Nie widziałem Cię w dzwonach huczących nad miastem,
ni w barwnych flagach, co rojem sfrunęły na mury,
ni w przepychu procesji, którą wodził zastęp
dostojników w fioletach, w płomieniach purpury...
Nie widziałem Cię w fałdach złotych baldachimu,
co wśród świateł ulewy ponad tłumem wisiał,
ni w rubinach monstrancji, którą prałat trzymał,
pod eskortą brzuchatych, wyfraczonych łysin.
Wiem na pewno, że stałeś gdzieś bosy pod płotem
i patrzyłeś na tłum cichy, oniemiały
i ranił Cię aż do krwi błysk ornatów złoty,
i straszyły Cię kute w srebrze pastorały.
I smutny byłeś bardzo, i cichoś coś szeptał
i oczy przesłoniłeś umęczoną ręką,
gdy tłum strojny, błyszczący wepchnął Cię we wnękę
i nogi Twoje bose idąc mimo deptał...
Ale widzę Cię codzień po bocznych ulicach,
po zaułkach, wśród nędzy, w poszarzałym palcie,
gdy noc kwitnie na niebie zielonym księżycem
chodzisz, ślady stóp krwawych znacząc na asfalcie.
W ciemnych wnękach przystajesz, gdzie ból z nędzą drzemią,
i łzy, krwawe łzy zwolna po twarzy Twej płyną,
i jeszcze raz chcesz czoło cierniami owinąć,
i jeszcze raz chcesz umrzeć i odkupić ziemię.
Wiem, gdy będę drżał w męce w noc chmurną i mglistą
i łbem kruszyć chciał mury i skomlił rozpaczą,
przyjdziesz do mnie, obejmiesz i razem zapłaczesz
Ty, z krzywego zaułka król nędzy - Mój Chrystus.
Konstanty Dobrzyński
(1938)
Fajny wiersz pokazujący obłudę kleru
OdpowiedzUsuń