Z dumą informujemy Czytelników, że nasza Redakcja powiększyła się o kolejnego autora, czego dowodem jest poniższy tekst. Jednocześnie przepraszamy Autora, że ów tekst pojawia się z kilkudniowym poślizgiem, spowodowanym względami - nazwijmy to - technicznymi.
Motto:
"Powiedziałem, żeby mnie nawet nie wkurwiała, ma wyskrobać."
- usłyszane w McDonaldzie
Wydaje się, że nie ma większej sprzeczności, jak wolnościowiec anti-choice. Jednak właśnie pojęcie - oraz instynktowne poczucie - wolności kłóci się - moim zdaniem - z dopuszczalnością aborcji.
Znany jest argument z ochrony ludzkiego życia. Mówi o nim Mehdi Hasan, lewicowiec i mahometanin, redaktor brytyjskiego "New Statesmana". My, lewicowcy bronimy upośledzonych, bezbronnych, a któż jest bardziej bezbronny od zarodka? Szczegółowy, choć trochę napuszony wykład nt. filozoficznych, zw. ontologicznych aspektów tego podejścia, dał Błażej Skrzypulec w "Pressjach". Mówiąc najkrócej, chodzi o potraktowanie nienarodzonego jako podmiotu, który ma swoje aspiracje i interesy.
Niby dość oczywiste, ale pojawiają się zagadnienie: Dość trudno zaakceptować, że ktoś (lub coś), kto (co) nie mówi, nie myśli, a nawet nie odczuwa, i podlega całkowicie decyzjom innych osób, może być podmiotem. Mówić można o potencjalnym podmiocie, ale aktualnym - kłóci się to z doświadczeniem i z praktyką dyskursu, w którym wszyscy uczestnicy chcą decydować za tego kogoś (coś). Zaakceptowanie podmiotowości i - siłą rzeczy - osobowości ludzkiego płodu niosłoby w zasadzie koniec dyskusji nad aborcją: Nikt normalny raczej nie zdecydowałby się zabić kogoś z pełną świadomością, że to drugi człowiek, nawet za cenę głębokiej zmiany fizycznej, życiowej, porzucenia aspiracji, o czym mówią zwolennicy opcji "pro-choice". Nikt świadomie nie zrobi z siebie "matki Madzi z Sosnowca".
Z czego dokładnie wynika ta odmowa podmiotowości płodu? Odpowiedź na to pytanie jest kluczowa dla zrozumienia, dlaczego dopuszczanie aborcji jest błędem. Otóż otwarcie przyznaje się, że organizm taki nie jest człowiekiem, gdyż nie spełnia pewnych funkcji. Zazwyczaj mowa o kognitywnych, ale w grę wchodzą też fizjologiczne, jak choćby reaktywność emocjonalna.
Przyjmując, że na miano człowieka jednostka zasługuje dopiero zyskawszy pewną funkcjonalność, nie różnimy się niczym od kapitalistów: niesprawny pracownik, konsument bez kasy, ślepy odbiorca reklamy - wszyscy w logice kapitalizmu są bezwartościowi. Ludzie głęboko upośledzeni, trwale przykuci do łóżek, dzieci nie rokujące nadziei na samodzielne życie - stanowią obciążenie i dla najbliższych, i dla całego społeczeństwa. Idąc tropem funkcjonalistycznym, może kiedyś dojdziemy do tego, że na miano człowieka będzie zasługiwał ktoś kto umie mówić, a może czytać i pisać, a może ma dochody na określonym poziomie i odpowiednio dużo konsumuje.
Wolnościowca musi przerażać łatwość, z jaką przyjmuje się arbitralne rozstrzygnięcia gremiów lekarskich co do tego, od którego tygodnia - albo od jakiej funkcji - zaczyna się człowiek. Cedowanie odpowiedzialności za życiowe rozstrzygnięcia na szersze lub węższe przekupne kliki, bynajmniej nie stanowi dążenia do wolności. Jest to raczej "ucieczka od wolności". Ku komfortowi.
(Komfort naruszają wizje "wyskrobanych" płodów - co bardziej człekokształtne. Ciało zabitego "wykształconego" płodu to nie to samo co "grudka komórek". Zupełnie tak, jak byśmy nie jadali koników - przyjaciół człowieka, ale świnki to i owszem.)
Pozostaje jeszcze kwestia społeczno-ekonomiczna. Oczywiście, są przypadki, w których pojawienie się dziecka, szczególnie upośledzonego, jest socjoekonomiczną katastrofą. Problem polega na tym, że wyznaczenie cezury takiej katastrofy jest równie niemożliwe, jak wyznaczenie cezury człowieczeństwa płodu. Dla jednej to zrezygnować z chleba co drugi dzień, dla innej - z pracy, dla kolejnej - z wycieczki dookoła świata. Po prawdzie, często chodzi o utrzymanie stylu życia, wypisanego na kamiennych tablicach przez kapłanów kapitalizmu, na chwałę patriarchatu, z korzyścią dla tych, którzy lubią sobie pochędożyć, ale nie lubią brać odpowiedzialności. W Wielkiej Brytanii 2 razy więcej kobiet niż mężczyzn jest za ograniczeniem prawa do aborcji. W Polsce mówi kark do karka: "Powiedziałem, żeby mnie nawet nie wkurwiała, ma wyskrobać."
Współcześnie wychowanie dziecka, szczególnie upośledzonego, wymaga zaangażowania całego społeczeństwa, a więc odpływu sporych kwot z systemu "swobodnej wymiany rynkowej". Wymaga też zmian ludzkich postaw z indywidualistycznych w altruistyczne, solidarnościowe. Dopuszczając aborcję potwierdzamy wizję człowieka wymagającego bata, skoncentrowanego na własnym interesie, i "wojny wszystkich ze wszystkimi". Czy to jest lewicowe?
Zresztą, o ile społeczeństwo faktycznie jakoś tam realizuje zasadę solidarności, można ciążę donosić, a dziecko oddać. Oczywiście, wiąże się to z ciężkim przeżyciem, niewyobrażalnym (zwłaszcza dla mnie - mężczyzny), ale jeśli na drugiej szali położy się ludzkie życie, trudno o wątpliwości.
Jedyny aspekt prawa do aborcji, którego nie śmiem poruszać, to kwestia ciąży w wyniku gwałtu. Co się wtedy czuje i o co tak naprawdę w tej sytuacji chodzi, mogą wiedzieć jedynie zgwałcone.
Krzysztof Śpiewla
Świetny artykuł, daje do myślenia,
OdpowiedzUsuńA w sprawie aborcji:
http://jedenznas.pl/ zagłosuj już dziś, nie bądź obojętny!