Ani święte, ani odwieczne albo skłot pod świętym Ambrożym

„Nie jest to zgodne nawet z prawem natury. Natura bowiem wszystkie płody wydaje dla wszystkich do wspólnego użytku. (…) Z natury więc wywodzi się prawo wspólnej dla wszystkich własności. Prawo własności prywatnej jest wynikiem ludzkich uroszczeń”

Przemówienie księdza Okonia

Żołnierze, robotnicy i ty biedoto chłopska! Zaświtał wreszcie dla was wszystkich dzień wyzwolenia, swobody, porachunku za tyle krzywd doznanych, za tyle poniewierania twej godności.

Chciwość nie jest dobra

Bohater filmu „Wall Street” Oliviera Stone’a z 1987 r. przekonywał, że chciwość jest dobra (greed is good). Ta porada ochoczo została przyjęta w społeczeństwach Zachodu w ostatnich dwóch dziesięcioleciach

A gdyby papież zdradził

Rządy junty wojskowej (1976-1983) w Argentynie pozostają czarną kartą w dziejach tamtejszego Kościoła, ale również Kościoła powszechnego.

Po papieskiej wizycie w Brazylii. Papież na peryferiach

Od początku pontyfikatu Franciszek nawołuje do wyjścia na peryferia ludzkiej egzystencji, do osób wykluczonych ze społeczeństwa, postawionych na jego marginesie. W tym upatruje misję Kościoła, który prowadzi..

niedziela, 30 grudnia 2012

Wyobraźmy sobie następujący system bankowy...

Wyobraźmy sobie następujący system bankowy:
1) Pieniądze pozbawione zostają statusu towaru a tym samym ich gromadzenie i pomnażanie ile się tylko się da ponad własne potrzeby jest w systemie kulturowo-etycznym bardzo niemile widziane.
To takie sobie niby ideologiczne hasło. Tymczasem niżej przekonamy się, że ma w sobie treść.
2) Depozytariusze nie otrzymują żadnych odsetek. Pieniądze przez nich złożone służą inwestycjom prowadzonym przez bank oraz przez pożyczkobiorców.
Zarówno zyski jak i straty wynikające z tych operacji dzielone są pomiędzy bank i depozytariuszy ( względnie pożyczkobiorców). Tym samym nie ma żadnych ustalonych wcześniej procentowych lub kwotowych rat przy pożyczkach.
3) Osoby bardzo ubogie nie są obciążone stratami. W przypadku straty na operacjach bankowych otrzymują z powrotem cały kapitał a w przypadku straty inwestycyjnej na pożyczce oddają też tylko sam kapitał.
4) Oczywiście nie istnieje system stałego oprocentowania wkładów. W ogóle pojęcie "procent" wypada z tego systemu, ponieważ zalatuje lichwą a lichwa jest handlem zakazanym, gdyż, jak wspomniałem, pieniądz nie jest towarem tylko miarą. To tak, jakby zaproponować: "Pożyczę Ci 10 centymetrów a Ty oddasz mi 110 cm po roku".
5) A teraz najważniejsze. Banki nie dopuszczają do wypłat kwot większych niż zgromadzone przez klienta na rachunku (tym samym na ogół nie ma w zasadzie kart kredytowych, które jako wysoko oprocentowane wciągają w pułapki klientów i każą płacić haracz sklepom na rzecz banków).
Również wszelkie pożyczki udzielane są do wysokości aktywów banku.
Obecnie banki zachodnie udzielają kredytów i pożyczek w wysokości około 8 do 10 razy większej niż ich aktywa. Prawie nikt o tym nie wie. Na tym polega ich samodzielna kreacja pieniądza i wielkie dodatkowe zyski.
6) Banki zobowiązane są w wpłacania 2,5% rocznie od swych środków bieżących i innych form przychodu na rzecz ubogich.
Procent ten rokrocznie w granicach rozsądku określa odpowiedni wydział Episkopatu.
To ostatnie zdanie pewnie Was zdziwiło.
Specjalnie je napisałem, ponieważ taki system istnieje. W krajach muzułmańskich i jakoś nie słychać tam o krachu finansowym.
Skąd się wzięły wyżej jego wymienione zasady. Oczywiście z prawa szariatu.
Dlatego tekst ten nazwałem "Gruby nietakt", bo jest nietaktem sławić prawo szariatu kilka dniem przed Bożym Narodzeniem. Jest to jednak tylko nietakt pozorny, bo w tym aspekcie bankowym prawo szariatu jest na pewno bliższe wartościom chrześcijańskiem, niż to, co mamy teraz.
Przy okazji. W Wlk. Brytanii polityczna poprawność każe w święta unikać nawet słowa Jezus. Parę lat temu pewna gmina muzułmańska w Anglii zaprotestowała przeciw temu okaleczaniu naszej religii, gdyż wedle nich takie okaleczanie zubaża bogaty kontekst religijno-kulturowy, który ich otacza a oni cenią sobie to właśnie.
Mariusz Muskat

piątek, 28 grudnia 2012

Misjonarze przeciw dyskryminacji tubylców

Przeciwko dyskryminacji tubylców protestuje Rada Misji Tubylców (Conselho Indigenista Missionário) przy episkopacie Brazylii. Złożyła ona w parlamencie dokument potępiający zabójstwa dokonywane na rdzennych mieszkańcach tego kraju i stosowanie wobec nich przemocy. Przy wsparciu Stowarzyszenia Sędziów na rzecz Demokracji przekazano go parlamentarnej Komisji Praw Człowieka. Manifest podpisało 20 tys. osób. Przedsięwzięcie wpisuje się w prowadzoną obecnie kampanię „Popieram Sprawę Tubylców”.
Autorzy dokumentu podkreślają zaangażowanie władz w poszanowanie pluralizmu etnicznego i kulturowego poszczególnych grup społecznych. Równocześnie wskazują na brak konkretnej polityki państwa w obronie ludów tubylczych, których podstawowe prawa gwarantuje obowiązująca konstytucja.
Po upływie prawie 40 lat od ogłoszenia w 1974 r. innego dokumentu, który podczas dyktatury wojskowej informował tak brazylijską, jak i międzynarodową opinię publiczną, wiele zagrożeń dla tubylców, wskazywanych wówczas przez wspomnianą Radę, niestety nadal jest aktualnych.
W obecnym dokumencie wskazuje się na konkretne przypadki naruszania praw Indian. W stanie Maranhão tubylcy ze szczepu Awá-Guajá narażeni są na różne presje, włącznie z pogróżkami zabójstwa, jak też na zajmowanie terytoriów zatwierdzonych dla nich przez rząd. W stanach Mato Grosso i Mato Grosso do Sul trwają konflikty agrarne. Często agrobiznes zajmuje ziemie należące do tubylców, skazując ich na wegetację w nieludzkich warunkach.
Problemy przeżywają również Indianie ze szczepów Guarani i Kaingang, w dziesiątkach obozowisk położonych przy głównych trasach na południu kraju, gdzie wystawieni są na niebezpieczeństwo wypadków drogowych, a w okresie zimowym na niskie temperatury zagrażające ich zdrowiu i życiu.
Systematyczna przemoc popełniana wobec tubylców to „decyzja o eksterminacji”, której wrogie im siły nigdy nie odwołały – podkreśla z naciskiem Rada Misji Tubylców.
http://pl.radiovaticana.va/articolo.asp?c=646683

poniedziałek, 24 grudnia 2012

UCZYNKI MIŁOSIERNE WOBEC CIAŁA

W Wigilię Bożego Narodzenia pozwalamy sobie przypomnieć
UCZYNKI MIŁOSIERNE WOBEC CIAŁA
1. Nakarmić głodnych.
2. Napoić spragnionych.
3. Przyodziać nagich.
4. Przyjąć do domu podróżujących.
5. Pocieszać więźniów.
6. Odwiedzać chorych.
7. Grzebać umarłych.
[ks. Tomasz Bielski SAC, "Pokój Wam. Modlitewnik", Pallotinum 1982]
Wszystkim Czytelnikom LEWICY CHRZEŚCIJAŃSKIEJ życzymy Spokojnych, Zdrowych a nade wszystko Radosnych Świąt Bożego Narodzenia.

niedziela, 23 grudnia 2012

Świąteczna zbiórka żywności Caritas

30 diecezjalnych Caritas prowadzi świąteczną zbiórkę żywności, pomagając najbardziej potrzebującym rodzinom, osobom starszym i chorym.
„Najbardziej potrzebne są produkty o długim terminie przydatności do spożycia – mówi Lucyna Muniak z gnieźnieńskiej Caritas. – Liczymy na takie produkty, z których później można skorzystać przy robieniu paczek żywnościowych dla potrzebujących. Parafialne Zespoły Caritas znają najlepiej potrzeby na terenie swojej parafii i one będą później robiły paczki” – powiedziała Lucyna Muniak.
W zbiórkę zaangażowanych jest ok. 8 tysięcy wolontariuszy, należących do Parafialnych Zespołów i Szkolnych Kół Caritas. Akcja odbywa się w ponad 1,2 tys. sklepach w całej Polsce.
http://pl.radiovaticana.va/articolo.asp?c=647687

Prymas Anglii i Walii o skutkach kryzysu

Brytyjski system opieki społecznej potrzebuje natychmiastowej reformy – podkreślił abp Vincent Nichols, katolicki prymas Anglii i Walii. Uczestniczył on w ogólnokrajowym spotkaniu przedstawicieli organizacji dobroczynnych, które odbyło się w Izbie Gmin w Londynie. W jego trakcie zwrócono uwagę na wzrost zapotrzebowania na pomoc społeczną, który wynika przede wszystkim ze starzenia się społeczeństwa.
„Opieka nad coraz większą liczbą starców i niepełnosprawnych jest dla naszej cywilizacji wielkim sprawdzianem” – ocenił abp Nichols. Wskazał też na inną kategorię potrzebujących. Są nimi ci, którzy w wyniku kryzysu trafili na margines społeczeństwa. „Nie możemy ich zostawić. Potrzebują dachu nad głową i wyżywienia” – podkreślił prymas Anglii i Walii.
http://pl.radiovaticana.va/articolo.asp?c=643227

sobota, 22 grudnia 2012

NEOKATOLICYZM CZY NOWI KATOLICY?

Z dziejów polskiego radykalizmu chrześcijańskiego c.d.

W tygodniku katolickim pt. "Dziś i jutro" pisze Marian Jedlicz o tzw. neokatolicyzmie.
Całkiem słusznie podkreśla autor, że termin "neokatolicyzm" jest niestosownym, jeśli miałoby się go dosłownie rozumieć, nie ma bowiem kilku rożnych katolicyzmowi, które by można sobie przeciwstawić. Zmienia się jeno typ katolika.
Jako nowoczesnego katolika typuje p. Jedlicz wyznawcę "katolicyzmu głębi". Katolicyzm nowoczesny jest - według opinii autora - "przede wszystkim epopeja wewnętrznego życia duszy". W związku z tym wywodzi ci dalej: "jeżeli mowa o nowej epoce życiu Kościoła, to jest epoka pójścia w głąb. I w tym sensie słusznie mówi się o nowym średniowieczu.
Charakteryzując katolicyzm w Polsce, broni go autor przed zarzutem "kapliczkowatości", twierdzi, że katolicy w Polsce byli i są aktywiści. Aktywność ich widzi w masowym garnięciu się do Akcji Katolickiej i do szeregów Stronnictwa Narodowego i Chrześcijańskiej Demokracji - przed wojną. Teraz - według autora- "garną się ku innym ugrupowaniom". Słabą strona katolicyzmu w Polsce określa autor charakterystycznie jako: "grzech ciasnych perspektyw"
Ciasne perspektywy polskich katolików wywodzą się - zdaniem autora - z tego stanu faktycznego, ze zbyt mały odsetek mieliśmy katolików naprawdę żywych. Ponieważ procent katolików naprawdę żywych wzrósł we Francji imponująco, stąd ten wspaniały sukces, jaki notujemy tam ostatnio. Ten sukces wyrósł z przełamania zapory ciasnych perspektyw przez tych właśnie naprawdę żywych katolików francuskich.
W Polsce przewiduje p. Jedlicz przeszkody w przeforsowaniu nowego katolickiego ideału kulturowego, przewiduje zahamowania, nie wyklucza walk. Stwierdza, że postępowi katolicy w Polsce nie maja związanych rąk z tymi czy innymi partiami politycznymi - jak to bywało u wielu katolików starego pokolenia.
Jakie remedia przewiduje autor na pokonanie trudności w realizacji nowego katolickiego ideału kulturowego? Wymienia następujące: a) na dłuższy okres czasu zakrojoną "niezakłóconą pracę katolickich zakładów naukowych" b) pracę "tak przez ludzi spoza Kościoła niedocenianych zakonów" i c) walkę z "tendencjami krzyżującymi zasadnicze zadanie Kościoła, tj. zadanie rozwinięcia i uświęcenia duszy ludzkiej".
Rejestrując te wątpliwie bardzo interesujące i żywe wywody p. Jedlicza, dotykające kapitalnego ujęcia najbardziej aktualnego problemu współczesnego, musimy stwierdzi, że wymagają one uzupełnienia, które - nawiasem mówiąc - idzie po linii ideologicznej autora. Uzupełnienie to zasadnicze i nieodzowne mieści się w stwierdzeniu, że CAŁY NACISK MUSIMY DZIŚ POŁOŻYC NA SPOŁECZNY AKTYW KATOLICKI. Nie możemy czekać na efekt "lat niezakłóconej pracy katolickich zakładów naukowych", nie możemy czekać na to, co da nam praca zakonów, którą przecież musi się przestawić na nowe potrzeby nowej rzeczywistości, a walkę z tendencjami, krzyżującymi zasadnicze zadanie Kościoła w kierunku uświęcenia dusz, musimy traktować jako malum necessarium, a nie jako pozytywny wykład do realizacji planów dnia dzisiejszego i najbliższego jutra.
Musimy "z żywymi naprzód iść, po życie sięgać nowe..."
Tak, jak we Francji, postępowi katolicy nie dali się zdystansować w dziedzinie reform społecznych, ale owszem wytrzymują konkurencję z lewicą, tak i u nas musimy - my, nowi katolicy, stanąć na gruncie maksymalistycznego programu w dziedzinie życia społecznego.
Musimy przekreślić tę najgorszą tendencję niedawnej przeszłości, że monopol na reformy społeczne miała wyłącznie lewica, że byli katolicy, którzy nie mieli odwagi dotykać ran społecznych , nie umieli znaleźć na nie lekarstw - nawet wówczas, gdy papieże w swych encyklikach społecznych te lekarstwa nazwali po imieniu.
Musimy z tą tendencją skończyć! Nie bójmy się przesunięcia nieznacznego bodaj na lewy tor!
My, postępowi katolicy, wyznajemy zasadę, ze prawdziwy katolik nie może i nie powinien patrzeć obojętnie na krzywizny ustroju społecznego, powodujące rany bolesne, tym boleśniejsze, że wywodzą się z krzywd, nieraz wlokących się od szeregu pokoleń. Jeśli ktoś powie, że w ten sposób jawnie przechodzimy na lewicę, nie boimy się i nie wypieramy się takiej lewicowości. Może powiedzą o nas tak, jak o katolikach francuskich, zgrupowanych w ruchu republikańsko-ludowym, że nasz program społeczny niewiele różni się od programu, głoszonego przez socjalistów. Nic to nie szkodzi, będzie to dowodzić, ze należycie rozumieją nasze intencje. A intencje nasze zmierzają do tego, by nowi katolicy stare prawdy katolickie wiecznie żywe, wiecznie młode i pulsujące mocą, bo oparte na prawdzie Bożej - umieli wcielić w życie współczesne, realizować je konkretnie.
Nowi i żywi - to powinno by hasło katolików w Polsce!
Nowi, ci, co przekreślają złą tendencję: wyznaczania katolicyzmowi bardzo ciasnego łożyska, odmawiania mu sił twórczych w dziedzinie realnego życia.
Żywi, ci, co mają oczy otwarte na wszystkie przejawy życia współczesnego, co mają serce otwarte na każdy ból i każdą ranę społeczną, co ramiona swe śmiało zanurzają w wartki nurt dnia dzisiejszego, by współpracować w budowie lepszego jutra, lepszego ustroju społecznego.
I tu dwa zastrzeżenia.
Pierwsze zmierza do wyjaśnienia: czy wystarczy "katolicyzm głębi"?
Nie chcę - oczywiście - ani trochę na jotę umniejszać wartości "epopei wewnętrznego życia duszy". Ale - zdaje mi się, że - akcentując hasło: "w głąb" - nie wolno zapominać o haśle, równie doniosłym: "wszerz"... Są one nieodłączne. Pierwsze wystarcza tylko w życiu kontemplacyjnym.
Wprawdzie p. Jedlicz powołuje się na aktywność katolików polskich, masowo garnących się - przed wojną - do Akcji Katolickiej. Ale - wiemy, że ta aktywność była poważnie pod znakiem zapytania, nie przybrała ona takiego rumieńca życia, jaki musi cechowa aktywność produktywną i twórczą, odmieniającą "oblicze ziemi".
Jeśli zatem mówimy o nowej epoce w życiu Kościoła, to chcemy, by nią była nie tylko epoka pójścia w głąb, ale i - wszerz: śmiałym, szerokim gestem.
Drugie zastrzeżenie dotyczy: nowego średniowiecza, które p. Jedlicz identyfikuje z "epoką głębi".
Trudno uwierzyć w możliwości pełnego renesansu odległej epoki, choćby bardzo wartościowej. Transpozycja tych odległych wartości natrafi na pewno na poważne trudności. Można tylko mówić o powtarzalności tego, co (w średniowieczu także) było niezmienną zawsze, wierną treścią Kościoła, jako doktryny i jako żywego organizmu. Chodzi tu przede wszystkim o to, co Mikołaj Bierdiajew zamknął w tych klasycznych i niezapomnianych słowach: "Kościół jest schrystianizowanym kosmosem. Fakt ten musi przestać być oderwaną, teoretyczną prawdą. Powinien stać się prawdą życiową, praktyczną. Kościół powinien zerwać z tym okresem istnienia, który był niejako koncentracją życia kościelnego w świątyni, a przejść do okresu kosmicznego, do przeobrażenia pełni życia... Wyznaczono religii osobne i całkiem nieznaczne miejsce w życiu ludzkości. A tymczasem ona powinna na nowo stać się wszystkim, stać się siłą przekształcającą i prześwietlającą wewnętrznie całe życie..." (por. "Nowe średniowiecze", Warszawa 1936, str. 113 i n.). A więc nie tylko iść w głąb, ale i wszerz!
Przeobrazić pełni życia i przekształcić całego życia nie potrafią jednak katolicy starego typu.
Dokonywać tego mogą tylko katolicy nowi, żywi, ci, którzy nie ograniczają się tylko do "pójścia w głąb" ale mocnym uderzeniem wszerz rozbijają zmurszałe formy społeczne, by na ich miejsce stwarzać nowe, nowe ramy i nową treść.
"Instaurare omnia in Christo" - w nowej redakcji... Oto: zadanie na dziś i jutro.
"Omnia", tzn. całe życie.
Ks. Henryk Weryński

piątek, 21 grudnia 2012

Media katolickie o walce z ubóstwem

Dlaczego ubóstwo? To pytanie postawiły sobie rozgłośnie radiowe i telewizyjne zrzeszone w Europejskiej Unii Nadawców (EBU). 29 listopada został poświęcony temu zagadnieniu, by uwrażliwić widzów i słuchaczy na ten jakże ważny i trudny problem dotykający praktycznie wszystkie społeczeństwa świata.
Przez kilka dni w kilkudziesięciu centrach radiowych i telewizyjnych Europy nadawane będą specjalne programy na temat ubóstwa. Szereg audycji o chrześcijańskiej perspektywie i działalności Kościoła w walce z biedą i niesprawiedliwością społeczną przygotowało w wielu językach Radio Watykańskie. Wspólny program Redakcji Katolickiej Polskiego Radia oraz Sekcji Polskiej Radia Watykańskiego zostanie wyemitowany 2 grudnia. Jego gościem będzie m.in. ks. Dariusz Kowalczyk SJ z Uniwersytetu Gregoriańskiego, który podkreśla, że działalność na rzecz potrzebujących jest jednym z najważniejszych wymiarów apostolskich misji Kościoła.
„Kościół jest upoważniony do przypominania, że nie ma zdrowej gospodarki, bez moralności, etyki. Same mechanizmy gospodarcze, rynkowe sprawy nie załatwią. Myślę, że ostatnie kryzysy są tego świadectwem. To czego zabrakło to przede wszystkim etyka gospodarcza. Jednak bezpośrednią domeną działania Kościoła są dzieła miłosierdzia: głoszenie Słowa, udzielania sakramentów i właśnie dzieła miłosierdzia. Nie jest tak, że jakiś system zlikwiduje zupełnie biedę. Zawsze będziemy mieli wśród nas ludzi, którzy z jakiś powodów popadną w tarapaty, biedę, być może w nędzę zawinioną, niezawinioną, ale którym trzeba będzie pomóc. Możemy mieć dobre chęci, ale chęci nie wystarczą. Trzeba mieć wyobraźnię miłosierdzia. Trzeba wiedzieć jak pomóc, jak dotrzeć do ludzi. Co sprawić, żeby pomoc, którą jesteśmy w stanie zgromadzić – dotarła do tych najbardziej potrzebujących”.
Na temat inicjatywy Europejskiej Unii Nadawców wypowiedział się też przewodniczący Papieskiej Rady „Iustitia et Pax”. Kard. Peter Turkson zaznaczył, że w ostatnich latach definicja ubóstwa została rozszerzona. Wkład w ten proces miała także nauka społeczna Kościoła katolickiego.
„Chodzi o podstawowe poczucie ludzkiej godności, które przeradza się w różne formy praw człowieka: prawo do przyzwoitego życia, edukacji, opieki medycznej, sprawiedliwego wynagrodzenia za pracę, elektryczności i wody pitnej – stwierdził pochodzący z Ghany purpurat. – Jest w tej grupie także dostęp do komunikacji. Rozmawiałem właśnie z biskupem z Konga, który narzekał na brak dostępu Internetu w jego części kraju. Słabo rozwinięta sieć komunikacyjna stanowi tam duży problem. W wymienionych obszarach wciąż trzeba dokładać starań. Jako Kościół katolicki dysponujemy jednym z najpotężniejszych narzędzi, które może stać się motorem rozwoju ludzkości – nauczaniem społecznym. Wielkim pragnieniem Kościoła jest, by jej treść była jak najszerzej znana” – dodał kard Turkson.
http://pl.radiovaticana.va/articolo.asp?c=643221

czwartek, 20 grudnia 2012

NARÓD I LUD

W teatrzyku „Zielona Gęś” Gałczyńskiego jest taka scena, kiedy to Naród woła kilka razy „Ustroju!” a Ustrój nie odpowiada. Autor omija komunistyczną cenzurę wykorzystując dwuznaczność zdania: „Ustrój Narodowi nie odpowiada”. Przez chwilę wydaje się to zabawne, ale uśmiech zamiera nam na ustach, kiedy uświadomimy sobie, co dla nas oznaczały przez prawie pół wieku po wojnie te słowa.

Ja chcę napisać tutaj o relacji Narodu z Ludem. Zawierała ona w naszej historii od 250 lat zbyt często potężną dawkę napięcia. Gdy napięcie to było lekceważone, albo nie wyciągano z niego racjonalnych wniosków, skutki bywały z reguły tragiczne i trwające bardzo długo.

A zatem Naród i Lud. Jest połowa XVIII wieku. Zwycięża rewolucja amerykańska a pierwsze dwa słowa jej republikańskiej Konstytucji brzmią „We, the people”. Tłumaczymy je jako „My, Naród”. Lecz czy ci koloniści byli Narodem? Oczywiście, że nie. Byli ludem wyzyskiwanym przez angielską Koronę. I ten wyzysk uświadomił im wspólnotę interesów. Stali się armią wolnych i równych wojowników. Minie dokładnie 200 lat od wyboru ich pierwszego Prezydenta, gdy USA jako najpotężniejsze państwo świata pokona Imperium Zła a jeszcze Amerykanie nie staną się w pełni Narodem, bo napływ rozmaitych imigrantów, w tym przymusowych sprawi, że będą konstelacją różnych nacji spojonych raczej świadomą więzią państwową, niż wątkiem narodowym. Siła i energia tego społeczeństwa bierze się z mixu tej konstelacji oraz z ludowych źródeł osiemnastowiecznej, walecznej rewolucji.

Nauka szkolna przekazuje nam podobny wysiłek republikański we Francji i w Polsce. We Francji, choć płynie przy tym morze krwi wojny domowej i europejskiej a potem zachodzą rozmaite wstrząsy ustrojowe, to jednak mimo klęski Republiki spowodowanej po części przez nią samą – pojawiają się nowe słowa: „OBYWATEL” i „Konstytucja” a pewne tego echa przedostają się do Kodeksu Napoleona. Gdyby Francuzi nie doceniali tego faktu, nie czciliby dnia zburzenia Bastylii, jako swego najważniejszego święta. Gdyby nie odczuwali na tym tle swej dumy, całe to zdarzenie z Bastylią, gdzie chyba najgroźniejszym przestępcą był syn zamożnego mieszczanina, którego ojciec wsadził tam za hulaszczy tryb życia, stałoby się zaledwie pożywką dla kabaretów.

Republika francuska przegrywa w sporym stopniu także dlatego, że podzielony jest LUD. Lud miasta jest za nią, LUD wsi przeciw. We Francji poczucie narodowe już jest ukształtowane. Gdy sfery wyższe też się podzieliły na kręgi monarchistycznej arystokracji oraz rewolucyjne kręgi intelektualne, można było powiedzieć, że cały Naród pękł na pół wzdłuż pionowej osi stratyfikacji. Nie mogło to się dobrze skończyć.

A teraz nasz kraj. Sytuacja najcięższa. Druga połowa XVIII wieku. Rosyjskie wojska panoszą się po Polsce. Król Leszczyński po raz drugi wygnany mimo walecznej obrony Ludu Gdańska. Zagrożona już nie tylko Niepodległość, ale także państwowość. Skoro tak, to budzi się NARÓD. Słudzy Maryi – Konfederacja Barska. Szlachta i magnacka milicja. Struktura społeczna kraju nieco inaczej ukształtowana niż we Francji, nie mówiąc już o USA. Chłopi zapomnieli już dawno, że byli kiedyś, przed wiekami, wolnymi kmieciami. Mieszczan mniej, niż we Francji i do tego sporo tu cudzoziemców. Szlachty 16% społeczeństwa (najwięcej w Europie), ale czy to może wystarczyć przeciw potędze Rosji? Nawet, jeśli płynie broń z Francji i Turcji? Jest zaledwie 4 lata przed pierwszym rozbiorem i 23 lata przed Konstytucją 3 Maja. Jakie cele formułuje BAR? Zachowanie religijnej supremacji dla katolicyzmu oraz supremacji społecznej katolickiej szlachty. Mijają dwa wieki, kiedy to w dobie największej potęgi Polski Zygmunt August wypowiedział pamiętne słowa do protestantów: „Nie jestem panem waszych sumień”.

Co by się stało, kiedy pierwszą myślą Baru byłoby zdobycie znacznych sum pieniędzy? W tym czasie w Polsce mieszka połowa Żydów całego świata, w całkowitej izolacji, podatki też zbierają tylko dla siebie mimo nakazu Sejmu Konwokacyjnego. Aż prosi się o negocjacje z nimi – w zamian za pieniądze częściowe prawa obywatelskie (pełnych Żydzi nie chcą, bo pragną pewnej odrębności). 20 lat potem takie negocjacje podejmie z nimi Lelewel, ale będzie już za późno i II rozbiór przerwie te rozmowy. 20 lat przedtem mogły się udać i wtedy Berek Joselewicz zjawiłby się może wcześniej w walce z Rosją - nie tylko sam ale i z innymi żydowskimi dowódcami. Przecież Żydzi wiedzą, że Rosja moskiewska nienawidzi ich od samego początku swego istnienia. Pomysł z uczynieniem Żydów normalnymi obywatelami udał się potem Napoleonowi i byli oni dlań wsparciem.

A co z mieszczanami? Niewielu ich, ale przykład 3 tygodniowej obrony Berdyczowa mimo rosyjskiej nawały (700 konfederatów i 800 mieszczan) pokazuje jak potrafią walczyć.

No a chłopi, niby uśpieni wiekami poddaństwa i pańszczyzny zaledwie ćwierć wieku potem staną pod wodzą Kościuszki. Może gdyby ich pociągnięto podczas powołania Baru, dałoby to wzmocnienie powstania. No ale takie rzeczy nie mogą dziać się za darmo. Trzeba dać mieszczanom i chłopom odpowiednie prawa czyli wziąć się za Konstytucję już wtedy. Zaledwie 22 lata temu chłopi doświadczyli przecież jak poszczuci na szlachtę przez Austrię niczego od Cesarza nie uzyskali. Nie można było?

Tak to Naród ostał się bez Ludu a jeżeli mimo to przez 4 lata walczył, to przecież wraz z Ludem mógłby zwyciężyć. A tak Słudzy Maryi ulegają Partii Białej Flagi - bo przecież część polskiego wojska walczy po stronie Rosji – oraz tej ostatniej. Na domiar złego powstanie staje się pretekstem dla Austrii do czynnego wdrożenia kroków rozbiorowych (rok 1772).

Sławna w świecie Konstytucja III Maja otwierająca bramy Narodu w kierunku Ludu stanie się dumnym oparciem prawodawstwa II RP, ale wcześniej jest morze cierpień ponad wiek. Brzmią w uszach słowa Norwida o czynie, co przychodzi za wcześnie a myśl za późno. Podczas brnięcia przez to morze udręki i hańby jeden moment jest szczególnie obciążony paradoksem nonsensu i nieszczęścia. Chodzi o wyjęcie przez cara zza pleców Powstania Styczniowego chłopstwa - za pomocą uwłaszczenia. Pobrzmiewają echa ograniczeń Baru.

I wreszcie nie ma już mowy o zatrzaśnięciu Ludowi drzwi przed Narodem. Druga połowa XIX wieku przynosi zespolenie narodowe całego społeczeństwa. Każda jego część formuje swoje przedstawicielstwo polityczne i razem wszyscy odbijają swe Niepodległe Państwo. Mówi się o wyjątkowo sprzyjającym wyniku I wojny, ale drugim, niemniej ważnym elementem była waleczna energia wojskowa i energia pracy Narodu, który wobec okupantów był jednocześnie wyzwalającym się Ludem, tak jak kiedy koloniści amerykańscy wyzwalali się od brytyjskiej Korony (struktura społeczna była w Polsce bardziej skomplikowana, ale to nie ma tutaj nic do rzeczy).

W kluczowym momencie dla przetrwania Państwa (sierpień 1920) premierem był Witos. To nie pomogło jednak chłopstwu w II RP. Mimo znakomitych wysiłków na rzecz budowy przemysłu, Polska była krajem zdecydowanie rolniczym i ogromna większość ludności mieszkała na wsi. Jakiż był przemysł na wielkich wschodnich połaciach kraju poza Borysławiem? Zasobność ekonomiczną trzeba więc było brać w większości z rolnictwa. No ale reforma rolna ledwo musnęła strukturę wsi i bardzo wielu rolników z małymi gospodarstwami (nie mówiąc już o bezrolnych) naprawdę cienko przędło. Do tego sporo majątków ziemian zarządzanych było kiepsko, przez nieudolnych właścicieli lub nieuczciwych rządców. LUD wiejski został odepchnięty od bram Narodu. Musiało to bardzo zaciążyć na sile ekonomicznej Państwa.

Leszek Moczulski w swej świetnej książce „Wojna Polska” analizuje Wrzesień 39 dzień po dniu. Udowadnia, że nie jest prawdą, iż zachodni alianci z góry porzucili myśl o pomocy dla nas. Pod potężnym naciskiem opinii publicznej i parlamentu Anglii Francja (mimo degrengolady sfer rządowych i sabotażu komunistów) rozpoczęła planową akcję wojenną. Jednakowoż jej schemat wzięty z I wojny, przewidywał bardzo wolną szybkość tej przygotowawczej operacji. Uderzenie bezpośrednie miało nastąpić ok. 15 września. Tymczasem już po 8 - 9 dniach wojny Niemcy ogłosili fałszywą wiadomość o zdobyciu Warszawy, gdy połowa polskiej armii jeszcze nie weszła do walki. Paryż dowiaduje się o tym ok. 11 września. Wtedy operacja francuska została wstrzymana.

A teraz załóżmy, że po I wojnie reforma rolna przeprowadzona jest śmiało. Energia chłopska bardzo wzrasta a tym samym zasobność Państwa (w II RP nie oszukiwano na podatkach tak jak dziś). Mamy pieniądze na czołgi i samoloty. Opóźniamy znacznie udatniej natarcie niemieckie, gdzieniegdzie przechodząc do przeciwnatarcia, bo walki na bagnety Niemcy w ogóle nie podejmują, tak są słabi w tej opcji (takie przeciwnatarcie na odcinku łódzkim miało miejsce mimo braku czołgów i samolotów). Kończymy mobilizację. Nie ma mowy o komunikacie o zdobyciu Warszawy i walec francuski się toczy. 15 uderza w Niemcy i wtedy muszą oni walczyć na dwa fronty. Rosjanie zastanowiliby się 3 razy, czy wykonywać pakt z Ribbentropem a nawet jeśliby na to poszli, to ich dziadowską armię Polacy odciążeni od sporej części armii niemieckiej, łatwo by odrzucili.

Ale zamiast czołgów mieliśmy tankietki a Łosiów jak na lekarstwo. Kiedy do Paryża dobiega wieść, że Warszawa broni się a połowa wojska naszego jest jeszcze przed frontem, mamy 15-16 września. Zanim ociężała machina francuska zdąży się zastanowić, uderzają sowieci.

A potem jest 6 lat nieopisanej gehenny, likwidacja lub usunięcie z kraju elity Narodu – każdej – i tej walczącej i tej intelektualnej i tej politycznej a potem 45 lat wasalstwa. Powtarza się ten nieszczęsny paradoks z czasów Powstania Styczniowego – car wyjmuje zza pleców Narodowi pokaźną część Ludu – w krótkim czasie po wojnie do PPR wstępują 2 miliony ludzi (nie tylko z oportunizmu czy żądzy kariery). W czasie wojny elity polityczne i intelektualne były przekonane o konieczności reform społecznych na rzecz Ludu po wojnie, ale żaden konkretny i nośny program sformułowany nie został. Car miał wolną rękę i zrobił to po swojemu – totalitarnie, ale w przełomowym okresie skutecznie.

Walka z przepotężnym carem przed którym nie można uciec tak, jak pod zaborami i który dysponuje ogromną siecią agentów i podsłuchów, jest bardzo trudna. Tylko spontaniczne wystąpienia Ludu dają jakąś szansę. W 56 roku resztki patriotycznej inteligencji jednają się z Ludem i jakiś dobry skutek z tego jest. Przez mgnienie oka pojawia się Naród. Car nieco się cofa. W drugiej połowie lat 70-tych pozbierana z nicości nowa patriotyczna inteligencja łączy się z Ludem. Tym razem LUD będący całym NARODEM z ogromną energią odrzuca cara na odległość dającą szansę ku gospodarce Jugosławii i statusowi politycznemu Finlandii.

Maleńka, ale wpływowa Partia Białej Flagi ukręca temu łeb. Tak czuły na wewnętrzną demokrację zorganizowany Naród zostaje przechytrzony. Widać tej demokracji było jednak za mało. To, że można walczyć przy pełnej demokracji pokazuje początek 1919 roku, kiedy to wybory parlamentu odbyły się podczas Powstania Wielkopolskiego a posłowie tej ziemi dołączyli do władzy ustawodawczej potem. LUD został wyłączony z gry. Na chwilę, ale tę decydującą (marzec 81). Wtedy car obezwładnia cały Naród.

Mija kilka lat i pojawia bezmyślna fascynacja ekonomią neoliberalną, na gruncie której spotyka się niekompetentna społeczno-ekonomicznie elita aspirantów do władzy z czeredą namiestników cara, którzy pragną eleganckiej konsumpcji dostępnej w neoliberalnym ustroju. Wycieńczony w sporym stopniu LUD zostaje odesłany do rogu a ta część dawnego jego powstańczego przywództwa, która się na to odesłanie nie godzi, zostaje odsunięta w niebyt jakby działał tutaj „grób pamięci” Orwella. Czy nie czujecie tutaj podziału na „białych i czerwonych” w Powstaniu Styczniowym? LUD zarówno miejski jak i wiejski ponosi ogromne ciężary ekonomiczne, traci też podmiotowość nawet bardziej, niż w stanie wojennym.

Lata 2000-ne przynoszą daleko idące zmiany społeczno-ekonomiczne, dochodzi do wielkiego rozczłonkowania interesów, rzeczywistość ekonomiczna staje się wielce zaszyfrowana, niby znika jeden pracodawca jakim było państwo-partia za komuny, ale jedno staje się bardzo widoczne – ogromna (największa w Europie) stratyfikacja dochodowa. W rzeczywistości jest ona jeszcze większa niż w statystyce, ponieważ dosłownie cały biznes zaniża przychody i zawyża koszty a ponadto ten biznes najbardziej zamożny posiada różne bonusy nie wyrażane w pieniądzu oraz powiązania zagraniczne. W pewnym stopniu warstwy uboższe też mają się lepiej, niż w statystyce, bo pracują nieraz na czarno i na szaro (część wypłaty „pod stołem”).

Czy Wam to czegoś nie przypomina? Bo mnie XVIII wiek z wysoką konsumpcją indywidualną i pustym skarbem państwa. (pusty on jest także z powodu zabójczej neoliberalnej doktryny ale to już inna historia).

Jest 14 grudnia 2012 roku. Partie Białej Flagi działają już jawnie i ostentacyjnie – polski Minister Spraw Zagranicznych składa publiczny hołd Niemcom w Berlinie, nikt od niego nie jest obecny na obchodach Rodła i nie czyni nic, aby układ Mazowiecki – Kohl wypełnić jakąś treścią z tamtej strony (choć wołają o to polskie organizacje zza Odry) czy ucywilizować Jugensamdty. Ogranicza kasę Polonii na wschodzie a BBN ogłasza reorientację polityki obronnej Polski na oparcie się o Moskwę. To tylko niektóre incydenty z ostatniego okresu. Jest wiele środowisk „Białej Flagi” na różnych polach - politycznych, ekonomicznych, mentalnych. Cała sprawa smoleńska to po prostu hańba poddaństwa wobec Rosji. Wojska rosyjskie nie hasają po Polsce, ale zależność energetyczna działa podobnie. Niemka została w XVIII wieku słynną carycą a teraz kanclerz Niemiec jest dyrektorem Gazpromu.

Rząd polski prowadzi konsekwentnie i narastająco neoliberalną politykę społeczno-gospodarczą uderzając mocno cięciem wydatków oraz „reformami” w ubogie warstwy. Dla tych warstw praktycznie odcięty został dostęp do specjalistów medycznych oraz coraz bardziej następuje to w odniesieniu do szpitali, które poprzez finansowy szantaż za chwilę w niejednym miejscu staną się komercyjnymi spółkami. Gdy zostaną wprowadzone polisy na leczenie, Konstytucja zostanie złamana, lecz doktrynalna komercjalizacja wszystkich usług publicznych musi przecież być doprowadzona do końca. Likwiduje się terenowe koleje i PKS-y i jeśli ktoś jest bez samochodu, to musi jechać „na łebka”. Zlikwidowano 80% środków na przeszkalanie bezrobotnych. Mocno obcięto zwrot ZUS-u dla inwalidów i niepełnosprawnych prowadzących działalność gospodarczą. Zlikwidowano emerytury wcześniejsze wylewając przy tym dziecko z kąpielą poprzez skazanie szeregu grup zawodowych na pracę w starszym wieku ponad siły i zdrowie. Teraz przedłuża się wiek emerytalny pod pozorem braku pieniędzy w ZUS, podczas gdy 98% przedsiębiorców nie płaci, tak jak wszyscy inni- składek wedle obowiązujących procentów, tylko wedle kwoty mniej więcej takiej jaką obciążona jest płaca pracownika zarabiającego minimalne prawnie wynagrodzenie. Przy okazji ledwo zipiące małe jednoosobowe firemki nie dają rady tego płacić i plajtują.

Gdyby przedsiębiorcy płacili składki normalnie wedle PIT, pieniędzy byłoby w systemie bardzo dużo i nawet procenty tych składek mogłyby spaść a ZUS nie brałby komercyjnych pożyczek. Tymczasem zamiast tego pomstuje się na KRUS nie analizując efektywnej dochodowości gospodarstw rolnych. Takich przykładów jest wiele, ale nie chcę dekomponować tego tekstu.

Wróćmy jeszcze do analogii z XVIII wiekiem.

A zatem z powodu pustki w skarbie i narastających długów większość logistyki jest w stanie upadku. Armia co prawda razem z trzema tysiącami (!!!) rezerwy ma tyle, ile chciał Sejm 4-letni, ale nastawiona jest raczej nie na obronę swego terytorium, tylko na „ misje” ćwicząc sztukę walki z partyzantami, podczas gdy winna ćwiczyć coś dokładnie odwrotnego. Policja jest likwidowana w terenie, podobnie jak sądy, za to w dużych miastach, jakby w przewidywaniu efektów ulicznych kryzysu, dostaje super sprzęt (np. foniczne środki rozpędzania demonstracji). Kolej doprowadzono do skrajnej rozpaczy, polityka prorodzinna nie istnieje (chyba w UE tylko u nas) i mamy 209 miejsce na 220 państw we współczynniku dzietności. Polska ma (obok Belgii) najgorszy bilans wodny w Europie, ale nie zrobiono prawie nic, aby zapobiec jego skutkom. Podczas gdy w całej prawie Europie działa tani transport śródlądowy, u nas jego nie ma. Sieć energetyczna sypie się na całego, nie ma żadnej państwowej inwencji w kwestii OZE (natomiast wśród ludności jest aż hej!) poza ulgami kredytowymi .

Za chwilę mamy sprzedać ostatnie „rodowe srebra” a za nie podobno zbudować nowe (kradzioną wodkę pradali a diengi prapili), zaś w Szczecinie już są demonstracje przeciw ukrytemu sprzedawaniu polskiej ziemi, zanim prawo europejskie za chwilę na to pozwoli. Cóż, jak sprzedamy i ziemię, trzeba będzie sprzedać także ludność – np. w jasyr. Pewnie odwiedzi nas wtedy profesor Woland z „Mistrza i Małgorzaty” i powie: „Co to za dziwny kraj, czego się dotknąć, tego nie ma”. Nie ma życia. Aktywność Polaków w tworzeniu małych i mikrofirm jest niebywale intensywna, ale gdy zawiedzie logistyka Państwa, ta aktywność nie utrzyma się.

Jest 14 grudnia 2012 roku. Na ulice Warszawy wychodzi, tak jak w XVIII wieku – BAR. Co słychać? Wolność i Niepodległość. Tak jak wtedy. Słusznie, bo obie te wartości są zagrożone na sposób pełzający. Tak jak wtedy. Lecz co BAR ma do powiedzenia LUDOWI? SOLIDARNOŚĆ? To słowo już tak wiele razy zostało w praktyce napełnione pustką lub zgoła swym przeciwieństwem. Całe 23 lata usuwano skrzętnie w cień prawdę, czym ona naprawdę 30 lat temu była. Przywódcy BARU też mają w tym swój udział. To słowo nie zadziała już – przykro mi. Zwłaszcza, że BAR nie ma pojęcia o społecznej psychologii czyli tak zwanym PR.

Aby zainteresować LUD, aby wziąć w siebie jego siłę i dać mu podmiotowość, trzeba skutecznie zrobić tak, jak nie zrobiono dotąd nigdy od 250 lat, z wyjątkiem początku 20 wieku i roku 80-tego. Realna, twórcza, trwała i patriotyczna władza nie płynie od góry, lecz od dołu. A przynajmniej musi mieć na dole uzasadnione przekonanie, że zapomniane interesy LUDU NARÓD w chwili doniosłej weźmie pod uwagę na pierwszym miejscu.

 Mariusz Muskat

środa, 19 grudnia 2012

Kościół nie opuści zwalnianych z Fiata

Abp Wiktor Skworc, metropolita katowicki, zapewnił pracowników fabryki w Tychach, że jeśli utracą pracę będą mogli liczyć na wsparcie ze strony Kościoła. - Wesprzemy zwalnianych pracowników fabryki w Tychach duszpastersko i charytatywnie – powiedział w rozmowie z KAI abp W. Skworc.
Pracowników fabryki Fiata w Tychach czekają zwolnienia grupowe. W pierwszym kwartale 2013 r. pracę ma stracić 1500 osób. Obawiający się dalsze losy załogi metropolita katowicki pozostaje w kontakcie z zarządem spółki Fiat Auto Poland. - Naszym obowiązkiem jest być z tymi ludźmi – przypomina abp Skworc.
Jak zapowiedział metropolita katowicki już w najbliższym czasie odbędą się spotkania z proboszczami tyskich parafii, poświęcone problemom zwolnień.
- Chodzi o to – wyjaśnia abp Skworc - by wszyscy byli wyczuleni na zwalnianych z pracy i żeby im towarzyszyć duszpastersko i charytatywnie.
Rozmowy Kościoła ze spółką już trwają. Kapłani apelują by z pracy nie byli zwalniania jedyni żywiciele rodziny.
- Rozmawialiśmy z zarządem spółki dość szczegółowo i prosiliśmy, aby firma brała pod uwagę konkretną sytuację każdego pracownika, zwłaszcza gdy chodzi o jedynego żywiciela rodziny. Mamy zapewnienie, że takich osób zwolnienia nie dotkną – powiedział metropolita katowicki.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

KATOLICY NA ZAKRĘCIE

 Publikujemy kolejny tekst ks. H. Weryńskiego z 1946 r.

"Dziennik Polski" przyniósł nam bardzo znamienne oświadczenie czołowego przedstawiciela hierarchii katolickiej w Polsce, ks. kardynała-prymasa A. Hlonda,
Ks. Prymas oświadczył mianowicie:
"nie lękamy się ani nowego tempa życia, ani przemian społecznych, ani rządów ludu. My chcemy również dać swój wkład w budowę nowego, lepszego ustroju społecznego i politycznego".
Kiedy najwyższy dostojnik Kościoła katolickiego na wielkim manifestacyjnym zebraniu katolickim występuje z oświadczeniem programowym , to ma ono swój właściwy ciężar gatunkowy i nie możemy przejść nad nim do porządku dziennego. Dlatego nie możemy poprzestać na zarejestrowaniu go na marginesie wielkiej manifestacji poznańskiej. Musimy rozważyć główne momenty w nim zawarte i tło, na którym powyższe oświadczenie staje się bardziej wyraziste - niż to jest możliwe w ramach sprawozdawczej notatki reporterskiej.
W oświadczeniu ks. Prymasa mieszczą się dwie niezmiernie ważne tezy.
Pierwsza z nich odnosi się do pozytywnego nastawienia katolików w Polsce wobec tego wszystkiego, co - w skrócie - przyzwyczailiśmy się nazwać nową rzeczywistością. Ks. Kard. Hlond w tej nowej rzeczywistości "nowe tempo życia"; pewne "przemiany społeczne" , wreszcie "rządy ludu".
Wobec tej tezy muszą odpaść zastrzeżenia lękliwych katolików (a takich bywa sporo), którzy uważają tradycjonalizm za .. choćby odrobinę lepszy od reformizmu. Są to ci katolicy, co wyznaczają katolicyzmowi bardzo ciasne łożysko, i ci których nazwałem po imieniu w mej broszurce przedwojennej pt. "Dzieło twórczego katolicyzmu"(1937, str.16).
Teza druga idzie dalej. To mało: nie lękać się przemian społecznych i politycznych, jakie niesie za sobą potężny nurt życia. Trzeba stanąć do współpracy w budowaniu nowego świata- na gruzach hitleryzmu i faszyzmu.
Dlatego to - orientując się w czasach, które idą - ks. Prymas podkreśla gotowość katolików do dania swego wkładu w budowę nowego, lepszego ustroju społecznego i politycznego.
By zrozumieć należycie tezy czołowego hierarchy katolickiego w Polsce, trzeba wyjść trochę poza polskie opłotki...
Ks. Kard. Hlond przemawiał w parę dni po wyborach we Francji i ponad wszelka wątpliwość patrzył przez pryzmat rzeczywistości francuskiej, z która zapoznał się szczegółowo i przed wojna i w czasie wojny. A rzeczywistość francuska przyniosła taka właśnie postawę katolików. Jaka u nas zapowiada w swym cytowanym powyżej oświadczeniu ks. Prymas.
Wystarczy sama nazwa: postępowi katolicy, jaka powszechnie oznacza się w świecie francuskim "Mouvemnent Republicain Populaire" (Ruch republikańsko ludowy).
Wystarczy stwierdzić, że "M.R.P", zdecydowanie katolicki odłam społeczeństwa francuskiego, jest prawie dosłownie tak radykalny w zakresie reform społecznych, jak francuska partia socjalistyczna (S.F.I.O.).
Wystarczy stwierdzić, że katolicy francuscy spod znaku "M.R.P" zdecydowanie reżym Salazara w Portugalii, dlatego że jest dyktatorski, chociaż Salazar jest najbardziej katolickim mężem stanu i najwybitniejszym katolikiem w życiu prywatnym, stawianym za wzór - w sferach katolickich całego świata.
Oczywiście: dla bardzo wielu katolików w Polsce jest to "novum", nowość radykalna. Tak jak dla wielu z nich jest "sensacja", że katolicy francuscy współpracowali ściśle w Narodowym Ruchu Oporu z socjalistami i komunistami.
Katolicy znaleźli się obecnie na poważnym zakręcie.. W Polsce też.
Należy ufać, że nie będą naśladować najgorszych wzorów z przeszłości, pamiętając chociażby przykre doświadczenia katolików francuskich (sprzed lat mniej więcej czterdziestu),którzy nie mogli pogodzić się z myślą, że katolicyzm godzi się i z republika i z demokracja.

Ks. Henryk Weryński

sobota, 15 grudnia 2012

Coraz więcej Portugalczyków otrzymuje pomoc Caritas

Caritas Portugalii pomogła już w tym roku ponad 45 tys. rodzin. Udzieliła w tym kraju wsparcia 128 tys. osób. Jest to o 70 proc. więcej, niż w roku ubiegłym. Tylko w październiku pomoc otrzymało ponad 15 tys. ludzi – poinformowano na spotkaniu Rady Generalnej krajowej Caritas w Fatimie. Podpisano tam też protokół o współpracy między kościelną organizacją charytatywną a Portugalskim Stowarzyszeniem Obrony Konsumenta DECO (Associação Portuguesa para a Defesa do Consumidor). Przygotowują one wspólny projekt formacyjny pod hasłem „Umieć żyć w czasach kryzysu”. Chodzi o uczenie ludzi umiejętnego gospodarowania w odpowiedzi na wciąż pogłębiający się kryzys.
Sytuacja kryzysowa nie jest w Portugalii jedyną, która wymaga solidarnej pomocy. Caritas niesie ją również ofiarom klęsk żywiołowych, jak np. wichury, która dotknęła w listopadzie Algarve na południu kraju.
http://pl.radiovaticana.va/articolo.asp?c=642015

niedziela, 2 grudnia 2012

SEDNO - Akt Pierwszy

 „Bankierstwo rozpędź”
Julian Tuwim
fragment Modlitwy z "Kwiatów polskich"

Ważne informacje dzielą na jawne i tajne. W dzisiejszym świecie aliści wiele informacji jawnych to właściwie też tajne. Jak to się dzieje ? Po prostu one zabijane są milczeniem, czasem tym bardziej, im bardziej są ważne (vide ostatnia konferencja 140 uczonych n/t smoleńskiej katastrofy i jeszcze inna bardzo ważna konferencja, o której w Akcie drugim – na zupełnie inny temat).
Od 2003 roku aż do teraz ludzkość wytworzyła więcej informacji, niż przez całe swe poprzednie dzieje, choć Ewa w Raju bynajmniej małomówna nie była.
Informacje nie istniejące w mass mediach (tzn. w głównych programach informacyjnych wiodących stacji TV oraz w mniejszym zakresie w tabloidach) i do tego porządnie klka razy tam nie nagłośnione – najzwyczajniej nie istnieją, co jest często podkreślanym banałem.
Ważnie informacje zabijane milczeniem albo informacjami, że pijany rowerzysta wpadł do rowu, nie są zabijane dlatego, że takie było widzimisię redaktora, który myśli wyłącznie o oglądalności. Są zabijane, ponieważ za ich ukryciem stoją interesy potężnych graczy rzucających kośćmi (naszymi) na stole historii.
 (Czy wiecie, że 84 % rynku mediów na świecie należy poprzez pośrednio krzyżujące się spółki i podmioty zależne do Murdocka ?)
Tak więc nie trzeba, jak było za komuny, kontroli listów i paczek zza granicy, zagłuszania niewłaściwego radia, podawania wiadomości fałszywych itd. Wystarczy nie nagłaśniać poważnych faktów i refleksji co do istotnych kwestii dla ludzkiego bytowania, aby postawić tamę niebezpiecznym wnioskom dla potężnych interesów.
Samo ukrywanie przed społeczeństwami tych faktów i refleksji do końca jednak nie wystarczy. Trzeba jeszcze przedstawiać f a ł s z y w e interpretacje ważnych zjawisk.
Jedną z tych podstawowych kwestii tonących w pajęczynie niejasności i mętnej mgły jest kwestia p i e n i ą d z a.
Od 2008 roku w świecie głównie zachodnim trwa falowanie dotkliwego kryzysu. Prawie wszyscy są zadłużeni i coraz trudniej im te długi spłacać. Pytamy – u kogo?
Ano w bankach i w Chinach, ktore kupiły ileś tam ton zachodnich obligacji.
Ale dlaczego jesteśmy zadłużeni ? – pytasz. Przecież nie leniliśmy się, co rano szliśmy do pracy i wytwarzaliśmy dobra i usługi – nie fikcyjne, jak za komuny, ale realne. Racjonalnie staraliśmy się na ogół gospodarować naszymi umiarkowanymi przecież pieniędzmi.
Nieprawda ! Grzmią mass media całą parą. To wasze niedpowiedzialne rządy chcąc się wam przypodobać pieściły was i rozbestwiały. I taki Polak ma teraz 22 tysiące długu państwowego na głowie, do tego dług samorządowy i jeszcze sam się osobiście zadłużył na mieszkanie, jakby nie mógł mieszkać w szopie na podwórku. Wyciąga łapę po 40 zł miesięcznie zasiłku na dziecko, aby utrzymać się na 209 miejscu (na 220 krajów) w dzietności, a przecież mógłby zając 219 i byłoby taniej. „Znieść zasiłki pogrzebowe” – drze się Balcerowicz – niech ludzie kopią sobie groby sami.
„Wyskakuj z forsy Polaku, a skoro połowa z was nie ma żadnych oszczędności, to prędzej czy później wyskoczycie z całej resztki świadczeń, bo musimy przecież te długi spłacić. Przekraczają ok. 10 razy majątek Państwa, który jest mniejszy, niż majątek koncernu Mitsubishi.
Widzicie jak pędzi warszawski licznik tego długu! „Obetniemy ci wszystko, co masz i radź sobie sam. Won.
„Coś tu jest nie tak” – myślisz.
Zaczynasz szukać refleksji niezależnej i znajdujesz ją w takiej czy innej niewidzialnej niszy.
I wtedy dowiadujesz się różnych dziwnych rzeczy. Na przykład tego, że mimo rosnącego błyskawicznie długu Polski (a także pewnych innych krajów Europy) banki zainstalowane w Polsce (bo przecież polskich banków właściwie już nie ma) osiągnęły w zeszłym roku zysk netto 40 mld złotych czyli ok. 20% budżetu Polski. Dowiadujesz się, że 400 000 rodzin hiszpańskich zostało wysiedlonych ze swych domów i mieszkań przez ostatnie 4 lata, ponieważ nie były one w stanie spłacić kredytów a jednocześnie wzdłuż całego obrzeża Hiszpanii stoją wielkie apartamentowce, w których nikt nie mieszka nawet latem, tylko służą one jako coś w rodzaju akcji. Dowiadujesz się, że 40 mld złotych „wyparowało” z OFE nie tak dawno i teraz dostaniesz za chwilę emeryturę z II filaru w wysokości kilkudziesięciu złotych.
Dowiadujesz się o „oscylatorach”, które tysiące razy na sekundę zamieniają jedną walutę na drugą i z powrotem osiągając nieopodatkowany zysk i przypominasz sobie jak Gąsiorowski i Baksik robili to samo na żłobkową skalę i nie wiadomo czemu potem ich ścigano - zwłaszcza, że przy okazji reanimowali Ursusa. Dalej dowiadujesz się, że szef filii banku włoskiego w Warszawie zarabia 20 razy więcej od Prezydenta Polski a szefowie banków ratowanych przez państwowe pieniądze podatników przydzielają sobie wielomilionowe premie. Czytasz o kredytach sub prime i o jakichś "wariatach" – derywatach i „przepakowywanych” instrumentach pochodnych, których łączna wartość przekracza ponoć kilkadziesiąt czy kilkaset razy wartość majątku całego świata.
Dowiadujesz sie, że 1/4 dochodów elity finansowej świata trafia bez podatku do tzw. rajów podatkowych i że taki raj, to np. na wyspie Jersey tabliczka nad drzwiami wejściowymi od ulicy plus kilka biurowych pokoi z widokiem na morze a gigantyczne składowisko pieniędzy to wyłącznie elektroniczne impulsy.
Zaczynasz pytać sam siebie, dlaczego rządy tak bardzo boją się banków, że gotowe są zapełnić ich brzuchy masą podatkową za obligacje z oprocentowaniem 30% !! (Grecja), zamiast pomóc zapadającym się krajom i setkom tysiący zrozpaczonych ludzi.
Im dalej w las to pytania te nie znajdują odpowiedzi i kręci się w głowie od ich natłoku.
 Zaczynasz w końcu zastanawiać się nad istotą pieniądza, historią jego funkcjonowania, nad tym, co stało się z pieniądzem na przestrzeni ostatnich 100 lat. Docierasz do prac wybitnego znawcy zdrowych systemów obrotu pieniądza, którego w III RP nikt nie słuchał i nie słucha czyli Stefana Bratkowskiego.
Tam znajdujesz informację, że zarówno w 19 wieku jak i w II RP na polskiej ziemi bywało inaczej, że np. prawie cały regionalny wysiłek inwestycyjny II RP obsługiwały Komunalne Kasy Oszczędności, które dobrze znały potrzeby terenu oraz pretendentów do kredytu a zyski inwestowały w pomysły samorządu.
To jednak nie wszystko, żeby odpowiedzieć sobie na pytanie: Dlaczego?”
Zaczynasz zastawiać się nad samymi podstawami istoty pieniądza i okazuje się, że od dawna płynie ukrywany strumień prawdy na ten temat.
c.d.n.
Mariusz Muskat


sobota, 1 grudnia 2012

Kościół o konflikcie w Strefie Gazy

Kościół z radością przyjął rozejm w Strefie Gazy. Choć zawieszenie broni jest dość kruche, a Izrael zapowiedział kontynuowanie ofensywy w odpowiedzi na ewentualne palestyńskie ataki, nuncjusz apostolski w Ziemi Świętej wyraził „wielką satysfakcję” z przerwania działań zbrojnych. Abp Giuseppe Lazzarotto ma także nadzieję, że rozejm zostanie dotrzymany. Nieco bardziej sceptyczny jest łaciński patriarcha Jerozolimy Fouad Twal, którego zdaniem za konfliktem i jego przerwaniem stoi rodzaj gry politycznej bez wyraźnych pokojowych celów.
„Rozejm oznacza w pierwszym rzędzie brak wojny i przemocy – powiedział hierarcha Radiu Watykańskiemu. – Ale absolutnie nie oznacza jakiegoś rozwiązania czy trwałego i sprawiedliwego pokoju dla wszystkich. Tak wielu podpisuje się pod wypracowaniem tego rozejmu, a każdy próbuje coś ugrać dla siebie, tak z jednej, jak i z drugiej strony. Trudno powiedzieć... W każdym razie ten rozejm pozwoli przynajmniej ludziom opatrzyć rannych, których są setki”.
Zdaniem patriarchy Twala powtarzający się od lat cykl prowokacji, prób sił i rozejmów między Izraelem a Palestyną jest klęską dla wszystkich. Za zwycięzcę uważa się ten, kto stracił mniej. Tymczasem pięć dni spędzonych przez ludność w schronach ma też negatywne skutki dla gospodarki. Odwołano m.in. wiele pielgrzymek i wycieczek do Ziemi Świętej. A na tym tracą wszyscy: Palestyńczycy, Izraelczycy i my chrześcijanie – przypomina łaciński patriarcha Jerozolimy.
http://pl.radiovaticana.va/articolo.asp?c=641576

piątek, 30 listopada 2012

KONTAKT: Edukacja, katecheza i komunizm

Odkrycie „magazynu nieuziemionego KONTAKT” było dla mnie zaskoczeniem. Pismo wydawane przez młodych ludzi współtworzących warszawskie Koło Inteligencji Katolickiej przełamuje stereotypy związane z tzw. „katolicyzmem otwartym”, czy – jak to inni określają – katolewicą. Przede wszystkim, środowisko to wprost nawiązuje do tradycji lewicy społecznej, do tego nurtu myślenia o katolicyzmie i świecie, który nie określa swojej otwartości jedynie przez „liberalne” odczytanie posoborowych zmian w Kościele.

Na rynku dostępny jest od jakiegoś czasu dwudziesty numer „KONTAKTU”. Poprzedni, „ Po lewicy Ojca”, poświęcony relacjom między Kościołem a lewicą, wzbudził spore zainteresowanie i dyskusje. Dla porządku powiem, że od tamtego czasu, tj. późnej zimy/wczesnej wiosny 2012 r. datuje się moja współpraca z tym pismem. Podkreślam to, żeby czytelnik miał jasność, na ile subiektywna i „zaangażowana” będzie ta recenzja.

Temat przewodni aktualnego numeru pisma to „Kaganiec oświaty”. Otrzymujemy zatem blok tekstów poświęconych kwestiom edukacji – postrzeganych zarówno przez pryzmat założeń społeczno-ekonomicznych neoliberalnego porządku, jak i przez kwestie obecności Kościoła w przestrzeni szkoły, czyli – w skrócie – religii (katolickiej) w szkole. Największe wrażenie zrobił na mnie wywiad z prof. Tomaszem Szkudlarkiem, „Walka klas”. Czemu dałem wyraz w felietonie dla „Nowego Obywatela”, „Idę poboczem”. Równocześnie zrobiłem z profesorem wywiad dla rodzimej redakcji (ukaże się w kolejnym numerze „NO”).

Prof. Szkudlarek, kierownik Zakładu Filozofii i Wychowania i Studiów Kulturowych w Instytucie Pedagogiki Uniwersytetu Gdańskiego opisuje w rozmowie z Miszą Tomaszewskim i Pawłem Zerką skutki urynkowienia procesów zachodzących w obrębie systemu edukacyjnego, wprzęgnięcia go w neoliberalną praktykę i sposób myślenia o świecie. Walka klas w szkole? Bynajmniej, nie idzie o międzyuczniowskie spory, animozje czy przemoc. Ale o tę przemoc systemową, symboliczną i klasową, która jest dziś już naturalnym, choć kamuflowanym wyznacznikiem całego naszego życia społecznego. Interesujące zresztą w tym wywiadzie jest z jednej strony ukazanie zwycięstwa strategii indywidualistycznych, z drugiej strony pokazanie, że ten indywidualizm świetnie koresponduje z triumfem interesów klas wyższych. To daje asumpt do dyskusji, czym jest w gruncie rzeczy indywidualizm w społeczeństwach i kulturze dzisiejszego kapitalizmu:  niewykluczone, że przede wszystkim fetyszem stanowiącym zamaskowaną formę triumfu nowej burżuazji. Uważne rozważenie tej kwestii proponuję także ludziom tzw. nowej lewicy.

Z kolei Ignacy Dudkiewicz w tekście „Lekcja absolutu” rozważa na ile nauczanie religii w szkole mogłoby być czymś więcej, niż tylko znakiem „dziejowej sprawiedliwości”, jaka w III RP stała się udziałem Kościoła, po latach (bardzo) trudnej koegzystencji z instytucjami państwowymi w PRL. Temat religii w szkołach znów ma szanse wrócić do debaty publicznej, po podniesieniu przez hierarchów kościelnych sprawy matury z religii. Dudkiewicz stwierdza: „najwyższy już chyba czas, by przeprowadzić całościową i uczciwą ewaluację nauki religii na podstawie dwudziestu lat, które minęły od przywrócenia katechezy do szkół. Ewaluację, do której zaproszeni zostaliby na równych prawach biskupi, katecheci, naukowcy, politycy i rodzice. (…) Zbyt wiele istnieje wątpliwości wokół nauczania religii, zarówno jego ulokowania, jak i sposobu prowadzenia, by pozostawić ich rozstrzyganie wąskiemu gronu katechetów i biskupów”. Nie znam realiów dzisiejszej katechezy, domyślam się, że rozpiętość – co do sposobów prowadzenia i merytorycznej zawartości tych lekcji – musi być jednak znaczna i w dużej mierze zależeć też od jakości samej szkoły, jako „środowiska kulturowego/społecznego”. Bardzo mnie natomiast ciekawi, ile jest tam miejsca na przedstawianie Katolickiej Nauki Społecznej. Dla atakowanej zewsząd dogmatami realnego liberalizmu młodzieży mogłoby to być bardzo interesujące doświadczenie poznawcze...

Poza blokiem głównym polecam teksty z działu „Poza Europą”, poświęcone recepcji komunizmu i partiom komunistycznym w Azji Południowej. Po pierwsze  wywiad z Weroniką Rokicką, doktorantką na  Wydziale Orientalistycznym UW (dwa lata spędziła w Azji Płd.). Po drugie tekst Pawła Cywińskiego (orientalisty, kulturoznawcy, podróżnika), „Nadzieja zdycha ostatnia”, poświęcony m.in. Komunistycznej Partii Nepalu (Maoiści). O jej liderze, niegdyś charyzmatycznym przywódcy partyzanckim, później premierze Nepalu, Cywiński pisze: „Trudno go dziś poznać. Znacząco przytył, tracąc przy tym posturę bojownika, zamieszkał w wytwornej willi z basenem oraz otoczył się służbą kierowców, lokajów i sprzątaczek. I niby nic się nie stało, po prostu upodobnił się do reszty nepalskich polityków, wszedł w odwieczne buty elit rządzących. Jednakże w himalajskim powietrzu zawisło pytanie o to, jak prywatny basen może wpłynąć na świadomość klasową”. Cóż, takich bohaterów walki o losy robotników znamy z własnego podwórka. Rzadko kto majednak odwagę i ochotę zapytać dzisiaj, co stało się z ich „świadomością klasową”. Wymienili ją na tantiemy od swoich niegdysiejszych zasług, faktycznych i wyobrażonych. Ale tekst Cywińskiego – podkreślę – nie koncentruje się na personaliach. Polecam.

Warto także wyróżnić dział „»M« jak mieszkanie”, a w nim teksty Piotra Ciszewskiego (lewica.pl, Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów”) i Błażeja Lenkowskiego („Liberté!”). Skąd pomysł na ten – nomen omen – blok artykułów, dotyczących warszawskiego podwórka? Wyjaśnia Cyryl Skibiński z „KONTAKTU”: „choć kwestia uporządkowania skutków dekretu Bieruta jest niezwykle ważna, to problem z niewydolnością miejskiej polityki mieszkaniowej się nie kończy. [Piotr Ciszewski] musiał zmierzyć się z zarzutami kierowanymi pod adresem lewicy, jakoby kreśliła ona projekty całkowicie oderwane od rzeczywistości. [Błażej Lenkowski] odważył się podjąć temat, który z niejasnych powodów środowiska gospodarczych liberałów omijały dotąd szerokim łukiem, godząc się tym samym na zmonopolizowanie dyskusji nad polityką mieszkaniową przez swoich ideologicznych przeciwników”. Nieco złośliwie powiem, że powody tej strategii nie są wcale takie niejasne i można je w jakiejś mierze wyjaśnić, parafrazując znane zawołanie: dyskusje wasze, kamienice nasze...

Co jeszcze? Nie chcę pozbawiać czytelników i pożytku i satysfakcji z lektury dwudziestego numeru „KONTAKTU”.  Wiem, że jesteśmy dziś otoczeni i zachęcani do lektury mnóstwa prasy, książek, blogów, itd., itp. A niejednokrotnie nawał obowiązków, zawodowych i domowych odbiera nam możliwość i lektury i refleksji nad nią. Ale dla osób uczestniczących w intelektualnym życiu tzw. lewicy chrześcijańskiej „KONTAKT” jest lekturą obowiązkową, by znów nawiązać do edukacyjnej tematyki tego numeru. Trzeba znaleźć na nią czas, bo to właściwie jedyne tego rodzaju pismo w rodzimej przestrzeni idei. Tytuł tworzą ludzie bardzo młodzi. Pytanie, czy będą mieli czas, ochotę, intelektualną pasję by tworzyć to pismo/takie pismo za lat 5, 10, 15. Czy będzie im wtedy jeszcze po drodze z dzisiejszymi poglądami? A może stworzą projekt o wiele większy, ambitniejszy? To się okaże.

I jeszcze jedno. Koniecznie: artykuł „Wykluczeni mimo pomocy” Rafała Bakalarczyka i wywiad z ks. Tomášem Halíkiem, „Cierpliwość wobec tajemnicy”.

Krzysztof Wołodźko





środa, 28 listopada 2012

Apel chrześcijańskich organizacji przed negocjacjami klimatycznymi

Większa redukcja gazów cieplarnianych, finansowe wsparcie społeczeństw padających ofiarą zmian klimatycznych oraz opracowanie jasnego planu działania dla osiągnięcia światowego porozumienia klimatycznego do 2015 r. Takie są, zdaniem chrześcijańskich organizacji humanitarno-pomocowych, warunki sukcesu konferencji w Dausze. Dwutygodniowe spotkanie (26 listopada – 7 grudnia) rozpocznie się w stolicy Kataru jutro. W związku z tym wspólne oświadczenie złożyły Caritas Internationalis, Międzynarodowa Współpraca na rzecz Rozwoju i Solidarności CIDSE oraz federacja chrześcijańskiego wolontariatu FOCSIV.
Zdaniem tych instytucji, akcent w negocjacjach nad globalnym porozumieniem klimatycznym należy położyć na konkretnych propozycjach. O ile odpowiedzialność wobec zmian klimatu jest wspólna dla wszystkich, to do bardziej rozwiniętych gospodarek należy dawanie przykładu, gdy chodzi o redukcję emisji szkodliwych substancji.
Jedynym w tej dziedzinie dokumentem wiążącym na skalę światową jest protokół z Kioto, który, jak zauważają Caritas, CIDSE i FOCSIV, nie został jednak ratyfikowany przez większość globalnych trucicieli. Co więcej, tzw. Zielony Fundusz na rzecz Klimatu, ustanowiony w 2010 r. z przeznaczeniem dla krajów rozwijających się, grozi załamaniem. Potrzeba zatem nowego wysiłku na rzecz stworzenia niskoemisyjnej gospodarki, zwrócenia uwagi na los drobnych rolników na terenach mniej rozwiniętych oraz wyraźnego podjęcia przez Unię Europejską przewodnictwa w negocjacjach klimatycznych.
http://pl.radiovaticana.va/articolo.asp?c=642009

niedziela, 25 listopada 2012

Ewolucja chadecji boliwijskiej


Partia Chrześcijańsko-Demokratyczna (Partido Democrata Cristiano - PDC) jest jedną z młodszych partii Boliwii. Po raz pierwszy działacze polityczni kraju o chrześcijańskiej motywacji ideologicznej, zorganizowali się już na początku lat pięćdziesiątych. Nowopowstałe ugrupowanie przyjęło wtedy formalną nazwę Partii Socjaldemokratycznej - Partido Social Democrato (PSD). Partia ta była jednak zbyt słaba, zarówno ze względu na bazę społeczną jak i program. Brak wyraźnie postępowych akcentów w programie i działalności partii, profaszystowskie sympatie i słabość organizacyjna, doprowadziły do zaostrzenia sprzeczności wśród jej działaczy. Sprzeczności te z całą mocą ujawniły się w okresie przemian rewolucyjnych lat 1952-1953. Ich rezultatem był faktyczny rozpad partii. Najbardziej dynamiczni jej członkowie doprowadzili jednak już na początku 1954 roku do reaktywacji partii, ale pod zmienioną nazwą - Partii Społeczno-Chrześcijańskiej (Partido Social Cristiano - PSC). Partia, stosunkowo nieliczna, ze względu na słabość burżuazji narodowej w tym kraju, której interesy wyrażała przed wszystkim, była konglomeratem różnych sił społecznych. Na jej czele stanął profesor uniwersytetu w La Paz Remo di Natale. Głównymi hasłami programowymi z jakimi partia wyszła do społeczeństwa były hasła solidarnościowe i korporacyjne. Odrzucając kapitalizm i socjalizm głoszono teorię terceryzmu - trzeciej drogi - w rezultacie której miało powstać społeczeństwo oparte na komunach składających się z przedsiębiorców i robotników, rządzącymi się demokratycznymi zasadami spółdzielni produkcyjnych. Program ten okazał się jednak zbyt mało atrakcyjny dla ruchu robotniczego. Niektóre jego hasła znalazły poparcie u części inteligencji, studentów, chłopstwa i drobnej burżuazji miejscowej.
Partia ta pozostawała przez cały czas swej działalności w opozycji do rządów (MNR). Po przewrocie państwowym Parientosa Ortuno w 1964 roku oraz pod wpływem chadecji chilijskiej zjazd partii zmienił jej nazwę na - Partido Democrata Cristiano (PDC). Chodziło jednak nie tylko o zmianę nazwy, ale i o wypracowanie nowego programu, który będąc w swej istocie reformistyczno-nacjonalistycznym pozwolił określić go jako punkt zwrotu na lewo boliwijskiej chadecji. Okazało się, że zwrot ten był pozorny. W partii starły się rzeczywiście trendy radykalno-reformistyczny i prawicowy. Ujawniło się to jednak dopiero w okresie rządów Ovando Candii i Torresa Gonzalesa. Na tle stosunku partii do przemian gospodarczo-politycznych zainicjowanych przez te rządy, doszło w niej do rozłamu. W maju 1970 roku z partii wyszło lewe skrzydło, które przyjęło nazwę Rewolucyjna Partia Chrześcijańsko-Demokratyczna (PDCR). W lipcu tegoż roku przywódcy PDCR odrzucili koncepcję terceryzmu. Uznając się za chrześcijańskich rewolucjonistów rozpoczęli aktywne działania partyzanckie. Ten heroiczny zryw zakończył się tragicznie, gdyż zapłaciło za niego najwyższą cenę -  życie, ponad 70 partyzantów, pozostali zaś bądź weszli w skład MIR, bądź znaleźli się na wygnaniu, jeszcze inni zaniechali działalności. Walka nie poszła jednak na marne. W dużym stopniu właśnie dzięki temu radykalizmowi lewego skrzydła nastąpiło dalsze precyzowanie programu partii PDC w kierunku reformizmu nacjonalistycznego. Krytycyzm w stosunku do rządów Banzera Suareza oraz zwrot w kierunku radykalno-reformistycznego nacjonalizmu, pozwoliły PDC zbliżyć się do innych partii lewicowych. W sumie jednak PDC pozostała nadal partią o wpływach ograniczonych głównie do wąskiego grona elity intelektualnej, studentów i bardzo ograniczonej bazy proletariackiej.
Na podst.: W. Czyżowicz, Republika Boliwijska

piątek, 16 listopada 2012

Hiszpania: biskup przeciw eksmisjom

O podjęcie działań pozwalających uniknąć niesprawiedliwych eksmisji zaapelował do hiszpańskich władz bp Mario Iceta z Bilbao. Wysiedleniem jest zagrożonych w całym kraju blisko 400 tys. rodzin. Zdarza się, że wyrzucenie na bruk kończy się dla danej osoby tragedią samobójstwa. Tak było również 9 listopada.
Amaia Egaña skoczyła z balkonu, kiedy urzędnicy wchodzili, aby dokonać eksmisji. Bp Mario Iceta wyraził ból i solidarność z rodziną zmarłej. Ordynariusz diecezji Bilbao wezwał instytucje, aby pilnie „uruchomiły mechanizmy” i znalazły „skuteczne rozwiązania” w celu uniknięcia „tych niesprawiedliwych sytuacji”.
Eksmisje są ostatnio na porządku dziennym i wywołały alarm w społeczeństwie. Od 2006 r. złożono blisko 400 tys. wniosków. Oburzenie wywołuje fakt, że o eksmisję występują banki, które otrzymały pomoc z pieniędzy publicznych.
W tej sytuacji duże wsparcie rodzinom, które utraciły dom, niesie Caritas, zarówno parafialna jak i diecezjalna. Tutaj poszkodowani otrzymują najczęściej pierwszą pomoc.
http://pl.radiovaticana.va/articolo.asp?c=638171

czwartek, 15 listopada 2012

Lewica chrześcijańska w Polsce. Wyjaśnienie do hasła w wikipedii

Przedrukowujemy tekst Piotra z zaprzyjaźnionego bloga Chrześcijański Anarchista, poprzedzić jednak chcemy go komentarzem. W przypadku Lewicy Chrześcijańskiej już można mówić o ŚRODOWISKU. Współpracę z blogiem zadeklarowali Justyna, Krzysztof, Mariusz, Tomasz, Bogdan... Mamy nadzieję, że dołączać będą następni. Z Bogiem!

Dawno nic nie pisałem na blogu, w sumie to nie nowość, gdyż z konsekwencją u mnie bywa niekiedy krucho. Rzecz w tym, że wcviąż nie mam internetu na nowym mieszkaniu, gdyż ciągfle czekamy na najem, a w związku z tym nie ma kto podpisać umowy z dostawcą internetu. Także co jakiś czas korzystam z uprzejmości rodziny, tudzież przyjaciół. Jak tylko będzie najem, tak natychmiast zainstalujemy z Beatą internet i obiecuję regularność blogową - tako rzekłem, tak też się stanie.
Dzisiaj chciałem tylko zauważyć pewną nowość. Otóż jakiś czas temu odkryłem, że hasło w wikipedii "chrześcijańska lewica" zostało na nowo opisane. Zdecydowanie szerszy opis, znacznie dokładniejszy, dający rzut historyczny na zjawisko lewicy chrześcijańskiej. Na końcu krótko przedstawiono stan na Polskę: W Polsce ideologia ta nie odgrywa znaczącej roli. Elementy lewicy chrześcijańskiej można było dostrzec w działalności księży Stanisława Stojałowskiego (w początkowym okresie), Eugeniusza Okonia i Andrzeja Huszno, później w stowarzyszeniach katolików świeckich w PRL (Stowarzyszenie PAX, Chrześcijańskie Stowarzyszenie Społeczne). Obecnie ideologię lewicy chrześcijańskiej głoszą środowiska skupione wokół Lewicy Chrześcijańskiej i Chrześcijańskiego Anarchisty. I tu moja uwaga, dotycząca zwłaszcza "Chrześcijańskiego anarchisty": blog ten jest indywidualną inicjatywą i nie ma wokół niego żadnego środowiska, pod "Chrześcijańskim Anarchistą" kryje się tylko moja osoba, Piotrka z Poznania, byłego komunisty i socjalisty, niegdyś członka Związku Komunistów Polskich "Proletariat", współzałożyciela Komunistycznej Młodzieży Polski, Polskiej Partii Socjalistycznej, który rozczarowany dawnymi ideologiami, szukając alternatywy dla obecnegop systemu doszedł do anarchizmu, ale zabarwionego chrześcijańskim spojrzeniem na życie ludzkie, wierzącego w Boga Ojca, Syna Jezusa Chrystusa i Ducha świętego, daleki od uwielbienia wobec hierarchicznego Kościoła, jednak go nie porzucającego. Podobnie strona "Lewica Chrześcijańska" raczej nie kryje za sobą środowiska. Stronę tą również ja zakładałem, miała być w założeniu zwornikiem dla środowiska, ale dość szybko zarzucono ideę i przez prawie rok nie była aktualizowana. Ja założyłem "Chrześcijańskiego Anarchistę", ktoś się wycofał, komuś się nie chciało (głównie mnie). Teraz jest aktualizowana przez człowieka, który stworzył niegdyś stronę z tekstami poświęconymi chrześcijańskiej lewicy "O cywilizację miłości". Z tą ostatnią był również związany blog o tej samej nazwie, ale i to środowisko (w tym wypadku można faktycznie mówić o środowisku) się rozeszło (ja sam nie brałem w tym udziału). Przyznam, że lewica chrześcijańska w Polsce prawie nie istnieje, jest kilka osób (może trochę więcej), choć raczej nie powiązanych ze sobą (a szkoda,) podzielających mniej lub bardziej podobne idee. Jednak o żadnym zintegrowanym srodowisku mowy być nie może. Mam nadzieję, że to się zmieni, może mój skromny blog się do tego przyczyni? Zobaczymy. Dzisiaj kończę, ale wrócę. Bo idea, tak jak nadzieja, umiera ostatnia. Chrześcijański anarchista był jest i będzie. Do następnego razu.
 

środa, 7 listopada 2012

Stolica Apostolska popiera podatek Tobina

Biskup Mario Toso, sekretarz Papieskiej Rady Iustitia et Pax, wypowiedział się w wywiadzie dla radia watykańskiego, że Stolica Apostolska popiera podatek Tobina, czyli „obciążenie fiskalne transakcji finansowych”. Komentarz biskupa odnosi się do projektu wprowadzenia podatku od transakcji finansowych w Unii Europejskiej.
„Nie mogę zrozumieć, jak to jest możliwe, że na gospodarkę realną nakłada się poważne obciążenia podatkowe, podczas gdy główne sfery rynku finansowego, w szczególności te, które zajmują się dzikimi spekulacjami, miałyby być wolne od wszelkiego opodatkowania i nie wnosić wkładu w dobro wspólne? Dlatego Papieska Rada Iustitia et Pax proponuje opodatkowanie niektórych transakcji finansowych w imię sprawiedliwości społecznej” – oświadczył biskup, podkreślając równocześnie z satysfakcją, że do europejskiej inicjatywy przyłączył się również rząd włoski.
Biskup Toso podkreślił, że „szczęśliwe i dobre życie nie może zaistnieć bez gospodarki tworzącej miejsca pracy, bogactwo, nowe produkty i usługi, powiększając zakres możliwości i faktyczną wolność osobistą”.
Źródło: Lewica.pl

poniedziałek, 5 listopada 2012

Religia Himmlera

Decydujemy się dziś na publikację materiału kontrowersyjnego czy nawet bulwersującego - fragmentów przemówień Reichsführera SS Heinricha Himmlera. Czynimy tak, by pokazać rzeczywisty stosunek nazizmu do chrześcijaństwa. Bez względu na wstydliwe przypadki oportunistycznej kolaboracji niektórych ludzi Kościoła z faszyzmem uświadomić sobie musimy, że między hitleryzmem i chrześcijaństwem nie może i nigdy nie mogło być kompromisu.

Heinrich HIMMLER

KAZANIA

Musimy wychowywać, wychowywać i jeszcze raz wychowywać.
Heinrich Himmler


KOŚCIOŁY CHRZEŚCIJAŃSKIE
do generałów SS, 1937 r.

... Przechodzę teraz do kwestii religii i kościołów. Proszę was, byście nie popełnili tu żadnego błędu. Nie mamy najmniejszego zamiaru by produkować ludzi bez wiary i prawa, a w czasie wszystkich gwałtownych przewrotów społecznych istnieje takie ryzyko. Kościołowi aktualnie przytrafia się dokładnie to samo, co przydarzyło się komuś innemu 1500 lat temu. W owej epoce większość ludzi, którzy stali się chrześcijanami, nie uczyniła tego w zgodzie ze swoimi przekonaniami. Większość z nich uczyniła to z oportunizmu (byli to zdrajcy w łonie naszego ludu), inni znowóż pozwolili się ochrzcić będąc wcześniej prześladowanymi ogniem i żelazem, wybrali oni wiarę i światopogląd chrześcijański aby uniknąć prześladowań i tortur...
Ponieważ dzisiaj jeszcze ów proceder oburza nas tak samo, jak oburzał naszych przodków, nie chcę, byśmy czynili ten sam błąd. Nie dopuszczę, by dotknięto choćby jednej rzeczy, która jest świętością dla innych i żądam od was z całą mocą, byście nie pozwolili czynić tego swoim ludziom. Nasze święte drzewo, dąb było uświęcone przez naszych przodków, którzy oddawali mu cześć. Uznajemy za barbarzyństwo fakt zbeszczeszczenia owego świętego drzewa przez chrześcijan. Powtarzam - nie popełniajmy dzisiaj podobnego błędu.
Ktoś mógłby powiedzieć: to sprawiedliwa zemsta. Mój punkt widzenia jest jednak następujący: zemsta tak jak wszystko, co nie zgadza się z odwiecznym prawem, powraca zawsze do tego, kto się mścił, a zatem zemsta jest przerażająco krótka, a ja, rozumiecie to, myślę o tysiącu lat. Pewnego dnia powiedziałem mimochodem do jakiegoś wysokiego dygnitarza kościelnego - wasza epoka już się dokonała, teraz spotka was dokładnie to, co nas spotkało z waszej winy. Wy żyliście w Słońcu a my w Cieniu przez dwa tysiące lat. Przyszedł teraz czas, kiedy my będziemy żyli w Słońcu a wy w Cieniu. - Ale, towarzysze, my nie zakopiemy ziarna, nie zasiejemy ziarna, które sprowadziłoby nas znów w cień na dwa tysiące lat. Oto dlaczego nie zniszczymy, nie dotkniemy i nie zbeszcześcimy niczego, co jest uświęcone dla innych.

PRZERYWANIE CIĄŻY
do generałów SS, 1937 r.

Mamy w Niemczech 600 do 800 tysięcy skrobanek rocznie. Podaję tu cyfrę minimalną. Ale gorzej: z tego powodu 300 tysięcy kobiet staje się każdego roku bezpłodnymi. Zanika bezpowrotnie 300 tysięcy potencjalnych matek. Poza tym 30 do 40 tysięcy kobiet umiera każdego roku w Niemczech, w następstwie przerwania ciąży. Te cyfry są przerażające w swej nagości.
Ktoś mógłby powiedzieć: Dlaczego to my, członkowie SS i pan Reichsführer SS mamy się tym zajmować. Te sprawy nas nie dotyczą.
Nie dotyczą nas bezpośrednio, ale uświadomiłem sobie ich znaczenie, kiedy stanąłem na czele niemieckiej policji. I oto jaka jest moja opinia w punkcie wyjścia: zakazy i działania policyjne pozwolą mi wyeliminować tylko przestępstwa wyjątkowe, popełniane przez jednostki aspołeczne. Aparat policyjny nie pozwoli mi natomiast represjonować masowych tendencji, rozwiązywać wielkich problemów takich jak głód w źle kierowanej gospodarce, rozprzężenie seksualne, a także masowe dezercje. Przyszła pora na zastanowienie się nad tym, jaki jest podstawowy błąd, co trzeba zmienić, żeby zniknęły wady naszego ludu, który sam w sobie wydaje się odważny i lojalny.
Problem przerywania ciąży wygląda następująco. Kiedy poznałem cyfry, powiedziałem sobie: - Jeśli mam w Niemczech 800 tysięcy skrobanek, nic nie da przekazanie tych wszystkich kobiet sądom. Nawet jeśli zostaną skazane, to odejdą myśląc sobie: tym razem nie miałaś dość sprytu, dałaś się złapać. Na przyszły raz postarasz się być bardziej cwana. Problem nie byłby zatem w ten sposób wcale rozwiązany. Najgłębsza przyczyna przerywania ciąży przez kobiety zamężne, przyczyna niechęci do posiadania dziecka, leży moim zdaniem - mówiłem już o tym podczas ostatniego zebrania generałów - w fakcie, że lud niemiecki jest zatomizowany.
W niemieckich miastach żyją wyizolowane jednostki, które zlewają się w masę tylko w ataku psychozy, a kiedy zagrożenie mija, separują się, by znowu stać się izolowanymi jednostkami. Dla człowieka żyjącego przypadkiem w 1936 roku jest całkiem obojętne, czy będzie miał dzieci, czy nie. To jest dla niego sprawa osobistego wyboru. Jeden ma psa, a inny dziecko, albo też ma się dziecko po to, by przekazać mu w spadku swoje dobra, lub też, by znaleźć się pod jego opieką na starość. To wszystko są także motywy egoistyczne i tak będzie zawsze z człowiekiem zatomizowanym, z indywiduum izolowanym.
Człowiek liberalny jest właśnie grzechem śmiertelnym liberalizmu i chrześcijaństwa. Liberalizm i chrześcijaństwo umiały doskonale zniszczyć jego przeszłość. Jakim był człowiek przeszłości? Był włączony horyzontalnie w naturalną całość tworzoną przez klany, wspólnoty wiejskie, regiony, a wertykalnie był ogniwem długiego łańcucha przodków i następców, ogniwem podtrzymywanym przez wiarę w to, że jego klan wyda go ponownie na świat. Zauważcie, że u naszych przodków wnuk otrzymywał często imię swego dziadka. Modlono się zawsze, by niebo zesłało syna po to, by nie narodzić się ponownie w obcym klanie pod innym nazwiskiem.
Można filozofować przez długie godziny, starając się dociec, czy za wiarą w reinkarnację przemawia tyle samo argumentów, co za jakąkolwiek inną. Jest ona tak samo trudna do naukowego dowiedzenia, jak chrześcijaństwo, doktryna Zaratustry, Konfucjanizm, itp. Ale ta wiara przedstawia wielką zaletę: członkowie ludu, który wierzy w reinkarnację, szanują swoich przodków (a więc siebie samych) i będą zawsze mieli dzieci a zatem lud ten będzie żył wiecznie.

GROŹBA HOMOSEKSUALIZMU
do generałów SS, 1937 r.

... Niedawno powiedziałem pewnemu dygnitarzowi Młodzieży Hitlerowskiej: Ogólnie to jesteście mało chrześcijańscy, ale wasza postawa wobec kobiety jest tak chrześcijańska jak to tylko możliwe. Przed 500 laty na jednym z katolickich uniwersytetów broniono tezy zatytułowanej Czy kobieta posiada duszę? Już ten tytuł pokazuje dążenie chrześcijaństwa do zniszczenia kobiety i dowiedzenia jej niższości. Jestem zupełnie przekonany, że cały kler starał się stworzyć męskie stowarzyszenie erotyczne i tym samym ocalić ów istniejący od dwóch tysięcy lat bolszewizm, jakim było chrześcijaństwo. Kler kościoła chrześcijańskiego, który podporządkował sobie po nieskończenie długich bojach kościół aryjski, próbuje od najwcześniejszych wieków ustanowić celibat księży. Odwołuje się w tym celu do Świętego Pawła i pierwszych apostołów, którzy uznawali kobietę za symbol grzechu, a małżeństwo dopuszczali jedynie jako legalny środek uniknięcia wszeteczeństwa, jak to jest zapisane w Biblii. Kler szedł dalej tą samą drogą przez stulecia aż do roku 1139, kiedy to celibat księży stał się rzeczywistością. Jestem zresztą przekonany, że sakrament spowiedzi pozwala kapłanom, którzy nie chcą popaść w homoseksualizm, prokurować sobie kobiety i dziewczęta, których potrzebują. Dotyczy to w szczególności wiejskich proboszczów. Moim zdaniem większość z nich jest heteroseksualna, przeszło 50 procent; podczas gdy w klasztorach 90 do 95 procent to homoseksualiści.
Jeśli zaczęlibyśmy dziś przygotowywać procesy przeciw księżom homoseksualistom i jeśli traktowalibyśmy ich z punktu widzenia prawa jako obywateli niemieckich, mogę zagwarantować 200 albo i więcej wyroków w czasie trzech najbliższych lat. Jeśli nie przeprowadzamy tych procesów, to nie dlatego, że brakuje przypadków, ale po prostu nie dysponujemy jeszcze wystarczającą liczbą funkcjonariuszy i sędziów. Mam jednak nadzieję, że za cztery lata dostarczymy bardzo przekonujących dowodów na to, że Kościół tak na poziomie swych przywódców, jak i zwykłych kapłanów, konstytuuje stowarzyszenie erotyczne mężczyzn, które terroryzuje ludzkość od 1800 lat. Wymaga ono od ludzkości ogromnych ofiar a w przeszłości okazało się sadystyczne i perwersyjne. Wystarczy podać przykłady procesów czarownic i heretyków.
Poniżanie kobiety jest postawą typowo chrześcijańską i w naszej epoce - nawet jeśli jesteśmy narodowymi socjalistami - przejęliśmy to dziedzictwo mentalne. Także niektórzy niezachwiani w swoich poglądach poganie przejęli to dziedzictwo. Znam wielu towarzyszy z partii, którzy czując się zobowiązani do manifestowania swego zdecydowania i męskości, zachowują się wulgarnie i brutalnie w stosunku do kobiet. Mamy tendencję do wykluczania w miarę możności kobiet z naszych świąt i ceremonii, a później skarżymy się, że kobiety pozostają wierne Kościołowi, albo że nie są w stu procentach przekonane do Narodowego Socjalizmu. Nie mają prawa się skarżyć ci, którzy traktują kobiety jako istoty drugiej kategorii i trzymają je w oddaleniu od naszego wewnętrznego życia duchowego. Nie trzeba się zatem dziwić, że kobiety nie są do owego życia przekonane. Musimy dostrzec wyraźnie, że ruch, światopogląd narodowo-socjalistyczny nie może przetrwać bez kobiet, ponieważ mężczyźni postrzegają rzeczy jedynie w sposób świadomy, rozumieją je, podczas gdy kobieta obejmuje je swoim sercem; to kobiety niemieckie dostarczyły najwięcej ofiar w procesach czarownic i heretyków; kobiety a nie mężczyźni. Kler wie doskonale, dlaczego spalił 5 - 6 tysięcy kobiet. Właśnie dlatego, że one uczuciowo i intuicyjnie uchwyciły się pierwotnej nauki i doktryny. Uczucia i instynkt nie pozwoliły im się od niej odwrócić. Tymczasem mężczyzna w sposób logiczny i odpowiadający jego inteligencji przerzucał karabin z ramienia na ramię, zmieniał obóz i wiarę.

ŚWIĘTA PRZESILENIA SŁONECZNEGO
nieokreślona publiczność, Alt-Rehse, 1938 r.

Święta przesilenia słonecznego wyrażają o wiele więcej, niż jakieś sztuczne i arbitralne uznanie ludzi dla zbawczego działania Słońca. Przesilenie słoneczne zapowiada wielkie wydarzenie, także wydarzenie w szeregach SS - rytualną walkę światła. Najlepsi z każdego batalionu wystąpią w ten wielki dzień. Święta przesilenia pozwolą im stoczyć walkę i zdobyć nagrodę... Podobnie jak słoneczna droga, również bieg ludzkiego życia powinien być wieczny. To jedna z prawd, których powinniśmy ponownie nauczyć naszych ludzi. Trzeba dać naszym mężczyznom, żonom i dziewczętom pojęcie czegoś wiecznego, naturalnego cyklu, naturalnej wiary. Wierzę, że to pozwoli naszemu ludowi (w przeciwieństwie do wszystkich innych ludów świata za wyjątkiem ludów kolorowych) zrealizować następujący cud: zwrócić życie i płodność ludowi, który już umierał. W takim właśnie przekonaniu świętujemy letnie i zimowe przesilenie słoneczne w szeregach SS.

WIARA W BOGA
święto rolników Rzeszy, 1939 r.

W Niemczech wielu ludzi zdaje się kwalifikować nas, członków SS, jako ludzi bez Boga i bez religii. Należy powiedzieć, że jako Oddziały Ochrony zajmujemy się mniej niż ktokolwiek wyznaniem innych i tym, do jakiego Kościoła przynależą. Nasza wiara w Boga Wszechmogącego jest jednak skrajnie głęboka i odrzucamy możliwość przyjęcia w nasze szeregi ludzi pretensjonalnych, aroganckich i głupich, jakimi są ateiści. Przypuszczenie, że bez owej wiary zaryzykowalibyśmy wykonanie zadań, jakie przydzielił nam wódz oznaczałoby poważną nieznajomość naszych metod. Jeśli nie będziemy wierzyć w całej pokorze w autorytet boski umieszczony nad nami i w porządek stworzony przez Boga bądźcie pewni, że nie znajdziemy swego miejsca pomiędzy naszymi przodkami i potomkami, pomiędzy nieskończoną na skalę ludzką przeszłością, a wieczną przyszłością, przyszłością, która będzie istniała dla naszego ludu tak długo, jak długo przetrwa ta planeta zwana Ziemią.

KULT PRZODKÓW
do generałów i szefów służb SS i policji, Berlin 1942 r.

... Czwarte i ostatnie zadanie, jakie będzie nas czekało w czasach pokoju, to upowszechnienie kultu przodków. Musimy skończyć w sposób jeszcze bardziej zdecydowany z chrześcijaństwem, z tą dżumą, najcięższą chorobą jaka dotknęła nas w całej naszej historii i która uczyniła nas najsłabszymi we wszystkich konfliktach. Jeśli nie zdoła tego uczynić nasze pokolenie, będzie się to jeszcze ciągnęło bardzo długo. Musimy skończyć z tą zarazą od wewnątrz. Dzisiaj, w dniu pogrzebu Heydricha potwierdzam w sposób całkowicie świadomy moją głęboką wiarę w Boga, wiarę w przeznaczenie, starożytną Waraldę. Musimy stworzyć nową hierarchię wartości dla wszystkich rzeczy, hierarchię dla makrokosmosu i dla mikrokosmosu, dla gwiazd nad naszymi głowami i dla świata w nas, dla tego świata, który widzimy w soczewce mikroskopu. Postawa tych megalomanów chrześcijan, którzy mówią o zdominowaniu Ziemi przez człowieka musi się pewnego dnia zmienić. Ich pycha musi zostać sprowadzona do właściwych proporcji. Człowiek nie jest absolutnie niczym wyjątkowym. Jest zaledwie punktem na tej ziemi. Jeśli zdarzy się wystarczająco gwałtowna burza, on jest już bezsilny. Nie może jej zupełnie przewidzieć. Nie ma żadnego pojęcia o porządku, jaki reprezentuje sobą najmniejsza mucha - bo jakkolwiek brzydka by była uosabia ona cud. Żadnego pojęcia o porządku, jaki reprezentuje sobą kwiat rozkwitający na gałęzi drzewa. Trzeba, by ów dzisiejszy chrześcijanin zaczął znów odnosić się do świata z należytym respektem. Wówczas odnajdzie on właściwą miarę, która pozwoli mu ocenić to, co jest nad nami i dostrzec ruch planet, w który jesteśmy wprzęgnięci.

Heinrich HIMMLER


tłumaczył Marek Tabor

Teksty przemówień znalezione w archiwach osobistych adiutanta Himmlera przejętych przez armię USA w 1945 r. Geheimreden 1933 bis 1945 und andere Ausprachen, Frankfurt 1974

brulion nr 17/18