zaskoczeniu ze strony wrogów zewnętrznych, "gdyż nigdzie nie brak włóczących się Indian".

Człowieka podejrzewanego o winę - choćby najgroźniejszą - prowadzono do sędziego bez kajdan ani jakichkolwiek więzów. Żadnej kary nie orzekano arbitralnie, bez przeprowadzenia śledztwa. Każdy wypadek, choćby najbłahszy, badany był z całą sumiennością. Świadków przesłuchiwano i konfrontowano z sobą.

W "Libro de Ordenes" mieścił się również i kodeks karny. Oprócz kar za przestępstwa i zbrodnie obejmował on także sankcje przewidziane w razie łamania przepisów, obowiązujących na przykład w dziedzinie pracy. Najczęściej stosowaną karą było napomnienie ojcowskie. Interpretacja postanowień kodeksu była giętka i brała pod uwagę postawę duchową winnego. "Nigdy nie karze się winnych z całą surowością prawa... Jako że jednak kary są niezbędne potrzebne do utrzymania w karbach ludzi głuchych na wszystko oprócz strachu - a w każdym osiedlu trafi się zawsze kilku takich - korregidor królewski i alkadowie zmuszeni są je nakładać, kierując się wszakże przy tym wielką wagą i umiarkowaniem. Nie zdarza się nigdy, by powzięli tego rodzaju postanowienie bez zasięgnięcia rady misjonarza. Szuka się sposobów takiego karania za winy, aby nie zbrzydzić karanym dalszego pobytu w ich osiedlu".

Kary miały służyć celom wychowawczym. "Przed uwięzieniem uświadamia się ich bardzo łagodnie o popełnionych przez nich błędach, a wytłumaczenie im, że zasłużyli na karę, nie nasuwa żadnych trudności. Toteż poddają się karze z całą pokorą i nie było wypadku, żeby z tego powodu żywili do sędziów najmniejszą urazę. Mają oni, jak powiada Dom Antonio de Ulloa, tak wielkie zaufanie do swoich pasterzy, że gdyby kara nawet została im wymierzona niesłusznie sądziliby, że im się słusznie należała".

Sankcje ograniczały się "do modlitw, postów, pozbawienia wolności i niekiedy chłosty, ponieważ ci neofici nie popełniali przestępstw, które wymagałyby zastosowania surowszych kar". Przy chłoście najwyższa liczba razów wynosiła dwadzieścia pięć. W żadnym wypadku nie mogło dojść do upustu krwi. "Jeżeli przestępstwo jest poważne, dawka dwudziestu pięciu razów może być powtarzana w odstępach kilkudniowych". Kara chłosty, łagodzona w ten sposób ścisłymi przepisami, pozwalała przynajmniej przestępcy szybko wrócić do normalnego życia. Nawet pisarze nie nastawieni bynajmniej życzliwie przyznają, że kara ta dla Guaranów nie była zbyt upokarzająca i wydawała się im mniej przykra, niż więzienie.

Czarowników, którym udowodniono szkodliwe praktyki, nie palono na stosie. Zadawalano się po prostu wygnaniem ich z kraju, po roku więzienia. Zbrodnie spędzenia płodu, kazirodztwo itp. zdarzały się tylko wyjątkowo. Były one karane dwumiesięcznym więzieniem w kajdankach. W ciągu tych miesięcy zbrodniarz otrzymywał trzykrotnie po dwadzieścia pięć uderzeń batem "i nigdy więcej". Prócz tego pozbawiony został prawa zajmowanie stanowisk urzędowych.

Kara śmierci nie istniała. Zbrodnie, które zasługiwałyby na tę karę, jak na przykład trucicielstwo, miały być karane według regulaminu z 1689 r. bezterminowym więzieniem. Jednakże w 1716 r. ojciec Tamburini ograniczył najwyższy wymiar kary do lat dziesięciu. W stosunku do niebezpiecznych lub zatwardziałych recydywistów przewidziana była banicja. Niektórzy zbrodniarze bywali niekiedy skazywani na zesłanie do oddalonych osiedli.

Kobiety winne popełniania przestępstwa sądzone były - przynajmniej w pierwszej instancji - także przez kobiety, które też zawsze same wykonywały karę. Przestępczynie skazywano na przymusowy pobyt w Domu Wdów, gdzie pracowały, nie pozostając pod kluczem.

Prawo karne założone przez jezuitów Republiki odznaczało się, jak widać, wyjątkową łagodnością - i to nie tylko w porównaniu z prawem kolonialnym, ale także i z prawem obowiązującym w owych czasach w najbardziej postępowych krajach Europy.

Regulamin więzienny był, jak na tamtą epokę, nieporównywalnie łagodny. Więzień nie mógł pozostać o chlebie i wodzie dłużej niż trzy dni z rzędu. "Wszyscy więźniowie obojga płci uczęszczają na mszę św. i nabożeństwo różańcowe, ewentualnie nawet w kajdankach".

Skazaniec poddawał się swej karze ze szczerą uległością, nie stawiając nigdy najmniejszego oporu, sin montrar jamas resistencia. " W wyznaczonej przez misjonarza karze nie upatrują oni nigdy rzeczy zrodzonej z gniewu czy innych namiętności, lecz jedynie lekarstwo służące ich dobru"! Cardiel przyznaje też, że pokora Guaranów wyciskała jezuitom z oczu łzy prawdziwego rozczulenia. "Godzą się oni zawsze chętnie z postanowieniem ojca i to bynajmniej nie dorywczo tylko; zawsze tak się to odbywa".

Wszyscy dawni pisarze podkreślają, że Guaranów odstręczała od złego nie tyle obawa kary, ile raczej środowisko społeczna skłania ich ku dobremu przez przykład powszechny i ogólnie, nieustannie pobudzane współzawodnictwo w służbie dla wspólnoty. Wiara chrześcijańska, niezwykle mocna, chroniła obyczaje i ład społeczny. W sposób zgodny z naturą ludzką - bez niezdrowego podniecenia, a mimo to wcale skutecznie - nadzieja nagrody zachęcała do uprawiania cnót. W tej bezklasowej republice, gdzie nie było przywilejów, a pieniądz nie miał żadnej mocy, człowiek postępował na wyższe szczeble drabiny społecznej głównie dzięki ujawnionej wartości osobistej i zasłudze. Aby zostać dopuszczonym do chóru, do orkiestry, do koła muzycznego, należało być człowiekiem godnym. Aby móc być zaliczanym do "bractwa" i uzyskać dostęp do urzędów publicznych, trzeba było być najgodniejszym z godnych.

Fakt, że w ciągu przeszło półtora wieku zdołano bez potrzebny stosowania surowego ustawodawstwa utrzymać ład -i to ład wzorowy - w bardzo rozległych osiedlach, zamieszkałych przez lud beztroski i zazdrośnie strzegący swej wolności, sam przez się z dostateczną siła przemawia na korzyść systemu zaprowadzonego przez jezuitów oraz mądrości, z jaką umieli oni wykorzystać swój niemal nieograniczony wpływ moralny. Pomimo wrogiego nastawiania do Towarzystwa Jezusowego Azara przyznaje, iż "jezuici używali swego autorytetu z godną podziwu łagodnością i umiarem". Tym niemniej ludzie żerujący na niewolnictwie oraz ich europejscy poplecznicy krzyczeli aż do końca o "jezuickim despotyzmie".

0 komentarze:

Prześlij komentarz