Ani święte, ani odwieczne albo skłot pod świętym Ambrożym

„Nie jest to zgodne nawet z prawem natury. Natura bowiem wszystkie płody wydaje dla wszystkich do wspólnego użytku. (…) Z natury więc wywodzi się prawo wspólnej dla wszystkich własności. Prawo własności prywatnej jest wynikiem ludzkich uroszczeń”

Przemówienie księdza Okonia

Żołnierze, robotnicy i ty biedoto chłopska! Zaświtał wreszcie dla was wszystkich dzień wyzwolenia, swobody, porachunku za tyle krzywd doznanych, za tyle poniewierania twej godności.

Chciwość nie jest dobra

Bohater filmu „Wall Street” Oliviera Stone’a z 1987 r. przekonywał, że chciwość jest dobra (greed is good). Ta porada ochoczo została przyjęta w społeczeństwach Zachodu w ostatnich dwóch dziesięcioleciach

A gdyby papież zdradził

Rządy junty wojskowej (1976-1983) w Argentynie pozostają czarną kartą w dziejach tamtejszego Kościoła, ale również Kościoła powszechnego.

Po papieskiej wizycie w Brazylii. Papież na peryferiach

Od początku pontyfikatu Franciszek nawołuje do wyjścia na peryferia ludzkiej egzystencji, do osób wykluczonych ze społeczeństwa, postawionych na jego marginesie. W tym upatruje misję Kościoła, który prowadzi..

poniedziałek, 23 września 2013

XXV niedziela zwykła


Am 8,4-7)
Słuchajcie tego wy, którzy gnębicie ubogiego i bezrolnego pozostawiacie bez pracy, którzy mówicie: Kiedyż minie nów księżyca, byśmy mogli sprzedawać zboże? Kiedyż szabat, byśmy mogli otworzyć spichlerz? A będziemy zmniejszać efę, powiększać sykl i wagę podstępnie fałszować. Będziemy kupować biednego za srebro, a ubogiego za parę sandałów i plewy pszeniczne będziemy sprzedawać. Przysiągł Pan na dumę Jakuba: Nie zapomnę nigdy wszystkich ich uczynków.
(Ps 113,1-2.4-8)
REFREN: Pana pochwalcie, On dźwiga biednego
Chwalcie słudzy Pańscy,
chwalcie imię Pana.
Niech imię Pana będzie błogosławione,
teraz i na wieki.
Pan jest wywyższony nad wszystkie ludy,
ponad niebiosa sięga Jego chwała.
Kto jest jak nasz Pan Bóg,
co ma siedzibę w górze,
i w dół spogląda na niebo i na ziemię.
Podnosi z prochu nędzarza
i dźwiga z gnoju ubogiego,
by go posadzić wśród książąt,
wśród książąt swojego ludu.
(1 Tm 2,1-8)
Zalecam przede wszystkim, by prośby, modlitwy, wspólne błagania, dziękczynienia odprawiane były za wszystkich ludzi: za królów i za wszystkich sprawujących władze, abyśmy mogli prowadzić życie ciche i spokojne z całą pobożnością i godnością. Jest to bowiem rzecz dobra i miła w oczach Zbawiciela naszego, Boga, który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy. Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek, Chrystus Jezus, który wydał siebie samego na okup za wszystkich jako świadectwo we właściwym czasie. Ze względu na nie, ja zostałem ustanowiony głosicielem i apostołem - mówię prawdę, nie kłamię - nauczycielem pogan we wierze i prawdzie. Chcę więc, by mężczyźni modlili się na każdym miejscu, podnosząc ręce czyste, bez gniewu i sporu.
(2 Kor 8,9)
Jezus Chrystus, będąc bogaty, dla was stał się ubogim, aby was swoim ubóstwem ubogacić.
(Łk 16,1-13)
Jezus powiedział do swoich uczniów: Pewien bogaty człowiek miał rządcę, którego oskarżono przed nim, że trwoni jego majątek. Przywołał go do siebie i rzekł mu: Cóż to słyszę o tobie? Zdaj sprawę z twego zarządu, bo już nie będziesz mógł być rządcą. Na to rządca rzekł sam do siebie: Co ja pocznę, skoro mój pan pozbawia mię zarządu? Kopać nie mogę, żebrać się wstydzę. Wiem, co uczynię, żeby mię ludzie przyjęli do swoich domów, gdy będę usunięty z zarządu. Przywołał więc do siebie każdego z dłużników swego pana i zapytał pierwszego: Ile jesteś winien mojemu panu? Ten odpowiedział: Sto beczek oliwy. On mu rzekł: Weź swoje zobowiązanie, siadaj prędko i napisz: pięćdziesiąt. Następnie pytał drugiego: A ty ile jesteś winien? Ten odrzekł: Sto korcy pszenicy. Mówi mu: Weź swoje zobowiązanie i napisz: osiemdziesiąt. Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości. Ja też wam powiadam: Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy /wszystko/ się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków. Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie. Jeśli więc w zarządzie niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, prawdziwe dobro kto wam powierzy? Jeśli w zarządzie cudzym dobrem nie okazaliście się wierni, kto wam da wasze? żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i mamonie.

Franciszek: walczmy z kultem pieniądza!

Papież Franciszek wezwał ludzi świata pracy do walki z kultem pieniądza i "pozbawionym etyki" systemem, który czyni z niego "bożka". Płomienne przemówienie papież wygłosił w Cagliari, po wysłuchaniu słów bezrobotnego.
Franciszek odłożył przygotowane przemówienie i powiedział: - Walczmy razem z bożkiem-pieniądzem. Zdaniem papieża obecnie panuje system ekonomiczny, który "ma w swym centrum bożka, nazywającego się pieniądz". - By go bronić skupiają się w centrum, a ci, którzy są na skraju, upadają - mówił. Wśród ofiar takiego systemu wymienił ludzi starszych. Podkreślił, że "niektórzy mówią wręcz o ukrytej eutanazji".
- Bóg chciał, by w centrum świata nie był bożek, lecz mężczyzna i kobieta - zaznaczył. Wiele spośród tysięcy osób zgromadzonych na placu płakało, słuchając papieża. Franciszek wskazał, że "brak pracy prowadzi do braku godności".
- Nie pozwólcie się ograbić z nadziei - nawoływał Franciszek.
Wyjaśnił, że przybył na wyspę nie jako "funkcjonariusz Kościoła", lecz jako syn imigrantów. Nawiązując do historii swej rodziny, która wyemigrowała z Piemontu we Włoszech do Argentyny, papież podkreślił: - Mój ojciec w młodości pojechał do Argentyny pełen złudzeń, przekonany, że znajdzie tam prawdziwą Amerykę, a przeżył cierpienia kryzysu lat 30. Stracili wszystko, nie było pracy, a ja w dzieciństwie słyszałem, gdy mówiono o tym w domu - wspominał papież, dodając, że w swym rodzinnym domu słyszał rozmowy o cierpieniu.
- Dobrze to znam i muszę wam powiedzieć: Odwagi! Ale jestem też świadom tego, że muszę też zrobić wszystko, co w mej mocy, by ta "odwaga" nie była tylko słowem rzuconym na odchodne, by nie było to tylko serdeczne słowo pracownika Kościoła - powiedział Franciszek. Na koniec wyraził pragnienie, by słowa odwagi nakłoniły do działania. - Muszę to czynić jako pasterz, jako człowiek. Musimy z solidarnością i inteligencją stawić czoło temu historycznemu wyzwaniu - podkreślił.

Papież Franciszek spotkał się z teologiem wyzwolenia

Papież Franciszek I spotkał się niedawno z peruwiańskim księdzem, osiemdziesięciopięcioletnim Gustavo Gutierrezem – jednym z twórców teologii wyzwolenia, czyli nurtu w kościele katolickim czerpiącym z idei marksistowskich.
Teologia wyzwolenia była zwalczana w czasie panowania prawicowych dyktatur w Ameryce Łacińskiej, które miały poparcie Kościoła Katolickiego, nie akceptującego teologów wyzwolenia w swoich szeregach. Za pontyfikatu Jana Pawła II kierowana przez Josepha Ratzingera (późniejszego papieża Benedykta XVI) Watykańska Kongregacja Nauki Wiary zabroniła teologom, także Gutierrezowi, rozpowszechniania swoich poglądów, w tym wizerunku Chrystusa jako rewolucjonisty i teorii konfliktu klasowego, uznając je za zagrożenie dla Kościoła.
Na początku września, w dzienniku watykańskim „L’Osservatore Romano”, opublikowano serię artykułów księdza Gutierreza na temat teologii wyzwolenia. Parę lat wcześniej Gutierrez napisał książkę wspólne z arcybiskupem Gerhardem Muellerem – prefektem Kongregacji Nauki i Wiary. Poufne spotkanie papieża Franciszka z peruwiańskim księdzem odbyło się w środę, a informację o nim podano w sobotę. Komentatorzy odczytują to jako próbę rehabilitacji tego charakterystycznego dla Ameryki Łacińskiej, nurtu.

piątek, 20 września 2013

Ani święte, ani odwieczne albo skłot pod świętym Ambrożym



W lipcu w Krakowie dość głośna była sprawa otwarcia i niemal jednocześnie zamknięcia skłotu Gromada. Grupa ludzi zagospodarowała zaniedbany, „straszący” budynek, a gdy tylko w nim zamieszkała, została – nie bez brutalnej akcji policji – usunięta przez domniemanego pełnomocnika właścicieli budynku. Jak zwykle w takich razach pojawiły się głosy o świętym i odwiecznym prawie własności.
Głosy fałszywe. Starożytni stoicy, ojcowie Kościoła i moja św. pamięci babcia stanęliby po stronie skłotersów.
Obecne w potocznym obiegu pojęcie własności wywodzi się ze starożytnego Rzymu. Tam definiowano własność jako ius utendi et abutendi – prawo użycia i nadużycia. To pojęcie sprowadza się mniej-więcej do tego: właściciel może ze swoim zrobić co chce, także schować bezproduktywnie, czy zepsuć. Pogląd ten, choć obecny w praktyce państwa rzymskiego, był już u zarania cesarstwa kontestowany, choćby przez stoików. Seneka twierdził, że własność i władza są zaprzeczeniem stanów naturalnych. Z kolei Cyceron wygłosił pogląd, iż „wszystkie płody na świecie stworzone są dla użytku ludzi, ludzie zaś żyją dla ludzi, aby mogli sobie wzajemnie pomagać”. Tak więc współcześnie rozumiane „odwieczne” prawo własności jest podważane już od ponad 2100 lat, i to nie przez byle kogo.
Spostrzeżenia stoików rozwinęli myśliciele chrześcijańscy. Jednym z bystrzejszych krytyków własności prywatnej był Ojciec Kościoła, św. Ambroży z Mediolanu (tu pełna spuścizna po łacinie). O uznaniu własności prywatnej stwierdza: „Nie jest to zgodne nawet z prawem natury. Natura bowiem wszystkie płody wydaje dla wszystkich do wspólnego użytku. (…) Z natury więc wywodzi się prawo wspólnej dla wszystkich własności. Prawo własności prywatnej jest wynikiem ludzkich uroszczeń”. Dodatkowo rozróżnił między posiadaniem zaspokajającym podstawowe potrzeby – usprawiedliwionym, a posiadaniem zbytecznym, nadwyżkowym, które uznawał wprost za kradzież. „To, co przewyższa potrzebę utrzymania, jest nabyte drogą gwałtu.” Jak byśmy czytali Proudhona. Jeżeli więc „świętość” prawa własności mielibyśmy wyprowadzać z chrześcijaństwa to – przykro mi – nie da się.
W szczegółowych rozważaniach etycznych Ambroży potępia szczególnie spekulację i lichwę, ganiąc tych, którzy biznes opierają na niedostatku bliźnich i nieurodzaju (niedostatecznej podaży). Tym właśnie jest trzymanie pustych kamienic podczas głodu mieszkaniowego tak wielkiego, że nie da się za przeciętną pensję netto wynająć mieszkania dla rodziny.
Jeśli więc nie tradycyjni myśliciele, to może tradycyjna mądrość ludowa? Również nie. Tutaj posiadać, zawsze znaczyło robić użytek z korzyścią dla potrzebujących (a zazwyczaj potrzebującym był sam chłop małorolny i jego rodzina). W naszych rodzinnych stronach mieć ziemię i jej nie uprawiać to zawsze był ciężki grzech, bo przecież są ludzie, którzy głodują. Bo żeby ziemia III-IV klasy dała wystarczająco wiele, trzeba albo mieć latyfundium, albo urabiać ręce po łokcie. Uprawienie cudzego, ale odłożonego pola, a następnie zebranie zeń plonu, w naszej chłopskiej, galicyjskiej ciemnocie, było OK (kwestia zmieniła się znacząco po wprowadzeniu unijnych dopłat do areałów, moim zdaniem jeden z najbardziej a- i antymoralnych pomysłów polityczno-gospodarczych dwudziestolecia).
A może to wszystko są przeżytki, i powrót do starożytnych pojęć w rodzaju ius abutendi, czy niewolnictwa, jest naturalne, postępowe i z duchem czasu? Chyba także nie. Nawet tak mainstreamowa instytucja, jak Stolica Apostolska, zdaje się szeroko nawiązywać do Proudhona, Bakunina i Kropotkina, stwierdzając: „Normie tej [powszechnego przeznaczenia dóbr] trzeba podporządkować wszystkie inne prawa, jakiekolwiek by one były, łącznie z prawem własności i wolnego handlu; przy czym nie tylko nie powinny one przeszkadzać jej wykonaniu, ale raczej mają obowiązek je ułatwiać; przywrócenie zaś tym prawom ich pierwotnego celu winno być uważane za ważne i naglące zadanie społeczne”.
A może to wszystko ideologiczne ćmoje-boje, a prawdziwa liberalna nauka mówi co innego? Cóż, zakończę cytatem z Jeremy’ego Waldorna, jednego z czołowych współczesnych filozofów liberalnych, który większość dotychczasowego życia spędził na studiach nad Locke’iem i szukaniu usprawiedliwień dla własności prywatnej:

„Po przeprowadzeniu dokładnych badań dochodzimy do wniosku, że żaden argument – odwołujący się do praw – nie usprawiedliwia społeczeństwa, w którym niektórzy ludzie posiadają ogromny majątek, a ogromna większość prawie żadnego. Slogan uznający własność za prawo człowieka można co najwyżej obłudnie wykorzystywać w celu usprawiedliwienia ogromnych nierówności, występujących w nowoczesnych, kapitalistycznych społeczeństwach.”

Krzysztof Śpiewla

(tekst pochodzi ze strony autora: http://inteligentpracujacy.pl/)

Kilka słów statystycznych

Większość portali i stron internetowych chwali się niebotycznymi wręcz liczbami odwiedzających w ciągu miesiąca. Słupki rosną w oczach - jest z czym paradować, obnosić się dumą. Nasza skromna strona nie może pochwalić się takimi statystykami, jak wiele innych, ale mimo to i tak z nieskrywaną satysfakcją oznajmiamy, że "stuknęło" nam 20 tysięcy odwiedzających. To niewiele. Nie, to nieprawda, to bardzo wiele! To tysiące osób, które "zajrzały" tutaj, przeczytały teksty, czasem skomentowały, zawsze jednak zaznaczając swoją obecność, czy to słowem, czy "tylko" kolejną cyfrą w statystyce, ale dla nas bezcenną, gdyż oznacza to, że nasza praca nie idzie na marne, że ktoś jest zainteresowany naszymi tekstami i ideami, które chcemy przekazać. Za to wszystko Wam - nasi Drodzy Czytelnicy - dziękujemy! I zachęcamy: zostańcie z nami, wspomagajcie nas. Jeszcze raz: Dziękujemy!

Redakcja

niedziela, 15 września 2013

Przemówienia księdza Okonia


Przemówienie ks. Eugeniusza Okonia, wygłoszone na wiecu chłopskim 6 listopada 1918 r. pod pomnikiem Bartosza Głowackiego w Tarnobrzegu

Żołnierze, robotnicy i ty biedoto chłopska!
Zaświtał wreszcie dla was wszystkich dzień wyzwolenia, swobody, porachunku za tyle krzywd doznanych, za tyle poniewierania twej godności, za tyle wyzysku ciebie, chłopie polski, który, jakkolwiek jesteś krwią, siłą i mózgiem tej ziemi, poniewierany byłeś i poniżany. Już nie będziesz się wysługiwał i krwawo mozolił dla obcej sprawy.

Żołnierzu wynędzniały w okopach, już nie będzie nad tobą dzierżył władzy burżuj oficer, obcy i swój, i Tobie niech służą odtąd ci, którzy wylegiwali się wygodnie poza frontem i robili na tobie interesa. Ty broniłeś tej ziemi przed wrogiem, a skoro ją obroniłeś, ty masz prawo do tej ziemi.      

Precz z jaśnie wielmożnymi dziedzicami, precz z utracjuszami, tyś powinien zamieszkać w tych pałacach, a do okopów wpędzić tych, co się obojętnie przyglądali twej biedzie. Ta ziemia, której broniłeś, tobie ma przypaść, a ty, chłopie, który pracowałeś w pocie czoła po dworach pańskich za marne pomieszczenie po czworakach i garść soczewicy, który trząsłeś się na widok pana rządcy, ty, którego widok oblicza jaśnie pana wprawiał w drżenie i strach zarazem, tak że na nogach twych porcięta ze strachu latały jak na wrzecionie.

Ty chłopie, ty robotniku, odetchnij dziś całą piersią, bo odtąd tobie kłaniać się będzie twój ciemiężca, odtąd on drżeć będzie przed tobą. Bóg tak sprawił, że poniżani będą wywyższeni.

Odwróciła się karta dziejów, już nie będą chłopskimi ciałami wyrównywane drogi dla pojazdów carskich, jak to nieraz bywało w Rosji. Będzie odwrotnie! Już nie będziesz się kłaniał i nie potrzebujesz się kłaniać jaśnie wielmożnym hrabiom i dziedzicom, już się nie będzie więcej brukować ulic czaszkami chłopskimi, właśnie takimi szlacheckimi czaszkami wybrukujesz, ty chłopie, rynki miast i miasteczek.

Dość przez tyle wieków napracowałeś się dla panów, aby oni opływali we wszystko, a ty, abyś gnił na barłogu. Pan Bóg nie stworzył tej ziemi, tych lasów jedynie dla nich. To twoja własność również. I powinieneś korzystać z tego. Precz ze strażą leśną i łąkowa, precz z lizunami hrabskimi, rządcami i leśnymi! Zeżryj, ty chłopie, choć raz do syta.

Strachem przejmowała cię dotąd myśl, gdy cię wezwano przed oblicze starosty, sędziego, a choćby tylko egzekutora podatkowego. Już odtąd niczego bać się nie potrzebujesz. Tyś opłacał podatki, z których panoszyli się urzędnicy, tyś ich karmił i żywił, a oni cię traktowali jak bydło. Godzinami, ba! dniami wyczekiwać musiałeś po biurach, nim się doczekali załatwienia twej sprawy, ale się już skończyło panowanie urzędników. Masz prawo żądać, by ci zaraz sprawę załatwiono, a nie zechcą, masz od tego pałę. Oni cię walili pałami dotąd, ty weź odwet za dotychczasową poniewierkę.

Za twoje pieniądze pobudowano w miastach pałace, hotele, za twoje pieniądze i pracę świecą olbrzymimi szybami kawiarnie, a w nich używają burżuje, ty masz do tego prawo, a nie oni. Zechciej się tylko zabrać do tego.

Ten chłop Bartosz Głowacki, który z tego pomnika na was spogląda, przeze mnie do was mówi, że od dziś panem tej ziemi ty jesteś, chłopie, ty jesteś robotniku, a spogląda ten Bartosz na rynek i gniewa go to, że tu dokoła (za) tyle pracy chłopskiej używają dóbr tych ci, co kryli się w czasie wojny po Wiedniach i Berlinach, gdzie robili interesy na tobie, robotniku i żołnierzu, a najwięcej na tobie, chłopie.

Precz z tymi pasożytami, co nie orzą, nie sieją, a z chłopskiej jedynie skóry buty szyją dla siebie. Twoje powinno być to miasto, robotniku, mieszczaninie, i będzie! Przed nami widzimy klasztor dzikowski, ty chłopie, ty robotniku, odbudujesz tę świątynię, ale (niech) nie poniewiera cię ni ksiądz, ni zakonnik, bo oni wszyscy żyją z ciebie, ty jesteś ich chlebodawcą, a nie przeciwnie. Darli z ciebie i drą skórę, pokaż im zęby i twoją pięść silną.

Trzymali cię w ryzach jak dzikie bestie, i pastwili się nad tobą austriaccy żandarmi. Wyrżnąć ich do nogi, wypędzić. Odtąd na czele żandarmerii w powiecie stanie wasz rodak, wasz chłop, ten oto tu stojący porucznik Tomasz Dąbal, syn chłopa ze Sobowa. Do niego odtąd zwracajcie się. w waszych bólach, w waszych sprawach, bo on otrząsł się już dawno z burżujskich nawyczek i pójdzie z wami na przebój do lepszego jutra, do lepszej przyszłości. Niech żyje komendant Tomasz Dąbal! Wyszedł z wojska oberleutnantem, ale wy na dowód tego, ze już rządzicie, mianujcie go majorem, niech żyje major Tomasz Dąbal!

Rządzili tu wami, oprócz starostów, i prezesi rad powiatowych, lecz ci ostatni nie mieli władzy wykonawczej. Szlachecki ten przeżytek winien raczej zginąć niż być nadal utrzymany. Władza cała przechodzi, chłopie, w twoje ręce; jak będziesz rządził, taki będziesz miał rezultat. Musisz tylko urzędników okiełznać i za mordę silnie trzymać, to potrafisz tak pokierować nimi, jak twoim zaprzęgiem.

Właśnie dzwonią (w kościele), ale już nie na "anioł pański", ale na twój "anioł chłopski", więc oddajmy się w opiekę Matki Boskiej Dzikowskiej i zanućmy "Serdeczna Matko".

Według streszczenia podanego w pracy T. Spissa, Ze wspomnień c. k. urzędnika politycznego.



Przemówienie posła ks. E. Okonia to sprawie reformy rolnej

Wysoki Sejmie!

"Dać ziemię chłopom polskim" - to hasło wielkie, najrozumniejsze i najbardziej patriotyczne, rozbrzmiewa dzisiaj coraz donośniej po wszystkich ziemiach Rzeczypospolitej Polskiej i okrzyk ten potężny, płynący z głębiny zbolałych i wynędzniałych rzesz, nie zamilknie, aż zaspokoimy zupełnie głód ziemi u ludowych mas, aż przeprowadzimy praktycznie i szybko reformę rolną, po myśli naszej chłopskiej - a nie tylko w ustawie i na papierze - i aż damy ziemię w ręce chłopskie, w twarde ręce od pługa, w ręce najpewniejszego i najrozumniejszego włodarza. Wierzę najmocniej, że reforma rolna według życzeń naszych chłopskich przejdzie, bo przejść musi, gdyż spełniły się realnie marzenia poety: "Chłop potęgą jest i basta". Chłop po ciężkim boju dorwał się do głosu, przyszedł do znaczenia i Polską rządzić będzie. A tej najżywotniejszej dla siebie kwestii utrącić sobie w żaden sposób nie dozwoli, chociażby Panowie z prawicy jak najzłośliwsze trudności na drodze stawiali. Reforma rolna jest dla chłopów kwestią "być albo nie być", kwestią życia albo śmierci.

Pamiętajmy wszyscy o tym, że gdyby się, reformy rolnej takiej, jakiej lud polski żąda, nie przeprowadziło, to Polska by istnieć nie mogła, gdyż byłaby w samych fundamentach swych zagrożona. Jeżeli Polska ma być naprawdę rzeczpospolitą ludową, jak ją powszechnie nazywamy, to musimy jej fundamenta oprzeć przede wszystkim na ludzie, przede wszystkim na ludzie wiejskim, bo jest go aż 80% w naszym państwie, więc lud w Polsce - to naród, a naród - to lud. A ponieważ gruntowne, zupełne i radykalne przekształcenie ustroju rolnego na rzecz mas chłopskich będzie pierwszym kamieniem węgielnym w tym fundamencie budowy państwowej, przeto powinniśmy co rychlej dla dobra i potęgi państwa ten kamień węgielny położyć i z całym zaufaniem ziemię, jako najistotniejszą podwalinę państwa, powierzyć warstwie chłopskiej, najliczniejszej, najpracowitszej, gdyż tylko ta warstwa daje gwarancję, że tej ziemi nigdy z rąk swoich nie wypuści, nie zmarnuje, czego dała tysiączne w historii dowody, a nade wszystko w Poznańskiem, na Śląsku i w b. Galicji. Toteż Drzymałami byli polscy chłopi, a nie Hutten-Czapscy, Wodziccy czy Radziwiłłowie. Słusznie więc powiedział p. prezes Witos, ze "ręce chłopa, to ręce najpewniejsze".

Z tego więc narodowego i patriotycznego punktu widzenia wychodząc, uważam reformę rolną nie tylko za najdonioślejszy problemat gospodarczy, nie tylko za najważniejszy problemat społeczny, lecz przede wszystkim za najważniejszy problemat polityczny i państwowy; upatruję w oddaniu ziemi z rąk lekkomyślnych, marnotrawnych, egoistycznych i leniwych obszarników i szlachciców w twarde chłopskie ręce od pługa za zbawienie Polski, za jedyny najskuteczniejszy środek stworzenia z Ojczyzny naszej silnego, zdrowego jak lud i potężnego państwa, mogącego się oprzeć wszystkim burzom dziejowym, oraz za zabezpieczenie świetnej przyszłości Polski na całe wieki.

Gdy oddamy ziemię chłopom polskim, oprzemy Polskę na granicie niezniszczalnym i możemy być wówczas o losy Ojczyzny naszej zupełnie spokojni. Bo chłop to granit, to skała, to mur, to opoka, i na tej tylko opoce możemy wielkie i potężne państwo polskie zbudować, gdyż żaden wicher, żadna burza, żaden piorun opoki tej nie przełamie!

Tak wielce podobnym jest nasz chłop polski przez swoją niezniszczalność do onej wierzby polskiej, co to i w miejscu najmarniejszym rośnie, każdy o nią zawadzi i piorun nieraz w nią uderzy i w strzępy ją połamie, a przecież ona żyje i liście, i konary wypuszcza, i życia odebrać sobie nie da. Twierdzę stanowczo, że i nasz chłop polski jest niezniszczalny. On wszystko przetrzyma i wszystko, choćby najgorsze, przezwycięży. Wszakżeż przetrzymał on już i przezwyciężył aż potrójne piekło. Pierwsze piekło pańszczyzny z jej wszystkimi wiekowymi najohydniejszymi mękami i gwałtami; drugie piekło prześladowań politycznych przy kolebce ruchu ludowego w byłej Galicji, kiedy wszystkimi środkami, nadużywając niegodnie religii i ambon, chciano zdusić chłopskiego olbrzyma, budzącego się z wiekowego snu, a na pierwszego proroka chłopskiego, nieodżałowanego ś.p. księdza Stojałowskiego, pierwszego budziciela ludowych mas, rzucano najohydniejsze potwarze i klątwy, i zgniłe lochy więzienne, i całą diabelską wściekłość hrabiów Badenich i obszarników. Pamięci tego wielkiego męża, męczennika i kapłana-patrioty, jednego z największych miłośników ludu, w tym pierwszym polskim Sejmie zjednoczonej zmartwychwstałej Polski składam z serca wzruszonego najgłębszą cześć! Bracia posłowie chłopscy, dla uczczenia jego prochów powstańcie z miejsc (Brawo! Posłowie chłopscy na lewicy powstają).

Trzecie wreszcie piekło przeszedł chłop polski podczas szalejącej burzy tej wojny. Zaborcy przede wszystkim jego wyniszczyć chcieli i rzucili go jako mięso na żer armatni. Jaką przeszedł niedolę, ile w tych okopach ucierpiał, jakie zadawano mu tortury, ile chłopskiego życia legło jak zboża na nieprzejrzanych łanach, na polach bitew wśród lasów, pól i gór, to tylko jeden Pan Bóg policzy. A przecież nawet ta okropna, największa ze światowych zmagań wojna, nie dała chłopu polskiemu rady, bo go całkiem nie zniszczyła. Złamała ta wojna trony dumnych cesarzy, złamała państwa potężne, a chłopa polskiego złamać nie potrafiła, bo chłop polski jest niezniszczalny jak granit.

A chcąc okazać, że jest on piastunem tej matki-ziemi, jej włodarzem, jej najwierniejszym synem, że ta polska ziemia jemu się przynależy, kiedy starsza brać szlachecka opuściła tą matkę-ziemię przed grozą wojny, mając tylko siebie na względzie, a więc ohydnie ją zdradziła, chłop został bez lęku i trwogi na tej polskiej placówce, na chłopskiej reducie i orał ją, i uprawiał wśród ryku armat i gradu kul, kochając więcej ziemię ojczystą nad zdrowie i życie własne. Bo chłop kocha ziemię siłą żywiołową, siłą nadludzkiej namiętności i przywiązania, jak ów chłop z "Placówki" Prusa, przeto ziemia oddana w jego ręce - to święty, nienaruszalny, najpewniejszy depozyt. Nie tylko jej nie straci, nie tylko nic z tego najdroższego skarbu nie uroni, ale przeciwnie, w swej nieopisanej pracowitości i oszczędności jeszcze ją pomnoży. Dlatego też dla mnie wyraz "chłop" jest wyrazem najpiękniejszym, jest synonimem najlepszego Polaka i patrioty. Jeżeli, więc panowie obszarnicy i ich obrońcy z prawicy, Polskę naprawdę kochacie, jeżeli jej przyszłość leży wam na sercu, jeśli naprawdę patriotami jesteście, to dajcie co prędzej ziemię w ręce chłopskie, a spełnicie czyn najbardziej patriotyczny i narodowy.

Jeżeli w drugiej połowie XVI wieku kanclerz Jan Zamojski wierzył w "naród szlachecki", w jego zmysł polityczny, w jego niespożytą siłę, to my mamy tym większe prawo wierzyć w "naród chłopski", w jego polityczny zmysł, w jego ukochanie i zrozumienie idei państwowej, w jego zdolność kierowania nawą państwową, w jego żelazne nerwy, niespożyte siły i duszę uczciwą. Dynastia chłopska Piastów stworzyła i zbudowała historyczną Polskę, więc i w dzisiejszym pokoleniu chłopskim, zdrowym, rozumnym i patriotycznym wszystkie nasze nadzieje państwowe pokładamy.

W tym momencie wywiązuje się następujący dialog:

Marszałek Trąmpczyński: Proszę mówić tylko o dobrach duchowych!

Poseł ks. Okoń: To jest wstęp (rozlega się śmiech na prawicy).

Marszałek: W takim razie mowa długo trwać nie może, jeżeli to ma być wstęp.

Poseł ks. Okoń: To tylko dla nas taka klauzura!

Marszałek: Dla wszystkich.

Poseł ks. Eugeniusz Okoń mówi dalej:

Dla tych to przyczyn, z tych to pobudek, pragniemy dać ziemię chłopu polskiemu nie tylko państwową, a więc skarbową i majoracką, nie tylko ziemię b. arcyksiążąt i dynastii panujących oraz Komisji Kolonizacyjnej pruskiej i rosyjskiego Banku Włościańskiego, nie tylko ziemię lichwiarzy oraz ziemię wszystkich obszarników, zostawiając im co najwyżej 300 morgów, ale i ziemię martwej ręki (Brawa. Głos na prawicy: Dlaczego?).

Bo kościół i religia, a rzeczy doczesne, materialne, to są rzeczy zupełnie odrębne. To dwa inne światy! Majątek doczesny, ziemia, folwarki, lasy, to nie świętość, to nie relikwie, lecz to mamona - to marność (Wrzawa). Majątki ziemskie nie należą wcale do istoty kościoła katolickiego, gdyż przez wieki przeszło kościół istniał bez majątków ziemskich, a nie upadł, lecz właśnie wtenczas, oddany wyłącznie idei Chrystusowej, ukryty w katakumbach, jaśniał blaskiem największej moralnej potęgi i chwały. My religię katolicką kochamy gorąco, może nawet goręcej niż ci, co z niej monopol chcą dla siebie uczynić, my religię uważamy za najwyższą świętość, ale też właśnie z tej przyczyny, z prawdziwej troski o naszą religię nie dozwolimy mieszać świętości religii, kościoła i rzeczy nadnaturalnych z majątkami ziemskimi, z mamoną. Ne misceantur sacra prophanis. Tutaj więc dadzą się zastosować słowa ks. arcybiskupa ormiańskiego Teodorowicza, ale właśnie nie pod adresem lewicy, lecz prawicy: "Nie rzucać pereł przed…".

Proszę Panów Posłów, skąd się wzięły majątki kościelne? Nasz kościół katolicki powstał z ubóstwa i w ubóstwie. Nasz Chrystus Pan był najuboższy, a kiedy przyszedł do Niego bogaty młodzieniec, pytając o drogę do doskonałości, powiedział mu Chrystus: "Idź, sprzedaj, co masz, a daj ubogim". Więc bardzo ubogim był nasz kościół pierwotny i kochał ubóstwo, bo pamiętał słowa proroka: "Biada wam, którzy przyłączacie dom do domu, a rolę do roli przydajecie".

Majątki i dobra kościelne powstały z danin, z datków i z darowizn wiernych. Fundatorzy, dając te darowizny na rzecz kościoła, mieli zawsze i wszędzie tę jedną, wspólną intencję, ażeby z tych datków i zapisów utrzymywano biednych w kościele i potrzebujących. Dlatego bogactwo kościoła katolickiego było bogactwem ubogich i biednych. Z tego więc powodu pierwsze bractwa kościelne, jakie powstały, tj. 1) bractwo ubogich braci i 2) bractwo pogrzebowe, tym tylko celom wzniosłym, istotnie chrześcijańskim, wyłącznie służyły. Bractwa ubogich braci miały za zadanie ratować biednych i głodnych, a bractwa pogrzebowe - pielęgnować chorych i grzebać umarłych. Diakoni pierwszych wieków chrześcijaństwa, chodząc do chorych, przynosili im nie tylko sanctissimum, ale zarazem i pożywienie za darmo.

Ale ludzie potrafili i najlepszą myśl spaczyć. Z biegiem wieków myśl i intencja fundatorów została częstokroć nadużyta dla celów osobistych jednostek, dla celów bogacenia się. Po otrzymaniu edyktu tolerancyjnego w roku 313, a zwłaszcza po zawarciu przymierza między państwem a kościołem za Karola Wielkiego, kiedy dostojnicy duchowni poczęli się stawać równocześnie i książętami świeckimi, rozpanoszyła się chciwość i zamiłowanie do ziemskich bogactw.

W ciągu wieków doszło do wzbogacenia duchowieństwa do tego stopnia, że wielki, natchniony i ascetyczny zakonnik dominikański Savonarola musiał surowo gromić bogactwa i chciwość współczesnego sobie kleru, głosząc, że bogactwa gubią kościół i wiarę. I chciwe gromadzenie majątków stało się przyczyną rewolucji religijnych i powstawania herezji, a lepsza część duchowieństwa widząc, jakie fatalne skutki dla idei Kościoła przynosi to gromadzenie bogactw, poczęła tworzyć zakony, stawiając, jako pierwszy punkt zasadniczy wszystkich swoich reguł, dobrowolne ubóstwo (Głosy: A z czego się ksiądz tak spasł? Śmiech).

Polska nasza poszła też za przykładem innych krajów. Darowizny i fundacje, dawane przez wiernych na rzecz kościoła, służyły początkowo wzniosłym, świętym celom, ale po pewnym czasie przerodziły się one w skupianie i gromadzenie bogactwa i nadmiernych majątków, z których nie korzystał kościół ni religia, lecz familie i rody dygnitarzy duchownych. Z grosza kościelnego wzbogaciły się przeogromnie rody szlacheckie: Oleśniccy i Myszkowscy, których krewniak, biskup krakowski Piotr Myszkowski, zwany plebanem całej Polski, posiadający w samym biskupstwie krakowskim aż 4 miasta i 300 wsi, pozostawił swojej familii po 14 latach biskupstwa 8 milionów złotych polskich i ogromne dobra pińczowskie. Te pieniądze, zaczerpnięte z majątku kościelnego, nie tylko nie wyszły kościołowi na korzyść, lecz owszem tylko na zgubę, gdyż ród Oleśnickich, kuzynów kardynała, za te pieniądze popierał Kalwinów, a ród Łaskich - Arianów, ród zaś Górków - dysydentów, samych wrogów kościoła.

Tak nieuczciwie użyto majątków, przeznaczonych przez fundatorów na cele religijne.

Majątki więc ziemskie, tym bardziej duże, są wprost szkodliwe kościołowi.

Po pierwsze, są one kulą u nogi duchowieństwa. Duchowny nie może bowiem równocześnie być dobrym duszpasterzem i dobrym rolnikiem na wielkim obszarze, gdyż dla jednej sprawy musi drugą poświęcić i obowiązki swe zaniedbać.

Następnie są one przyczyną i okazją, ponieważ ludzie najbardziej nie umieją uszanować majątków duchownych mówiąc, że: "ukraść księdzu - to nie grzech".

Wreszcie są one bardzo często zgubą dla duchowieństwa. Widzieliśmy to na przykładzie jednego klasztoru. Majątek wielki srodze go poniżył. Toteż misjonarze, idący w kraje dalekie na podbicie dusz ludzkich, nie biorą ze sobą żadnych bogactw, pamiętni na słowa Zbawiciela: "Nie bierzcie ze sobą laski ani mieszka". Są wśród duchowieństwa biedni i pokrzywdzeni ciężko, a tymi są wikarzy, zdani na łaskę i niełaskę proboszczów i strasznie nędznie wynagradzani, oraz księżą emeryci.

Należy więc i te kwestie uregulować w ten sposób, żeby, zostawiwszy po kilka morgów proboszczom i klasztorom, resztę chłopom rozparcelować, a duchowieństwu wyznaczyć odpowiednie przyzwoite pensje.

Jak z tego wynika, my nie chcemy majątków kościelnych rabować, my chcemy tę ziemię kupić i chłopu polskiemu, katolickiemu, bezrolnemu sprzedać, a przez to wskrzesić i przywrócić myśl i intencje fundatorów, gdyż ta ziemia dana była kościołowi na cele ubogich kościoła.

Gdy oddacie ziemię najbiedniejszym i najuboższym spośród wiernych, to spełnicie czyn najbardziej chrześcijański i katolicki. Gdybyście zaś nie chcieli jej oddać, względnie ludowi zgłodniałemu sprzedać, wychodząc z zasady samolubnej: noli me tangere, to byście ściągnęli na siebie gorzki i bolesny wyrzut naszego Zbawiciela: "Byłem głodny, a nie nakarmiliście mnie, byłem nagi, a nie przyodzieliście mnie, boście nie uczynili tego jednemu z tych maluczkich".

Skądże więc ten upór duchowieństwa? Dlaczego ks. arcybiskup Teodorowicz zarzuca groźnie aż świętokradztwo? Czyż ta okropna nędza i niedola naszego proletariatu wiejskiego, bezrolnego i małorolnego, nie powinny przejąć serc litością na widok zgrozy, ubóstwa zgłodniałych mas, czyż nie powinny przyświecać naszemu duchowieństwu wielkie i piękne postacie szlachetnych i ofiarnych dla ojczyzny kapłanów polskich, jak księdza Kordeckiego, który z majątku klasztornego ratował nie tylko klasztor, ale i ojczyznę całą, będąc w niebezpieczeństwie; jak księdza Staszica, który nie zastanawiał się, nie wahał, nie prowadził dysput, lecz już przed przeszło 100 laty sam dobrowolnie rozdał pierwszy w Polsce swoją wieś chłopom; jak księdza Bronisława Markiewicza z Miejsca Piastowego, który wszystkie grunta plebańskie oddał sierotom, zakładając dla nich z własnego poświęcenia wspaniały zakład dla opuszczonych sierot; jak ks. Stojałowskiego, który ojczyźnie i ludowi polskiemu złożył nie tylko swój majątek, nie tylko zdrowie i trudy najmozolniejsze, ale i życie swoje w ofierze?

Przeto wobec takich świetlanych i wielkodusznych postaci patriotycznego naszego duchowieństwa jakże dziwnym, niezrozumiałym i krającym serca wydać się musi to smutne, małostkowe stanowisko, jakie zajmują księża posłowie siedzący na prawicy, broniący nie tylko swoich majątków, ale najzażarciej ziemi wielkiej własności obszarniczej. Dlaczegóż znajdują się w obozie obszarników ci, których Mistrz Boski najostrzej gromił jako bogaczy, faryzeuszów, nazywając ich "rodzajem jaszczurczym", a litował się tylko nad ubogimi, zgłodniałymi rzeszami ludu, mówiąc: "Żal mi tego ludu" - i zaspokoił głód ludowych mas i te tysiączne rzesze nakarmił, gdy wołały: "Nie mamy chleba!" - czyż możecie być głusi i obojętni na błagania rozpaczliwe bezrolnego chłopa? (Brawa).

Szanowni księża, siedzący na prawicy! Szkoda Waszego trudu, Waszych wysiłków, Waszych zdolności na obronę wielkiej własności. Ginącej szlachty i obszarników nawet Wy nie uratujecie! Nemezis dziejowa wypisała już nad nimi wyrok za nieprzeliczone krzywdy, wyrządzone ludowi i narodowi polskiemu. Szlachetczyzna już się nie dźwignie, już nie wstanie!

Dzisiejsza Polska, którą Bóg dał - to Polska ludowa. Więc czas najwyższy porzucić obóz obszarniczy. Wy powinniście się znaleźć na lewicy, gdyż miejsce księdza, żyjącego przeważnie z chłopa, winno być po stronie chłopskiej, a nie pańskiej. Posłami zostaliście dzięki głosom chłopskim. Apeluję tedy najgoręcej do sumień Waszych kapłańskich, ażebyście reformie rolnej żadnych nie czynili trudności, lecz abyście przy głosowaniu razem znaleźli się z nami, ludowcami. Bo gdybyście stanęli przeciwko ludowi w tej najczulszej i najdonioślejszej dla ludu kwestii - reformie rolnej - to ten lud Was zmiecie i przy przyszłych wyborach prawie żadnego księdza nie wybierze na zdradę interesów tego ludu.

Wiedzcie, kapłani polscy, o tym, że Polska już stwarza się chłopska, już wkrótce będzie naprawdę chłopska i na chłopach oparta, będzie naprawdę najpewniejsza i gospodarna, i najmocniejsza, a jako taka przetrwa tysiące lat w blasku, potędze, świetności i chwale...

My, posłowie chłopscy, nie ustąpimy, my pójdziemy w święty bój o prawa i o szczęście polskiego ludu, i będziemy walczyć oparci o masy ludowe tak długo, aż wywalczymy chłopu polskiemu nie tylko należytą, szybką, odpowiadającą potrzebom ludu reformę rolną, ale również i rządy w państwie, ażeby chłop, prawdziwy piastun i włodarz tej ziemi, tą Rzeczpospolitą zmartwychwstałą władał i kierował dla mocy i potęgi państwa oraz dla szczęścia ludu, bo chłop polski do rządów już dorósł.

(Na lewicy brawa i oklaski. Marszałek dzwoni).

Stenogram z 56 posiedzenia sejmu, z 26 VI 1919 r., s. 32-39.


Przemówienie posła ks. E. Okonia w dyskusji nad wnioskiem o przeniesienie prawa patronatu przy mianowaniu proboszczów z właścicieli dóbr  dworskich na przedstawicieli mieszkańców parafii.

Wysoki Sejmie!

Prawo patronatu kościelnego, to prawo zwyczajowe, którego początek sięga drugiej połowy wieku V, a które utrwaliło się w kościele katolickim w wieku IX, któremu nadał ostateczny wyraz i formę Karol Wielki w swoich kapitulariach, orzekając, że każdy z kościołów ma mieć swojego opiekuna, czyli wójta, po łacinie: advocatusa; to prawo ma dla nas, chłopów, ogromne znaczenie. Jak za czasów Karola Wielkiego urząd tego opiekuna, czyli advocatusa, pozostawał przy fundatorze beneficji, czyli właścicielu ziemskim, przy właścicielu własności tabularnych, tak prawo to niezmienione przechowało się aż do naszych czasów, a synody nasze polskie, poznański i gnieźnieński, nadały temu prawu szczególniejsze przywileje: przywilej prezenty, przywilej aspiracji i przywilej ławki kolatorskiej. Tradycja sprawia, że te przywileje, razem złączywszy się, osiągnęły ten skutek, że kolatorowie w zupełną swoją zależność wzięli nasze duchowieństwo, a przede wszystkim proboszczów. Kolator, mając proboszcza w swoim ręku, miał przez niego, za jego pośrednictwem, i lud w swoim ręku. Dlatego prawo patronatu odegrało w historii budzącego się ruchu politycznego ludowego, czyli chłopskiego, wielką rolę.

To prawo patronatu, wykonywane przez kolatorów, właścicieli ziemskich czyli obszarników, było krzywdą nie tylko dla ludu, który, pragnąc się wyzwolić z pęt pańszczyzny i szukając opiekuna, bo nie mógł go znaleźć w proboszczu, bo ten był zależny od obszarnika, bo obszarnik był panem jego życia i śmierci. Ale było krzywdą i dla samej religii katolickiej, i kościoła katolickiego, było krzywdą przede wszystkim dla duchowieństwa. Słyszymy głosy wielu księży, że raz powinny ustać takie stosunki, ażeby człowiek, który skończył teologię, który ma za sobą pracę i lata zasługi, szedł żebrać łaski o posadę.

Zdarzyło się, że człowiek najzdolniejszy, najlepszego charakteru, najlepszych zasług dlatego, że nie umiał zniżyć karku, że miał sztywny kark, że nie był układny i nie umiał się pokłonić panu kolatorowi albo pani kolatorce, że nie umiał się spodobać, bo nie miał zewnętrznych warunków po temu, całe życie był wikarym. Obszarnicy obsadzali probostwa a nawet były wypadki, że zajmowali się tym lokaje książęcy. Znajomy mój wikary starał się u ks. Lubomirskiego o posadę, pojechał więc do jego dóbr i pyta się, kto ma największy wpływ na księcia. Powiedziano mu, że największy wpływ na księcia ma lokaj. Idzie do lokaja, daje mu 25 reńskich i za 25 reńskich dostał probostwo. Nie dawno, przed kilku laty, gdy w naszym okręgu starał się u hr. Tarnowskiego jeden z księży o probostwo, człowiek zacny i uczciwy, hr. Tarnowski zażądał od niego, ażeby parę dni zamieszkał w jego pałacu, ażeby mógł z nim odbyć konferencję i wybadać, jakich jest przekonań politycznych. Gdy się pytałem, o co hrabia najwięcej pytał, to mówił, że najwięcej pytał o jego przyszły stosunek do ludu, czy nie będzie zajmował wrogiego stanowiska wobec dworu.

Nie tylko osoby z duchowieństwa poniżały się przez takie wykonywanie patronatów, poniżała się także religia sama. Znam przykład konkretny, że jedna z kolatorek chciała urządzać nabożeństwa na swój sposób. Mówiła: księże proboszczu, dziś mamy mieć takie a takie nabożeństwo, takie a takie nieszpory, o tej a o tej godzinie. Jedna hrabina, żyjąca jeszcze dzisiaj, znam ją, sama opowiadała, że kiedy ks. Stojałowskiego wyklinano z ambony, a proboszcz, jako rozumny człowiek, wiedząc, że on niewinnie cierpi, nie chciał tej klątwy na cały głos odczytać, wówczas ona, stojąc w kościele, krzyczała: księże proboszczu, masz odczytać tę klątwę, bo ci tak biskup nakazał. Ale ksiądz był mądry i odpowiedział: kobiety niech milczą w kościele, bo tak św. Paweł naucza. Widzimy więc, że to fatalnie odbiło się na całym kościele.

Całe życie ks. Stojałowskiego, największego męczennika o wolność ludu, największego naszego bohatera ludowego, tego, który stworzył ten nasz Sejm, który pod Polskę ludową podwaliny pierwsze położył, było tragedią właśnie na tle stosunku kolatora do proboszcza. Ks. Stojałowski był proboszczem w Kulikowie pod Lwowem, człowiekiem wielkich zdolności i wielkiej zasługi. Zaczął on wydawać gazetę tę, którą dzisiaj endecja dalej wydaje, ale gdyby ks. Stojałowski powstał z grobu i zobaczył ją, to by się powstydził tego wydawnictwa. Biskup Puzyna, przyjechawszy wówczas do ks. Stojałowskiego na wizytację, obszedł się z nim po jezuicku, całował się z nim, napił się dobrego wina, ale gdy odjechał, pozostawił na stole list suspensyjny. Dlaczego to zrobił? Dlatego, że mu hr. Badeni tak kazał, bo hr. Badeni był namiestnikiem Galicji. A tak, jak biskupowi kazał Badeni, tak wszystkim księżom kazał biskup, jak te żaby, gdy jedna: rech-rech, to wszystkie za nią: rech-rech (Wesołość). Z ambon poczęto ciskać klątwy na ks. Stojałowskiego, zaczęto mówić ludowi wiernemu dla kościoła, dla religii, że ks. Stojałowski - to buntownik, że chce wywrócić religię, że chce być Lutrem nowym, a tymczasem ks. Stojałowski nie chciał być Lutrem, bo gdyby chciał, to by nim był, bo miał lud za sobą i księża poszliby za nim, bo miał poparcie za sobą, ale Stojałowski kochał wiarę i miał lepszą wiarę niż biskup Puzyna i wszyscy księża proboszczowie.

Mówił do mnie ks. Stojałowski przed śmiercią, w roku 1911: "Szanowny księże, najważniejszym nieszczęściem dla 'kościoła i dla naszych księży jest to, że są w szponach obszarników". Całe życie go męczono, a kto najbardziej mścił się na nim? Księża sami. Dlaczego się mścili? Dlatego, że im tak kazali obszarnicy i hrabiowie, których się bali.

W Małopolsce są stosunki takiego niewolnictwa, takiego upodlenia, że w całej Polsce z pewnością przykładu takiego drugiego nie było i nie ma. Dlatego księża trzymali się pańskiej klamki i chcąc zrobić karierę w życiu, musieli się kłaniać, musieli nieraz wbrew sumieniu postępować. Chociaż ksiądz był synem chłopa, musiał iść wbrew interesom ludu. Byli jednakże i tacy księża, którzy ośmielili się występować jako ludowcy. Ale dziś jeszcze, gdy występują jako piastowcy, choć to partia dziś już konserwatywna, biskup Wałęga ich wyklina za to, że są tylko ludowcami.

Dlatego też lud nasz cieszyć się będzie ogromnie, gdy Sejm uchwali może pierwszą mądrą rzecz tutaj, bośmy wiele rzeczy tu uchwalali, ale ta rzecz będzie bodaj jedną z najważniejszych dla chłopów. Wtedy chłop zrzuci z siebie kajdany nie tylko obszarników, ale i kajdany proboszczów. Dlatego nasz chłop będzie się cieszył, jeśli to prawo kolatorstwa odbierzemy obszarnikom. Ale odbierając, nie można tak zrobić, jak radzi ksiądz Sobolewski, nie możemy iść z deszczu pod rynnę, nie można oswobodzić chłopa spod samowoli obszarnika, a poddawać go samowoli biskupów i konsystorza. Wielka była samowola obszarników, ale przeogromna jest też samowola lub - jak (to) dobrze nazwał poseł Putek - autokracja naszych biskupów.

Weźmy tylko przykład z biskupem Łosińskim. Kiedy legioniści przyszli do Kielc, to nawet do kościoła nie chciał ich puścić i pogrzebów im sprawić. Mam nazwisko jednego człowieka, który do niego przyszedł i przyniósł na mszę za brata-legionistę, poległego w bohaterskiej walce za Ojczyznę. Ale ksiądz prałat Okolski z rozkazu biskupa Łosińskiego nie pozwolił odprawić mszy świętej za legionistę. Również do szpitali nie puszczano legionistów.

Jeżeli my biskupom zostawimy to prawo, to z pewnością dostaną probostwa tylko tacy księża, jak ten ksiądz, który mnie chciał obrazić - nie znam jego nazwiska (Głos z sali: Chrzanowski), Chrzanowski czy jakiś tam inny. Ale takich księży w Polsce będzie coraz mniej, a księdzu Chrzanowskiemu, który jest z pewnością pachołkiem biskupim, powiem tylko to, że "psie glosy nie idą w niebiosy" (Wesołość). Powiem tyle, że z głosem chłopa dotąd biskupi nasi się nie liczyli. Kiedy chłopi z pewnej parafii w ziemi lubelskiej pojechali do biskupa prosić, ażeby zły proboszcz ustąpił i aby biskup dał im na proboszcza tego, którego lud polubił za pracę dla ludu podczas epidemii, biskup odpowiedział im: "Chłopi, jedźcie do domu i nie zawracajcie głowy, bo nie nadszedł jeszcze taki czas, żeby chłopi mieli rządzić księżmi". Chłopi odjechali i dano im księdza, którego lud nie życzył sobie.

Tymczasem historia kościelna, bo p. Putek brał tylko to tylko ze strony prawniczej, mówi, że lud chrześcijański miał, będzie miał i musi mieć prawo głosu przy wybieraniu proboszczów, a nawet biskupów.

Proszę Panów, Klemens, ojciec Kościoła, powiedział w liście do Koryntian, w rozdziale 44, że apostołowie i uczniowie apostolscy, aczkolwiek swoją powagą sami mianowali biskupów i sami mogli mianować innych duchownych, przecież zawsze liczyli się z głosem gmin chrześcijańskich, liczyli się z głosem ludu, i tym głosem nie pomiatali. Nawet apostołowie tak postępowali. A św. Cyprian w liście swoim do Efezów pisze, że wybieranie biskupów i kapłanów przez lud razem z klerem jest prawem i zwyczajem apostolskim. Na czym on polegał? Otóż na tym, że biskupi danej prowincji zjeżdżali się z ludem katolickim, z ludem chrześcijańskim, i razem z nim wybierali kandydatów na biskupów, a naczelny metropolita zapytywał, czy lud się zgadza na danego kandydata. A więc tu była potrzebna aprobata i zgoda ludu. A i Sobór Trydencki do dziś żąda, żeby nazwiska tych, którzy wstępują do stanu kapłańskiego, były odczytywane wobec ludu z ambony, żeby lud wiedział, kto ma być kapłanem.

Tylko w Kongresówce nie wolno było tego czynić, ponieważ rząd rosyjski zakazał, i tego roku dopiero po raz pierwszy z ambony, nawet tu w Kongresówce, rozlegnie się ten głos Soboru Trydenckiego.

Ale w wieku V, kiedy poczęły się tworzyć pierwsze parafie, kiedy biskupi musieli się liczyć z wolą fundatorów kościoła, zaczęto odsuwać lud, a najwięcej w tym zawinił cesarz Justynian I, który orzekł, żeby biskupów i proboszczów wybierali duchowni, ale nie wspólnie z ludem, tylko z wybitniejszymi przedstawicielami tego ludu. Widzimy, że to prawo istniało aż do wieku IX. Jeszcze w wieku IX w każdej gminie chrześcijańskiej istniało 7 członków, którzy mieli nawet prawo nadzoru nad proboszczami, prawo nadzoru nad życiem wewnętrznym chrześcijańskim danej parafii chrześcijańskiej. Dopiero czasy feudalne, obskurantyzmu i zacofania, odebrały ludowi ten głos. Dziś lud do tego głosu chce wrócić. Ks. referent Sobolewski powiedział, że nie ma podstawy prawnej do tego, a nawet poseł Putek nie mógł się jej doszukać. Otóż ja tę podstawę prawną znajduję. Prawo prezenty, prawo ławki kolatorskiej itp. przysługiwały kolatorom dlatego właśnie, że oni budowali ten kościół i utrzymywali go. Kto jest dziś fundatorem kościoła? Czy może nasi obszarnicy dadzą co na kościół? Gdy przyjdzie ściągać konkurencję z dworu, to dwór tak kręci, tak rekursuje do władz, że gdyby się na ten datek czekało, z pewnością nic by się nie otrzymało. A co robi chłop? Kwestuje. Biedacy jadą w dalekie krańce Polski, chodzą od domu do domu i żebrzą na kościół, zwłaszcza na kościoły we Wschodniej Galicji, gdzie każdy kościół był fortecą narodową. Tam na kresach, gdy byłem jeszcze wikarym, chcieliśmy z proboszczem budować kościół, ale obszarnik nie chciał dać ziemi. Nazywał się Lewicki, sąsiad hr. Skarbka. Jest świadek, który to może potwierdzić. Nie chciał dać ziemi, bo powiedział: "Jest tu ruska cerkiew, więc nie potrzeba świątyni polskiej. Pan Bóg jest jeden". Więc chłopi zbudowali kościół sami z własnego grosza, ciężko uciułanego, w twardym znoju zapracowanego. Dlatego fundatorami kościoła nie są dziś obszarnicy, lecz chłopi.

Niech Panowie zobaczą we wsi Błażowej, pow. rzeszowskiego, bazylikę, którą chłopi postawili z własnych składek. Kościoła tak cudownego, jak tam, w całej Polsce nie widziano. Spytacie się, Panowie, kto go postawił? Chłopi, lud biedny. A postawił go sobie dlatego, że on Boga i wiarę kocha całym sercem, nie obłudnie, on nie ma tej wiary tylko na ustach, nie ma wiary faryzeuszowskiej, ale ma wiarę w sercu. Chłop dziś kościół utrzymuje. On księdzu na mszę daje, za pogrzeb, za wszystko, chociaż się tego chłopa obdziera, jak tu p. Putek wspomniał. W Kongresówce - to jeszcze nic dziwnego, gdy proboszcz ma 6 morgów, ale w Małopolsce są proboszczowie, którzy, jak np. proboszcz w Przeworsku, ma 1000 morgów. Jeżeli taki człowiek śmie z biednego zdzierać, to już jest to postępowanie bez serca i bez litości. Powinno być tak, żeby od biednego nic nie brać, wtenczas lud będzie wiedział, że ten ksiądz nie jest chciwy i pracuje dla idei i dla miłości Chrystusa, i Boga. Tak jednak nie jest, inaczej się dzieje. Dlatego też dziś nasz lud ma prawo do tego, żeby dostać to prawo patronatu, bez przywilejów, bo chłopu na przywilejach nie zależy.

Powiedział ks. Sobolewski dalej, że jeśli się to prawo przeniesie z właścicieli włości tabularnych na parafie, to będzie wielkim niebezpieczeństwem dla samej parafii. Dziwię się, skąd ta bojaźń i trwoga u ks. Sobolewskiego?

Sami przedstawiciele kościoła, sam Watykan zawiera konkordaty, czyli układy polityczne, nawet z państwami heretyckimi, z Rosją, z Prusami, z Austrią, która była rzeczywiście podłym państwem. Umyślnie wziąłem sobie konkordat austriacki z r. 1855, ratyfikowany w 1856, zawarty pomiędzy cesarzem austriackim Franciszkiem Józefem a papieżem Piusem IX. Cóż tam powiedziano? Powiada się, że układ zawarty pomiędzy Jego Świątobliwością Piusem IX a jego Apostolską Mością, królem i cesarzem austriackim - nazywa się "Jego Apostolską Mością" tego staruszka - ma na celu, żeby wzrastała wiara i pobożność w Austrii. Myśmy widzieli tę wiarę i pobożność w Austrii. Art. 24 i 25 wyraźnie oddaje nawet mianowanie proboszczów cesarzowi, czyli jego zastępcom - namiestnikom i starostom.

Proszę Panów! Kiedy tu byli Rosjanie, Prusacy i Austriacy, wtenczas nie wychodził głos oburzenia z ust biskupa ani z ust księży, siedzieli wtenczas jak myszy w dziurze, a arcybiskup jechał do Berlina i kłaniał się Wilusiowi. A dziś, kiedy chcemy dać prawo ludowi polskiemu, ludowi katolickiemu, powiadają, że to jest niebezpieczeństwo dla gmin chrześcijańskich. Czy to nie obelga, rzucona w twarz ludowi polskiemu? Czy to prawo dajemy heretykowi, czy Wilusiowi, czy staremu Franciszkowi Józefowi, który był skrytym wrogiem religii katolickiej? Dajemy je ludowi, chcemy je dać temu ludowi podlaskiemu, temu ludowi od Siedlec, i temu biednemu chłopu, którego w ciemnocie trzymano, który krew przelewał za religię. Nie proboszcz cierpiał, nie obszarnik, oni nic nie cierpieli, tylko chłop cierpiał i krwią swoją zadokumentował, że jest najlepszym synem kościoła. Proszę Panów, opowiadał mi to jeden z duchownych, że kiedy przyjechali nasi chłopi do Rzymu, pobożność ich była tak wielka, że kardynałowie rzymscy biegli za naszym chłopem i podziwiali jego pobożność i religijność. Kardynałowie rzymscy podziwiali religijność chłopa polskiego! A my temu chłopu balibyśmy się oddać to prawo? On będzie je kochał, jak matka kocha swoje dzieci, jak ten najdroższy skarb, on tego nie nadużyje jak obszarnik dla polityki, on nie będzie nim frymarczył ani oddawał lokajowi tylko lud będzie miał sobie za wielki zaszczyt i wielkie szczęście, jeżeli wybierze proboszcza takiego, który będzie według jego serca i życzeń.

Dlatego ja się dziwię, że trzeba o tym aż przekonywać Wysoką Izbę. Tutaj argumenty są tak mocne, że one same mówią do ducha, mówią do rozumu każdego człowieka, trzeba tylko trochę dobrej woli i nie uprzedzać się tak, jak niektórzy panowie z prawicy, że gdy wychodzi na trybunę poseł z lewicy, zaraz ruszają się jak gniazdo os, w które się kij włoży. Gdy mówicie Wy z prawicy, my się nie oburzamy. Każdego zdanie trzeba wysłuchać i uszanować. To, co Wam śmiechem się wydaje, może za lat 50 będzie bardzo mądre i historia powie, że było mądre, a Wasze było nierozumne. (Głos: Historia o Okoniu nie będzie wspominała).

Dlatego też my nie boimy się dziś oddać chłopu prawo mianowania proboszczów, my będziemy nawet żądali prawa mianowania biskupów, a kto się tego boi, ten jest wrogiem nie tylko ludu, ale wrogiem Ojczyzny i państwa polskiego. Fundamentem państwa jest chłop. Dziś chłop nasz w naszym państwie i w naszym Rządzie ma słaby głos, bo cóż ten głos chłopa jeszcze znaczy? Chłop nie przyszedł z tą siłą, z jaką powinien był przyjść, z jaką przyjdzie w przyszłym sejmie, dlatego że chłopa bałamucono, że dotąd trzymano go w ciemnocie, ale gdy chłop zdobędzie oświatę, to będzie rządził, będzie miał głos, jako gospodarz, decydujący.

Proszę Panów, w państwie naszym chłop nie ma dziś głosu i nie ma najmniejszego głosu w kościele naszym. Znam przykład, jak chłopi z parafii tysznickiej, ze wsi Jaskowice, przyjechali do biskupa prosić za księdzem. 30 chłopów pojechało wtedy w mroźny styczeń, w największy mróz. Było to 3 lata temu. Cała gmina złożyła się na tę podróż, a była to biedna gmina, na piaskach. I pojechali ci chłopi, przejęci myślą, że jadą do biskupa jako do ojca swego, że pogada z nimi, a może i wykrzyczy, ale jak ojciec. Gdzież tam, tylko na dole doszli do kapelana biskupiego, a ten powiada: "Gospodarze, ksiądz biskup nie przyjmuje, bo nie ma czasu". Oni powiadają: "Księże kapelanie, tyle mil jechaliśmy w taki mróz, taka podróż uciążliwa, zlitujcie się, powiemy tylko parę słów, mamy prośbę". Ale biskup dla chłopa nie miał czasu, bo na audiencję dla chłopa on za wysoki, chodzi na koturnach. Ale gdy przyjechał obszarnik, to dla obszarnika ksiądz kapelan na wysługi: "Proszę naprzód, proszę bardzo, pan dobrodziej pozwoli". Tak to się chłopa traktuje. Chłop w kościele nie ma żadnego głosu. Z chłopem nie liczą się nawet wtenczas, kiedy nawet jest taki proboszcz, jak np. pod Rzeszowem. w gminie Swilczy, który jest znienawidzony przez całą parafię, że modlą się w Rzeszowie do Matki Boskiej, ażeby tego proboszcza Pan Bóg wziął. Jeżdżą, piszą, ale to głos wołającego na puszczy, to rzucanie grochu o ścianę, bo biskup lekceważy sobie głos chłopów.

My jako posłowie chłopscy musimy żądać, ażeby duchowieństwo szanowało chłopa, liczyło się z chłopem, żeby duchowieństwo wiedziało, że musi nastąpić reforma i nowa era w kościele polskim, że musi się usunąć wszystko, co złe, wszystko, co przeżyte, wszystko, co pańszczyzną trąci. My wiary nie obalamy, my religię umacniamy, ale chcemy z tej religii wyrzucić te śmiecie, które służą interesom klik, które służą jaśnie wielmożnym, kapitałowi i bogaczom. Lud biedny nie żąda, ażeby księża byli biedni, niech im niczego nie brakuje, ale żąda, żeby się nie panoszyli, żeby byli braćmi dla chłopa, żeby mu serce otworzyli, żeby mu byli pomocni w nieszczęściu i skóry z niego nie zdzierali. Dlatego wierzcie, Panowie, może wy nie wierzycie, ale ja wierzę, że w krótkim czasie, kiedy oświata roztoczy nad nim swoje skrzydła, gdy dojdzie do każdej chaty, i na Podlasiu do kochanego ludu polskiego, i koło Białegostoku, i na Pomorze do Kaszubów, i do górali, kiedy oświatę ten chłop polski zdobędzie, to Polska będzie musiała być Polską chłopską, ale sprawiedliwą, ale postępową, i w tej Polsce ksiądz nie będzie satrapą, tylko będzie z chłopem współdziałał, księże Kaczyński, a nie będzie tak, jak jest obecnie, gdy Wy obiecujecie robotnikom złote góry, a kamieniczników popieracie! Proszę Panów, musi nastąpić reforma w naszym kościele. Tego się domaga duch czasu, domagają się tego stosunki. Jeśli chcemy nasze państwo uzdrowić, jeśli chcemy, ażeby powstało na nowo, to musimy postawić je na nowych podwalinach. Niech ta wiara będzie piękna, jasna, niech będzie wiarą dla Boga, a nie dla polityki. Nikt nie wyrządził kościołowi takiej szkody, jak ten ksiądz, który przy wyborach agitował, ażeby za ludowcami nie głosować, bo: "ludowcy to są diabły z piekła rodem". Szanowni księża posłowie, którzyście może też (w ten sposób) agitowali, Wasza agitacja na nic się nie zdała, bo wierzcie, że chłop się przekonał, że ludowiec to jest porządny człowiek, jedyny obrońca interesów chłopskich, a Wy jesteście obrońcami kapitalistów i obszarników ziemskich. Dzisiaj już chłop się na Was poznał i dlatego Wy przeciwko chłopom nie idźcie, idźcie pod wolę chłopską, ugnijcie się, ten chłop Wam pokaże swoją siłę, on Wam pokaże, że się Wam deptać ani za narzędzie używać nie da. Głos ludu, to głos Boga - i dlatego też, życząc naszemu ludowi zwycięstwa, wierzę, że lud nasz wyzwoli się nie tylko z pęt obszarniczych, pańszczyźnianych, ale wyzwoli się z tej niewoli duchowej, którą narzucili mu nasi biskupi autokraci i nasi niedobrzy proboszczowie. Bo są i dobrzy proboszczowie, ale są zduszeni i boją się podnieść śmielszy głos. Dlatego wierzę w to, że choć Wasz głos będzie krakaniem kruka, to głosu sokoła on nie przekracze, bo chłop to sokół; chłop potężny, 24-milionowy, pokaże, że ksiądz musi się z głosem chłopa liczyć poważnie, bo gdy się nie będzie liczył, to kiepsko na tym wyjdą księża, a będzie to niedobre także dla kościoła katolickiego (P. Gdyk: A robotnik?). Panie Gdyk, takie stworzenie, co małpuje, zawsze jest nieprzyjemne. Szkoda, że Pan jest przedstawicielem robotników. Niech się ci robotnicy wstydzą za Pana. (Głos: To nie jest przedstawiciel robotników). Ale przynajmniej podaje się za takiego.

Pozwalam sobie zgłosić następującą rezolucję:

Sejm wzywa Rząd, ażeby w najkrótszym czasie opracował projekt ustawy o mianowaniu proboszczów w tym duchu, iżby w miejsce obecnych patronów wprowadzono obszerne parafialne komitety kościelne, wybrane przez ogół wiernych z powszechnych wyborów, które by w porozumieniu z władzą kościelną wykonywały obsadzanie probostw.



środa, 11 września 2013

ANARCHISTA

Rzecz o ks. Okoniu


Pierwszy "odziedziczył po ojcu straszny nałóg". Drugi był demagogiem i dziwkarzem", choć nosił sutannę. Trafili do podręczników szkolnych. Tomasz Dąbal - komunista i chłopski radykał - ksiądz Eugeniusz Okoń. W listopadzie 1918 r. Założyli Republikę Tarnobrzeską, enklawę w widłach Wisły i Sanu, gdzie przez kilka miesięcy przynajmniej część władzy trzymali chłopi i robotnicy rolni.

Postać Dąbala, wkrótce emigranta do ZSRR, działacza Międzynarodówki Komunistycznej pojawia się często w pracach historyków. O księdzu - "bolszewiku" pisano i mówiono znacznie mniej.

Dziś w Tarnobrzegu jeśli popytać o ks. Okonia młodzi powiedzą, że nie słyszeli o takim, a nieliczni starsi, że owszem - był, żył, działał. Szczegółów nie znają.

Na akademiach z okazji kolejnych rocznic Republiki mówiono zazwyczaj tylko o Dąbalu. Ma swoją ulicę, szeroką, przez nowe osiedle, i tablicę pamiątkową na jednym z domów. Ba, z dawnych czasów na szpitalu, dziś wojewódzkim i zespolonym, przetrwał napis "Szpital Powszechny im. Zofii z hr. Zamoyskich hr. Tarnowskiej", choć przeciw hrabiom Tarnowskim, Lasockim, Lubomirskim, Dolańskim była ta rewolucja. Śladów księdza Okonia nie dostrzeżesz, bo pod świetlane schematy trudno go podciągnąć.

Choć posłem na Sejm Galicyjski w 1913-14 został z ramienia endecji, szybko okazał się zbyt radykalny dla narodowych demokratów i przestali się do niego przyznawać. 2 listopada 1918 r. nadszedł czas działania. Monarchia habsburska rozpadła się z dnia na dzień, więc to w rodzinnym Radomyślu zorganizował wiec. Na starych fotografiach, które pokazuje nauczyciel historii z Radomyśla, Stanisław Myszka, widać tłum ludzi i orkiestrę; ktoś wykopuje słupy graniczne, które rozdzielały Kongresówkę od Galicji. Obok stoi postać w sutannie.

Tam nad Sanem ks. Okoń wezwał chłopów, by tłumnie stawili się cztery dni później na wiec ludowy w Tarnobrzegu. 6 listopada z okolicznych powiatów przyjechało 30 tysięcy ludzi.

Dlaczego tak wielu? Sądzili, że wreszcie przyjdzie czas ich władzy. Nędza galicyjska była tu okrutna. Kronikarz notował, że "wiele rodzin jada bez soli, kupiec powiada, że rzadko kiedy sprzedaje całe pudełko zapałek. Kupują na sztuki". Połowa ziemi należała w powiecie tarnobrzeskim do 14 rodzin, reszta - przeszło 10 tys. gospodarstw.

Ziemia - to był pierwszy motyw.

Rewolucyjnej agitacji sprzyjała tradycja samorządu wiejskiego i nie najgorszy poziom oświaty ludowej. Spora już była kadra inteligencji wywodzącej się z chłopstwa. Na Uniwersytecie jagiellońskim przed I wojną światową 16 proc. studentów pochodziło z rodzin chłopskich, więcej niż kiedykolwiek potem.

- Żołnierze, robotnicy i ty, biedoto wiejska! - przemówił ksiądz Okoń - Zaświtał wreszcie dla was dzień wyzwolenia... Ty chłopie, ty robotniku odetchnij dziś całą piersią, bo odtąd tobie kłaniać się będzie twój ciemiężca, odtąd on drżeć będzie przed tobą... Właśnie dzwonią, ale już nie na "anioł pański", ale na twój "anioł chłopski".

- Umiał mówić, trafić do chłopa jak nikt - powiada dziś Józef Nieradka, lat osiemdziesiąt i cztery, z Jeziórska.

- Dlaczego był popularny? - zastanawia się Karol Słomka, działacz ludowy. - Ludzie chcieli słuchać o sprawiedliwości społecznej. Osoby duchownej - tym bardziej. Wyłamał się Okoń od tych, którzy w obcęgach trzymali ciemnotę wiejską - obrazowo mówi Słomka.

Wówczas urzędnik, a gdy upadła republika - starosta tarnobrzeski, Tomasz Spiss, pisał z przerażeniem: "Wygłosił ksiądz Okoń mowę płomienną grozę budzącą, zapowiadającą ogólną rzeź i rozlew krwi".

Relacje świadków i zapiski historyków są sprzeczne. Nie wiadomo do końca, czy Komitet Rewolucyjny z Okoniem, Gruszczyńskim i Dąbalem powstał nieco wcześniej, czy powołano go na wiecu. Faktem jest, że nastał okres dwuwładzy. Z jednej strony komitet zrewolucjonizowanych robotników i chłopstwa, wiejskiej biedoty i zdemobilizowanych żołnierzy. Z drugiej - władza podległa krakowskiej Komisji Likwidacyjnej, a potem rządowi warszawskiemu.

Dąbal organizował milicję ludową. Jedni mówili "czerwoną gwardię", inni - "bandy bolszewickie". Ksiądz Okoń jeździł z wiecu na wiec, podgrzewał nastroje. Spiss wspomina, że "mówiło się w całej Polsce dużo o wiecach, to jednak, co się tu działo, przechodzi wszelkie pojęcie. Każda sposobność wykorzystywana była dla odbycia wiecu. W każdy dzień targowy, w środowisku największego skupienia ludzi powstawał niespodziewanie mówca i wiec już był gotów".

- Miałem osiem lat - powiada Leon Korga - ale pamiętam, że ludzie byli zadowoleni, bo kończyło się panowanie szlachty.

Na kolejnym wiecu Dąbal "rozpalił namiętności chłopskie", a potem krzyknął: "Odbierzcie im broń" i zgromadzeni chłopi rozbroili patrol, który pojawił się w mieścinie.

W listopadzie i grudniu zaczęli zabierać pańskie bydło, pustoszyć spichlerze, wywozić drzewo z lasów. Pamiętnik Gruszczyńskiego zawiera informacje o przypadkach spontanicznej parcelacji, która polegała na zaprzestaniu płacenia czynszu dzierżawnego właścicielom okolicznych dóbr.
           
Hrabiostwo uciekało

Chłopski, ale prawicowy "Piast", pismo Witosa, pisał: "Powiat tarnobrzeski przyniósł zaiste wstyd ludowi polskiemu w Galicji".

Okoń i Dąbal są ścigani. Pierwszego żandarmeria aresztuje, drugi skutecznie ukrywa się w Sandomierskiem.

Gruszczyński wezwany na posterunek w Tarnobrzegu zapisuje potem taką rozmowę:

- Nie zaaresztujecie mnie - przerwałem mu - bo się boicie, żeby chłopi nie rozwalili więzienia (...) czy użyje pan broni, jeśli chłopi napadną na Tarnobrzeg?

- Naturalnie - mówi bez namysłu oficer - każę strzelać w łby i sam będę strzelał.

- A jeśli chłopi będą szli spokojnie, to też będzie pan strzelał? - zwracam się wprost do oficera.

- Jak pan starosta rozkaże, to będę strzelał.

- A więc strzelalibyście do niewinnych?

- Niewinni siedzą w domu - odciął się policjant.

- Tak i umierają z głodu.

Wobec groźby marszu chłopów na Rzeszów, który zaczynał organizować Gruszczyński, uwięziony tam ksiądz Okoń wychodzi na wolność.

26 stycznia w wyborach do Sejmu Ustawodawczego w republice zwycięża lista PSL-Lewicy, na której znaleźli się Okoń i Dąbal. Okoń jest jedynym lewicowym deputowanym w Warszawie wśród 37 przedstawicieli kleru. Po kolejnych wystąpieniach kuria przemyska kilkakrotnie suspenduje go.

Stary wiciowiec, Karol Słomka, powie, że księża zawsze trzymali z obszarnikami. Także i zaraz po drugiej wojnie, "kiedy rękę trzeba było wyciągnąć po oświatę, chleb, pracę, to tę rękę kler obcinał".

- Teraz też, coś mi się wydaje - mówi Słomka - duchowieństwo za bardzo zaczyna się mieszać do polityki, a jak przewodzi duchowieństwo, to dziać się dobrze nie może.
Słomka komunistą nie jest, tylko ludowcem i w latach pięćdziesiątych swoje za PSL, niewinnie, ale odsiedział.

Metoda na rozbicie powiatowej rewolucji jest prosta: wziąć 5 kompanii wojska i spacyfikować chłopów. Niepokornych rozstrzelać, pokorniejszych - a było ich 350 - aresztować i do więzienia. Jeszcze innych wychłostać na miejscu i puścić wolno. Michał Krajewski w swoich wspomnieniach pisze, że tak to się odbywało: "Teraz żołnierze i żandarmi ścigają chłopaków z furmanek, wywlekają z półkoszków i popychają do szkoły, gdzie odbywa się "śledztwo" i od razu egzekucja. Żołnierze rozciągają "pana brata" na wysokiej ławie szkolnej i odmierzają mu wyciorem kilkadziesiąt uderzeń niżej krzyża".

- Mojego wujka - mówi pan Karol - biło trzech, ale liczyło się, że jeden, więc dostał nie zwykłe 25, a 75 kijów.


- Naszego Adama Stadnika zastrzelili, bo nie chciał broni oddać - wspomina Nieradka - Ja w więzieniu w Rzeszowie siedziałem. Więzienie jak więzienie ale nie znęcali się. Dlaczego Republika upadła? No, jak zamknęli przywódców, to kto miał prowadzić?


Ksiądz Okoń interpeluje w Sejmie, podaje przykłady używania przemocy: "gospodarza z Wólki Sokołowskiej również pobili żandarmi i pastwili się nad nim przez 7 godzin, a kiedy mdlał, oblewali go wodą, a cuciwszy bili dalej (...). W innej wsi żołnierze - nie żandarmi - złapali człowieka i pod pozorem, że znaleziono u niego karabin, chociaż człowiek ten był idiotą i nic nie słyszał, wymierzono mu 50 plag".

W ciągu 4-letniej kadencji ks. Okoń składa 20 różnych interpelacji, 16 wniosków, przemawia 43 razy. Walczy o zaniechanie kar cielesnych i budowę dróg, o mosty i zwalnianie chłopów - żołnierzy na żniwa, domaga się reklamowania z wojska jedynych żywicieli rodzin. Jest jednym z nielicznych, którzy w czerwcu 1920 r. żądają nie Rady Obronnej, lecz rokowań pokojowych z Rosją Sowiecką.

Na jego nagrobku w Radomyślu można dziś przeczytać napis: "Ksiądz Eugeniusz Okoń, trybun ludowy, poseł na Sejm".

Z Janem Prawicą w tarnobrzeskim Wojewódzkim Komitecie ZSL rozmawiamy o życiu chłopów dziś i tutaj. Bez wahania mówi, że chłopa teraz, w listopadzie 1982 r., nie interesują związki zawodowe, lecz dobra władza. Tak jak w Republice, chłop oczekuje, żeby nie był obywatelem drugiej kategorii, żeby był godnie traktowany. Ale kiedy pytam Prawicę, dlaczego do dziś nie ma obiecanej już przecież przez partię i stronnictwo gwarancji dla rolnictwa indywidualnego, odpowiada dopiero po namyśle, jakby niechętnie.

-Trzeba przełamać bariery myślowe u niektórych. To potrwa.

Niedługo szli wspólną drogą Okoń i Dąbal.

- Okoń miał czysto demokratyczne, a nie komunistyczne podejście - mówi Słomka - Dąbal skrajnie lewicowe, wzorować się chciał na rewolucji radzieckiej.

 W sejmie Okoń niezadługo miał już przeciwko sobie dokładnie wszystkich. Jedni uważali go ciągle za bolszewika, inni ludowcy - za demagoga rozbijającego ruch chłopski, choć przecież sami zaciekle kłócili się między sobą i przez wiele lat nie doszło do zjednoczenia wszystkich ludowych partii i stronnictw.

Rzeczywiście, niejasny i zmienny był program polityczny Okonia i jego Chłopskiego Stronnictwa Radykalnego, ale jednego nie można mu odmówić - zawsze domagał się reformy rolnej, wywłaszczenia dóbr dworskich i kościelnych, całkowitego, za niewielkim odszkodowaniem.
           
- Musimy sobie powiedzieć: niech zginą obszarnicy, byle tylko ocalić naszą kochaną Polskę - wołał z trybuny sejmowej.

W sprawozdaniu zapisano w tym miejscu: wrzawa na prawicy, poseł Sawicki protestuje. Ksiądz Okoń pod adresem Sawickiego:

- Ja z pańskiego gadania nic sobie nie robię, bo pan jesteś echem zza grobu, pan do nieboszczyków należysz (wesołość) (...) Pan służysz panom i grasz marną rolę zdrajcy ludu!

Marszałek Trąmpczyński:

- Muszę przywołać posła ks Okonia do porządku za użycie słów "zdrajcy ludu".

Poseł ks. Okoń mówi dalej:

- Owszem, ale mu się to słusznie należało! (wesołość)

A jednak w wyborach w 1922 r. Okoniowe stronnictwo sromotnie przegrało w Tarnobrzeskiem. Lewica była rozbita, agitacja piastowców skuteczna. Zdobył natomiast mandat gdzie indziej i wraz z nim jego trzech współpracowników. W kilka lat później partia chłopskich radykałów rozleciała się...

Surowy historyk ruchu ludowego pisał o nim w 1947 r., że zawsze frondował, że autorytetu nie uzyskał nigdy, że "zasłynął jako nieprzeciętny typ demagoga. Choć pokłócił się ze swoją władzą kościelną, cieszył się mimo to niebywałym powodzeniem u bab na odpustach, które swoimi przemówieniami doprowadzał do łez i histerii". W kilkanaście lat później ten sam historyk w biografii księdza-anarchisty przyznawał, że zbyt surowe wystawił i zbyt jednostronne oceny.

Grzechów Okoń miał sporo na sumieniu; ciążyły na nim zarzuty łapówkarstwa, choć prawdopodobnie obiecując pomoc interesantom, przyjmował pieniądze tylko jako dobrowolną ofiarę na swoją partię i gazetę; w każdym razie majątku się nie dorobił, cały czas żył w długach. Na początku lat dwudziestych pięciokrotnie został uniewinniony, ale gdy w 1927 r. zbliżyły się kolejne wybory, zmuszono go - grożąc szóstym i następnymi procesami -do rezygnacji z kandydowania. Pozbawiony środków do życia poddał się także po przeszło 8-letniej wojnie z kurią.

"Niniejszym oświadczam - składał samokrytykę - że w miłości Pana Boga oraz przywiązaniu, wierności, posłuszeństwie dla świętego katolickiego Kościoła, potępiam wszystkie moje czyny, którymi przez cały szereg lat dawałem zgorszenie".

Przeprasza, przyrzeka, obiecuje naprawić zło. Pokutuje w dukielskim klasztorze bernardynów i do życia politycznego już więcej nie wraca. Służy kościołowi w parafii w Radomyślu.

Niewysoki, pękaty, dobroduszny, bezpośredni. Miał swoje słabości. Satyryczna "Mucha" drukowała taki oto rysunek: drzwi z tabliczką "Eugeniusz Okoń, poseł". Uchyla je młoda wiejska dziewczyna. Od strony zewnętrznej stoi starsza kobieta:

- Czy można się widzieć z posłem Okoniem?

- Nie.

- Dlaczego?

- Boś pani za stara.

O córki jak mógł, tak dbał - dyskretnie zaznacza biograf.
           
Piłsudski pisał o nim "dziwkarz", ale w Radomyślu starsi, którzy dobrze Okonia pamiętają, nie mają mu za złe trybu życia. 74-letnia kobieta, którą zagaduję, gdy żwawo spieszy na wieczorne nabożeństwo, śmieje się, opowiada anegdoty, mówi z uznaniem:

- Był z niego taki prawdziwy chłopski ksiądz.

Proboszcz Brzuszek z Radomyśla, gdy pytam, czy przydałby się znowu chłopom ksiądz Okoń, odpowiada: A jak pan myśli? Chłop zawsze był sam i jest sam. Rolnicy ciągle niepewni przyszłości, produkcja mało opłacalna. No i najważniejsze: potrzebne jest, żeby wreszcie w urzędzie zaczęli chłopa szanować.

Wojnę przeżył ks. Okoń w Radomyślu; wkrótce po wyzwoleniu, gdy w okolicy było niespokojnie, przyszli do niego prosić o pomoc ludzie z bezpieczeństwa w Rzeszowie. Nie odmówił. Wspomina Edward Gronczewski: "Proboszcz wygłosił tak patriotyczne kazanie, jakiego nigdy jeszcze nie słyszeliśmy. Ludzie płakali ze wzruszenia".

Mówił żeby nie popierać tych, którzy występują przeciwko władzy ludowej.

Podobno widywano go po wojnie na galerii dla publiczności w czasie obrad Krajowej Rady Narodowej i Sejmu Ustawodawczego, ale czy to prawda...?

Przez kilka lat był duszpasterzem na ziemiach zachodnich. Tam zmarł w 1949 r. Kiedy w kilkanaście miesięcy później przewieziono go do Radomyśla i tu pochowano, znowu ściągnęli się chłopi z okolicy. Kondukt pogrzebowy miał 6 kilometrów długości.

Cmentarz położony jest na wzgórzu, które nazywa się "Zjawienie".

Pan Myszka, nauczyciel, proponował, żeby na domu, w którym mieszkał, umieścić jakąś skromną tabliczkę, ale pomysł został pomysłem tylko.

Słomka mówi, że gdyby teraz pojawił się ksiądz Okoń i o roli chłopa gadał, to byłby jednym z odnowicieli, a Stanisław Myszka powiada:

- Takich kilku Okoni przydało by się, żeby ludzie zawierzyli. Pracuję w szkole i wiem, jak trudno wskazać autorytet.

Piotr Aleksandrowicz