poniedziałek, 29 lipca 2013

Latynoscy rewolucjoniści nie wstydzą się religijności

Wielu Urugwajczyków nie posiadało się ze zdumienia: - 13 grudnia ich lewicowy prezydent Jose Mujica uczestniczył we mszy św., którą sam zamówił w kościele franciszkanów w intencji o zdrowie dla socjalistycznego przywódcy Wenezueli, Hugo Chaveza. Niektórzy sądzą, że zdarzył się cud. Szef ich państwa twierdzi bowiem, że nie wierzy w Boga. W latach 60. walczył w lewicowych oddziałach partyzanckich Ruchu Wyzwolenia Narodowego – Tupamaros, za co trafił do więzienia. Zapowiedział, że nie zawetuje przyjętej właśnie przez parlament ustawy dopuszczającej aborcję.
Na placu Biblii
Msza u franciszkanów w Montevideo nie była w tych dniach jedynym wyjątkowym, być może nadprzyrodzonym wydarzeniem w Ameryce Łacińskiej. W ten sam czwartek o zdrowie dla Chaveza w „jednym z kościołów" w Hawanie modlili się bowiem przedstawiciele dyplomatyczni różnych krajów, urzędnicy wenezuelscy i kubańscy.
Liczący 58 lat Hugo Chavez przebywa obecnie na Kubie, gdzie poddał się kolejnej operacji w walce z rakiem. Ukazujący się w Miami dziennik „El Nuevo Herald" ujawnił w sobotę, że po zabiegu wystąpiły powikłania i chory ma trudności z oddychaniem. Przed wyjazdem na leczenie prezydent ucałował krzyż, ten sam, który – jak twierdzi – pomógł mu w trudnych chwilach w 2002 roku, kiedy na kilka dni został odsunięty od władzy.
Na początku grudnia widownią wydarzenia jeszcze bardziej zadziwiającego stała się Managua, stolica Nikaragui. Na placu Biblii zgromadziło się kilkudziesięciu młodzieżowych działaczy Frontu Wyzwolenia Narodowego im. Sandino (FSLN). Wspólnie z wiernymi Kościoła katolickiego i Kościołów ewangelickich prosili Boga, by pomógł prezydentowi Chavezowi pokonać chorobę. W modlitwach młodych sandinistów można upatrywać znamion cudu, ponieważ ich przodkowie dowiedli, że pobożność rewolucyjna, jaka występuje w Nikaragui, ma cechy osobliwe. Doświadczył tego Jan Paweł II. W czasie mszy, jaką odprawiał w Managui w 1983 roku, niezadowoleni z jego słów działacze zaczęli szemrać tak, że aż papież musiał ich zgromić. „Cisza!" – wołał wzburzony.
Wojciech Klewiec
http://www.rp.pl/artykul/964100.html?p=3
Modlitwa za ateistę
Religijne ożywienie latynoskiej lewicy nie bierze się tylko z troski o Hugo Chaveza. W Brazylii, w katedrze w stołecznej Brasilii i w innych świątyniach, odprawiono msze w intencji zmarłego 5 grudnia Oscara Niemeyera. Był on jednym z najsłynniejszych brazylijskich architektów i komunistów.
Dziennik „Correio Braziliense" zwrócił uwagę, że choć Niemeyer całe życie podawał się za ateistę, uroczystości religijne w jego intencji zostały odprawione, „ponieważ jego rodzina jest katolicka i sobie tego życzyła".
Przebudzenie pobożności południowoamerykańskich rewolucjonistów, choć obecnie występuje – jak się zdaje – z wyjątkowym natężeniem, nie jest zjawiskiem zupełnie nowym.
Dało o sobie znać choćby w lipcu 1967 roku, kiedy delegacja chilijskiej lewicy wracała samolotem do kraju z Hawany, gdzie uczestniczyła w Konferencji Trzech Kontynentów. Na pokładzie byli socjaliści, komuniści i działacze innych postępowych formacji. Na czele grupy stał socjalistyczny przewodniczący Senatu Salvador Allende. W nocy, gdzieś nad Andami, zerwał się potężny wiatr. Maszyna, którą wichura rzucała na wszystkie strony, trzeszczała, jakby lada chwila miała się rozpaść. Panowały nieprzeniknione ciemności. W jednym z okien pękła szyba. Do wnętrza zaczęło wdzierać się lodowate powietrze. Podróżnym zajrzała w oczy śmierć. Niektórzy przestali nad sobą panować. Jedni zaczęli rozpaczać, inni głośno się modlić. Samolot wylądował bezpiecznie.
Kiedyś wadził się z biskupami
Czy był to cud? Josif Ławriecki, który zdarzenie opisał w książce „Salvador Allende" (Wydawnictwo Literackie, Kraków 1976), tej kwestii nie wyjaśnia. W odróżnieniu od sowieckiego autora coraz więcej obserwatorów nie ma dziś natomiast wątpliwości, że cud zdarzył się w sercu Hugo Chaveza. Wiele wskazuje bowiem, że kontrowersyjny budowniczy socjalizmu XXI wieku, ojciec duchowy i mecenas wielu rewolucjonistów w świecie, wielbiciel Fidela Castro doznał duchowej przemiany.
Latynoscy rewolucjoniści, komuniści i socjaliści nie wstydzą się religijności
Po powrocie z drugiego pobytu leczniczego na Kubie w kwietniu na mszy w mieście Barinas w swych rodzinnych stronach prezydent Wenezueli modlił się wzruszony: „Daj mi życie, choćby było bolesne. Daj mi Twój wieniec, Chryste, bym krwawił. Daj mi Twój krzyż, sto krzyży, Chryste, poniosę go, ale jeszcze mnie stąd nie zabieraj. Mam jeszcze wiele do zrobienia".
W lipcu zeszłego roku na transmitowanej przez telewizję mszy z udziałem kościelnych hierarchów przyjął sakrament namaszczenia chorych.
A jeszcze kilka lat temu Chavez porównywał Kościół do raka. Wadził się z biskupami, którym, jego zdaniem, leżało na sercu dobro bogatych, nie biednych. Ledwie objął władzę w 1999 roku, oświadczył, że przewodniczący episkopatu biskup Baltazar Porras to „adeco (zwolennik opozycyjnej partii Akcja Demokratyczna) w sutannie", ponieważ krytykował używanie języka biblijnego w przemówieniach prezydenckich. Chavez, były spadochroniarz, nazywał hierarchów troglodytami, a wiernych wzywał, by obierali drogę teologii wyzwolenia, nurtu w Kościele katolickim w latach 60. i 70., który łączył wiarę ze zbrojną rewolucją marksistowską.
W lutym 2008 roku zwolennicy wenezuelskiego komendanta wdarli się do siedziby arcybiskupa Caracas. „Grupa bojówkarzy tak zwanego ruchu boliwariańskiego, kierowana przez radykalną działaczkę Linę Ron, postanowiła w ten sposób zaprotestować m.in. przeciwko krytycznej postawie Kościoła wobec rządu" – donosiło Radio Watykańskie.
Od czerwca zeszłego roku Chavez jest jednak mniej bojowy. Wtedy ujawnił, że choruje na raka. Za pośrednictwem Twittera zaczął wysyłać modlitwy do Matki Bożej. W 2011 roku, kiedy obchodzono stulecie dokonanej przez papieża św. Piusa X koronacji figurki Najświętszej Maryi Panny z El Valle na wyspie Margarita, patronki kraju, ogłosił 8 września Dniem Radości Narodowej, na cześć Bogarodzicy. 6 stycznia tego roku natomiast udał się z pielgrzymką dziękczynną do Sanktuarium Matki Bożej z Coromoto w mieście Guanare. W 1950 roku papież Pius XII ogłosił Matkę Bożą z Coromoto patronką Wenezueli, a Jan Paweł II koronował jej cudowny obraz.
„Idziemy z Bogiem"
Hugo Chavez nie jest pierwszym rewolucjonistą, który odwołuje się do Boga. Robił to już Daniel Ortega, przywódca sandinistów w Nikaragui, wychowanek jezuitów.
Do zakonnych szkół uczęszczali także Dilma Rousseff, dziś prezydent Brazylii, a kiedyś guerrilheira w zbrojnym lewicowym podziemiu, i Fidel Castro.
W Urugwaju prezydent Mujica, kiedy w 1985 roku wyszedł na wolność z więzienia, gdzie siedział za działalność partyzancką, wziął udział w konferencji prasowej, urządzonej w tym samym franciszkańskim kościele w stołecznym Montevideo, w jakim 13 grudnia odbyła się msza św. w intencji przywódcy Wenezueli.
Z drugiej strony wobec wyzwań rzeczywistości, przede wszystkim ogromnej nędzy na kontynencie, wielu duchownych, także hierarchów katolickich, otworzyło się na idee socjalistyczne. Niektórzy porzucili nawet stan kapłański i oddali się polityce, jak biskup Fernando Lugo, który został prezydentem Paragwaju. O politycznych wyborach duchownych południowoamerykańskich ciekawie opowiada znany chilijski film „Modlitwa już nie wystarcza" z 1972 roku.
Hugo Chavez nazywa Chrystusa „największym socjalistą w dziejach". Eksperci nie widzą sprzeczności między pobożnością prezydenta i jego przekonaniami politycznymi. Prof. Angel Alvarez, politolog z Uniwersytetu Głównego Wenezueli, zwraca uwagę, że w oczach rewolucjonistów religia i ideologia mają wiele wspólnego. „Marksizm w postaci ortodoksyjnej, nie w ujęciu Karola Marksa, lecz stalinowskim, opiera się na uwielbieniu przywódcy. Stalin zamienił marksizm w Kościół" – twierdzi uczony, cytowany przez wenezuelski dziennik „El Universal".
Może jednak prezydent Wenezueli nie wykorzystuje religii jako narzędzia? Może 7 października, kiedy odbywało się głosowanie w wyborach prezydenckich, jak się okazało dla niego zwycięskich, szczerze, nie z wyrachowania, pisał na Twitterze: „Idziemy z Bogiem i Matką Bożą Różańcową", nawiązując do przypadającego tego dnia święta maryjnego?
– Nie zajrzymy w duszę Chaveza. Mamy tylko kilka hipotez. Może zwrócił się do Boga, bo się boi śmierci? Zawsze był antyklerykalny, zawsze izolował nuncjusza, choć zawsze też deklarował się jako wierzący – ocenia Jacek Perlin, ambasador RP w Wenezueli w latach 1998–2002, jeden z nielicznych ludzi w Polsce, który poznał Hugo Chaveza osobiście. Jak zauważa dyplomata, wiemy natomiast co innego: mniej więcej połowa narodu uwielbia prezydenta. Ze strony tej połowy troska o szefa państwa – i modlitwy za niego – na pewno są szczere.

0 komentarze:

Prześlij komentarz