24 marca. Kolejna rocznica. Ponownie
wspominam zamordowanego, dokładnie 33 lata temu, Sługę Bożego,
Oscara Romero. Czynię to co roku, odkąd tylko poznałem tą
nietuzinkową postać. Nie mam zamiaru przytaczać tu Jego biografii,
wystarczająco dobrze została spisana chociażby przez Jamesa R.
Brockmana1.
Chociaż od Jego tragicznej śmierci,
przy ołtarzu podczas pełnienia posługi kapłańskiej, z rąk
„nieznanego” sprawcy, minęło tyle czasu, to arcybiskup nadal
żyje w umysłach i sercach wielu ludzi. Tu, w Europie, jesteśmy
nieco oddaleni od „mitu Romero”, rzadko wymieniamy Go w naszych
modlitwach, natomiast w Ameryce Łacińskiej, zwłaszcza Środkowej,
o samym rodzinnym Salwadorze nie wspomianjąc, postać arcybiskupa
San Salvadoru, niestrudzonego obrońcy Prawdy, ciągle żyje i nie
niknie. Kiedy my, tu w Europie, zapominamy nawet o naszych świętych,
błogosławionych, Sługach Bożych i wszystkich tych, których życie
rozjaśniało światło Chrystusa, tam, gdzież w tropikalnym lesie,
na zboczu góry, w skwarze falistej blachy slumsów, pamięć o tym
wojowniku ubogich nie gaśnie. Piszę o arcybiskupie jako o
wojowniku, gdyż nim właśnie był. Wbrew i naprzeciw episkopatowi
salwadorskiemu, nuncjuszowi papieskiemu, prezydentom, ministrom,
wojskowym, gwardianom systemu, wspierany zaledwie przez jednego
wyższego hierarchę kościelnego, biskupa Riverę, jak i
niezliczoną rzeszę niższego duchowieństwa, katechistów, a
zwłaszcza zwykły lud, którego obrońcą był do samej śmierci,
szedł Romero ścieżką Ewangelii, w duchu Kazania na Górze.
Umiłował prosty lud całym sercem, nie bał się go bronić z
otwartą przyłbicą nawet w najczarniejszych momentach historii swej
ojczyzny. Wiedział, że jeśli on tego nie zrobi, jeśli nie wyjdzie
naprzeciw niesprawiedliwości, wówczas nie będzie mógł mienić
się chrześcijaninem, uczniem Jezusa Chrystusa.
Był
gorącym zwolennikiem przemian w Kościele: Soboru Watykańskiego II
i konferencji biskupów Ameryki Łacińskiej w Medelin z 1968 roku.
Szczególnie ta ostatnia nakreśliła nowy plan działania Kościoła
na kontynencie południowoamerykańskim. Wierny był jej do końca,
jak też wiernymi byli inni, którzy oddali swoje życie w służbie
ubogich. Jednym z nich był ojciec Rutilio Grande, salwadorski
jezuita, zamordowany skrytobójczo, o pamięć którego walczył
arcybiskup. Sprawa ojca Grande do końca zajmowała naszego
hierarchę. Domagał się sprawiedliwości dla niego, jak i dla
innych zamordowanych przez reżim. Domagał się sprawiedliwości dla
chłopów i robotników, dla ubogich, wyzyskiwanych, zniewolonych
przez system. Nie był politycznym agitatorem, potrafił zdystansować
się od politycznej lewicy, która coraz częściej walkę swą
opierała na przemocy. Wspierał za to organizacje ludowe, związki
chłopskie, które swe korzenie miały w społecznej nauce Kościoła,
ale przeszły ewolucję i przeszły na pozycje jednoznacznie
lewicowe. Wiedział, że w nich działają księża, popierał ich
działania, a jednocześnie przestrzegał, aby nie zapominali po co
tam są – aby dawać świadectwo Prawdzie Bożej. Tak wyglądała
jego teologia wyzwolenia, której rzecznikiem, choć nigdy chyba tak
się nie określił, był do końca swych dni. Teologia ta łączyła
Królestwo Boże zarówno tu, na Ziemi, jak i w Wieczności. Nie
występuje tu żadna sprzeczność. Chrześcijanin, aby być nim
naprawdę nie może odwracać głowy od niesprawiedliwości ku
Niebiosom i tylko tam spoglądać. Będzie wtedy niczym Tales
wyglądający ku gwiazdom, ale wpadający do studni, gdyż nie
dostrzegający tego co na ziemi. Chrześcijanin nie może być
obojętny wobec krzywdy. Musi z nią walczyć, wyjść ku niej z
piersią wysunięto do przodu, nie bać się jej i zniszczyć.
Pamiętając
zatem o życiu i śmierci wybitnego arcybiskupa, miejmy na uwadze
również jego zaangażowanie i odwagę w walce z
niesprawiedliwością. Nasyćmy się nią i sami stańmy do walki.
Nie bójmy się, nie lękajmy. Pamiętajmy słowa Jezusa:
Błogosławieni ubodzy w duchu,
albowiem do nich należy Królestwo niebieskie.
Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą
pocieszeni.
Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą
ziemię.
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości,
albowiem oni będą nasyceni.
Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.
Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą
nazwani synami Bożymi.
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla
sprawiedliwości, albowiem do nich należy Królestwo niebieskie.
Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują was,
i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie
się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Tak
bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami.
Piotr Tyszler
1James
R. Brockman „Oskar Romero”, Poznań 2008
Boże, miej litość dla zabójców.
OdpowiedzUsuńWielu zwykłych księży zamordowali. Chrzećijanie dzisiaj dalej na świecie są najbardziej prześladowaną religią na świecie.
OdpowiedzUsuń