poniedziałek, 11 lutego 2013

RZEPKA

Aby skierować grot dalej do Sedna trzeba teraz rozszerzyć pole widzenia.
Na chwilę jednak powtórzmy to, co dotąd było najważniejsze.
Po pierwsze bank kreuje pieniądz z niczego. Pieniądz wchodzi w obieg gospodarczy jako pieniądz „wtórny” w odróżnieniu od pierwotnego (np. płac). Przy pomocy pieniądza wtórnego czyli kredytu bankowego nabywa się coś lub stwarza. W tym momencie ów pieniądz staje się odbiciem wartości gospodarczej. Trzeba go jednak oddać do banku i to z odsetkami i opłatami z reguły przekraczającymi inflację i wzrost PKB (a nawet wtedy gdy PKB spada). Trzeba go też oddać, gdy przedsiewzięcie kredytobiorcy okazuje się nieskuteczne.
W momencie oddania pieniędzy do banku odtwarza się luka popytowa a nawet powiększa (odsetki). Społeczeństwo musi więc brać kolejne kredyty i dalej działa to samo sprzężenie zwrotne. To samo dotyczy Państwa, któremu art. 220 Konstytucji zabrania opierać się o Bank Centralny. Dlatego teraz na jednego obywatela mamy długu państwowego ok. 27 tysięcy i szybko on rośnie.
Badacze, którzy myślą nie tak jak kamyk skaczący „kaczką” na tafli jeziora, komentują zachowanie banku przy odbiorze pieniędzy kredytowych dwojako. Jedni powiadają, że bank pieniądze pożyczone po prostu unicestwia a następnemu znowu stwarza je z niczego. Inni twierdzą, że w przypadku, gdy poprzedni kredyt zaowocował sukcesem po stronie kredytobiorcy, to bank po prostu je sobie uprał. Jak zwał tak zwał, ważne jest, że w  miarę upływu czasu coraz więcej pieniędzy w świecie to pieniądze będące długiem bankowym.
Wydaje się, że USA i UE stanęły właśnie na brzegu urwiska pożarte przez ten mechanizm.  Gdy dojdziemy do wnętrza Sedna przekażę, jakie są mi znane koncepcje mogące zapobiec katastrofie. Nie wszystkie są nowe, niejedna z nich funkcjonowała w przeszłości a są też takie, które działają współcześnie.
 Na pewno nie są one tymi, jakie się obecnie wprowadza w życie w systemie gospodarczym, w jakim się teraz znajdujemy.
A teraz zaczynamy o Rzepce. Jest taki wierszyk dla dzieci – Tuwima czy Brzechwy opowiadające o rzepce, która jędrna i krzepka wyrosła w ogródku. Była tak duża, że trzeba było całej rodziny oraz żywego inwentarza, aby ją wyrwać z ziemi. Począwszy od dziadka aż do kota Mruczka uchwycili się wszyscy za poły jeden za drugim. Wreszcie rzepka wyskoczyła z ziemi. Wskutek wielkiego napięcia mięśni wszyscy powywracali się do tyłu czyli na górze leżał dziadek a na dole kotek. Im kto mniejszy tym dolegliwość była większa. Warto to zapamiętać.
Cóż to jest naszą Rzepką w sferze makroekonomii. Ano wymyślona w czasie II wojny światowej dla liczenia nabojów oraz onuc miara zwana, za przeproszeniem, PKB. Intrygant, jaki wprowadził tę „miarę” do całości gospodarki nie jest dotąd namierzony, choć na pewno w swoim  czasie zajmie się nim Interpol.
Jak słyszymy bez przerwy w mediach, PKB jest obsesją wszystkich osobistości, za przeproszeniem, publicznych plus akompaniujących im dziennikarnych pajaców. Mamy bez przerwy gonić bardziej wypasionych w PKB od nas. Oczywiście wedle średniej per capita, która to capita jest czystą abstrakcją czyli skrzyżowaniem Kulczyka ze złomiarzem.
Z kolei nas zawzięcie gonią Ukraińcy, ich Wietnam , jego Filipiny a ich z kolei Somalia (pomyłka, tam rządzą bogaci piraci). Najbogatsi zaś uciekają, bo boją się, że dogonieni przestaną dominować i na innych wymiarach czyli np. wymiarze wojskowym.
W tym gonieniu nikt nie patrzy na boki czyli na to,co się dzieje z całym zróżnicowaniem życia, jego harmonią, relacjami międzyludzkimi, a także zasadniczym pytaniem, po co właściwie istniejemy na tej kuli, która nas przyciąga, jakby chciała przytulić do serca.
Oczywiście każdy kraj ma prawo do poprawy swego losu materialnego zwłaszcza, że prezyzyjnie obliczono, iż 4% wzrostu PKB to granica między wzrostem a spadkiem bezrobocia. Bierze się to ze wzrostu wydajności pracy, choć trzeba pamiętać, że ten wzrost może pochodzić nie tylko z rozwoju technologicznego. Jest to tutaj jednak problem poboczny.
No i tutaj zaczyna się kwadratura koła. Pewien zapomniany (przeze mnie) myśliciel rzekłbył bowim, iż  mniemać, że PKB może rosnąć w nieskończoność i to w procencie składanym, może tylko idiota albo ekonomista. Inni liczyciele obliczyli, że gdyby cały świat osiągnął PKB USA (a jest nas szybko coraz więcej) to trzebaby mieć 3 takie kule ziemskie.Skąd bierze się takie mniemanie? Otóż każdy, nawet najdrobniejszy element składający się na wzrost pociąga za sobą pobór energii i materii. Wobec otwarcia drogi ku odnawialnym źródłom energii jej zasób stał się nieskończony. To tylko problem skonstruowania przekaźników.
Jednakże z materią jest inaczej. Nie potrafimy, tak jak natura w fotosyntezie, wytwarzać materii, jak dotąd. Zatem jest ona dla nas do użytku w ilościach ściśle ograniczonych, przy czym trzeba uważać, że tak jak to bywało wobec zwierząt i roślin, nie spowodować szkód przy okazji jej poboru (np.zapadliska wokół kopalni odkrywkowych wegla brumatnego). Zapewne nie wszystkie zasoby materii są nam znane, ale to nie zmienia istoty rzeczy. Co prawda futurolodzy z reguły przesadzają w swych apokaliptycznych wizjach (np. Klub Rzymski w 1960 roku ), ale prędzej czy później ciągnąc za uszy naszą materię – rzepkę powywracamy się jeden na drugiego a wtedy nie wiadomo, czy będziemy ratować najbardziej poszkodownego kotka czy też będzie „ratuj się kto może”.
Procesowi wyczerpywania się materii przewidziała oczywiście miniaturyzacja, wynajdywanie nowych materiałów itd. To także nie zmienia istoty rzeczy. Przy okazji zwracam uwagę, że zużywanie się  materii nie będzie odbywać się skokowo, ale asymptotycznie. Ropa głębinowa np. zacznie być coraz bardziej zanieczyszczona a przez to droga (dlatego płytka ropa iracka była tak łakomym kąskiem dla klanu Cheneya i konernu Haliburton, dla których pracował gubernator Belka – zwany profesorem)
Co możemy zrobić?
Już nie wystarczy, aby pobór materii był zbilansowany ze zrzutem odpadów, które pozostawia się w warunkach bezpiecznych dla zdrowia i środowiska, ale bezużytecznie. Musi zaistnieć 100% recyklingu. Jeśli pewnych składników w produktach nie da się pddać temu procesowi, nauka winna zrobić wszystko, aby je zastąpić Wtedy zużycie materii zostanie zatrzymane w skali makro. Do czasu osiągnięcia tego stanu wzrost PKB winien być zatrzymany (ci, którzy pomyślą teraz o petryfikowaniu stratyfikacji, niech chwilę zaczekają). Potem może powoli wzrastać przy ciągłym zachowaniu tej homeostazy.
Dalej należy odwrócić tendencję produkowania rzeczy nietrwalych dla szybkiego obrotu zysku. Wystarczy wprowadzić zasadę długich gwarancji i jednocześnie konieczność wymiany przedmiotu po 2 naprawach. To oczywiście wzmocni zamierzenie opisane nieco wyżej. Po trzecie oczywiście dalsza miniaturyzacja, lecz nie wbrew ergonomii.
I dalej – co możemy zrobić, aby zatrzymać tę gonitwę ludzką, tę kwadraturę koła na gruncie organizacji pracy?
Po pierwsze dzielenie się pracą czyli skracanie jej czasu dla jednostki. (w niejednym kraju byłoby to możliwe już dziś bez stwarzania biedy). Podniosłoby to procent ludzi pracujących, zlikwidowało bezrobocie i razem z nim zasiłki a zamiast tego Państwo miałoby podatki.
Po drugie, aby się to powiodło z wielkim sukcesem, należałoby wyeliminować banki komercyjne i oczywiście raje podatkowe (Kanclerz Merkel już zaczyna mówić, co myśli o tych rajach). Luka popytowa wypełniona zostałaby bez obawy o inflację zasileniem społeczeństwa wprost przez Państwo wypłacające tzw. społeczną dywidendę(o tym pojęciu w następnych odcinkach) a banki państwowe i komunalne z oprocentowania kredytów finansowałyby infrastrukturę na wielką skalę. ( zgromadzona społeczna dywidenda wynosi obecnie 600 mld złotych. Pożerają ją banki. Nie tylko w łupieniu społeczeństwa, także w łupieniu Państwa, któremu zaraz zabraknie pieniędzy nawet na odsetki.)
Należałoby oczywiście moderować usługi w kierunku tych o niskim zużyciu materii. Takie już dość szybko powstają, ale wciąż za wolno. To znakomicie podnosi jakość życia. Liderem tego typu stylu życia jest bogata Skandynawia, gdzie właściwie nie widać luksusu, bo dobrobyt oznacza dla nich w dużym stopniu szeroką wiedzę i moc wrażeń a także wszelakie bezpieczeństwo.
Po trzecie i chyba najważniejsze to konieczność zmniejszenia rozpiętości ekonomicznych wewnątrz państw i między nimi do współczynników mniej więcej Japonii i Skandynawii. Najpierw musiałoby się to odbyć wewnątrz państw, bo często się mówi, że pomoc gospodarcza to pieniądze zabierane biednym w bogatych krajach i dawane bogatym w biednych krajach. Jeśli byłoby najpierw równanie między państwami a potem wewnątrz, podniosłyby się ogromne protesty w krajach bogatszych. Dziś, gdy bogaci stają się coraz bogatsi a biednym i klasie średniej obniża się stopę życiową, powstaje coraz większy sprzeciw. Tymczasem w latach kryzysu 29-33 władze Polski obniżyły sobie pensje 2 razy po 15% i buntu ekonomicznego nie było.A zatem takie posunięcia są możliwe, tylko że teraz trzeba by je robić na szeroką skalę. Presja sytuacji światowej może być niedługo tak silna, że wyglądające na fatasmogorię pomysły mogą być uznane za racjonalne. Tak jest z podatkiem Tobina. Co do egalitaryzacji między państwami, to oczywiście na pierwszy ogień  musi pójść darowanie długów III świata. Powstały one w sposób znacznie bardziej obrzydliwy, niż mechanizm opisany przeze mnie powyżej.
Jesli nastapi egalitaryzacja ekonomiczna, nie będzie powodu do tak opętańczego gonienia. Aby być ludźmi ludzie nie muszą mieć ciągle i ciągle wszystkiego więcej a potem przed powrotem do domu po 12 godzinach pracy pędzić jeszcze do psychiatry lub psychoanalityka.
A pędząc zapomniano,że ziemi dającej chleb mają na głowę coraz mniej. To samo dotyczy wody. Tu powinna być skierowana światowa uwaga.
A co do potrzeb, to schemat Maslowa jest jasny i wiemy, co powinniśmy mieć i w jakiej kolejności.  Bo wszyscy jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo...
I nie ot tak sobie – w bardzo poważnym celu.
Mam nadzieję, że moje dzieci albo wnuki dożyją  chwili, gdy słowo Dogoni będzie głównie oznaczać imię pewnego plemienia w Afryce, które nie umie pisać, ale dobrze zna konstelację Syriusza – także te jej fragmenty niewidoczne dla astronomów.
Zachęcony ich przykładem, że „nie święci garnki lepią” powoliłem sobie spisać powyższe. Nie ma tu nic specjalnie odkrywczego. Wszystko z tego tekstu widać w realu gołym okiem.
                                              Mariusz Muskat

0 komentarze:

Prześlij komentarz