czwartek, 9 sierpnia 2012

Z. Słowik o Kościele i dialogu

Nie od dziś opowiadamy się za dialogiem z marksistami (i w ogóle ateistami) w imię wspólnego dobra, za dialogiem opartym na wzajemnym szacunku i poszukiwaniu punktów zbieżnych. Z radością dostrzegamy gotowość do takiego dialogu występującą u niektórych ludzi na lewicy, czego dowodem jest opublikowany przez "Przegląd" wywiad z dr. Zdzisławem Słowikiem z Towarzystwa Kultury Świeckiej. Fragment owego wywiadu przytaczamy poniżej.
Pozytywnie oceniając poglądy dr. Słowika nie możemy jednak nie skrytykować jednej z jego wypowiedzi. Otóż jako jeden z celów swego obozu dr Słowik stawia "usunięcie symboli religijnych z przestrzeni publicznej". Uważamy, że ta kwestia wymaga doprecyzowania. Jako chrześcijanie wolni od pokusy fundamentalizmu i teokracji możemy zgodzić się na usunięcie symboli religijnych z INSTYTUCJI publicznych, jednak PRZESTRZEŃ publiczna to pojęcie szersze. Wdrożenie postulatu dr. Słowika oznaczałoby w praktyce działania absurdalne tudzież ograniczające wolność jednostki, bo pociągałoby za sobą usuwanie np. przydrożnych kapliczek czy zakaz noszenia krzyżyków na szyi.

Z doktorem Zdzisławem Słowikiem - redaktorem naczelnym dwumiesięcznika „Res Humana”, wiceprezesem Towarzystwa Kultury Świeckiej im. Tadeusza Kotarbińskiego, autorem wydanej w tym roku książki „Na drogach polskiego dialogu (1962-1990)”, rozmawia Krzysztof Pilawski.

/.../

P: Walka z Kościołem, antyklerykalizm nie stanowią o tożsamości lewicy. Po wielkim kryzysie przełomu lat 20. i 30. ubiegłego wieku Kościół dostrzegł problemy społeczne, z kolei marksiści po doświadczeniu stalinizmu zaczęli doceniać jednostkę, człowieka, wartość postaw etycznych. Może warto nie tylko konfrontować się z Kościołem, lecz także rozmawiać ze środowiskami mu bliskimi?


O: Jak najbardziej. Środowiska lewicowe, jak mi się zdaje, zapominają, że Kościół był jednym z głównych architektów przemian ustrojowych w naszym kraju. Pokazałem w książce, rekonstruując dialog toczony z Kościołem w PRL, jak doniosłą rolę odegrał on w dojściu do Okrągłego Stołu, porozumieniu między władzą a opozycją.

P: To była zupełnie inna rzeczywistość.


O: Jednak tamto doświadczenie jest nadal aktualne – z Kościołem można rozmawiać o bardzo wielu ważnych sprawach, może on być sojusznikiem pozytywnych, korzystnych dla społeczeństwa przemian. W kwietniu na neutralnym gruncie Uniwersytetu Warszawskiego z mojej inicjatywy doszło do debaty z udziałem dwóch przedstawicieli Episkopatu na temat nauczania etyki i religii w szkole. To niewielka inicjatywa dialogowa, ale należy pamiętać, że po 1989 r. nie odbyła się żadna poważna dyskusja środowisk lewicowych i kościelnych. Kościół, który jest wielkim organizmem, skupia przedstawicieli skrajnie różnych opcji ideowych i politycznych. Zmagają się w nim rozmaite żywioły, czego dowodem jest widoczna niekonsekwencja. Z jednej strony, Episkopat wyraża zaniepokojenie z powodu brutalizacji życia politycznego w Polsce, wysokiej temperatury konfliktu politycznego, z drugiej zaś, hierarchowie popierają podgrzewającego konflikt Tadeusza Rydzyka.

P: O czym eksperci i intelektualiści działający na zapleczu politycznej lewicy mogliby rozmawiać?


O: Choćby o osłabianiu wspomnianej agresji politycznej, która przybiera coraz radykalniejsze formy. Wielkim tematem jest kwestia sprawiedliwości społecznej, narastających nierówności, nadmiernego bogacenia się jednych przy równoczesnym pogrążaniu się w skrajnej biedzie drugich. To budzi frustrację i konflikty społeczne, których skutki mogą się okazać znacznie groźniejsze niż skutki walki politycznej. Choć socjolodzy przekonują, że Polsce nie grozi bunt, lepiej zawczasu rozbroić tykającą bombę, skłonić państwo do prowadzenia aktywnej polityki społecznej zmierzającej do niwelowania nierówności.

P: Jaki interes ma w tym Kościół?


O: W regionach dotkniętych biedą kościoły często świecą pustkami. W Łodzi, w której zlikwidowano ogromną część przemysłu, w niedzielnej mszy uczestniczy 25-30% mieszkańców. Podobnie jest w Sosnowcu – wzrost bezrobocia i biedy w tym kojarzonym ostatnio z rodziną Madzi mieście odbił się na aktywności wiernych. Ubóstwo i rozwarstwienie społeczne powodują, że ludzie czują się opuszczeni nie tylko przez władzę, ale i przez Kościół, od którego bezskutecznie oczekują pomocy i opieki. Patrząc na okazałe dobra kościelne, pytają: gdzie jest Kościół? Co robi? Instytucja ta mogłaby sięgnąć do zapomnianych dokumentów Soboru Watykańskiego II, który sformułował bardzo bliski wrażliwości lewicy program społeczny.

P: Lewica i Kościół tworzące wspólny antykapitalistyczny front?


O: Kościół tego nie kupi, bo jest bardzo związany z kapitalizmem.

P: IKEA przyciąga w niedzielę ludzi bardziej niż niejeden kościół…


O: Kościół zdaje sobie sprawę z realiów, nie chce wchodzić w bezpośrednie starcie ze świątyniami konsumpcji. Wbrew pozorom jest bardzo pragmatyczny. Chce utrzymać aktywa, które ma, a nie wdawać się w walkę, której wynik jest niepewny.

P: Skrajny indywidualizm, hedonizm, pieniądz jako miara wartości człowieka…


O: Tu jest o czym rozmawiać. Egoizm zabija więzi rodzinne, koleżeńskie i społeczne. Przesiąknięci reklamowym sloganem „jesteś tego warty”, przekonani o wyższości mieć nad być konsumenci nie będą podatni ani na nauki Kościoła, ani na hasła lewicy. Wielkie korporacje prostytuują wartości, wykorzystując w promocji marek nawet czerwone sztandary i sutanny. W czasie Euro sięgnęły po patriotyzm – producent piwa zachęcał do śpiewania hymnu państwowego…

P: Czy w Kościele i na jego zapleczu dostrzega pan ludzi gotowych do dialogu?


O: Niektórzy młodsi hierarchowie, w tym biskupi, z którymi miałem okazję rozmawiać, wydają się otwarci na kontakty z lewicą laicką – to pojęcie wprowadzone przez Adama Michnika w czasie dialogu ze środowiskami kościelnymi w latach 70. uważam za trafne. Dostrzegam rosnącą potrzebę dialogu w kręgach skupionych wokół „Więzi” i „Znaku”. Z naszej strony – ekspertów i intelektualistów powiązanych z lewicą polityczną – nie brakuje chętnych do podobnej rozmowy.

P: Jak ma się ona do krzyża i religii, od których rozpoczęliśmy rozmowę?


O: Nie chciałbym, aby na lewicy zaczęto się licytować, kto mocniej dołoży Kościołowi. Nikt nie dołoży, bo cokolwiek byśmy mówili o kryzysie w Kościele, poparcie społeczne w dalszym ciągu jest po jego stronie. Budując barykady, kopiąc okopy, lewica odgradza od siebie wielu ludzi, którzy choć mają podobną wrażliwość i bardzo różnie myślą o Kościele, postawieni wobec wyboru, opowiedzą się po jego stronie. Siła tradycji wciąż jest wielka. Zamiast się izolować, lepiej szukać kontaktu, tworzyć przestrzeń dialogu. Nie ma powodu, by lewica bała się Kościoła, nie widzę jednak sensu, by na Kościół krzyczeć.

0 komentarze:

Prześlij komentarz