wtorek, 16 grudnia 2014

Być albo nie być



Od ślubów jasnogórskich Jana Kazimierza, jakie wywołały chłopską partyzantkę, która zmiotła potop szwedzki aż do Solidarności lat 80-81 odnosiliśmy ważne sukcesy, lub przynajmniej potrafiliśmy się mobilizować w sytuacji, gdy patriotyzm łączył się w naszych ideałach i staraniach ze sprawiedliwością społeczną. Także w czasach ( np. 2 połowa XIX wieku), gdy nasz opór przejawiał się tylko na  niwie gospodarczej.

Wedle Jana Pawła II sprawiedliwość to „zasada odpowiedniej miary” dla danej społeczności w danym czasie  funkcjonująca w przeważająej części jej opinii. Nic więcej nie można tu dodać a jednak na ogół prawie wszyscy wiedzą, jak ona w danym czasie wygląda.

Jeszcze raz powtarzam to, co tyle razy pisałem. Jeśli te dwa dążenia – do sprawiedliwości społecznej oraz do godnego, niepodległego (prócz zobowiązań dobrowolnych) państwa strzegącego pryncypialnie swych interesów – rozejdą się w przestrzeni społecznej i politycznej a zwłaszcza, gdy wiodącą rolę uzyska tendencja nie przykładająca większej wagi do obu tych zasad, stajemy w obliczu zagrożenia niezależnie od jakichkolwiek innych okoliczności.

Obecnie rządzi nami formacja tak skrajnie neoliberalna, jak chyba nigdzie na  świecie. Dlatego obie zasady, jakie wymieniłem, są dla  niej odległe. Nie trzeba tu nic udowadniać, fakty aż krzyczą !!!

W pozostałej części świata politycznego mamy wyraźne rozdzielenie zasady pierwszej ( sprawiedliwośc społeczna) od zasady patriotyzmu. Formacje, jakie mają dążenia patriotyczne, sprawiedliwość społeczną traktują jako albo mało ważny dodatek, albo jako instrumentalne hasło, którego się w praktyce  nie przestrzega. Większość przestrzeni medialnej tej opcji ( choć nie cała) sprzyja samobójczej tendencji gospodarczej obozu rządzącego. Samobójczej dla Państwa i Narodu.

Ludzie mający w sobie ducha patriotyzmu a jednocześnie pragnący sprawiedliwości w życiu publicznym i ekonomicznym, nie są w ogóle zorganizowani, choć cały etos „S” właśnie na związaniu tych dwu wartości polegał.

Z kolei istnieje niemała liczba osób pozostająca mentalnie w PRL pod wpływem ideologii komunistycznej. W warunkach skrajnych niesprawiedliwości obecnego systemu ludzie ci zaczynają z sentymentem wspominać dawne czasy, gdzie np. nie było bezrobocia.
Takie były przyczyny wyników wyborów w 1993 i w 2001 roku, gdy po kilku latach skandalicznych „reform” rządów pod sztandarem „S” ( a w istocie przeciw jej etosowi) formacje komunistyczne uzyskały w parlamencie znaczną większość, bo ludzie ( nie tylko ci mentalnie związani z ideologią komunistyczną) mieli  rządów pseudo „S” powyżej uszu.

Ponieważ nie ma formacji lewicowej patriotycznej, istnieje część opinii publicznej i elektoratu, ceniąca sobie ideały sprawiedliwości, ale zupelnie niewrażliwa na patriotyzm. Dla takich ludzi prawda o II wojnie zawiera się w „czterech pancernych” a prawdę o Kuklińskim serwują z ekranów telewizji założonej przez Urbana przy pomocy wybitnych TW najwyżsi oficerowie WSI chodzący cały czas w glorii chwały.

Reprezentacja polityczna tej części opinii ma od dawna kompletnie złamany charakter przez lata wasalstwa w PRL i liże stopy każdego, kogo się da – Rosji, Brukseli, Niemiec i USA (Klewki). W zakresie gospodarczym co prawda łagodzi kanty neoliberalizmu i daje ludziom odsapnąć, ale niewiele się różni w praktyce od pozostałych tendencji w tym zakresie.

Mamy więc sytuację bez wyjścia. A raczej z jednym tylko, wspomnianym na wstępie. To znaczy takim, gdzie tendencja zmierzająca do sprawiedliwości społecznej oraz niekłamany, zdecydowany patriotyzm zwiążą się razem i rozetną ten węzeł gordyjski.

Inaczej będzie źle, bardzo. Do wczoraj myslałem, że ten tekst będzie się odnosił do wydarzeń wewnątrz krajowych tylko. Dziś obawiam się, że nie tylko.

To wszystko.  Bywajcie.

Mariusz Muskat

0 komentarze:

Prześlij komentarz